„Na szkolnej wywiadówce opadła mi szczęka. Gdy nauczycielka mówiła o moim synu, byłam pewna, że się pomyliła”
„Mijamy się. Wiem o nim coraz mniej. Co lubi, z kim się trzyma, czy się zakochał? Nie mam pojęcia. Mam wyrzuty sumienia. Ogromne. Bo nie o takim macierzyństwie marzyłam. Miałam być mamą obecną, nie cieniem przemykającym między kuchnią a laptopem”.

- Redakcja
Codziennie wstaję o 6:15. Dwadzieścia minut później siedzę już przy kawie, wpatrując się w pustą ścianę w kuchni. Nie dlatego, że nie mam nic innego do roboty. Po prostu potrzebuję tej jednej, jedynej chwili ciszy, zanim znowu zacznie się kołowrotek. Potem szybki prysznic, suchy szampon, korektor pod oczy, bluza i dżinsy – byle nie wyglądać jak zombi. Budzę Kubę. On burczy coś spod kołdry, przewraca się na drugi bok. I tak codziennie.
Wychodzimy razem – ja do pracy, on do szkoły. W samochodzie zwykle milczymy. Czasem zapytam:
– Jak tam w szkole?
– No… normalnie – odburkuje.
Na tym się kończy. Reszta dnia to dla mnie korki, maile, spotkania, kolejny projekt. Wracam po 18, czasem 19, czasem jeszcze później. Kuba już wtedy zwykle siedzi w swoim pokoju, ze słuchawkami w uszach, zapatrzony w ekran telefonu. Pytam, czy odrobił lekcje – burknie zawsze coś pod nosem. Mijamy się. Wiem o nim coraz mniej. Co lubi, z kim się trzyma, czy się zakochał? Nie mam pojęcia.
Zasypiam z telefonem w ręce, odpisując jeszcze na ostatniego maila z pracy. Czasem ze zmęczenia nie zmywam nawet makijażu. Mam wyrzuty sumienia. Ogromne. Bo nie o takim macierzyństwie marzyłam. Miałam być mamą obecną, nie cieniem przemykającym między kuchnią a laptopem.
Zbliżała się wywiadówka. Już mnie bolał brzuch na samą myśl. Znowu będzie to samo: „Pani syn ma potencjał, ale…” – słyszałam to tyle razy, że mogłabym recytować z pamięci. Lenistwo, brak zaangażowania, zamknięcie w sobie. Patrzę wtedy na nauczycieli i chcę powiedzieć: „A wiecie, że on nie ma komu się wygadać? Że ja nie mam kiedy go wysłuchać?”
Ale milczę. Bo przecież to ja zawalam. Może gdybym wcześniej z nim usiadła, może gdybym wracała szybciej z pracy... Ale przecież rachunki same się nie zapłacą, prawda?
A jednak... czuję, że coś mi umyka. Że tracę kontakt z własnym dzieckiem. I boję się, że kiedy się obudzę, będzie już za późno.
Myślałam, że nauczycielka się pomyliła
Do szkoły szłam jak na ścięcie. Za każdym razem to samo – marsz przez szkolny korytarz, w którym ściany pamiętały jeszcze moje własne dzieciństwo, ale teraz czułam się tu zupełnie obco. Na tablicy ogłoszeń wisiał plan zebrań, obok gazetka klasowa, w której widniało kilka rysunków uczniów. Jeden z nich był podpisany "Kuba, 7B", ale to nic mi nie mówiło. Nie poznałabym, że to jego praca, gdyby nie podpis. Nie rozmawialiśmy o tym.
Usiadłam w sali między innymi rodzicami, w większości znającymi się wzajemnie. Szeptali o sprawdzianach, ocenach, zajęciach dodatkowych. Czułam się jak intruz. Otworzyły się drzwi i weszła nauczycielka matematyki. Młoda, energiczna, z włosami spiętymi w niedbały kok. Uśmiechnęła się do wszystkich, a potem zaczęła omawiać wyniki klasy z ostatniego semestru. Gdy przyszło do indywidualnych rozmów, usiadłam z nią na końcu sali.
– Pani Agnieszko, chciałam powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z postępów Kuby – zaczęła z uśmiechem.
Pomyślałam, że się przesłyszałam. Serce mi zadrżało.
– Słucham...? – wyrwało mi się cicho.
