Reklama

Na pierwszy rzut oka nasze życie mogło się wydawać zupełnie zwyczajne. Stabilne, ciche, ułożone. Przed świętami wszystko było już dopięte – miałam wolne, porządek w mieszkaniu, prezenty schowane głęboko w szafie i nawet pierogi leżały już w zamrażarce, gotowe na Wigilię. Hubert miał kilka dni urlopu, co oznaczało, że przez jakiś czas będziemy się mijać nie tylko rano, ale i w ciągu dnia. Przesadzam? Może. Po tylu latach małżeństwa przestajesz czekać na wspólne poranki z tym samym drżeniem serca, co kiedyś.

Nie byliśmy szczęśliwi, ale też nie byliśmy nieszczęśliwi. Po prostu byliśmy. Z Hubertem nigdy nie było łatwo – był zaborczy, impulsywny, zbyt pewny swojej racji. Ciągle był zazdrosny, choć przecież nigdy nie dałam mu żadnego powodu. Może czasem zbyt długo patrzyłam przez okno, może zbyt często milczałam. To wystarczyło, by zaczął sobie dopowiadać resztę.

Z Agatą, moją młodszą siostrą, różniłyśmy się diametralnie. Ja – starsza, rozważna, z listą obowiązków na lodówce. Ona – spontaniczna, radosna, znikająca czasem na całe dni, jakby świat istniał tylko wtedy, gdy jej się to podobało. Ostatnio była jakaś inna. Unikała spojrzeń, ucinała rozmowy, a jej oczy mówiły więcej niż słowa. Nie wnikałam. Zawsze żyła po swojemu. Nie wiedziałam jeszcze, że jej sekrety wkrótce wyleją się na mnie, jakby ktoś pomylił naczynia.

Dostałam anonimową paczkę

Paczka przyszła rano, kiedy jeszcze krzątałam się po kuchni, obierając warzywa na sałatkę jarzynową. Zadzwonił dzwonek – krótki, ostry. Myślałam, że to listonosz z życzeniami od cioci Basi, jak co roku. Podpisałam odbiór i dopiero w przedpokoju przyjrzałam się paczce. W kartonie było małe eleganckie pudełko owinięte czerwoną wstążką. Zero nazwiska nadawcy. Jedynie karteczka pod kokardą: „Dla A. Nie mogłem się doczekać, aż ci ją wręczę. Kocham cię. D.”.

Zamarłam. „D”? Nie znałam żadnego „D”. Serce zaczęło mi bić szybciej, zupełnie irracjonalnie, jakby mogło to być coś... więcej. Otworzyłam. W środku była delikatna złota bransoletka. Zbyt droga, by to był przypadek. Zbyt intymna, by to był żart.

Hubert, dziękuję! – zawołałam, nieświadoma jeszcze, co właśnie uruchamiam.

Mąż podszedł, spojrzał na paczkę, potem na mnie. Milczał przez kilka sekund, jakby potrzebował chwili, by zrozumieć. A potem eksplodował.

Kto to jest? – warknął. – Kto do ciebie pisze „kocham cię” i wysyła ci jakąś biżuterię?!

– Nie wiem! – uniosłam głos, ale nie słuchał. – Myślałam, że to od ciebie…

– Ty naprawdę myślisz, że jestem idiotą? Może to od sąsiada? A może od któregoś z twoich kolegów z pracy?

– Hubert, ja nie mam... – próbowałam, ale on już chodził po mieszkaniu jak tygrys w klatce, powtarzając pod nosem jakieś przekleństwa.

Zaczęłam się trząść. Czułam, jak ogarnia mnie bezsilność. Wiedziałam, że nie przekonam go żadnym słowem. Widziałam to w jego oczach – pogardę, jakby patrzył na obcą kobietę. Przysięgam, nigdy go nie zdradziłam. Nigdy nawet nie pomyślałam. A mimo to w jednej chwili coś się rozsypało.

Była dziwnie spięta

Święta przyszły, jakby nic się nie stało. Choinka stała w rogu salonu, ozdobiona ręcznie robionymi bombkami. Stół uginał się pod ciężarem tradycyjnych potraw, a biały obrus, jeszcze z wyprawy ślubnej mojej mamy, lśnił jak nowy. Tylko my byliśmy inni. Hubert – milczący, chłodny, nie patrzył mi w oczy. Ja – spięta, szukająca wzrokiem jakiegokolwiek sygnału, że jeszcze mu zależy.

Próbowałam zagadywać. Podsuwałam mu barszcz, makowiec, pierogi. Odsuwał się, jakby to była trucizna. Chciałam mu udowodnić, że to wszystko pomyłka, zwykła pomyłka. Że może listonosz pomylił adres, że może to nie było dla mnie. Hubert nie chciał słuchać. Uciekł w swoją dumę i milczenie.

