„Na ślubie teściowa dała nam w kopercie 40 tysięcy. Po miesiącu przyszła po zwrot pieniędzy i z pretensjami”
„Gdzieś głęboko w środku, zapaliła się mała lampka ostrzegawcza. Znałam przecież teściową. Wiedziałam, że za każdym jej gestem stoi coś więcej niż tylko bezinteresowność. Była kobietą, która lubiła mieć kontrolę. Zawsze musiała być w centrum, decydować, narzucać swoją wolę. I nagle dała nam tak ogromny prezent… Czy to na pewno był wyraz miłości, czy może – narzędzie władzy?”.

- Redakcja
Jeszcze niedawno miałam wrażenie, że stoję na progu najpiękniejszego etapu swojego życia – świeżo po ślubie, zakochana, pełna planów i nadziei. Nasza uroczystość była skromna, ale pełna ciepła – wszyscy mówili, że rzadko się widuje taką autentyczną radość na weselu. Ja i Tomek tańczyliśmy do rana, a każdy toast wydawał się obietnicą szczęśliwej przyszłości.
Pamiętam, jak moja teściowa Alicja – ubrana w elegancki granatowy kostium, z dumą wypiętą piersią – podeszła do nas w trakcie przyjęcia i wręczyła kopertę. „Na wasze nowe życie” – powiedziała, z uśmiechem, który wydawał się równie hojny, co sam gest. W środku było 40 tysięcy złotych. Zaniemówiłam. To była suma, która mogła otworzyć przed nami drzwi do marzeń – mieszkanie, podróże, stabilność. Uściskałam ją wtedy szczerze, czując wdzięczność, która aż ścisnęła mi gardło.
Ale w tym samym momencie, gdzieś głęboko w środku, zapaliła się mała lampka ostrzegawcza. Znałam przecież teściową. Wiedziałam, że za każdym jej gestem stoi coś więcej niż tylko bezinteresowność. Była kobietą, która lubiła mieć kontrolę. Zawsze musiała być w centrum, decydować, narzucać swoją wolę. I nagle dała nam tak ogromny prezent… Czy to na pewno był wyraz miłości, czy może – narzędzie władzy?
Wolałam jednak o tym nie myśleć. Przekonywałam samą siebie, że przesadzam. Że to początek nowej, pięknej relacji, że Alicja naprawdę chce nam pomóc. „Może teraz spojrzy na mnie inaczej, jak na córkę, nie jak na intruza?” – łudziłam się.
Nie wiedziałam jeszcze, że ten prezent nie tylko nie zbliży nas do siebie, ale stanie się początkiem końca mojego małżeństwa.
Zażądała zwrotu kasy
Miesiąc po ślubie Alicja pojawiła się u nas bez zapowiedzi. Wsunęła się do mieszkania jak do siebie, zostawiając buty w przedpokoju i rozglądając się po kątach, jakby sprawdzała, czy dobrze gospodaruję. Usiadła na kanapie, poprawiła spódnicę i bez zbędnych wstępów rzuciła:
– Nie będę owijać w bawełnę. Za dużo wam dałam. Musicie oddać mi połowę pieniędzy. Tak się nie rozdaje majątku.
Zamarłam. Byłam pewna, że źle usłyszałam.
– Jak to… oddać? – spytałam, patrząc na nią zdumiona. – To był prezent.
– Prezent, prezent… – machnęła ręką z pogardą. – Nie można być takim rozrzutnym. To moje pieniądze, nie wasze. Potrzebuję ich teraz, więc zwróćcie mi dwadzieścia tysięcy.
– Ale nie można tak po prostu zabierać prezentu – odpowiedziałam drżącym głosem. – Przecież na weselu sama mówiłaś, że to na nasze nowe życie.
Alicja zmrużyła oczy i oparła się wygodnie, jakby rozkoszowała się moją bezradnością.
– Nie przesadzaj. To tylko połowa. I tak macie dużo. A ja muszę mieć kontrolę nad swoimi sprawami. Nikt nie będzie mi mówił, co mogę, a czego nie.
– Ale my już zaplanowaliśmy te wydatki – próbowałam się bronić, choć czułam, że słowa grzęzną mi w gardle. – To nie w porządku.
