Reklama

W szkole byłam outsiderką, a to głównie za sprawą mojego skromnego pochodzenia. Moja rodzina nie miała wielkich pieniędzy, co sprawiało, że w oczach rówieśników byłam kimś na marginesie. O ile dla mnie samo posiadanie czegoś nie było najważniejsze, to dla nich było to kwestią prestiżu i pozycji społecznej.

Reklama

Wyśmiewali się ze mnie

Od najmłodszych lat marzyłam o tym, by osiągnąć coś wielkiego w nauce. Wierzyłam, że edukacja to klucz do lepszego życia. Codzienne zmagania w szkole były dla mnie nie lada wyzwaniem.

Bogate koleżanki i koledzy zdawali się czerpać niewytłumaczalną przyjemność z wyśmiewania mnie i przypominania mi o moich brakach. Bywały dni, kiedy czułam się potwornie osamotniona, lecz to właśnie wtedy moje marzenia dodawały mi sił, by nie poddawać się i wytrwać.

Często zadawałam sobie pytanie, dlaczego brak pieniędzy musi determinować to, jak inni mnie postrzegają. Przecież ambicje i ciężka praca powinny być najważniejsze, a nie stan konta. Pomimo tych trudności zawsze starałam się robić wszystko, co w mojej mocy, by się rozwijać i nie pozwalać innym na definiowanie mnie poprzez pryzmat moich finansowych ograniczeń.

– Znowu nie możesz iść na dodatkowe zajęcia, bo cię nie stać? – zapytała koleżanka z kpiącym uśmiechem podczas którejś przerwy. – A te ciuchy to chyba z second handu?

Wstrzymałam oddech. Wiedziałam, że nie powinnam dać się sprowokować, ale jej słowa raniły. Spojrzałam jej prosto w oczy, próbując zachować spokój.

– Nie każdy ma wszystko podane na tacy. Niektórzy muszą pracować na to, co chcą osiągnąć – odpowiedziałam z nutą goryczy, starając się zachować zimną krew.

Zawzięłam się

Prychnęła śmiechem, a reszta zawtórowała jej. Odeszli, zostawiając mnie z tym znajomym uczuciem osamotnienia. Po chwili samotności na korytarzu poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Schowałam się w najbliższej łazience, by pozbierać myśli.

Postanowiłam wtedy, że nie pozwolę, by ich słowa mnie złamały. Wiedziałam, że jedynym sposobem na udowodnienie swojej wartości było skoncentrowanie się na moich mocnych stronach. Codziennie po szkole zanurzałam się w książkach i zadaniach. Chciałam, aby moje wyniki były niezaprzeczalnym dowodem mojego wysiłku i determinacji.

Kiedyś usłyszałam rozmowę moich kolegów z klasy. Stali nieopodal i mówili na tyle głośno, że wszystko słyszałam.

– Może i jest mądra, ale bez kasy nie ma szans – powiedział jeden z nich, a reszta zaśmiała się.

Ich słowa były jak zimny prysznic. Ale zamiast mnie zniechęcić, obudziły we mnie gniew i determinację. Wiedziałam, że to, co robię, ma sens. Wiedziałam, że mój wysiłek w końcu zostanie zauważony.

Udowodniłam im

Gdy w szkole odbywała się olimpiada matematyczna, postanowiłam się sprawdzić. Z nerwami skrzętnie ukrytymi pod powierzchnią opanowanej postawy przystąpiłam do testu, który miał zadecydować o mojej przyszłości. Każda kolejna odpowiedź była jak cegła budująca mur między mną a dawnym życiem, pełnym upokorzeń i braku zrozumienia.

Gdy wyniki zostały ogłoszone, serce zabiło mi mocniej. Zdobyłam najwyższy wynik! Nagroda obejmowała stypendium na prestiżowy uniwersytet. Czułam, jakby cały świat się zatrzymał na chwilę, by docenić moje osiągnięcia.

Po wręczeniu nagród podeszła do mnie moja nauczycielka, która zawsze mnie wspierała, nawet gdy inni wątpili.

– Marysiu, wiedziałam, że to w tobie jest – powiedziała.

– Dziękuję. To dzięki pani uwierzyłam, że mogę coś osiągnąć – odpowiedziałam z wdzięcznością.

Tamtego dnia po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że moje marzenia zaczynają się spełniać. Wreszcie mogłam się pochwalić nie tylko sobą, ale też tym, co udało mi się osiągnąć dzięki własnej determinacji.

Zrobiłam karierę

Początek nauki na uniwersytecie był jak wejście do nowego świata. Przestronne sale wykładowe, nowoczesne laboratoria, a przede wszystkim ludzie, którzy dzielili moją pasję do nauki. Od razu poczułam, że znalazłam swoje miejsce. Poznałam studentów, którzy, podobnie jak ja, chcieli czegoś więcej niż tylko tytułu czy pracy. Oni, w przeciwieństwie do moich dawnych rówieśników, szanowali mnie za to, kim jestem, a nie za to, co posiadam.

Każdy dzień był dla mnie nową przygodą i szansą na rozwój. Odkrywałam nowe zainteresowania i pogłębiała swoją wiedzę, ciesząc się każdą chwilą. Wiedziałam, że przede mną jeszcze wiele do odkrycia i osiągnięcia.

Minęło kilka lat odkąd ukończyłam uniwersytet i zdobyłam wymarzoną pracę w dużej firmie. Zostałam szefową dużego działu. Któregoś razu szukaliśmy kogoś do pomocy w pracy biurowej.

Podczas jednej z rozmów kwalifikacyjnych do pokoju wszedł nie kto inny, jak Kasia – dawna koleżanka ze szkoły, która kiedyś drwiła z mojego pochodzenia. W jej oczach widziałam cień niepewności i lekkiego zakłopotania. Wyglądała inaczej, jakby życie nauczyło ją pokory.

Dosłownie oniemiałam

– Marysia? To naprawdę ty? – zapytała nieśmiało, przysiadając na krześle naprzeciw mnie.

– Tak. Długo się nie widziałyśmy – odpowiedziałam neutralnie, starając się zachować profesjonalizm.

Podczas rozmowy opowiedziała o swoich doświadczeniach zawodowych, a ja z trudem starałam się powstrzymać od przypominania jej dawnych zachowań. Czułam wewnętrzny konflikt. Z jednej strony pragnęłam odpłacić jej za wszystkie lata upokorzeń, z drugiej wiedziałam, że to, co naprawdę się liczy, to profesjonalizm i obiektywna ocena kandydata.

Kiedy koleżanka opuściła pokój, zastanawiałam się, czy będę w stanie spojrzeć na nią jedynie przez pryzmat jej kwalifikacji. Wiedziałam, że dorosłość wymaga od nas czasami większej dojrzałości niż to, co narzucają emocje.

Maria, 39 lat

Reklama

Czytaj także:
„Romantyczne walentynki spędziliśmy w 6. Ja, mój ukochany i stado jego rozochoconych kochanek”
„Walentynkową kolacje upichciłam w towarzystwie kochanki męża. Wspólnie zaserwowałyśmy mu słodką zemstę”

„W walentynki zamiast róż, kupowałam pogrzebową wiązankę. Miłość życia pochowałam razem z zaręczynowym pierścionkiem”

Reklama
Reklama
Reklama