W pierwszy dzień świąt poszłam do Agaty. Zawsze spotykałyśmy się chociaż na chwilę – dwie siostry, dwa kubki herbaty, trochę śmiechu, trochę wspomnień. Tym razem było inaczej.

– Cześć – powiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia.

– Mogę usiąść?

– Jasne. Co się stało?

Podałam jej paczkę. Otworzyła, zamarła. Oczy miała szeroko otwarte, przez chwilę nie powiedziała nic. Widziałam, że coś się w niej zatrzymało, że coś poznaje. Po chwili nerwowo odłożyła pudełko i zaczęła mieszać herbatę z taką siłą, że niemal wylała ją z kubka.

– No dobra, ale... skąd to masz?

– Przyszło do mnie. Z karteczką „kocham cię”. A teraz Hubert myśli, że go zdradzam.

Agata spuściła wzrok.

– Przykra sprawa... pewnie tylko pomyłka – powiedziała szybko, za szybko. – Nie ma co się tym zadręczać, może sąsiedzi?

– Obok mieszka tylko starsza pani i rodzina z dziećmi.

Agata zmieniła temat. Mówiła coś o pogodzie, o serialach, jakby nagle zapomniała, co ją tak zaskoczyło. Siedziałam, słuchałam i już wiedziałam, że coś ukrywa. Jeszcze nie rozumiałam co, ale poczułam to jak zimny dreszcz na karku.

To było coś więcej

To było w drugi dzień świąt, wieczorem. Wracałam z krótkiego spaceru, potrzebowałam odetchnąć – od mieszkania, od Huberta, od tej dziwnej ciszy, która między nami rosła jak ściana. Weszłam na klatkę i już miałam otworzyć drzwi, gdy usłyszałam głos Agaty. Zatrzymałam się. Stała kilka metrów dalej, przy skrzynkach, tyłem do mnie, z telefonem przy uchu.

On się zorientował... Nie mogłeś jej wysłać tego tak po prostu! Teraz mam problem!

Jej głos był ostry, spięty, zupełnie inny niż wtedy, gdy udawała rozluźnioną przy herbacie. Skuliłam się pod ścianą, jak dziecko przyłapane na podsłuchiwaniu. Nie chciałam, żeby mnie zobaczyła. Jednak nie mogłam przestać słuchać.

– Tak, wiem, że się tylko pomyliłeś. Nie przyszło ci do głowy, że może ma męża?! Że mogłeś rozbić jej życie?! – syknęła. – Jak ja jej to wytłumaczę? Nie dzwoń do mnie przez jakiś czas. Muszę to jakoś ogarnąć.

Odłożyła telefon, stała przez chwilę bez ruchu. A potem odwróciła się i zamarła. Zobaczyła mnie. Spojrzałyśmy na siebie przez kilka sekund. Nie powiedziałyśmy ani słowa.

W mieszkaniu było cicho. Hubert oglądał wiadomości jakby nigdy nic. Postawiłam paczkę na stole i bez słowa wyszłam. Wiedziałam już. To nie była pomyłka losu. To była pomyłka jakiegoś faceta Agaty.

– Agata. Powiedz mi prawdę – powiedziałam, stojąc obok niej jak policjant. – To ty miałaś dostać tę paczkę, prawda?

Zbladła. Oparła się o ścianę. Potem tylko skinęła głową.

– To Damian. Mój... przyjaciel. On pomylił adres. To miało być dla mnie. Nie wiedziałam, że ci coś wyśle. Ja... spanikowałam.

Nie powiedziałam nic. Nie wiedziałam, co bardziej mnie boli – to, że kłamała, czy to, że wystawiła mnie na ciosy, które nie należały się mnie.

Musiałam to naprawić

Następnego dnia Hubert wrócił późno. Przyszedł, zdjął buty, kurtkę, usiadł w kuchni i włączył czajnik, jakby wszystko było po staremu. Stałam obok, dłonie mi się trzęsły. Czekałam na moment, w którym będę mogła to powiedzieć.

To nie była moja paczka – zaczęłam cicho. – To było dla Agaty. Jej facet... pomylił klatki, adres.

Odwrócił się powoli, jakby każde słowo wbijało mu się pod skórę.

– Czyli dobrze myślałem – powiedział chłodno. – Zdrada. Tylko nie twoja.

– Hubert, posłuchaj...

– Wiesz co? – wszedł mi w słowo. – To nawet nie o to chodzi. Chodzi o to, że przez dwie doby patrzyłem na ciebie i wierzyłem, że to możliwe. Że możesz mieć kogoś innego.

Zamilkłam.

– Skoro to w ogóle przeszło mi przez myśl... to znaczy, że coś się między nami skończyło, prawda?

Nie odpowiedziałam. Jak się odpowiada na coś takiego?

Spotkałam się z Agatą tego samego dnia. Czekała na mnie w swojej kuchni, z podkrążonymi oczami, w dresie, którego nie widziałam na niej od lat.

– Przepraszam – powiedziała, zanim zdążyłam usiąść. – Naprawdę nie chciałam, żebyś ty... żeby Hubert...

– Żeby co? Żeby zniszczył mnie swoim spojrzeniem?

– Nie wiedziałam, co robić.

– A może wystarczyło powiedzieć prawdę? Zamiast patrzeć, jak się duszę?

– Bałam się.

– Ja też. Tylko że ja bałam się, nie rozumiejąc, czego. Moja własna siostra wrzuciła mnie w pułapkę.

Agata zamilkła. Wtedy wszystko się wylało. Łzy. Żal. Słowa, które powinna była powiedzieć wcześniej. Siedziałam i nie mogłam uwierzyć, że jestem zdradzona nie przez męża, tylko przez własną siostrę.

Niewiele było potrzeba

Nie chciałam już domyślać się reszty. Nie chciałam snuć kolejnych teorii. Chciałam to zakończyć. Zamknąć, choćby to miało znaczyć zderzenie z obcym mężczyzną, który przez jedną pomyłkę wcisnął się brutalnie w moje życie. Zadzwoniłam do tego całego Damiana. Głos miał cichy, niemal dziecinny.

Wiem, kim jesteś – powiedziałam. – I wiem, że to przez ciebie wszystko się zaczęło.

– Alicja... nie wiedziałem, że...

– Nie mów mi „nie wiedziałem”. Wiedziałeś, że robisz coś za plecami. Że coś ukrywasz. Że grasz. A potem postawiłeś mnie na linii ognia, nawet mnie nie znając.

– To był... głupi gest. Chciałem jej zrobić niespodziankę. Nigdy nie przypuszczałem...

– Że paczka trafi do mnie. Że twój sekret rozleje się po czyimś życiu. Że zburzy coś, czego nie umiesz nawet nazwać?

Naprawdę cię przepraszam – powiedział po chwili. – Chciałem to jakoś odkręcić, ale... nie wiedziałem jak.

– Już nie musisz. Nie da się tego odkręcić. Nie tylko pomyliłeś klatkę. Pomyliłeś moje życie z jej sekretem.

Rozłączyłam się. Siedziałam na ławce pod blokiem i po raz pierwszy od tygodni poczułam coś dziwnego – nie płacz, nie gniew. Tylko pustkę. Taką ciszę, która zostaje po krzykach. Już nie chodziło już o Agatę, ani o Damiana. Nawet nie o bransoletkę.

To chodziło o coś, co zgasło w moim świecie na zawsze. O to, że wystarczyła jedna pomyłka – obca dłoń, błędny numer mieszkania – by wszystko, co było solidne, pewne, codzienne... nagle stało się niemożliwe do odbudowania.

Może tak miało być

Siedziałam przy kuchennym stole w pustym mieszkaniu. Słońce z trudem przebijało się przez zasłony, a zegar na ścianie tykał z irytującą regularnością. Hubert zabrał poduszkę, kilka ubrań i wyszedł „na trochę”. Nie powiedział, gdzie. Nie zapytał, czy chcę, żeby wrócił. Bransoletka leżała w szufladzie, owinięta chusteczką. Tak jakby mogło to coś zmienić. Jakby teraz nie była tylko przedmiotem, ale symbolem – tego wszystkiego, czego nie da się cofnąć.

Agata dzwoniła. Pisała. „Musimy porozmawiać”, „Nie chcę, żebyś mnie znienawidziła”, „Jestem twoją siostrą”. Tak, była. Teraz... nie wiem. Może jeszcze kiedyś znajdę w sobie siłę, żeby z nią usiąść. Na razie nie chcę rozmawiać z nikim. Nie odbieram telefonu. Nie gotuję. Nie planuję świąt. Patrzę tylko na miejsce po jego kubku na stole, po jego butach w przedpokoju. Pytam samą siebie – czy naprawdę wszystko było tak kruche? Czy naprawdę jedna paczka mogła rozsypać moje małżeństwo?

Odpowiedź znam, choć nie chcę jej wypowiadać na głos. Nie chodzi o paczkę, ani o pomyłkę. Chodzi o to, jak łatwo można zawalić coś, co wydawało się nie do ruszenia. Jak jeden nieświadomy gest może wyciągnąć na światło dzienne wszystko, co pękało po cichu od lat.

Nie wiem, czy Hubert wróci. Nie wiem, czy będziemy jeszcze razem, ale wiem, że z tej historii nie wyjdę już taka sama. Coś się we mnie zmieniło. Coś zgasło. Coś, czego już nie chcę na siłę rozpalać. Czasem lepiej nauczyć się żyć w mroku.

Alicja, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama