„Na świąteczny obiad przyjechałam do rodziny z chłopakiem. Odstawili taką szopkę, że marzyłam, by zapaść się pod ziemię”
„Ojciec nic nie powiedział, tylko odsunął się, żebyśmy mogli wejść. W kuchni unosił się zapach smażonego mięsa. Matka, w fartuchu w kwiaty, właśnie przewracała kotlety na patelni. Odwróciła się i teatralnie wyciągnęła ręce”.

Od pięciu nie byłam na świętach w domu rodzinnym. Ostatni raz, kiedy spakowałam torbę i wsiadłam w pociąg do tej naszej małej mieściny, skończyło się tym, że wróciłam szybciej, niż planowałam, z płaczem i z wyrzutami sumienia, że w ogóle się tam pojawiłam. Później już tylko były wymówki – że sesja, że praca, że bilety drogie, ale prawda była inna: bałam się tych spotkań.
Nie lubiłam tam wracać
Zawsze byłam „inna”. Introwertyczna, zamknięta, z nosem w książkach. Gdy inne dziewczyny na wsi umawiały się na plotki nad rzeką, ja pisałam opowiadania i śniłam o tym, że kiedyś stąd ucieknę. I uciekłam – na studia, potem do pracy w dużym mieście. I tam w końcu zaczęłam oddychać.
Rodzinę odcięłam emocjonalnie. Nie z nienawiści a z potrzeby przetrwania. Mój ojciec zawsze był głośny, ironiczny, miał cięty język i nie znosił słabości. Matka – wiecznie zamęczona, zamknięta w sobie, udająca gościnność, ale nieprzepuszczająca żadnej okazji, by wbić komuś szpilkę. Babcia to dama starej daty, z przekonaniem, że świat skończył się w latach osiemdziesiątych.
I teraz Tomek, mój chłopak. Człowiek, który gotuje tofu lepiej niż moja matka rosół. Wegetarianin, lewicowiec, aktywista, z sercem na dłoni i językiem ostrym jak brzytwa. Zakochałam się w nim, bo był wszystkim, czym ja nie umiałam być – otwarty, szczery, niebojący się konfliktów.
Uparł się
Przez dwa lata ukrywałam go przed rodziną. Nie dlatego, że się go wstydziłam, przeciwnie. Wiedziałam po prostu, że nie przejdzie. Że ojciec uzna go za „babę w rurkach”, matka będzie się do niego uśmiechać, ale sernik poda z mięsną galaretką, a babcia zapyta, czemu nie ma porządnej pracy. A Tomek naciskał.
– Przecież są dorośli. Spróbujmy. Może będzie lepiej, niż myślisz?
Chciałam mu wierzyć i może trochę wierzyłam, więc spakowałam torbę i pojechaliśmy na święta, które miały się nie wydarzyć. A jednak się wydarzyły.
Wysiedliśmy z autobusu kilka przecznic od mojego rodzinnego domu. Śnieg chrzęścił pod butami, a ja nie mogłam przestać nerwowo zaciskać dłoni na pasku torby. Tomek pocałował mnie w skroń, gdy stanęliśmy pod bramką. Jego ręka dotknęła mojej. Uśmiechnęłam się blado. Przekroczyliśmy próg.
Drzwi otworzył ojciec. Stał w progu w podkoszulku i spodniach dresowych, jakby chciał pokazać, że święta to kolejny zwykły dzień. Zlustrował Tomka od stóp do głów, z wyraźną dezaprobatą, którą znałam od dziecka. Poznawałam ją po jego uniesionej brwi i lekko skrzywionych ustach.
– No, wyglądasz, jakbyś w reklamie występował – rzucił ojciec z udawaną uprzejmością.
Było mi wstyd
Tomek odpowiedział uśmiechem, jakby nie zauważył przytyku.
– Dzień dobry, bardzo miło mi pana poznać. Ola mi dużo o panu opowiadała.
Ojciec nic nie powiedział, tylko odsunął się, żebyśmy mogli wejść. W kuchni unosił się zapach smażonego mięsa. Matka, w fartuchu w kwiaty, właśnie przewracała kotlety na patelni. Odwróciła się i teatralnie wyciągnęła ręce.
– No, jesteście – powiedziała z przesadną czułością. – To ten twój Tomek? Wegetarianin, tak?
– Tak, dzień dobry. Bardzo dziękuję za zaproszenie – powiedział spokojnie, kulturalnie, jakby naprawdę wierzył, że jest tu mile widziany.
– A co ty, chłopie, schudłeś, czy to moda teraz taka? – Dorzucił ojciec, opierając się o framugę i mierząc Tomka wzrokiem.
– Może trochę, ale czuję się dobrze – odpowiedział Tomek.
Matka wróciła do patelni.
– Zrobiłam schabowego, ale Ola mówiła, że nie jecie mięsa. Zrobimy wyjątek? – Zapytała, nie odwracając się od kuchenki.
– Dziękuję, naprawdę wystarczy mi sałatka – odparł Tomek, wciąż z uśmiechem.
Byli złośliwi
Matka nie odpowiedziała od razu. Cisza trwała sekundę dłużej, niż powinna.
– No jak chce – rzuciła w końcu, niemal do siebie. – Sernik też jest bezmięsny.
