Reklama

Zawsze byłam kimś, kto wierzył, że jak się stara, to się uda. Że jak kochasz wystarczająco mocno, to związek przetrwa wszystko – nudę, ciche dni, nawet zdrady emocjonalne, których nie nazwiesz głośno, żeby nie musieć się z nimi zmierzyć. Że jeśli dasz od siebie sto procent, to druga osoba w końcu też coś da. Ale teraz już wiem, że to nie działa. Że czasem dajesz z siebie wszystko, a ktoś po prostu przestaje cię widzieć.

Z Kamilem byliśmy razem osiem lat. Ślub był skromny, ale radosny. Wspólne życie z początku przypominało dobrze zgraną drużynę – dzieliliśmy się obowiązkami, śmialiśmy z tych samych głupot. Ale z czasem... coś się wypaliło. A może to ja się wypaliłam, ciągle próbując ratować coś, co już dawno zaczęło tonąć.

Wakacje były moim pomysłem.

– Spróbujmy jeszcze raz – powiedziałam. – Pojedźmy gdzieś, tylko we dwoje. Może uda nam się odzyskać tę bliskość.

Kamil niechętnie się zgodził. Ja kupiłam bilety, znalazłam hotel, spakowałam walizki. On tylko usiadł w samochodzie. Już wtedy coś ścisnęło mnie w żołądku. Jakby to nie były wakacje, tylko ostatnia deska ratunku. Ale tylko ja działałam.

Pierwsze dni to była cisza. Siedzieliśmy obok siebie przy basenie, ale jakby oddzielała nas niewidzialna szyba. On z nosem w telefonie, ja udająca, że słońce i drinki to wszystko, czego potrzebuję do szczęścia. Ale kiedy poprosiłam go o wspólne zdjęcie, ta szyba pękła. I usłyszałam coś, co rozlało się po mnie jak lód.

Odmówił mi nawet jednego zdjęcia

– Kamil, zróbmy sobie zdjęcie, no… To nasze pierwsze wspólne wakacje od dawna – powiedziałam, wyciągając telefon.

– Daj spokój, nie lubię zdjęć – burknął bez odrywania wzroku od ekranu.

– Ale ja lubię. To tylko jedno zdjęcie, żeby mieć pamiątkę… – naciskałam, starając się mówić łagodnie, choć w środku już mi się gotowało.

– Nie mam ochoty – rzucił i wstał z leżaka. – Idę się wykąpać.

Zatkało mnie. Spojrzałam za nim, jak oddala się w stronę basenu, jakby uciekł z rozmowy. A może po prostu ode mnie?

Usiadłam z powrotem na leżaku i wbiłam wzrok w taflę wody. Obok mnie para w średnim wieku robiła sobie selfie z drinkami. Śmiali się, dotykali policzkami, ona nawet całowała go w ramię. I nagle poczułam się... żałośnie.

Nie chodziło tylko o to zdjęcie. Chodziło o to, że od miesięcy nie czułam, żeby mnie chciał. Żeby mnie dostrzegał. A teraz nawet wspólne zdjęcie było problemem. Jakby mnie było za dużo. Jakby się mnie wstydził.

Wstydzisz się mnie? – zapytałam później, kiedy wrócił, ociekając wodą i nawet na mnie nie spojrzał.

– Co ty znowu wymyślasz, Julia? Przecież mówiłem, że nie lubię zdjęć. Po co te sceny?

– Nie robię scen. Po prostu... chciałabym poczuć, że jestem dla ciebie kimś więcej niż współlokatorką na all inclusive – wybuchnęłam. – Że chociaż tu spróbujesz być... obecny.

Patrzył na mnie bez słowa z tą swoją zmęczoną obojętnością. A ja nagle poczułam, że jestem na tych wakacjach sama. Bardziej niż kiedykolwiek.

Zapytałam go wprost

Wieczorem w pokoju hotelowym panowała gęsta cisza. Przez chwilę tylko dźwięk klimatyzatora wypełniał przestrzeń, ale nawet on działał mi na nerwy.

– Kamil… – zaczęłam cicho. – Możemy normalnie porozmawiać?

Siedział na łóżku z telefonem w ręku, jakby nie usłyszał. Ale słyszał, tylko udawał, że nie. Przeciągnęłam ręką po twarzy, czując narastającą złość.

– Kamil, do cholery, słyszysz mnie? – podniosłam głos.

– O czym mamy rozmawiać? – westchnął, odkładając telefon, ale nawet na mnie nie spojrzał.

– Naprawdę nie widzisz, co się z nami dzieje? – stanęłam naprzeciw niego. – Siedzimy tu razem, ale jesteśmy osobno. Ty uciekasz w telefon, w milczenie. Nawet na wspólne zdjęcie nie masz ochoty. Czy ty w ogóle jeszcze chcesz być ze mną?

Uniósł wzrok. Przez sekundę zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego – nie smutek, nie złość, tylko... pustkę.

Nie wiem – odpowiedział cicho. – Może po prostu przestaliśmy do siebie pasować.

Tego się nie spodziewałam. Cofnęłam się o krok w tył, jakby jego słowa mnie uderzyły.

– Czyli po ośmiu latach małżeństwa, po wszystkim, co razem przeszliśmy… ty „nie wiesz”? – wyszeptałam.

Kamil wstał z łóżka, sięgnął po kluczyk do pokoju.

– Idę się przejść – rzucił.

– Teraz? – zapytałam drżącym głosem. – Po takiej rozmowie?

Nie odpowiedział. Zamknął za sobą drzwi. Zostałam sama. Po raz pierwszy poczułam, że mogę go naprawdę stracić. A może... już go straciłam.