– Dziewczyno, nie pouczaj mnie – syknęła. – Gdyby nie ja, nie mielibyście nic. Tomek to mój syn, zawsze będzie miał moją pomoc. Ty powinnaś być wdzięczna, że w ogóle coś dostałaś.
Czułam, jak serce wali mi w piersi. W jednej chwili wdzięczność, jaką nosiłam od dnia ślubu, zmieniła się w gorzki posmak upokorzenia. Wiedziałam, że ta rozmowa to dopiero początek. Zrozumiałam, że Alicja nie da nam żyć po swojemu, skoro już teraz uznała, że może żądać ode mnie pieniędzy, do których mieliśmy teraz prawo.
Kiedy wyszła, zostałam w salonie, siedząc nieruchomo i wpatrując się w pustą filiżankę. Drżały mi ręce, a w głowie miałam tylko jedną myśl: jeśli oddamy te pieniądze, pozwolimy jej wejść z butami w nasze życie na zawsze.
Czułam się zdradzona przez Tomka
Kiedy Alicja wyszła, czekałam tylko, aż Tomek wróci z pracy. Cały dzień układałam sobie w głowie, co mu powiem. Byłam wściekła, ale też roztrzęsiona. Kiedy wreszcie wszedł do mieszkania i zdjął kurtkę, od razu zaczęłam:
– Twoja mama przyszła. Wiesz, po co?
– Coś się stało? – spytał, nawet na mnie nie patrząc.
– Zażądała połowy pieniędzy. Powiedziała, że dała za dużo.
Tomek westchnął i usiadł przy stole.
– Wiedziałem, że może coś takiego powiedzieć.
– Wiedziałeś?! – podniosłam głos. – I nic mi nie powiedziałeś?
– Kochanie, to tylko pieniądze. Lepiej jej nie drażnić. Oddamy i będzie spokój.
Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka.
– Spokój? To nie jest kwestia spokoju, tylko zasad! Prezentu się nie odbiera!
– Nie rozumiesz… – zaczął cicho. – Ona zawsze tak robi. Lepiej się nie stawiać.
– Nie rozumiem? – przerwałam mu ostro. – To ja siedziałam z nią dzisiaj w salonie, to mnie traktowała jak złodziejkę!
Tomek spuścił wzrok. Zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, dodał:
– Już jej oddałem.
Zatkało mnie.
– Jak to oddałeś?! Skąd miałeś pieniądze?!
Zerknął na mnie niepewnie.
– Wziąłem z naszego konta.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Z naszych oszczędności? – wyszeptałam. – Z pieniędzy, które odkładamy latami? To również moje pieniądze, które odkładałam, zanim jeszcze cię poznałam.
– Nie miałem wyjścia. – Wzruszył ramionami, jakby to było coś błahego. – Mama i tak by nie odpuściła.
Oparłam się o krzesło, żeby nie upaść. To nie była już tylko sprawa pieniędzy. Mój mąż, człowiek, któremu zaufałam najbardziej, zamiast mnie bronić, zdradził mnie. Zamiast stanąć po mojej stronie, oddał moją niezależność w ręce swojej matki.
W głowie dudniła mi tylko jedna myśl: jeśli on potrafił tak łatwo wybrać ją zamiast mnie, to na czym w ogóle zbudowaliśmy nasze małżeństwo?
Później było tylko gorzej
Kilka tygodni później pojechaliśmy do domu teściowej. Spotkała się tam cała rodzina. Weszłam do kuchni i usłyszałam, jak mówiła do swoich krewnych:
– Ewelina się pieni o pieniądze, więc wykreśliłam ją z testamentu. Tomek i tak będzie miał.
Zapanowało milczenie, a potem ktoś prychnął śmiechem. Ktoś inny dodał:
– Dobrze zrobiłaś, skoro taka roszczeniowa.
Stałam za drzwiami, serce waliło mi jak młot. Kiedy wyszłam, patrzyli na mnie jak na intruza.
Wieczorem w domu zapytałam Tomka:
– Twoja matka mnie niszczy, a ty siedzisz cicho?
– Nie chcę wojny w rodzinie – odpowiedział spokojnie. – Lepiej odpuść.