– Naprawdę. Ostatnio jest bardzo zaangażowany. Dużo chętniej zgłasza się na lekcji, rozwiązuje zadania z własnej inicjatywy. I proszę sobie wyobrazić – zapisał się na kółko matematyczne. Sam.
Pokręciłam głową, jakbym chciała wybudzić się ze snu.
– Kuba...? Mój Kuba?
Nauczycielka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Ma potencjał. Duży. Tylko brak mu pewności siebie. Ale to się da zbudować. Proszę go pochwalić. Widać, że bardzo się stara.
Zrobiło mi się gorąco. Patrzyłam na nią i miałam ochotę zapytać, czy na pewno chodzi o moje dziecko. Kuba, którego znam, od miesięcy nie powiedział mi nic poza "nie wiem", "normalnie" i "zaraz". Ten, który od razu po wejściu do domu zamyka się w swoim pokoju, jakby odgradzał się ode mnie grubym murem.
– Czy on w domu też o tym mówi? – zapytała.
Zawahałam się.
– Nie, nic nie wspominał... – odpowiedziałam cicho, niemal ze wstydem.
– Tym bardziej proszę mu powiedzieć, że widzę, jak bardzo się stara. Dla niego to będzie ważne.
Wyszłam ze szkoły w milczeniu, trzymając się barierki, jakby rzeczywistość zaczęła mi się wymykać. Może nie wszystko robiłam źle? Może ten chłopak, którego uznałam za zamkniętego i obojętnego, jednak próbował... tylko nie przy mnie?
Po raz pierwszy od wielu tygodni
Odebrałam Kubę od mojej mamy. Siedział już w przedpokoju, plecak leżał obok, kaptur naciągnięty na głowę. W milczeniu wsiedliśmy do tramwaju. Ja stanęłam przy drzwiach, on usiadł przy oknie i wbił wzrok w krajobraz za szybą. Przez pierwsze kilka przystanków nie odezwaliśmy się ani słowem. Miałam wrażenie, że powietrze między nami jest gęste od niewypowiedzianych zdań.
– Byłam na wywiadówce – powiedziałam w końcu.
Nie odwrócił głowy. Tylko cicho, prawie szeptem rzucił:
– No i co znowu?
Nie było w tym złości. Bardziej zmęczenie, jakby spodziewał się kolejnego wykładu.
– Podobno chodzisz na kółko matematyczne?
Zerknął na mnie ukradkiem, potem znowu w okno.
– No… tak.
– Czemu nic nie mówiłeś?
Wzruszył ramionami. Przez chwilę myślałam, że na tym się skończy, ale po chwili odezwał się cicho:
– Bo nie wiedziałem, czy dam radę. Myślałem, że może się tylko zbłaźnię. Najpierw chciałem spróbować, tak dla siebie.
Zamilkł, jakby powiedział już za dużo. Patrzyłam na niego, próbując poukładać sobie to, co właśnie usłyszałam. Tyle razy próbowałam go do czegoś zmusić, popchnąć, zmobilizować. A on sam, po cichu, zrobił krok do przodu.
– Lubię rozwiązywać zadania – dodał po chwili. – Takie logiczne. Fajne to jest. Ale nie chcę, żeby wszyscy od razu robili z tego wielką sprawę.
Skinęłam głową. Z całych sił powstrzymywałam się, żeby go nie zasypać pytaniami. Poczułam jednak coś nowego. Jakby między nami na chwilę zniknęła ta gruba, nieprzenikniona ściana.
– A może... chcesz, żebyśmy dziś zamówili pizzę? – zapytałam lekko, jakby to była zupełnie przypadkowa propozycja.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Potem, bardzo powoli, skinął głową.
– Okej.
I wtedy – po raz pierwszy od wielu tygodni – uśmiechnął się. Nie szeroko, nie długo. Ale ten krótki błysk na jego twarzy zrobił we mnie coś, czego nie potrafię opisać. Pomyślałam, że może naprawdę nie wszystko straciłam. Może jeszcze potrafimy się spotkać pośrodku.
Musieliśmy porozmawiać
Usiedliśmy przy kuchennym stole, tak jak kiedyś, zanim zaczęliśmy jeść każdy osobno – ja z laptopem na kolanach, on z telefonem w ręku, zamknięty w pokoju. Karton z pizzą parował na środku stołu, obok butelka coli i dwa talerze, które wyjął bez proszenia. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio to zrobił.
– Lubisz z pieczarkami, prawda? – zapytałam.
Skinął głową. Zjadł pierwszy kawałek szybko, jakby się spieszył, ale potem zwolnił na chwilę. Miałam wrażenie, że coś przetrawia – nie pizzę, tylko te kilka naszych zdań z tramwaju.
– A pamiętasz, jak kiedyś zrobiłeś obliczenia, żeby wyliczyć ile gum do żucia możesz kupić za 10 złotych? – zapytałam nagle, zupełnie spontanicznie.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, potem się uśmiechnął.
– Nooo… to był mój pierwszy "biznesplan" – zaśmiał się cicho.
– Miałeś wtedy może sześć lat. Tak się uparłeś, że wszystko musisz policzyć, nawet na ile minut wystarczy ci jeden listek. Chyba z godzinę siedziałeś z kalkulatorem.
– Bo chciałem się upewnić, że się opłaca – powiedział, a jego oczy na moment rozbłysły czymś, czego dawno w nich nie widziałam. – Może jeszcze cię zaskoczę, mamo.
Te słowa wpadły we mnie jak kamień do wody. Spojrzałam na niego – siedział naprzeciwko mnie, ten sam chłopak, którego codziennie mijam w drzwiach. A jednak jakby inny. Albo może to ja się zmieniłam. Zatrzymałam się na tym, że był małym chłopcem, a on powoli już z tego wychodził. Zaczynał coś budować – po swojemu.
– Może ten chłopak, który siedzi przede mną, nie jest tak zamknięty jak mi się wydawało – pomyślałam. – Może ja też powinnam się bardziej otworzyć.
Nie chciałam, żeby ten wieczór się kończył. Zjedliśmy prawie całą pizzę, nie śpieszyliśmy się. Potem jeszcze chwilę rozmawialiśmy – o niczym ważnym, ale też nie o ocenach czy zadaniach domowych. Po prostu rozmawialiśmy.
Kiedy Kuba wstał od stołu, nie poszedł od razu do pokoju. Zatrzymał się przy drzwiach, spojrzał na mnie i powiedział:
– Dzięki za pizzę. Fajnie było pogadać.
Odpowiedziałam tylko „ja też dziękuję”, ale wewnętrznie czułam, jakby ktoś położył mi dłoń na ramieniu i powiedział: „Jeszcze nie wszystko stracone”.
Jestem z niego dumna
Kiedy Kuba poszedł do swojego pokoju, długo jeszcze siedziałam przy stole. Puste talerze, papierowy karton, kilka kropel coli w szklance – to wszystko wyglądało jak po zwyczajnej kolacji. Ale dla mnie to był ślad czegoś więcej. Maleńka, prawie niezauważalna zmiana.
Zamknęłam oczy i zaczęłam przywoływać wspomnienia. Jak siedzieliśmy razem na dywanie, układając wieże z klocków. Jak zadawał milion pytań, z których połowy nie rozumiałam, ale zawsze próbowałam znaleźć odpowiedź. Jak tulił się do mnie, zasypiając z kocykiem pod brodą i jeszcze przez sen szeptał moje imię. Przez lata myślałam, że to się skończyło. Że przestał mnie potrzebować. A teraz, po tej jednej rozmowie, po tym wspólnym wieczorze... zaczęłam widzieć to inaczej.
Może nie przestał mnie potrzebować. Może po prostu przestał wiedzieć, jak o tym mówić.
Usiadłam na łóżku, wciągnęłam na siebie piżamę, spojrzałam jeszcze raz na telefon. Nie miałam żadnych nieprzeczytanych maili, żadnych zaległych wiadomości. Po raz pierwszy od tygodni nie miałam też wyrzutów sumienia, że nie zrobiłam więcej, nie była wystarczająco obecna, że znów coś przegapiłam.
Położyłam się i poczułam, jak moje ciało, zwykle napięte i gotowe do walki z czasem, po prostu odpuszcza. Jestem z niego dumna. Może nie jestem idealną matką. Może nigdy nie będę, ale teraz wiem, że nie wszystko jeszcze stracone.
Agnieszka, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Żona po kryjomu wzięła kredyt, bo chciała mieć piękne wesele. Za to kupilibyśmy mieszkanie, a mamy długi po uszy”
- „Jesienna cisza najlepiej smakuje nad jeziorem. W tym roku radość z połowów uciekła szybciej niż szczupak do wody”
- „Dostałam w spadku pole z kawałkiem lasu. Chciałam otworzyć agroturystykę, ale sąsiedzi urządzili mi piekło”

