„Na rodzinnym obiedzie ciotka Janka wyciągnęła rodzinne brudy. Tego smrodu nie zakrył nawet aromat pieczonego schabu”
„Stół uginał się od jedzenia, gwar rozmów wypełniał salon, a ja co chwilę wstawałam, żeby coś podać, przestawić, dolać. Kasia rozsiadła się między wujkiem a ciotką i głośno opowiadała o pracy. Wojtek siedział na końcu stołu”.

- Redakcja
Od rana chodziłam z jakimś niepokojem w piersi. Niby wszystko było przygotowane – stół nakryty, schab się piekł, sałatki chłodziły w lodówce, a ja z Kasią krzątałam się jeszcze przy cieście. Miało być spokojnie, rodzinnie. Imieniny mojego męża zawsze były okazją, żeby zgarnąć wszystkich do stołu. Tak rzadko ostatnio udaje nam się być razem.
Miało być wspaniale
– Mamo, ten schab to trzeba piec godzinę czy półtorej? – zapytała Kasia, zaglądając do piekarnika.
– Zależy. Jak się nie zarumienił, to trzeba jeszcze potrzymać. Ale musisz pilnować. Jak się przypali, to Jerzy znów będzie jęczał, że suchy – odpowiedziałam z uśmiechem, próbując ukryć nerwowość.
Kasia westchnęła i wytarła dłonie o fartuch. Zawsze była sumienna, dokładna, taka jak trzeba. Zupełnie nie jak Adaś – najmłodszy, mój maluch, choć ma już dwadzieścia lat i mieszka z kolegami. A jednak wciąż patrzę na niego, jakby miał siedem i szedł pierwszy raz do szkoły.
Nie było łatwo z Adasiem. Z nikim nie było łatwo, prawdę mówiąc. Ale z nim – szczególnie. Cichy, zamknięty w sobie, nie umiał się odnaleźć ani w rodzinie, ani wśród rówieśników. Od zawsze jakiś inny. Wrażliwy tak, że czasem się bałam, że życie go zgniecie.
– A Adaś będzie dziś? – zagadnęła Kasia niby mimochodem.
– Będzie. Mówił, że przyjdzie. Ale jak to Adaś, pewnie znów się spóźni.
Spojrzałam przez okno. Jerzy właśnie wynosił kosz z butelkami – jego wkład w przygotowania. Zawsze milczący, zawsze jak cień. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, co było. O tych dniach, które ja pamiętam za dwoje, a może za troje.
Starałam się
Usiadłam na krześle w kuchni, przyglądając się gotowym potrawom. Każda miała w sobie jakiś smak wspomnień. Sałatka jarzynowa jak u mojej mamy, rosół z makaronem, bo Wojtek lubił, pieczony schab, który Adaś zawsze dźgał widelcem, zanim spróbował.
Jerzy wszedł do domu i rzucił tylko:
– Goście zaraz będą.
Uśmiechnęłam się słabo. No to zaczynamy.
Stół uginał się od jedzenia, gwar rozmów wypełniał salon, a ja co chwilę wstawałam, żeby coś podać, przestawić, dolać. Kasia rozsiadła się między wujkiem a ciotką i głośno opowiadała o pracy. Wojtek siedział na końcu stołu, śmiał się do kuzyna, wspominając jakieś historie z dzieciństwa. Jerzy, jak zwykle, milczał, ale wyglądał na zadowolonego. Lubił mieć rodzinę wokół siebie. I ja też.
Adaś spóźnił się trzydzieści minut. Wszedł po cichu, jak zawsze, w bluzie z kapturem, który zdjął dopiero przy stole. Pocałował mnie w policzek, przywitał się z resztą i usiadł obok Jerzego, nie odzywając się prawie wcale.
Atmosfera się rozkręcała
Próbowałam nie patrzeć na niego zbyt nachalnie, żeby go nie spłoszyć. Zawsze tak robiłam, bo on nie lubił, jak się go obserwowało. Ale miałam wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Był spięty, albo może to ja byłam spięta, już sama nie wiedziałam.
Rozmowy toczyły się dalej. Ciotka Janka jak zwykle opowiadała, co kto kupił, co zjadł i kto się z kim pokłócił. Ktoś rzucił anegdotę o tym, jak kiedyś zgasło światło w połowie obiadu. Śmiech. Ktoś dodał, że Jerzy kiedyś przypalił bigos i wszyscy jedli z grzeczności. Więcej śmiechu. I wtedy, nie wiadomo czemu, nie wiadomo po co, Janka wypaliła:
– A pamiętacie, jak Adaś miał być oddany do adopcji?
W jednej chwili zrobiło się cicho. Patrzyłam na Jankę, nie wierząc, że to powiedziała. Ona wcale nie wyglądała na speszoną. Spojrzała po wszystkich, jakby czekała na potwierdzenie. Może myślała, że to już dawno wyjaśnione, że wszyscy wiedzą, że to nic takiego. A może po prostu nie pomyślała.
Adam się poruszył. Spojrzał na mnie, potem na ojca. Jerzy patrzył w talerz, jakby go zamurowało. A ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie miałam słów. Milczałam.
– Co to znaczy? – spytał Adam. Głos mu się nie trząsł, był cichy, ale niepokojąco spokojny.
Nikt nie odpowiedział.
– To jakiś żart?
Narobiła bigosu
Jerzy w końcu się odezwał, ale ledwo słyszalnie.
– Ciotka chyba coś pomyliła.
– Nie pomyliłam – odparła Janka, sięgając po ogórka. – Przecież była taka rozmowa. Kiedyś. Dawno temu.
– O czym ty mówisz? – zapytała Kasia. Spojrzała na mnie zaskoczona, potem na Adama.
– Nie teraz – próbowałam coś z siebie wydusić. – To nie…
– Czyli to prawda – przerwał mi Adam. – Naprawdę chcieliście mnie oddać?
Nikt nie umiał odpowiedzieć. W pokoju panowała cisza, a Adam wstał od stołu i wyszedł. Wyszedł, zanim zdążyłam go zatrzymać. Znalazłam go w kuchni. Stał przy zlewie, plecami do mnie. Ręce oparte o blat, głowa spuszczona.
– Powiedz mi prawdę. Czy naprawdę chcieliście mnie oddać?
Nie wiedziałam, jak to powiedzieć. Jak ująć coś, co nie miało dobrych słów. Mogłam zaprzeczyć, zbagatelizować, odesłać do ojca, ale wszystko to byłoby kolejnym kłamstwem. A ja już miałam ich dość.
– To był trudny moment – powiedziałam, głosem, który nawet dla mnie brzmiał obco.
Odwrócił się. Twarz miał bladą, oczy rozszerzone.
– Więc to prawda.
Był załamany
Chciałam zrobić krok w jego stronę, dotknąć ramienia, jak wtedy, gdy miał sześć lat i wracał z płaczem z podwórka. Ale nie ruszył się i ja też się nie poruszyłam.
– Byliśmy wtedy w bardzo złym miejscu – powiedziałam cicho. – Ja byłam… wykończona. Nie radziłam sobie, tata nie miał pracy. Wojtek był mały, Kasia chorowała, a ja byłam w ciąży.
– I myśleliście, że lepiej będzie się mnie pozbyć?
Zabolało mnie to słowo. Nie mogłam pozwolić, żeby tak to zapamiętał.
– Nie pozbyć – odpowiedziałam szybko. – Myśleliśmy, że może będzie ci lepiej gdzie indziej. Gdzieś, gdzie ktoś będzie miał siłę, żeby ci dać wszystko. A my wtedy… byliśmy w rozsypce.
– Ktoś, kto będzie miał siłę – powtórzył chłodno. – A ja się miałem urodzić i co? Zniknąć?
Zacisnęłam dłonie. Wciąż stałam nieruchomo.
– Nikt cię nie chciał oddać. Rozważaliśmy to przez chwilę. Ale wtedy jeszcze cię nie było. To były tylko myśli, tylko słowa.
– Ale prawdziwe – powiedział. – Takie, które mogły się wydarzyć.
Czułam wstyd
Nie umiałam temu zaprzeczyć. On patrzył na mnie z wyczekiwaniem, jakby chciał usłyszeć coś, co zmieni bieg tej rozmowy, ale nie miałam takich słów. Nie wtedy.
– Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – spytał w końcu.
– Bo myślałam, że to już nie ma znaczenia.
– A ma – powiedział krótko i wyszedł. Zostawił mnie w tej kuchni, wśród zapachów pieczonego mięsa i bezy, która właśnie zaczynała opadać.
– Nie byliśmy gotowi, ani psychicznie, ani materialnie. Lekarka w przychodni podała mi numer do fundacji. Powiedziała, że są ludzie, którzy chcą dzieci. Że mogę urodzić, a potem… oddać.
Zawahałam się, ale mówiłam dalej.
– Zadzwoniłam. Pojechaliśmy z ojcem na spotkanie. Rozmawialiśmy z kobietą z ośrodka adopcyjnego. Byliśmy zdesperowani i naprawdę myśleliśmy, że to może być najlepsze wyjście dla ciebie.
Powiedziałam mu prawdę
Adam odchylił głowę do tyłu. Oczy miał zamknięte, nie przerywał.
– Ale kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam… wiesz, jeszcze w brzuchu, przez ten stary aparat, taki jak stetoskop… coś we mnie pękło. Wyszliśmy z tego biura i powiedziałam Jerzemu: nie dam rady. Nie oddam. I on się zgodził.
– Więc to ja miałem być tym dzieckiem, które się oddaje. Którego się nie chce.
– Nie. Ty byłeś tym dzieckiem, którego się bałam, że nie udźwignę. Ale które też pokochałam wcześniej, niż potrafiłam to zrozumieć.
Jerzy wszedł do kuchni i spojrzał na niego.
– To była nasza decyzja. Ale ona wszystko zmieniła.
Nie wiedziałam, czy syn kiedyś nam wybaczy. Może nie, ale wiedziałam, że wreszcie poznał prawdę. I to było więcej, niż miałam wczoraj.
Bożena, 53 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że przyszła teściowa chce mi pomóc z weselem. Zamarłam, gdy odkryłam, co planuje za moimi plecami”
- „Zakochałam się w facecie z biblioteki. Nie miałam pojęcia, że przed każdym spotkaniem zdejmuje obrączkę”
- „Wdałam się w romans z przystojnym sąsiadem. Cała kamienica znała mój sekret szybciej niż mąż”

