„Na święta mąż podarował matce naszyjnik, a ja dostałam mydło. W przyszłym roku święta będzie obchodził tylko z mamusią”
„Otworzyłam je powoli. W środku – naszyjnik. Cienki łańcuszek z małymi, połyskującymi kamieniami. Delikatny, ale rzucał się w oczy. Zbyt elegancki, żeby był przypadkiem. Zbyt drogi, żeby mógł być dla kogokolwiek innego niż dla mnie”.

W święta zawsze wkładam więcej serca, niż powinnam. Co roku dekoruję cały dom, piekę trzy rodzaje pierniczków i dopilnowuję, by wszystko – dosłownie wszystko – było perfekcyjne. Mam wrażenie, że to jedyna okazja w roku, kiedy mogę udowodnić, że jestem naprawdę komuś potrzebna.
Mijaliśmy się
Mój mąż Adam jest… poprawny. Trudno mi znaleźć inne słowo. Nie zdradza, nie krzyczy, nie pije, ale też nie przytula, nie dziękuje, nie widzi. Od kilku lat jesteśmy raczej jak sąsiedzi – dzielimy przestrzeń, lodówkę i kredyt. Adam nie należy do romantyków, raczej do praktyków. Dla niego prezentem dla żony może być nowa krajalnica albo termos. A dla swojej mamy potrafi wyczarować perfumy z górnej półki. „Dla mamy coś wyjątkowego” – powtarza co roku.
Z moją teściową mamy chłodne relacje. Ona nigdy mnie nie zaakceptowała w pełni. Może dlatego, że nie jestem taka, jaką sobie wymarzyła dla syna. Nie bywam złośliwa, ale potrafię być uparta. Nie noszę pereł, tylko dżinsy i rozciągnięte swetry. Ona z kolei przypomina mi bohaterki starych filmów – zawsze z makijażem, zawsze na obcasach, zawsze gotowa do wygłaszania uwag.
Kilka dni przed Wigilią szukałam swetra mojego męża. Wdrapałam się na stołek i sięgnęłam na najwyższą półkę w szafie. Zamiast wełny pod palcami poczułam coś twardego. Czarne, welurowe pudełko. Drogie, ekskluzywne, takie, które nie pochodzi z promocji w markecie.
Byłam zaskoczona
Otworzyłam je powoli. W środku – naszyjnik. Cienki łańcuszek z małymi, połyskującymi kamieniami. Delikatny, ale rzucał się w oczy. Zbyt elegancki, żeby był przypadkiem. Zbyt drogi, żeby mógł być dla kogokolwiek innego niż dla mnie.
Usiadłam na łóżku z tym pudełkiem w rękach i przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Jakby coś we mnie wreszcie puściło. Może zrozumiał. Może po tylu latach małżeństwa wreszcie postanowił spojrzeć na mnie jak na kobietę, nie jak na współlokatorkę od rachunków i zakupów. Schowałam naszyjnik dokładnie tam, gdzie był. Nie chciałam niczego zepsuć. Nie chciałam go zdemaskować. Pozwoliłam sobie wierzyć, że to dla mnie. Że to ja zasłużyłam na ten gest.
Wieczorem, kiedy siedzieliśmy razem w kuchni, próbowałam wybadać, czy cokolwiek czuje. Czy jest w nim cień czułości, zaskoczenia, emocji. Nic. Siedział zgarbiony przy stole, pił herbatę i przewijał coś w telefonie. Może pogodę, może sport. Dla mnie nie miał nawet spojrzenia.
– Pamiętasz tę Wigilię, kiedy dałeś mi kolczyki? – zaczęłam, spokojnie, miękko, choć w środku aż mnie rwało.
– Mhm – nawet nie oderwał wzroku od ekranu. – Te bursztynowe?
– Tak. Wtedy się popłakałam.
– No tak – ziewnął. – Ty się łatwo wzruszasz.
Nie mogłam się doczekać
Poczułam, jak coś mnie od środka piecze. Spróbowałam jeszcze raz.
– A w tym roku? Szykujesz coś?
Spojrzał na mnie, ale bez emocji. Jakbym pytała, czy kupił mleko.
– Karolina… ty się nakręcasz, a potem i tak masz pretensje, że jest nie tak, jak trzeba.
Wstał od stołu i poszedł do łazienki, a ja zostałam z naiwnym uśmiechem. W głowie widziałam Wigilię. Córka biega wokół choinki, światła migają, a on podaje mi to pudełko. W mojej głowie wszystko wyglądało inaczej. Prawdziwie. Blisko. Tak bardzo tego pragnęłam, że nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby być inaczej.
Wigilia. Od rana chodziłam spięta. Wszystko było gotowe, ale mnie nosiło. Czułam, że dziś coś się wydarzy. Że to będzie ten wieczór, który zapamiętam. Włożyłam sukienkę, którą kupiłam specjalnie na święta. Chciałam wyglądać dobrze, nie dla rodziny, nie dla zdjęć. Dla niego. Adam jak zwykle zszedł po godzinie, ogolony, bez pośpiechu, pachnący. Pocałował mnie w czubek głowy, jakbym była jego siostrą, nie żoną. Zerknął na stół.
