„Na rodzinnej majówce uwiodłam teścia, choć tego nie planowałam. Wszystko wyda się za 9 miesięcy”
„Przebudziłam się nagle, jakby ktoś wyrwał mnie ze snu. Na moment zapomniałam, gdzie jestem. Ciepło czyjegoś ciała obok przypomniało mi wszystko. Andrzej. Leżał na boku, patrząc na mnie. W jego oczach nie było wahania ani skruchy”.

Majówka miała nas zbliżyć. Michał był ostatnio nie do zniesienia – zamknięty w pracy, zamknięty w sobie. Wciąż tylko maile, telefony, narady. A ja? Tkwiłam obok niego jak mebel, który się z czasem opatrzył. Wymyśliliśmy ten wyjazd na szybko, licząc, że może zmiana scenerii coś naprawi. W góry, do domku jego rodziców. Miało być fajnie, jak kiedyś.
Siedziałam na tylnej kanapie samochodu, patrząc, jak mijają nas drzewa, i czułam, że to tylko ładnie opakowane złudzenie. Michał od rana był nieobecny – myślami w pracy, ciałem przy kierownicy, a sercem... sercem chyba nigdzie blisko mnie. Wiedziałam, że powinnam być cierpliwa, rozumieć. Ale ile można być tą wyrozumiałą?
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, jego rodzice wyszli na ganek. Andrzej, teść, rzucił mi to swoje spojrzenie i szeroki uśmiech. Odwzajemniłam uśmiech – z wdzięczności, że ktoś w ogóle na mnie spojrzał tak, jakby wciąż byłam kobietą. Jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo to spojrzenie zawróci mi w głowie.
Mąż mnie olewał
Wieczorem Michał oznajmił, że idzie pobiegać. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko coś burknął pod nosem o "potrzebie ruchu". Zostałam więc sama w ogrodzie, grzebiąc patykiem w ziemi, kiedy podszedł Andrzej.
– Sama tutaj? – zapytał, siadając obok na drewnianej ławce.
– Wygląda na to, że tak – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.
– Michał znowu w pracy myślami, co? – rzucił niby od niechcenia, patrząc w dal.
Westchnęłam tylko. Co miałam powiedzieć? Że czuję się niewidzialna? Że marzę, by ktoś mnie choć raz dotknął wzrokiem, słowem, myślą?
– Wiesz – zaczął po chwili ciszy – czasem trzeba przestać czekać na innych i zrobić coś dla siebie.
– Łatwiej powiedzieć niż zrobić – mruknęłam, nie patrząc na niego.
Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Lekko, ledwie muśnięcie, ale serce zabiło mi mocniej.
– Piękna kobieta nie powinna siedzieć sama – powiedział cicho, niemal szeptem.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W jego oczach nie było tej sztywnej uprzejmości, jakiej oczekujesz od teścia. Była tam miękkość... i coś więcej. Coś, co powinno mnie przerazić, a zamiast tego sprawiło, że poczułam się znów żywa.
Odsunęłam się od niego o centymetr, może dwa. Za mało. Za późno. W mojej głowie szalały myśli: "Co ty robisz, Anka? Opanuj się!". Ale jednocześnie czułam rozkoszny dreszcz, który rozchodził się po całym ciele.
– Chcesz pójść na spacer? – zaproponował.
Skinęłam głową, zanim rozum zdążył zaprotestować.
To była gra pozorów
Kolacja przy ognisku miała być rodzinna i radosna. Michał siedział obok mnie, ale równie dobrze mógłby być na innej planecie. Rozmawiał z Andrzejem o pracy, o przetargach, o jakiś idiotycznych projektach. Słuchałam ich jednym uchem, udając zainteresowanie, podczas gdy mój wzrok nieświadomie wciąż uciekał ku Andrzejowi.
A on? Jakby wyczuwał każde moje spojrzenie. Kiedy Michał odwracał głowę, Andrzej patrzył na mnie w sposób, który sprawiał, że zapominałam, gdzie jestem. Uśmiechał się delikatnie, niby to przypadkiem dotykając mojej dłoni, kiedy podawał mi koc, kiedy sięgał po kieliszek.
– Anka, ty jakaś jesteś zamyślona dzisiaj – zaśmiała się Iwona, matka Michała, przełykając łyk wina. – Coś kombinujesz? – dodała półżartem, szturchając mnie łokciem.
