„Na ślub kuzynki poszłam jako mężatka, a wróciłam jako rozwódka. Najadłam się wstydu za tego łajdaka, ale nie żałuję”
„Wszystko zaczęło się od spojrzenia. Stał tuż obok mnie, jeszcze sekundę temu rozmawialiśmy z ciocią ze strony mamy o śmiesznych historiach z dzieciństwa Kasi, a on nagle zamilkł. Spojrzałam za nim i zobaczyłam kelnerkę”.

- Redakcja
To był ślub mojej kuzynki Kasi. Taki z pompą, jak z katalogu ślubnego – rustykalna sala, świeże kwiaty, drink bar z fontanną z prosecco, DJ z doświadczeniem i światła, które wyglądały jak z filmu. Od rana panował gwar, wszyscy byli rozbiegani, nerwowi i podekscytowani.
Było jak w bajce
Mój mąż Miłosz trzymał moją dłoń pod stołem i ściskał ją, gdy rozmawialiśmy z moją ciotką Jolą o zupach z młodości. Wydawało mi się, że w tej chwili jesteśmy znów tą parą sprzed lat – zanim praca, kredyty i codzienność odarły nas z tej lekkości.
Sukienkę wybierałam tygodniami. W końcu padło na granatową, z delikatnym dekoltem, z rękawem do łokcia. Chciałam wyglądać elegancko, ale nie nachalnie, kobieco, ale nie przesadnie. Bo to miało być nasze wspólne wyjście, wieczór, gdy znowu będziemy tylko dla siebie – jak na początku.
Miłosz wyglądał dobrze. Świeżo ogolony, pachniał moim ulubionym Hugo Bossem. Wypił drinka z moim wujkiem, zażartował z DJ-em, zatańczył ze mną do „Zacznij od Bacha”. Czułam, jakbyśmy wracali do siebie, jakby wszystkie moje ciche obawy były tylko przesadzonym snem. Ale w głowie nadal miałam tamtą jedną rozmowę sprzed miesiąca, gdy złapałam jego telefon i zobaczyłam zdjęcie nie wiadomo czyjej ręki. Damskiej.
– Kolega z pracy się wygłupiał – powiedział wtedy i zaśmiał się z mojej zazdrości. – Nie dramatyzuj.
Miałam podejrzenia
Wszystko zaczęło się od spojrzenia. Stał tuż obok mnie, jeszcze sekundę temu rozmawialiśmy z ciocią ze strony mamy o śmiesznych historiach z dzieciństwa Kasi, a on nagle zamilkł. Spojrzałam za nim i zobaczyłam kelnerkę w białej koszuli, z tacą w dłoni i niedbałym koczkiem na głowie. Nie znałam jej, ale jego wzrok znał ją doskonale.
– Zaraz wracam – rzucił i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę baru. Tyle zdążył powiedzieć.
Minęło dziesięć minut. Potem kolejne piętnaście. Starałam się nie panikować. Co chwila ktoś mnie zagadywał, więc uśmiechałam się, kiwałam głową, piłam łyk za łykiem. Ale nie było go. Rozglądałam się, niby mimochodem.
– A gdzie Miłosz? – zapytała moja ciotka, podchodząc do mnie z kieliszkiem.
– Poszedł po coś do baru – odpowiedziałam z uśmiechem, który bolał.
– Wyglądasz pięknie, Dorotka! – dodała z czułością, a ja poczułam wstyd. Bo chciałam jej wierzyć, chciałam być tą piękną, spokojną żoną, której mąż tylko na chwilę oddalił się od stołu.
Nagle zniknął
Godzina, długa, nieruchoma. Siedziałam przy stole, odpowiadałam na pytania, kiwałam głową do muzyki, która grała w tle. Jednocześnie w środku wrzało mi serce, ręce miałam lodowate, a głowa pulsowała od domysłów. Gdzie on jest? Co się takiego wydarzyło, że nie wraca do mnie?
W końcu nie wytrzymałam. Wstałam od stołu, poprawiłam sukienkę i bez słowa ruszyłam w stronę baru. Sala była ogromna, pełna świateł i muzyki, ale miałam wrażenie, że wszystko się wyciszyło. Jakby świat wstrzymał oddech i tylko ja ruszyłam w poszukiwaniu czegoś, czego wcale nie chciałam znaleźć.
Przeszłam obok parkietu, potem minęłam bufet z przekąskami i wreszcie dotarłam do baru. Miłosza nie było ani tam, ani przy żadnym ze stolików. Zapytałam barmana, czy go widział. Wzruszył ramionami. Przeszłam dalej, ku korytarzowi prowadzącemu do toalet i tarasu. Moje obcasy stukotały o płytki z jakimś nerwowym rytmem. Co chwila oglądałam się za siebie, choć nikt mnie nie wołał.