Patrzyłam na niego i czułam, że jestem kompletnie sama. Otoczona obcymi ludźmi, którzy traktowali mnie jak zagrożenie, i mężem, który zamiast mnie bronić, chował się w cieniu.
„U nas decyduję ja”
Nie mogłam już dłużej milczeć. Umówiłam się z teściową na rozmowę sam na sam. Pojechałam do niej, ale atmosfera była daleka od przyjaznej.
– To, co robisz, to manipulacja – powiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
– Manipulacja? – uniosła brew. – Ty nie rozumiesz, jak działa rodzina. U nas decyduję ja.
– To nie jest rodzina, tylko dyktatura – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Dziecko, nie pyskuj. Ja mam doświadczenie, wiem, co jest najlepsze. Tomek to mój syn, a ty jesteś tylko jego żoną.
Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Zrozumiałam, że w jej oczach nigdy nie będę partnerką, tylko przeszkodą.
Po spotkaniu długo chodziłam po mieście. Patrzyłam na ludzi spieszących się do swoich spraw i zadawałam sobie pytanie: czy naprawdę chcę spędzić życie w cieniu kobiety, która uważa mnie za nic?
Tomek milczał
Wracając do domu po rozmowie z Alicją, czułam, że dłużej tak nie wytrzymam. Gdy Tomek wszedł do pokoju, od razu zaczęłam:
– Twoja matka mnie upokarza. A ty jej przyklaskujesz.
– To moja matka – odpowiedział spokojnie, jakby to miało zamknąć sprawę. – Rodzina jest najważniejsza. Ty przesadzasz.
– Przesadzam? – głos mi się załamał. – Ona decyduje za nas, odbiera mi prawo głosu, traktuje mnie jak kogoś obcego. A ty nawet słowa nie powiesz.
– Bo nie chcę kłótni. Po co się szarpać?
Patrzyłam na niego i czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg.
– Nie chcesz kłótni, ale wolisz, żebym ja codziennie czuła się jak intruz we własnym domu? – zapytałam cicho.
Tomek milczał. W jego oczach zobaczyłam nie miłość, ale uległość wobec matki. Wiedziałam już, że ta pępowina nigdy nie zostanie przecięta. Wtedy po raz pierwszy naprawdę poczułam, że nasze małżeństwo stoi na granicy rozpadu.
Nie wiem, co będzie dalej
Siedzę teraz sama w naszym mieszkaniu i patrzę na pusty stół. Czterdzieści tysięcy, które miały być symbolem nowego początku, zniknęły szybciej, niż się pojawiły. Zostały oddane – nie z naszego wspólnego wyboru, tylko dlatego, że Tomek nie miał odwagi sprzeciwić się swojej matce. Zniknęło też coś o wiele ważniejszego – moje zaufanie i bezpieczeństwo.
Próbowałam walczyć, tłumaczyć, bronić siebie, ale za każdym razem zostawałam sama. Alicja była przeciwko mnie, cała jej rodzina śmiała się z moich prób, a mój mąż stał obok, jakby sprawa go nie dotyczyła.
Zastanawiam się, czy jest jeszcze co ratować. Małżeństwo powinno być oparciem, a ja czuję się w nim jak intruz. Każdy dzień pokazuje mi coraz wyraźniej, że Tomek nigdy nie wybierze mnie ponad nią.
Może jeszcze niedawno byłam naiwna, wierząc, że prezent od teściowej to gest miłości. Dziś wiem, że był tylko haczykiem, na który dałam się złapać.
Nie wiem, co będzie dalej. Może zostanę, może odejdę. Wiem tylko, że jeśli zostanę w tym układzie, zawsze będę przegraną. A ja już nie chcę przegrywać.
Ewelina, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dałam córce wszystko, a ona żerowała na mojej dobroci. Nie miała nawet skrupułów, by sięgnąć po moją skromną emeryturę”
- „Inwestowałam w przyszłość syna, bo mi też się to kiedyś opłaci. Nie spodziewałam się, że usłyszę od niego takie słowa”
- „Przez całe życie matka narzucała mi swoją pomoc. Na tej jej dobroci wyszłam gorzej, niż przysłowiowy Zabłocki na mydle”

