Reklama

Jeszcze rok temu powiedziałabym, że mam udane małżeństwo. Adam był moim przyjacielem, kochankiem, bezpieczną przystanią. Poznaliśmy się na studiach, pobraliśmy po sześciu latach związku. Może nie był zbyt wylewny, nasze życie nie było usłane różami, ale wiedziałam, że mogę na niego liczyć. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Zaczęło się od drobiazgów. Dłuższe godziny w pracy. Cichy telefon, ciągle na wyciszeniu. Wieczory spędzane z laptopem. Kiedyś przychodził do mnie z każdym problemem, a teraz milczał. Znikał za ścianą chłodu, której wcześniej w ogóle nie znałam. Było go coraz mniej. A ja byłam coraz bardziej samotna.

Próbowałam nas ratować. Zostawiałam wiadomości, proponowałam wspólne wyjścia, planowałam kolacje. Nic. Jakbym rzucała słowa do pustego pokoju.

– Dasz mi tę czarną koszulę? – zapytał pewnego poranka, pakując się do walizki.

Do lasu jedziemy, a nie na bankiet – mruknęłam.

– Chcę się dobrze czuć – odpowiedział, jakby to wszystko miało dla niego inne znaczenie niż dla mnie.

Ten wyjazd… miał być próbą ratunku. Oczyszczenia atmosfery. Znowu miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że wróci bliskość. Ale gdzieś głęboko czułam niepokój. Coś było nie tak. Coś, czego nie potrafiłam nazwać, ale co mnie uwierało. I miałam rację.

Romantyzm szybko się rozwiał

Domek był pięknie położony. Na skraju lasu, z widokiem na jezioro. Jesień rozlała wokół złoto i czerwień – bajka. Ale we mnie nie było zachwytu. Od pierwszej chwili czułam, że coś jest nie tak.

Fajnie, że tu tak cicho, co? – rzucił Adam, wysiadając z samochodu.

– Mhm – przytaknęłam, poprawiając rękaw swetra.

Z wnętrza domku pachniało drewnem i kurzem. Adam włączył kominek, po czym niemal natychmiast zniknął w łazience z telefonem. Potem długo „sprawdzał zasięg” na tarasie, chodząc w tę i z powrotem jak aktor próbujący swoją kwestię. Nie pytał, czy chcę herbaty. Nie zapytał, czy dobrze się czuję. Jakby mnie tam nie było.

Kolacja przy świecach. Zmył romantyzmem moje podejrzenia tylko na chwilę.

Dobrze, że tu przyjechaliśmy – powiedział, krojąc chleb. – Takie odcięcie od świata może nam pomóc.

– Nam? – zapytałam, szukając wzrokiem jego oczu. Uciekł spojrzeniem.

Późnym wieczorem, kiedy udawał, że śpi, nie wytrzymałam. Uznałam, że muszę coś zrobić. Telefon leżał na stoliku nocnym. Wzięłam go drżącą ręką, mając nadzieję, że znajdę tam cokolwiek, co mnie uspokoi.

Znalazłam wiadomości od jakiejś Karoliny. Krótkie, bez emotek, ale intymne. „Tęsknię”, „Jeszcze trochę i znowu cię poczuję”. Zatkało mnie. Karolina? Moja siostra też ma na imię Karolina… Ale przecież to musi być jakaś inna. Prawda? Odłożyłam telefon. Serce biło mi jak oszalałe. A domek, który miał nas do siebie przyciągnąć, nagle zrobił się duszny. I bardzo obcy.

Podejrzenia mnie zjadały

W drodze powrotnej Adam był dziwnie uprzejmy. Pytał, czy nie jest mi za zimno, czy chcę się zatrzymać na kawę. Ale wcale nie czułam się przez to lepiej. Milczenie między nami miało już inny ciężar – nie był to komfort znanej ciszy, tylko nieznośna gra pozorów.

Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Kolorowe liście, błoto, przystanki autobusowe. Gdzieś w środku wiedziałam, że nic nie będzie już takie jak przedtem. Ale jeszcze się łudziłam. Jeszcze powtarzałam w głowie: To inna Karolina. Przypadek. Przecież nie…

W domu nie rozpakowałam walizek. Usiadłam ciężko na kanapie. Kiedy Adam poszedł pod prysznic, znów weszłam do jego skrzynki wiadomości. Tym razem sprawdziłam historię połączeń. Godzina 21:13 – połączenie przychodzące od „Karolina”. O tej samej godzinie moja siostra... miała być na rodzinnym obiedzie u mamy. Ale nie przyszła. Tłumaczyła się później „nagłym bólem głowy”.

– Dzwoniłaś może do Karoliny ostatnio? – rzuciłam mamie przez telefon, niby mimochodem.

– Tak, ale nie odbierała. Coś się stało? – zapytała zaniepokojona.

– Nie, pytałam tak z ciekawości – skłamałam.

W moim wnętrzu rodził się wulkan. To nie mogła być przypadkowa zbieżność. Zaczęłam przypominać sobie różne rzeczy. Jak Adam kiedyś dziwnie się zachowywał, gdy moja siostra przyjechała „na kawę” i gdy rozmawiałam z nią w jego obecności. Jak nagle przestali się widywać, a zaczęli unikać.

Z każdym dniem czułam coraz większe obrzydzenie. I złość. I strach. Nie miałam jeszcze dowodów. Ale miałam pewien plan.

Wcale się nie wykręcała

Zaprosiłam ich na obiad. Tak po prostu. Bez okazji, bez kontekstu. Adam i Karolina siedzieli teraz przy moim stole – on z założonymi rękami, ona z wymuszonym uśmiechem.

Chciałam z wami o czymś pogadać – zaczęłam spokojnie, nalewając sobie wody. – O rodzinie.

Adam odchrząknął. Karolina spojrzała na mnie z lekkim niepokojem. W tej ciszy nawet stuk szklanki o stół brzmiał podejrzanie głośno.

– Jak myślicie… – spojrzałam na nią. – Czy rodzina to miejsce, gdzie powinno się czuć bezpiecznie?

– No… tak, oczywiście – odpowiedziała Karolina, zerkając na Adama.

– A czy rodzina powinna sobie wybaczać? – zapytałam, patrząc jej prosto w oczy.

– Daria, o co chodzi? – Adam się skrzywił. – Przecież...

– To ty? – przerwałam mu, nie spuszczając wzroku z mojej siostry. – Ty jesteś tą Karoliną z jego telefonu? Tą od wiadomości i serduszek?

Zapadła cisza. Tylko tykanie zegara w kuchni odmierzało kolejne sekundy mojego upokorzenia.

– Daria, ja… – zaczęła, po czym spuściła wzrok. – Tak.

Nie było żadnych wymówek. Żadnego „to nie tak, jak myślisz”. Tylko jedno proste, brutalne „tak”.

Nie planowaliśmy tego. To się po prostu wydarzyło. Raz. Może dwa... – dodała, głosem bez przekonania.

– Zamknij się – syknął Adam, zbyt późno. Wszystko już padło. Za dużo. – Daria… Ja… – zaczął, ale ja już nie słuchałam.

Już ich nie słuchałam. Zamknęłam oczy. Słyszałam tylko krew pulsującą w uszach i myśl: „Zdradzili mnie oboje. Moja siostra. Mój mąż”.

Dopiero teraz to do mnie dotarło

Wyszłam. Nie zabrałam torebki, telefonu. Po prostu wstałam od stołu i wyszłam. W jakimś odruchu chwyciłam tylko kurtkę. Adam zawołał za mną, ale nie odpowiedziałam. Słyszałam, jak wstaje z krzesła, ale nie ruszył za mną. Nie miał odwagi. Albo nie chciał.

Szłam przed siebie. Deszcz zaczął siąpić, wiatr targał włosy. Nogi same niosły mnie w stronę parku. Siadłam na tej samej ławce, na której kiedyś Adam oświadczył mi się, trzymając w ręce nieduże pudełeczko i dłoń drżącą ze wzruszenia. A ja wtedy... byłam pewna.

Teraz siedziałam z mokrą twarzą, ale nie wiedziałam, czy to deszcz, czy łzy. Jak to się mogło stać? Przecież Karolina była moją siostrą. Zawsze blisko, nawet jeśli różniłyśmy się jak dzień i noc. Ja cicha, ona głośna. Ja stabilna, ona szalona. Ale zawsze była mi bliska. Moja siostra. A Adam – miał być jedynym mężczyzną, przed którym nie musiałam udawać.

– I co? I nic – powiedziałam półgłosem, sama do siebie z nerwowym śmiechem. – A ja naprawdę myślałam, że jestem wystarczająca…

W myślach wracały sceny z dzieciństwa. Karolina w mojej bluzce, której nie pozwoliłam jej nosić. Karolina śmiejąca się, że „i tak w niej wyglądam lepiej”. I ja, zaciśnięte zęby, ciche milczenie. To wszystko wróciło. Cała historia bycia w cieniu siostry. Zrozumiałam, że może ona zawsze rywalizowała – tylko ja tego nie widziałam.

Jego też musiała mi zabrać

Zadzwoniłam do niej po dwóch dniach. W słuchawce długo było tylko milczenie, a potem usłyszałam jej drżący głos:

– Daria… Cieszę się, że dzwonisz.

– Spotkajmy się. Muszę to zamknąć – powiedziałam.

Usiadłyśmy w tej samej kawiarni, gdzie jeszcze niedawno śmiałyśmy się z rzeczy zupełnie błahych. Teraz siedziałyśmy naprzeciwko siebie – ona z podpuchniętymi oczami, ja z twarzą tak kamienną, że barista chyba dwa razy sprawdzał, czy na pewno żyję.

Dlaczego? – zapytałam w końcu.

– Nie wiem… – zaczęła, plącząc palce. – Może dlatego, że on… on mnie zauważył. Zawsze byłaś tą lepszą, tą odpowiedzialną, tą do naśladowania. Ja tylko cię goniłam, Daria. Zawsze za tobą. A Adam... on mnie po prostu zobaczył.

– A ja? – przerwałam jej. – Czym ja byłam? Tłem dla twoich dramatów?

Karolina spuściła wzrok.

– To nie miało tak wyglądać. On był dla mnie… ciepłem. Takim, którego zawsze mi brakowało.

– Ciepłem? – parsknęłam. – Kradniesz ciepło własnej siostrze i mówisz, że „tak wyszło”?

– Nie zrozumiesz tego. Ty zawsze byłaś silna. Ty się pozbierasz.

Zamknęłam oczy. Przez chwilę milczałam, oddychając głęboko.

Nie przyszłam tu po przeprosiny. Nie po to, żebyś wytłumaczyła, że to był impuls. Przyszłam, żeby powiedzieć, że nie masz już siostry. Nie w moim świecie. To jest najsmutniejsze.

Wstałam i odeszłam, zanim zdążyła odpowiedzieć. Tym razem to ja ją zostawiłam.

Nie mam już siostry

Wyniosłam się z mieszkania tydzień po tej rozmowie. Nie było awantur. Adam wrócił pewnego wieczoru z pracy, a moja strona szafy była pusta. Zostawiłam klucz na kuchennym stole i kartkę bez słowa. Nie było już nic do powiedzenia.

Znalazłam małą kawalerkę na drugim końcu miasta. Wynajęłam ją bez planu. Spałam tam przez pierwsze noce na materacu, a mój jedyny towarzysz to była cisza. Taka, która nie dusiła. Taka, w której mogłam wreszcie usłyszeć siebie.

Adam próbował się kontaktować. Pisał, że „chciałby porozmawiać”. Że „nic nie jest stracone”. Odpisałam raz. „Nie szukaj mnie. Wybieraj sobie nowych ludzi do krzywdzenia. Ja już nie wracam”.

Z Karoliną nie mam kontaktu. Mama wie, że coś się wydarzyło, ale nie zna szczegółów. Nie pytam, czy Karolina przychodzi na obiady. To już nie moja rodzina. Nie moja siostra. Nie wiem, czy kiedyś jej wybaczę. Pewnie nie. Ale wiem jedno – nie chcę już żyć w kłamstwie.

Daria, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama