„Na urlop pojechałam na kurs surfingu na Hel. Żałowałam już od pierwszego dnia, ale zostałam i zmieniłam swoje życie”
„Instruktor mówił z pasją, ale kiedy patrzył na mnie, wyraźnie widziałam, że ocenia moje szanse na sukces jako niewielkie. Może i moje umiejętności nie były na poziomie innych, ale zamiast się zniechęcić, postanowiłam, że mu udowodnię, że się myli”.

- Redakcja
Moje życie było, można by rzec, dość przewidywalne. Praca w korporacji, popołudnia spędzane na siłowni, a weekendy z książką lub filmem. Lubiłam to, ale gdzieś w głębi czułam, że czegoś mi brakuje. Pewnego dnia, przeglądając internet, natrafiłam na ofertę kursu surfingu na Helu. Serce zabiło mi szybciej. Nie wiedziałam, skąd ta nagła chęć, ale postanowiłam spróbować. Może to była potrzeba ucieczki od monotonii, a może po prostu chciałam poczuć, że żyję.
Zanim się zorientowałam, siedziałam w pociągu na Hel. Słońce przeświecało przez okno, a ja trzymałam w dłoniach folder z informacjami o kursie. „Początkujący mile widziani” – obiecywał, ale ja czułam się, jakby miał na mnie czekać ocean pełen rekinów. Lęk i podekscytowanie przeplatały się w mojej głowie. Na miejscu wszystko wydawało się takie nowe i nieznane. Piasek był ciepły pod stopami, a szum fal wydawał się zapraszać mnie do ich świata.
Przy recepcji spotkałam innych uczestników, każdy z własnymi nadziejami i obawami. Jedna dziewczyna opowiadała, jak od dziecka marzyła o surfingu, inny chłopak wspominał, że to jego kolejna próba nauczenia się tego sportu. Ja starałam się nie myśleć o tym, co może pójść nie tak. To była moja chwila, moje wyzwanie.
Uparłam się, że dam radę
Na pierwszej lekcji stanęłam na piasku, trzymając deskę, która wydawała się ważyć tonę. Na pewno nie wyglądałam na osobę pewną siebie, ale uparcie próbowałam to zignorować. Wtedy podszedł do mnie Bartek, nasz instruktor. Wyglądał na osobę, która wie, co robi, z charyzmą, która kazała innym słuchać. Od razu zauważyłam jego pewny siebie uśmiech i lekką nutę ironii w jego spojrzeniu.
– No dobrze, Kasia – zaczął, patrząc na mnie z góry. – Zobaczymy, co potrafisz. Zaczniemy od podstaw, ale mam nadzieję, że nie boisz się wody.
Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam, że moje serce bije jak oszalałe.
– Nie boję się – odpowiedziałam z udawaną pewnością siebie. – Nie jestem tutaj, żeby się bać. Chcę się nauczyć.
Bartek uniósł brew, jakby chciał powiedzieć: „Zobaczymy”.
Lekcja zaczęła się od instrukcji na sucho. Bartek tłumaczył, jak utrzymać równowagę, jak wstać na desce i nie dać się ponieść fali. Mówił z pasją, ale kiedy patrzył na mnie, wyraźnie widziałam, że ocenia moje szanse na sukces jako niewielkie. Czułam, że moje umiejętności nie są na poziomie innych, ale zamiast się zniechęcić, postanowiłam, że mu udowodnię, że się myli.
Podczas przerwy zauważyłam, jak Bartek rozmawia z innymi uczestnikami, śmiejąc się i żartując. Kiedy podszedł z powrotem do mnie, zauważyłam cień rozbawienia w jego oczach.
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał z lekkim uśmiechem.
– Oczywiście, że tak. Każdy kiedyś zaczyna – odpowiedziałam stanowczo.
Bartek pokiwał głową z udawanym powagą.
– No dobrze. To zobaczymy, jak ci pójdzie na wodzie.
Kiedy po raz pierwszy weszłam do wody z deską, poczułam, jak fale oblewają mnie zimną wodą, a deska była niepewna pod moimi stopami. Mimo to za każdym razem, kiedy upadałam, podnosiłam się z determinacją, a Bartek obserwował mnie z dystansu, jakby czekając na moment, kiedy się poddam.
Ja jednak nie miałam zamiaru się poddać. Może to jego ironiczne uwagi, a może mój własny upór, ale byłam gotowa zrobić wszystko, by pokazać, że potrafię. Jak się okazało, to był dopiero początek mojej przygody.
Wciągnęłam się w tę przygodę
Kolejne dni były pełne zmagań i małych zwycięstw. Każdego ranka, gdy wstawałam z łóżka, czułam ból w mięśniach, o których istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Mimo to z determinacją, której sama nie rozumiałam, wracałam na plażę. Bartek nadal obserwował mnie z dystansu, czasem z nutą ironii w głosie rzucając mi uwagi, które miały mnie zmotywować, a czasem sprawiały, że chciałam mu udowodnić swoją wartość jeszcze bardziej.
Z czasem zaczęłam dostrzegać postępy. Pierwszy raz, kiedy udało mi się wstać na desce i utrzymać równowagę przez kilka sekund, poczułam przypływ euforii. Fale, które wcześniej wydawały się być moimi wrogami, teraz stawały się przyjaciółmi, z którymi zaczynałam się porozumiewać na ich własnym języku. Każda próba kończąca się sukcesem dodawała mi skrzydeł i pewności siebie, której wcześniej nie znałam.
Często w chwilach, gdy leżałam na piasku, pozwalając słońcu wysuszyć słoną wodę na mojej skórze, zamykałam oczy i myślałam o Bartku. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo chcę mu udowodnić, że się mylił co do mnie. Czy to tylko upór? A może coś więcej? Może jego sceptyczne uwagi były sposobem na zmotywowanie mnie do przekraczania własnych granic, a może... po prostu chciałam zdobyć jego uznanie.
Była jeszcze jedna myśl, która mnie nie opuszczała. Coś w jego spojrzeniu, w sposobie, w jaki się do mnie zwracał, zaczynało budzić we mnie nieznane emocje. Nie chciałam jeszcze tego analizować, ale wiedziałam, że między nami rodzi się coś, co może zmienić więcej niż tylko moje podejście do surfingu.
Codzienne wyzwania na falach dawały mi nie tylko fizyczną siłę, ale i mentalną odporność. Każda zrealizowana lekcja była krokiem do przodu, a każda nieudana próba lekcją pokory. To doświadczenie zaczynało mnie kształtować na nowo, a ja, z każdą chwilą spędzoną na desce, czułam się coraz bardziej pewna siebie. W tym wszystkim odkryłam, że surfowanie nie jest tylko sportem, ale podróżą do zrozumienia samej siebie.
Rozumieliśmy się bez słów
Z każdym dniem, gdy wchodziłam na plażę, czułam, że relacja między mną a Bartkiem się zmienia. Nie były to już tylko lekcje surfingu, ale coś więcej – jakby niewidzialna nić zaczynała łączyć nas coraz mocniej. Bartek z czasem stał się mniej ironiczny, a bardziej wspierający. Zaczął mi kibicować, chwaląc moje postępy, choć jego uwagi wciąż były przesycone lekką drwiną.
Pewnego popołudnia, po intensywnej lekcji, usiedliśmy razem na piasku. Bartek, patrząc na horyzont, nagle się odezwał:
– Wiesz, Kasia, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem twojej determinacji. Niewiele osób ma w sobie taką wolę walki.
Spojrzałam na niego zaskoczona, nieco speszona tym szczerym wyznaniem.
– Dziękuję. Myślę, że to też dzięki tobie. Twoje uwagi mnie motywują.
Uśmiechnął się, ale w jego oczach dostrzegłam coś więcej niż zwykłą radość.
– Cieszę się, że to zauważasz. Surfing jest dla mnie czymś więcej niż tylko sportem. To sposób na życie, na zrozumienie siebie i świata.
Postanowiłam podzielić się swoją historią. Opowiedziałam mu o swoim życiu, pracy, monotonii, z której chciałam się wyrwać. Zdradziłam, jak przypadkowe spotkanie z ofertą kursu zmieniło moje plany. Bartek słuchał uważnie, a potem dodał:
– Dla mnie surfing to sposób na ucieczkę. Kiedyś miałem wrażenie, że utonę w problemach, a fale nauczyły mnie, że czasem trzeba po prostu płynąć z prądem i ufać, że woda cię poniesie. Tak jak ty, szukałem swojej drogi, swojego miejsca.
Cisza, która zapadła między nami, była pełna zrozumienia. Żadne z nas nie musiało nic więcej mówić. Było jasne, że coś między nami kiełkuje, ale oboje jeszcze nie potrafiliśmy tego zdefiniować. Była to mieszanina emocji, które z jednej strony mnie pociągały, a z drugiej przerażały.
Bartek odwrócił się do mnie i z lekkim uśmiechem powiedział:
– Czasem fale są większe, niż się spodziewamy, ale to właśnie dzięki nim uczymy się utrzymywać równowagę.
Zdałam sobie sprawę, że nie tylko na desce szukam równowagi. Życie stawiało przede mną nowe wyzwania, a ja czułam, że Bartek staje się częścią tej nowej rzeczywistości.
Stało się coś niesamowitego
Dzień konkursu dla początkujących surferów nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Plaża była pełna ludzi, a ja czułam, jak adrenalina miesza się z lękiem w moim ciele. Przez ostatnie tygodnie przygotowywałam się do tego momentu, ale teraz, stojąc na piasku i patrząc na wzburzone morze, zaczynałam mieć wątpliwości. Bartek podszedł do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
– Pamiętaj, Kasia, to tylko kolejna fala do pokonania – powiedział z ciepłym uśmiechem. – Wierzę w ciebie.
Jego słowa przyniosły mi ulgę i przypływ odwagi. Uśmiechnęłam się do niego, wiedząc, że niezależnie od wyniku, już wygrałam coś cenniejszego – nowe doświadczenia, pewność siebie i, być może, przyjaciela na całe życie.
Gdy zaczęła się moja kolej, weszłam na desce do wody, starając się zignorować nerwy. Skupiłam się na rytmie fal, przypominając sobie wszystkie lekcje i wskazówki Bartka. Poczułam, jak fala podnosi mnie, a adrenalina popycha do działania. Kiedy udało mi się wstać na desce i utrzymać równowagę, czas jakby stanął w miejscu. Byłam tylko ja, morze i ta niesamowita chwila, kiedy wszystko było możliwe.
Gdy wróciłam na plażę, tłum wiwatował, a ja czułam, jak serce bije mi w piersi z radości. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się udało. Bartek podszedł do mnie z szerokim uśmiechem i chwycił mnie w objęcia.
– To było niesamowite! – krzyknął, a jego entuzjazm był zaraźliwy. – Zrobiłaś to!
Kiedy ogłoszono wyniki, a moje imię padło jako zwyciężczyni, poczułam mieszankę niedowierzania i euforii. Bartek podszedł do mikrofonu i w obecności wszystkich powiedział coś, co zapadło mi w pamięć:
– Kasia uratowała mój sezon. Jej upór i uśmiech przypomniały mi, dlaczego kocham to, co robię. Jej sukces to dowód na to, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko się tego naprawdę pragnie.
Stałam tam, oszołomiona, a jednocześnie pełna dumy i wdzięczności. Spojrzałam na Bartka, czując, jak jego słowa wypełniają mnie szczęściem. To był moment, który chciałam zapamiętać na zawsze.
Postanowiłam zaryzykować
Po konkursie nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. Pakując rzeczy, zastanawiałam się, co przyniesie przyszłość. Wiedziałam, że surfing stał się częścią mnie, podobnie jak wspomnienia tego lata i nasza nowa, rodząca się relacja z Bartkiem.
Kiedy wsiadaliśmy do pociągu powrotnego, poczułam mieszankę radości i nostalgii. Bartek usiadł naprzeciwko mnie, a nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się lekko, jakby czytał w moich myślach.
– Trochę dziwnie tak wracać, prawda? – zapytał, przerywając ciszę.
– Bardzo – przyznałam, uśmiechając się. – Ale wiem, że to nie koniec. Myślę, że surfing stał się częścią mnie na dobre.
– Cieszę się, że tak mówisz – odpowiedział Bartek, opierając się wygodnie na siedzeniu. – Może to lato było tylko początkiem naszej wspólnej pasji.
Spojrzałam przez okno, obserwując, jak krajobraz za szybą zmienia się z każdą chwilą. Wspomnienia ostatnich tygodni przelatywały mi przez głowę jak film. Każda fala, każdy upadek i każdy sukces były cegiełką, z której zbudowałam nową siebie.
Bartek kontynuował:
– Myślałem o tym, żeby otworzyć szkołę surfingu w mieście. Może to szaleństwo, ale kto wie? Może znajdę kogoś, kto mi w tym pomoże.
Jego słowa zawisły w powietrzu, a ja poczułam, jak serce bije mi szybciej. To był moment, kiedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja zrozumiałam, że nie jestem w tym sama. Chociaż przyszłość była niepewna, czułam, że razem możemy stawić czoła każdemu wyzwaniu.
– Brzmi jak świetny pomysł – odpowiedziałam, próbując ukryć swoją ekscytację w głosie. – Chętnie bym pomogła, jeśli tylko będziesz mnie potrzebował.
Bartek uśmiechnął się, a ja poczułam, że to nie tylko słowa. Nasza relacja zmieniła się z przypadkowego spotkania na coś głębszego, coś, co miało szansę przetrwać próbę czasu.
Gdy pociąg wtoczył się na peron w naszym mieście, czułam, że nic już nie będzie takie samo. Nowe możliwości, nowe marzenia i wspólna pasja otwierały przed nami nowy rozdział.
Nagle zmieniłam wszystko
Kiedy kilka tygodni po powrocie usiadłam przy biurku w swoim mieszkaniu, przyglądałam się fotografiom z Helu. Każde zdjęcie przypominało mi o tych chwilach – pełnych emocji, wyzwań i odkryć. Oglądając siebie na desce, poczułam dumę z tego, jak wiele się nauczyłam, nie tylko o surfingu, ale także o sobie samej.
Zmieniłam się nie do poznania. Surfing okazał się czymś więcej niż tylko sportem; stał się metaforą mojego życia. Każda fala, z którą się zmagałam, była jak wyzwanie, które nauczyło mnie cierpliwości i determinacji. Każda próba i każdy sukces utwierdzały mnie w przekonaniu, że można osiągnąć wszystko, jeśli tylko ma się odwagę podjąć pierwsze kroki.
Bartek odegrał w tym wszystkim ogromną rolę. Jego wiara w moje możliwości i jego własna historia stały się inspiracją, która pomogła mi zrozumieć, że zmiany są dobre. Były chwile, kiedy myślałam, że wszystko pójdzie na marne, ale on zawsze był obok, przypominając mi, że to tylko kolejne fale do pokonania.
Katarzyna, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na wakacjach nad Bałtykiem straciliśmy ponad 10 tysięcy, czas i nerwy. Za rok za taką kasę polecimy do Grecji”
- „Puściłam męża samego na wakacje do Chorwacji, żeby odpoczął od dzieci. Zamiast magnesu przywiózł papiery rozwodowe”
- „Pojechałam na urlop do Chorwacji pociągiem i to był koszmar. Spędziłam 40 h upchnięta w przedziale jak grzyby w słoiku”