Usiedliśmy przy stole w jadalni. Babcia przyszła z pokoju, opierając się o laskę. Uściskała mnie, choć jej spojrzenie zatrzymało się na Tomku nieco dłużej.
– Taki drobny. Myślałam, że jak Ola sobie chłopa znajdzie, to konkretnego – powiedziała bez wahania.
Tomek znowu się uśmiechnął. Nie wiedziałam, czy naprawdę nic nie czuł, czy tylko był aż tak dobrze wychowany. Ja siedziałam cicho. Patrzyłam na ich miny, słuchałam głosów, jakby to wszystko działo się w jakimś przedstawieniu. Niby byłam u siebie, ale nic nie było moje. Ani zapachy, ani słowa. W mojej głowie zaczynała krążyć myśl, że popełniłam błąd, że źle zrobiłam, że go tu przywiozłam. Że znów uwierzyłam w coś, czego nigdy nie było.
Matka postawiła na stół półmisek schabowych, ziemniaki z koperkiem i zasmażaną kapustę. Babcia domagała się chrzanu, ojciec narzekał, że ziemniaki za miękkie. Tomek zjadł trochę sałatki jarzynowej i kilka ogórków kiszonych. Uśmiechał się grzecznie, mimo że na talerzu miał niemal pusto.
Chciałam się zapaść
– A u was w tej organizacji to dużo takich, co nie jedzą mięsa? – Zapytała babcia, zerkając na Tomka jak na okaz z telewizji.
– Sporo. Wiele osób zwraca uwagę na warunki hodowli, na cierpienie zwierząt… – zaczął spokojnie.
– Cierpienie babki, jak się wnuczka starzeje bez obrączki, to się nie liczy? – Rzuciła babcia tonem, jakby powiedziała coś zupełnie neutralnego.
Ojciec zaśmiał się cicho, w ten swój specyficzny sposób, w którym było więcej kpiny niż rozbawienia.
– No właśnie. Najpierw ślub, potem ideologie – powiedział i sięgnął po kapustę.
Tomek milczał przez chwilę, potem znowu się uśmiechnął, tym razem jakby odrobinę mniej naturalnie.
– A może porozmawiamy o czymś innym? – odezwałam się.
Wiedziałam jedno – oni nie słuchali, nie rozumieli, nie traktowali Tomka poważnie. A ja byłam kimś, kogo wciąż chcieli naprawić, wymyślić na nowo.
Miałam dosyć
Zaczęło się od pytania ojca, które z pozoru brzmiało niewinnie.
– A wy to tak na poważnie? Czy to taka luźna znajomość z miasta?
Tomek spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, czy odpowiadać. Pokiwałam głową. Nie miałam już siły niczego ukrywać.
– Mieszkamy razem od dwóch lat – powiedział spokojnie.
– No tak, teraz to modne. Bez ślubu, bez zobowiązań. Na próbę, jak buty w sklepie – skwitował ojciec i napił się kompotu.
Babcia wstała od stołu i poszła po ciasto, mamrocząc coś pod nosem. Matka siedziała nieruchomo, jakby nie chciała się w to mieszać. Tylko ja nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko w porządku.
– Dzięki za gościnę – powiedziałam cicho. – Może wrócę, jak was będzie trochę mniej.
Wstałam. Nogi mi się trzęsły, ale głos miałam pewny. Tomek też wstał. Nie powiedział ani słowa. Po prostu był obok.
– Zawsze miałaś problem z szacunkiem – rzucił ojciec, bez podnoszenia wzroku.
– Nie. To wy macie problem z tym, że ktoś żyje inaczej niż wy – odpowiedziałam.
Mieli pretensje
Matka zaczęła płakać. Nie spojrzała na mnie, tylko na babcię, która właśnie kroiła sernik.
– Święta zmarnowane – powiedziała matka. – Człowiek się stara, a i tak źle.
– Święta są, by je spędzać z rodziną. A ty wybrałaś obcych – dodała babcia, jakby mówiła o czymś zupełnie oczywistym.
Nie odpowiedziałam. Otworzyłam drzwi i wyszłam, Tomek za mną. Na schodach jeszcze słyszałam, jak babcia narzeka, że w końcu zostanę starą panną. Na zewnątrz było zimno, ale nie czułam chłodu. Czułam tylko napięcie, które powoli zaczynało puszczać. Szliśmy bez słowa, a w mojej głowie krążyło jedno zdanie: nie wrócę tam, dopóki nie zrozumieją, że nie muszę być taka jak oni.
W drugi dzień świąt Tomek zaproponował, żebyśmy zrobili sobie własny wieczór. Bez choinki, bez kolęd, bez składania życzeń, które nic nie znaczą. Ugotował zupę z soczewicy, ja upiekłam ciasto, które zawsze mi się rozpada, ale tym razem wyszło. Usiedliśmy przy stole w jego małym mieszkaniu, słuchając spokojnej muzyki. Paliła się tylko jedna świeczka. I to wystarczyło.
Ola, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przed świętami byłem samotny i bez grosza przy duszy. Zdarzył się cud i nie zabrakło mi ani makowca, ani towarzystwa”
- „Święta dla samotnej matki są trudne. Nie mogłam liczyć na facetów w moim życiu, ale znalazłam wsparcie gdzie indziej”
- „Mąż zamiast kupić dzieciom prezenty pod choinkę, chował kasę dla siebie. Znalazłam sposób na skąpca”