Nigdzie go nie było
Zajrzałam do męskiej toalety – drzwi były uchylone, światło się paliło, ale w środku pusto. Wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Chwilę stałam bez ruchu, wpatrując się w ciemność. I wtedy ich zobaczyłam. Stali bokiem do mnie, lekko pochylali się ku sobie. Ona śmiała się cicho, trzymając szklankę w ręku. Jego głos był przytłumiony, ale zrozumiały.
– Nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę…
– Czasem myślę, co by było, gdybyśmy wtedy nie zrobili tego, co zrobiliśmy…
– Nie wiem, co powiedzieć.
Nagle zrozumiałam. To była jego eks. Nie znałam jej osobiście, znałam tylko historię. Była przed mną. Mówił mi kiedyś, że to zamknięty rozdział. Ale tamten wzrok przy stole, ten sposób, w jaki nachylał się do niej teraz – to nie wyglądało jak zamknięcie.
Stałam tak, ukryta w cieniu, nie ruszając się ani o krok. Nie chciałam, żeby mnie zobaczyli. Nie wiedziałam, co zrobię, jeśli się odwróci i spojrzy mi w oczy. Wtedy Anka powiedziała:
– Nic się nie zmieniłeś…
Nie odpowiedział. Cofnęłam się kilka kroków i wróciłam do środka. Weszłam do toalety, zamknęłam się w kabinie i usiadłam na desce. Czułam, że coś właśnie się zmieniło, jakby ktoś odsunął mi zasłonę z oczu i pozwolił zobaczyć wszystko takim, jakie naprawdę jest.
Byłam zdruzgotana
Wróciłam na salę, ale nie potrafiłam usiedzieć. Goście tańczyli, ktoś zawołał mnie do zdjęcia, ale tylko się uśmiechnęłam i skinęłam głową. Muzyka grała głośno, ludzie tańczyli, śmiali się, podnosili kieliszki w górę. Kuzynka Kasia krążyła po sali jak promień światła – z welonem, z bukietem, z uśmiechem do wszystkich. Ujęła mnie za rękę i pociągnęła na środek.
– Dorota, zatańcz ze mną, chodź, musisz się bawić! – zawołała.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłam inaczej, więc tańczyłam. Kręciłyśmy się w kółko z innymi kobietami, a ja robiłam wszystko, żeby wyglądać jak ktoś, kto dobrze się bawi. Unosiłam dłonie, obracałam się, pokazywałam zęby w uśmiechu. W środku wszystko było puste. Kasia nachyliła się do mnie i wyszeptała z entuzjazmem:
– Jesteś szczęśliwa? Macie cudowną relację!
Tylko skinęłam głową. W myślach odpowiedziałam: „Tak. To była cudowna relacja. Do dzisiaj”. Zatańczyłam jeszcze jeden taniec, potem wymknęłam się do łazienki. Zamknęłam się w kabinie. Dopiero tam pozwoliłam sobie na to, czego nie mogłam pokazać. Cicho, bezgłośnie. Serce waliło mi w piersi, a dłonie drżały. Łzy płynęły długo, zanim je otarłam i znów przybrałam spokojną twarz.
Nie wiem, co dalej
Wróciłam, gdy zespół grał już spokojniejsze utwory. Goście siedzieli przy stołach, niektórzy wciąż tańczyli. Miłosz pojawił się, jakby nigdy nic. Zasiadł obok mnie, poprawił marynarkę, nalał sobie wina i zapytał tonem, jakim mówi się o pogodzie:
– Zaraz zamówią taksówkę, wracamy?
– Tak. Już czas – odpowiedziałam cicho.
Nie wspomniał, gdzie był przez te godziny. Ja nie mówiłam, że wiem. To była rozmowa dwojga obcych ludzi, którzy jeszcze chwilę temu byli małżeństwem.
W domu przebrałam się w dres, zmyłam makijaż, wstawiłam wodę na herbatę. On usiadł w kuchni i wyjął telefon. Żadne z nas nie wspomniało o nocy, o rozmowie, o kelnerce, o mnie, o nim. Zastanawiałam się, kiedy przestałam być tą jedyną. Czy to było miesiąc temu, kiedy znalazłam tamto zdjęcie? Czy może wcześniej, gdy przestaliśmy się przytulać po kolacji? A może wczoraj, kiedy pozwolił sobie zapomnieć o mnie w kilka godzin?
Nasze małżeństwo skończyło się przy dźwiękach „Jesteś szalona” i przy kieliszku wódki, wzniesionym nieświadomie za coś, czego już nie było.
Dorota, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałam na wieś pomóc rodzinie w zbiorach owoców. Teraz rośnie we mnie mała śliwka, której nadałam już imię”
- „Moją córkę traktują w szkole jak dziecko drugiego sortu. Najgorszy jest powód, dlaczego tak się dzieje”
- „Jesienna cisza najlepiej smakuje nad jeziorem. W tym roku radość z połowów uciekła szybciej niż szczupak do wody”