Jednak robił jakieś zdjęcia

Po powrocie do domu nie rozmawialiśmy z Kamilem prawie wcale. Wakacje się skończyły, ale chłód między nami tylko się pogłębił. Wracał późno, unikał patrzenia mi w oczy. Udawałam, że wszystko jest w porządku, choć serce rwało się do krzyku.

Pewnego wieczoru postanowiłam zrobić porządek w naszej galerii zdjęć. Chciałam przynajmniej zachować te kilka wspólnych kadrów, które udało mi się ukradkiem zrobić. Wzięłam do ręki jego telefon – leżał bez hasła, jak zawsze – i weszłam do galerii.

Zatrzymałam się na chwilę. Ostatnie zdjęcia z naszej podróży były... dziwne. W tle basen, który dobrze znałam. Ale nie ja byłam na tych zdjęciach. Była tam ona.

Młoda dziewczyna. Opalona, z długimi włosami, uśmiechnięta. W jednej ręce drink, w drugiej okulary przeciwsłoneczne. I on – mój mąż – tuż obok niej. Uśmiechnięty. Rozluźniony. Inny niż wtedy, gdy był ze mną.

Z każdym kolejnym zdjęciem moje ręce drżały coraz bardziej. Było ich dziesiątki. Selfie z basenu, przy barze, pod palmami. Jedno nawet w pokoju hotelowym – ona owinięta ręcznikiem, on z rozwianą koszulą. Serce mi stanęło.

– Nie… nie, to nie możliwe… – wyszeptałam, przysiadając na brzegu kanapy. Nie mogłam oddychać. Czułam się, jakby ktoś właśnie wyrwał mi żołądek. Zaczęłam trząść się jak w febrze.

Zrobiło mi się słabo. Przewijałam dalej, jak w jakimś ciągłym amoku, aż ekran rozmazał się od łez. On ją fotografował. Z pasją. Z czułością. Ze wzrokiem, jakiego ja nie widziałam od lat. A mnie… mnie nawet nie chciał objąć… obiektywem.

Do niej się uśmiechał

Wieczorem, kiedy wrócił z pracy, już na niego czekałam. Siedziałam przy stole, przy którym wcześniej wspólnie planowaliśmy wakacje. Teraz leżał tam jego telefon. Odblokowany. Otwarta galeria.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale tylko przez ułamek sekundy. Potem zobaczył, co leży na stole. Zbladł.

Kim ona jest? – zapytałam spokojnie, aż za spokojnie.

Milczał. Wpatrywał się we własny telefon, jakby to był obcy przedmiot.

– Kamil, do cholery, kim ona jest?! – wrzasnęłam, tracąc kontrolę. – Z nią potrafiłeś się uśmiechać, robić zdjęcia, być obecny! A ja? Ja cię błagałam o jedno wspólne selfie!

– Julia… – zaczął cicho. – To nie tak…

– Nie tak?! To jak? To może telefon sam zrobił wam te zdjęcia?! – krzyknęłam, rzucając aparat na sofę. – Nie ściemniaj, widziałam wszystko. Dziesiątki zdjęć. Ona nawet miała na sobie moje pareo!

– To Karolina – powiedział w końcu. – Poznałem ją przy basenie. Rozmawialiśmy, czasem siedzieliśmy razem… To nic nie znaczyło. Przysięgam, nie doszło do niczego między nami.

Parsknęłam śmiechem. Zranionym, pustym, gorzkim.

– Nic nie znaczyło? Ty naprawdę myślisz, że to mnie pocieszy? – Wstałam. – Z nią potrafiłeś być „normalny”. A dla mnie miałeś tylko obojętność. Ciszę. Plecy.

Nie odpowiedział. Patrzył w podłogę jak zbity pies.

Czy ty mnie jeszcze kochasz? – zapytałam cicho, ledwo słyszalnie.

Nie odpowiedział. To bolało bardziej niż wszystko inne. Zabrałam klucze, telefon, torbę. Nie zabrałam nic więcej.

– Śpisz na kanapie. Jeśli w ogóle tu jeszcze będziesz spał – rzuciłam przez ramię, wychodząc z mieszkania.

Drzwi zamknęły się z trzaskiem, który wciąż słyszę w głowie.

Wszystko sobie przemyślałam

Zawsze wierzyłam, że zdrada to pocałunki, łóżko, gorączkowe szepty w hotelowych pokojach. Ale teraz już wiedziałam – najgorsza zdrada zaczyna się od spojrzenia. Od śmiechu przy kimś innym. Od robienia zdjęć, których on nie chce robić ze mną.

Owinęłam się swetrem. Drżałam, ale nie z zimna. Próbowałam zrozumieć, kiedy to wszystko się zepsuło. Czy to był tamten dzień, kiedy przestał wracać do domu na czas? Czy wtedy, kiedy ja wciąż pytałam, a on tylko wzruszał ramionami? Czy może... po prostu kiedyś przestał mnie kochać, a ja zbyt długo tego nie chciałam widzieć?

Na zmianę chodziłam i siedziałam tak do świtu. O szóstej rano wróciłam do mieszkania. Cicho, na palcach. Zastałam go śpiącego na kanapie. Z telefonem w dłoni. Z tą samą pustką w wyrazie twarzy, jaką znałam z ostatnich miesięcy.

Podeszłam, popatrzyłam. I nic nie poczułam. Ani nienawiści, ani miłości. Tylko ogromne zmęczenie. Może to koniec? A może dopiero początek czegoś zupełnie innego?

Julia, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama