„Na stażu ciągle biegałam do cukierni po pączki dla szefa. W końcu pokazałam mu, że stać mnie na więcej”
„Miałam 24 lata, dyplom w torebce i marzenie, że w końcu zaczynam coś wielkiego. A jednak, zamiast analizować raporty czy opracowywać strategie, biegałam po kawę i pączki. – No i jak tam, kariera? – zapytała Karolina, druga stażystka, gdy wróciłam do biura”.

- Redakcja
Pierwszy dzień stażu w korporacji miał pachnieć nowymi możliwościami. A pachniał… pączkami. Dziesięcioma ciepłymi, lukrowanymi pączkami z ulubionej cukierni mojego szefa.
Nie tak miało być
– Pani Natalio, czarna kawa dla mnie i podwójne espresso dla Tomka – rzuciła sekretarka, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu. – I tak, wiem, Tomek już zamówił pączki. Ale niech pani weźmie kilka ekstra, bo pan K. czasem zagląda.
Miałam 24 lata, dyplom w torebce i marzenie, że w końcu zaczynam coś wielkiego. A jednak zamiast analizować raporty czy opracowywać strategie, biegałam po kawę i pączki.
– No i jak tam, kariera? – zapytała Karolina, druga stażystka, gdy wróciłam do biura.
Jej uśmieszek mówił wszystko. Dla niej byłam dziewczyną od pączków, nie przyszłą analityczką. Nie odpowiedziałam. Jeszcze. Bo w głowie zaczęła kiełkować myśl – to się musi skończyć.
Wierzyłam, że się uda
– Wiesz, że powinnaś już mieć swoją kartę lojalnościową? – Karolina oparła się o biurko, popijając swoją latte. – Chyba szybciej dostaniesz darmowego pączka niż na jakiekolwiek doświadczenie zawodowe.
– Przynajmniej coś dostanę – mruknęłam, stawiając pudełko na stoliku w kuchni.
Karolina roześmiała się i poprawiła swoje idealnie wyprostowane włosy. Wyglądała na dziewczynę, która zawsze wie, co robi. Ja? Ja po prostu nie chciałam wyglądać na kogoś, kto już się poddał.
– Natalia, nie bądź naiwna – dodała, mieszając kawę. – W tej firmie stażyści to niewidzialne mrówki. Masz być cicho, robić, co każą, a potem wypad. Nie marnuj energii na coś, co i tak ci się nie opłaci.
Zacisnęłam usta. Może i byłam mrówką, ale nie zamierzałam pozostać jedną z tych, które można zgnieść podeszwą buta.
– Może Tomek zauważy, że jestem ambitna – powiedziałam, choć nie byłam pewna, czy to prawda.
– Tomek? – Karolina przewróciła oczami. – On cię nawet nie zna. Jesteś tylko osobą od pączków i kawy.
Zamilkłam, ale w środku aż się zagotowałam. Jeśli Tomek mnie nie zauważał, to najwyższy czas, żeby się to zmieniło.
Szef zwrócił na mnie uwagę
Tego dnia w biurze panował chaos. Nawet nie zdążyłam zdjąć płaszcza, gdy sekretarka wpadła do kuchni jak burza.
– Tomek cię szuka – rzuciła, ledwo łapiąc oddech. – I chyba pierwszy raz w życiu nie chodzi mu o pączki.
Podbiegłam do jego gabinetu, spodziewając się wszystkiego – może zapomniałam kupić cukier do kawy? Może zamówiłam nie te pączki? Ale nie. Tomek stał nad biurkiem, przeszukując stos papierów, a jego twarz była blada.
– Natalia! – zawołał, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że istnieję. – Gdzie są dokumenty do raportu dla K.?! Ktoś tu zrobił bajzel, a ja mam spotkanie za godzinę!
Rozejrzałam się. Biurko wyglądało jak pole bitwy – pliki rozrzucone, kartki poprzekładane. Tyle że ja od razu widziałam, co jest nie tak.
– To wszystko tu jest – powiedziałam spokojnie, podchodząc do sterty. – Ale ktoś wrzucił prezentację do nieodpowiedniego folderu, a podsumowanie leży pod fakturami.
Tomek patrzył, jak w kilka minut układam dokumenty w logiczną całość. Odnalazł plik i przejrzał go w skupieniu.
– Jak ty to zrobiłaś? – zapytał, unosząc brwi.
Wzruszyłam ramionami.
– Lubię porządek – odpowiedziałam.
Nie powiedział nic więcej, ale pierwszy raz w jego spojrzeniu zobaczyłam coś nowego. Może to był szacunek?
Pokazałam, co potrafię
Gdy wszyscy biegali w panice, ja siedziałam w kącie biura z laptopem i segregowałam pliki. W mojej głowie wszystko już układało się w spójną całość, ale nikt poza mną jeszcze tego nie zauważył. Tomek chodził w kółko, zaciskając szczękę, sekretarka szeptała coś do telefonu, a reszta zespołu udawała, że ma coś ważniejszego do roboty. Podsłuchałam, jak Tomek rozmawia z kimś przez telefon:
– K. mnie zabije… Nie mamy gotowych materiałów! Nie mam na kogo liczyć! – warknął i rozłączył się, uderzając dłonią w biurko.
Coś we mnie drgnęło. Nikt nie liczył na mnie, ale to nie znaczyło, że nie mogłam tego zmienić. Pracowałam w ukryciu. Segregowałam, analizowałam, układałam. Minuty mijały, a ja coraz bardziej zagłębiałam się w dane, w raporty, w szczegóły, które inni przeoczyli. Gdy skończyłam, podeszłam do Tomka.
– Gotowe – powiedziałam, podając mu plik.
Spojrzał na mnie, jakbym właśnie wyciągnęła królika z kapelusza.
– Żartujesz? – wziął dokumenty i zaczął przeglądać. Po chwili odetchnął z ulgą. – To… to jest świetnie przygotowane.
Po raz pierwszy nie patrzył na mnie jak na „dziewczynę od pączków”. Może to był początek czegoś nowego?
To był mój sukces
Siedziałam na skraju fotela w sali konferencyjnej, wpatrując się w ekran, na którym Tomek prezentował raport. Nikt poza nim i mną nie wiedział, ile godzin poświęciłam na uporządkowanie tego wszystkiego. Dyrektor K. poprawił okulary i przewrócił stronę dokumentu.
– To naprawdę dobrze zrobione, Tomek – powiedział. – Dużo lepsza organizacja niż ostatnio.
Tomek skinął głową, ale zamiast przyjąć pochwałę, odchrząknął i rzucił:
– To zasługa Natalii. To ona wszystko przygotowała.
Zapadła cisza.
Karolina, siedząca dwa krzesła dalej, aż się zakrztusiła wodą. Sekretarka uniosła brwi. A ja… ja zamarłam. Dyrektor spojrzał na mnie, jakby dopiero teraz zauważył, że w ogóle istnieję.
– Tak? – podniósł brew. – Cóż, w takim razie… Dobra robota.
Serce waliło mi w piersi, ale tylko skinęłam głową. Tomek nie musiał tego mówić. Mógł przypisać sobie cały sukces i nikt by nawet nie zapytał, czy miał w tym pomoc. Ale nie zrobił tego.
Kiedy wróciliśmy do biura, Karolina podeszła do mojego biurka.
– No proszę… – powiedziała z udawanym uśmiechem. – Dziewczyna od pączków robi karierę.
Nie odpowiedziałam. Już nie musiałam. Bo następnego dnia nikt nie kazał mi przynieść kawy. Tomek po prostu położył mi na biurku plik dokumentów.
– Masz. Zobacz, co da się z tym zrobić.
Awansowałam. Może jeszcze nie oficjalnie, ale wiedziałam, że coś się zmieniło.
Postarałam się
Kiedy przyszłam do biura następnego dnia, odruchowo zerknęłam na biurko Tomka. Nie było tam pustego pudełka, które zawsze zostawiał, czekając na dostawę. Nie było też jego porannego „Natalia, podskocz po kawę”. Zamiast tego czekał na mnie plik dokumentów i krótka notatka:
„Przeanalizuj te dane i przygotuj podsumowanie. Liczę na twoją dokładność. – T.”
Przez chwilę wpatrywałam się w kartkę, czując dziwne mrowienie w dłoniach. Praca, prawdziwa praca. Pierwszy raz od rozpoczęcia stażu dostałam zadanie, które wymagało czegoś więcej niż paragonu z cukierni. Zaczęłam analizować dane, układać je w logiczną całość, szukać wzorców. Straciłam rachubę czasu. Dopiero stukot obcasów obok mojego biurka sprawił, że podniosłam wzrok.
– Ty tak serio? – Karolina oparła się o moje krzesło, spoglądając na dokumenty. – Naprawdę myślisz, że cię zatrudnią?
– Nie wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ale wiem, że jeśli nawet nie, to nauczę się więcej, niż gdybym stała w kolejce po pączki.
Nie odpowiedziała. Po prostu wzruszyła ramionami i wróciła do przeglądania Instagrama. Tymczasem ja pracowałam dalej. I kiedy o siedemnastej oddałam Tomkowi gotowe podsumowanie, spojrzał na mnie z czymś, czego wcześniej nie widziałam w jego oczach.
– Dobra robota, Natalia. Właśnie kogoś takiego potrzebujemy w zespole.
Poczułam, że to dopiero początek.
Następnego dnia przyszłam do biura wcześniej niż zwykle. Na biurku Tomka położyłam pudełko z pączkami. Tym razem nikt mnie o to nie prosił.
Kiedy wszedł, uniósł brwi.
– Przecież już nie musisz ich przynosić – zauważył z rozbawieniem.
– Wiem – uśmiechnęłam się. – Ale pomyślałam, że dobrze zacząć nową współpracę na słodko.
Natalia, 24 lata
Czytaj także: „Po 50-tce mąż chciał bardzo świętować karnawał. Nie sądziłam, że bal przebierańców zrobi w naszym łóżku”
„Opiekowałam się chorą babcią Zosią. Rodzina myślała, że mam dobre serce, a mi chodziło tylko o jej kasę”