– Wygląda super – mruknął. – Ale po co tyle jedzenia?
Zawiodłam się
Zignorowałam. Usiadłam na swoim miejscu. Dziecko piszczało przy choince, teściowa rozsiadła się w fotelu jak królowa. Siedziałam z sercem w gardle, czekając na moment rozdawania prezentów. Czułam ten naszyjnik. Czułam, jakby już leżał mi na szyi. Po kolacji Adam podał mi paczkę. Niewielką, zapakowaną schludnie. Podziękowałam, ściskając ją w dłoniach. Zerknęłam na jego twarz – nic. Żadnego błysku, żadnej ekscytacji. Rozwiązałam kokardkę, rozchyliłam papier i… zobaczyłam pudełko. W środku… mydło, pachnące jakimiś kwiatkami.
– Wiem, że lubisz takie rzeczy – powiedział Adam, jakby wręczał mi gazetkę z Biedronki. – To lawenda, nie?
Przełknęłam ślinę, uśmiechnęłam się sztucznie i skinęłam głową. Gdzie jest to pudełko? Ten naszyjnik? Czy naprawdę myśli, że lawendowe mydło to szczyt moich pragnień?
– Dziękuję – powiedziałam, łamiącym się głosem. – Bardzo ładne.
Usiadłam z powrotem przy stole, dolewałam barszczu, podawałam pierogi, odpowiadałam na pytania. Śmiałam się nie swoim śmiechem i mówiłam o wszystkim, byle nie o tym, co mnie dławiło.
Nie mogłam uwierzyć
Wigilia zmierzała ku końcowi. Adam siedział zamyślony, z kubkiem kawy, jakby go już tu nie było. Córka zasnęła na kanapie, a ja krzątałam się po domu, zbierając talerze, gasząc świeczki. Teściowa została jeszcze chwilę jak zawsze – ostatnia do wyjścia, pierwsza do komentowania. W końcu wstała i zaczęła wkładać płaszcz. Pomagałam jej z szalikiem, kiedy nagle coś mnie zatrzymało. Na jej szyi, tuż pod kołnierzem, błysnęło złoto.
Cofnęłam się pół kroku. Spojrzałam raz jeszcze. Naszyjnik, ten sam. Delikatny łańcuszek, subtelne kamienie. To on, ten, który kilka dni wcześniej trzymałam w dłoniach. Ten, o którym myślałam każdego dnia. Ten, który miał być dla mnie.
– Piękny, prawda? – zauważyła moje spojrzenie i z dumą poprawiła biżuterię. – Od Adama. Dostałam dziś pod choinkę. Taki gustowny prezent jak co roku. Zawsze coś wyjątkowego. On dobrze wie, co lubię.
Przytaknęłam powoli. Serce waliło mi w piersi, ale twarz miałam spokojną.
– Rzeczywiście, bardzo ładny – powiedziałam cicho.
Podałam jej torebkę i płaszcz, choć ręce miałam lodowate. Wyszła, życząc nam „spokojnych świąt”, tak, jakby nic się nie wydarzyło. Zamknęłam drzwi i zostałam w korytarzu, sama, z ciszą, która dźwięczała w uszach.
Chciałam wyjaśnień
Wróciłam do salonu. Choinka jeszcze świeciła, choć światło w pokoju było już przygaszone. Adam siedział na kanapie, przysypiając z telefonem w dłoni. Podeszłam bliżej.
– Ładny ten naszyjnik, który dałeś mamie – powiedziałam.
– No. Cieszę się, że jej się spodobał – mruknął. – Szukałem długo.
Ani słowa więcej. Żadnego wahania, jakby nie przyszło mu do głowy, że mogłam go znaleźć. Że mogłam myśleć, że to dla mnie. Albo może właśnie o to chodziło – że nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby mnie wybrać. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy stole. Adam nawet nie zapytał, czy coś się stało. Przeciągnął się, jakby dopiero teraz poczuł, że jest zmęczony, i mruknął:
– To była udana Wigilia, nie?
Nie odpowiedziałam. On mówił to z przyzwyczajenia. Jakbyśmy byli dwojgiem ludzi, którzy muszą przetrwać jeszcze kilka wspólnych kolacji, zanim każde pójdzie w swoją stronę. Patrzyłam, jak odkłada telefon i wychodzi do sypialni. Nawet nie obejrzał się za siebie.
Przypomniałam sobie inne sytuacje. Inne święta. Inne rozmowy. Ile razy już czułam się pominięta? Ile razy miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem – do jego planów, do jego matki, do tego domu? Zawsze pierwsza przy dziecku, pierwsza przy stole, ostatnia, której się słucha i ostatnia, o której się pamięta.
Agnieszka, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przy wigilijnym stole matka zadała 1 pytanie, które doprowadziło mnie do łez. Jeszcze nie wiem, jak powiedzieć prawdę”
- „Zamarłam, gdy na Boże Narodzenie przyjechała rodzina męża. Zrobili z mojego domu darmowy hotel, a ze mnie pokojówkę”
- „Mój mąż zawsze marzył o dziecku, więc dostanie je jako prezent pod choinkę. Ja chcę tylko, by prawda nie wyszła na jaw”