Poczułam, jak cała oblewam się rumieńcem. Nerwowo zaśmiałam się pod nosem.
– A gdzie tam – skłamałam szybko. – Po prostu zmęczona chyba.
Andrzej odwrócił głowę, ale kątem oka widziałam, jak jego usta układają się w lekki, pełen kpiny uśmiech. Widział, jak bardzo się plączę. Widział i... podobało mu się to. Michał nie zwrócił na mnie większej uwagi. Jeszcze przez godzinę rozprawiał o jakiejś nowej fuzji. W tym czasie ja walczyłam ze sobą – z narastającym w sercu niepokojem i... ekscytacją.
Wiedziałam, że przekraczam granicę. Wiedziałam, że powinnam natychmiast wycofać się, schować za murami rozsądku. Ale każde spojrzenie Andrzeja, każde słowo, każdy jego cichy śmiech wdzierały się we mnie.
Przekroczyliśmy granicę
Noc spowiła domek gęstą, ciężką ciemnością. Awaria prądu – ktoś powiedział, że wichura przecięła linię gdzieś w okolicy. Michał z Iwoną postanowili pojechać poszukać agregatu u sąsiadów. Andrzej i ja zostaliśmy.
Siedziałam w salonie pod kocem, gdy nagle drzwi uchyliły się cicho. Andrzej wszedł, trzymając w rękach świeczkę. Jej migotliwe światło rysowało ostre cienie na jego twarzy.
– Przestraszona? – zapytał, zbliżając się powoli.
– Trochę – przyznałam, głos drżał mi nie tylko ze strachu.
Czułam zapach jego wody kolońskiej. Mężczyzny, dojrzałego, pewnego siebie. Światło świecy tańczyło w jego oczach.
– Jesteś taka piękna, Aniu – wyszeptał.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, jego dłoń musnęła mój policzek. Delikatnie, z szacunkiem. Zamarłam. Świat zatrzymał się w miejscu. A potem jego usta dotknęły moich. Na początku lekko, nieśmiało, jakby dawał mi szansę na ucieczkę. Nie uciekłam. Zamknęłam oczy i oddałam pocałunek. Głód, którego nie byłam świadoma, eksplodował we mnie jak ogień.
– To szaleństwo – szepnęłam, odrywając się na moment.
– Czasem trzeba oszaleć – odpowiedział chrapliwym głosem i przyciągnął mnie do siebie.
Koc zsunął się z moich ramion. Czułam jego ręce na swojej talii, mocne, zdecydowane. Czułam, jak całym ciałem odpowiadam na ten dotyk. Wiedziałam, że właśnie przekraczam granicę, zza której nie ma już powrotu. I choć serce biło mi jak oszalałe, nie potrafiłam, nie chciałam się zatrzymać.
Miałam wyrzuty sumienia
Przebudziłam się nagle, jakby ktoś wyrwał mnie ze snu. Na moment zapomniałam, gdzie jestem. Ciepło czyjegoś ciała obok przypomniało mi wszystko. Andrzej. Leżał na boku, patrząc na mnie. W jego oczach nie było wahania ani skruchy – tylko to dziwne, ciężkie spojrzenie pełne czegoś, co trudno było nazwać.
– Nie żałuję – powiedział cicho, jakby czytał moje myśli.
Odruchowo naciągnęłam na siebie koc. Czułam, że drżę, ale nie wiedziałam, czy to ze strachu, czy z emocji.
– Nie powinniśmy... – zaczęłam, ale głos mi się załamał.
Andrzej usiadł na łóżku, wciągając na siebie koszulę. Każdy jego ruch był spokojny, opanowany, jakby to, co się wydarzyło, było najzupełniej naturalne.
– Aniu... – Spojrzał na mnie poważnie. – To zostanie między nami. Musi.
Skinęłam głową. Co innego mogłam zrobić? W głowie huczało mi od wyrzutów sumienia. Michał. Iwona. Wszyscy ci, którym właśnie wbiliśmy nóż w plecy.
– To był tylko moment... – wyszeptałam, jakby próbując siebie samą przekonać.
Andrzej uśmiechnął się gorzko.
– Czasem moment zmienia całe życie.
Ubierałam się w pośpiechu, czując, jak wyrzuty sumienia z każdym ruchem narastają. Andrzej jeszcze przez chwilę siedział na łóżku, patrząc, jak ukradkiem wychodzę z pokoju. Kiedy zamykałam za sobą drzwi, wiedziałam już jedno: tej wersji siebie, która była przed tą nocą, nie odzyskam nigdy.
Miałam gonitwę myśli w głowie
W drodze powrotnej do miasta samochód wydawał się dziwnie ciasny. Michał prowadził, a ja siedziałam obok niego, skulona przy drzwiach, starając się patrzeć w szybę, by nie musieć na niego spoglądać. Milczał. Ja też. Każde słowo, jakie mogłabym wypowiedzieć, wydawało się zdradą.
– Coś się stało? – zapytał nagle, zerkając na mnie kątem oka.
Serce mi zamarło. Przełknęłam ślinę, próbując brzmieć naturalnie.
– Nie... jestem zmęczona po weekendzie.
Michał skinął głową, ale widziałam, że nie uwierzył. Przez resztę drogi co chwilę zerkał na mnie, jakby próbował mnie przejrzeć. A ja siedziałam sparaliżowana strachem, z tą samą myślą w głowie: "Jeśli zapyta jeszcze raz, chyba się rozpłaczę."
W domu było jeszcze gorzej. Michał zamknął się w gabinecie pod pretekstem pracy, a ja krążyłam po mieszkaniu jak cień, bez celu, bez sensu. Zaparzyłam kawę, której nie miałam ochoty pić. Usłyszałam dźwięk wiadomości na telefonie. Ręce mi się zatrzęsły.
"Musimy zachować spokój. Wszystko będzie dobrze. – Andrzej."
Wpatrywałam się w ekran przez długą chwilę, zanim usunęłam wiadomość. "Dobrze"? Co niby miało być dobrze? Jak mam żyć, patrząc w oczy Michałowi i Iwonie, wiedząc, co zrobiłam?
Wieczorem Michał usiadł obok mnie na kanapie.
– Wiesz... od jakiegoś czasu czuję, że się ode mnie oddalasz – powiedział cicho.
Zerknęłam na niego i coś we mnie pękło. Pragnęłam wykrzyczeć mu prawdę, a jednocześnie wiedziałam, że zniszczyłabym wszystko. Więc tylko się uśmiechnęłam – wymuszonym, martwym uśmiechem.
– Wydaje ci się – skłamałam.
A w środku czułam, jak rozsypuję się na tysiąc drobnych kawałków.
Tego się nie spodziewałam
Cztery tygodnie później stałam w łazience, wpatrując się w dwie wyraźne kreski na teście ciążowym. Ręce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe. Nie. To nie mogło się dziać naprawdę.
Ale kreski były wyraźne. Nie pozostawiały złudzeń.
Osunęłam się na zimne kafelki, próbując zebrać myśli. Michał... on uzna dziecko za swoje. Przecież nie miał powodu, by myśleć inaczej. Tylko ja wiedziałam, tylko ja niosłam w sobie tę prawdę – rosnące życie, które nie powinno było się narodzić.
– Boże... – wyszeptałam, przyciskając dłonie do twarzy.
W uszach szumiały mi słowa Andrzeja: "Musimy zachować spokój". Jak, do cholery, zachować spokój w takiej sytuacji?
Tego wieczoru Michał przytulił mnie, całował czule, szczęśliwy jak nigdy dotąd. Mówił coś o rodzinie, o przyszłości. A ja uśmiechałam się sztucznie, czując, że pod moją skórą już zaczyna rosnąć sekret, który zniszczy nas wszystkich. Nie wiedziałam, czy będę miała odwagę żyć z tym ciężarem. Ale wiedziałam jedno: niewinność we mnie umarła. Bezpowrotnie.
Anna, 34 lata
Czytaj także:
- „Teściowa zabrała nas na majówkę. Mężowi dogadzała, a mnie chciała wychowywać i traktowała jak służącą”
- „Na wyjeździe w majówkę chciałem integrować się z koleżanką pod wspólną pościelą. Żona zwęszyła podstęp jak tanie perfumy”
- „Majówka u teściów zakończyła się rozwodem. Chciałam poprosić męża o sól, a wykrzyczałam mu wszystkie żale”

