Reklama

Nie wiem, kiedy nasz dom zrobił się taki cichy. Może wtedy, kiedy ojciec się wyprowadził. Może wcześniej – kiedy przestał odzywać się do matki, a rozmowy przy śniadaniu przypominały briefing wojskowy: woda, kawa, masło. Żadnych „jak się spało”, żadnych „co dzisiaj na uczelni”, tylko skrzypienie krzeseł i stukanie łyżeczki o kubek. I mama, zawsze ubrana schludnie, ale tak jakoś przezroczysto. Jakby chciała zniknąć.

Zostałyśmy same

Po rozwodzie wszystko ustało. Nie tylko rozmowy, kolory też jakby wyblakły. Kiedyś nasze mieszkanie pachniało życiem – kadzidełkami, lakierem do paznokci mamy, domowym obiadem. Teraz pachnie tylko kurzem. Ojciec odszedł trzy miesiące temu. Nie kłócił się, nie krzyczał. Wysłał maila: „Natalio, wiem, że to trudne, ale potrzebuję zmian. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Zawsze będę cię kochał”. Tak napisał mój ojciec, który jeszcze niedawno czytał mi książki. Człowiek zafascynowany światem. Zafascynowany wszystkim – tylko nie nami. Zostałyśmy we dwie: ja i matka.

I teraz Wigilia – próba normalności. Mama wstała o szóstej. Karp w galarecie stał już w lodówce, barszcz w garnku, uszka na półmisku. Serwetki wyprasowane. Babcia już przyjechała. Usiadła na kanapie i patrzyła, jakby oglądała teatr. Bo to przecież przedstawienie, udajemy, że wszystko gra.

– Natalia, kochanie, pomożesz mi nakryć do stołu? – zapytała mama, podając mi sztućce.

– Jasne – powiedziałam.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałyśmy na siebie – może ciotka? Może sąsiedzi z opłatkiem? Mama poszła otworzyć. Z kuchni nie było widać drzwi, ale usłyszałam jego głos – głośny i zbyt pogodny. Nienaturalny.

Zaskoczył nas

– Wesołych Świąt – powiedział ktoś jeszcze, kobiecy wysoki głos, z dziwną nutą entuzjazmu, jakiej nikt tu nie potrzebował.

Weszli do przedpokoju, mój ojciec i jakaś kobieta. Miała na sobie beżowy płaszcz i trzymała coś w rękach owiniętego w folię.

– Mam nadzieję, że lubicie sernik – powiedziała z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. – Upiekłam go specjalnie na dziś.

Stałam przy stole z serwetką w dłoni. Patrzyłam na nią, jakby właśnie przyniosła granat, a nie deser.

– Niech pani postawi gdziekolwiek. I tak nie ma miejsca – odpowiedziałam.

– Natalia… – odezwał się ojciec.

Odwróciłam się do niego.

– Co?

Nie zdążył odpowiedzieć. Może i dobrze. W głowie kłębiły mi się myśli, ale żadne słowo nie nadawało się do wypowiedzenia. Chciałam uciec, a jednocześnie stać tam i patrzeć im w oczy, aż zrobi się im nieprzyjemnie. Ojciec patrzył na mnie z miną człowieka, który wie, że zawiódł, ale udaje, że właśnie przyniósł dobrą nowinę. A jego nowa dziewczyna uśmiechała się, jakby weszła na jakąś imprezę, a nie w sam środek ruin, które wciąż z mamą opłakiwałyśmy.

Byłam wściekła

Chciałam powiedzieć, żeby wyszli. Żeby zabrał swoją „potrzebę zmian” i zostawił nas w spokoju, ale milczałam. Wiedziałam, że każde słowo pęknie jak szkło, więc wybrałam chłód. Mama poprosiła, żebyśmy zaczęli od modlitwy. Babcia tylko skinęła głową. Jagoda, partnerka ojca, niepewnie złożyła ręce.

Ojciec robił wszystko, żeby wyglądać na naturalnego, a ja oddychałam powoli, licząc do czterech w myślach i próbując nie myśleć o tym, że ten sernik pachnie jak prowokacja. Staliśmy wokół stołu, jakby ktoś kazał nam tam stać za karę, w milczeniu. Każdy z nas wiedział, że zaraz się wydarzy coś, czego nie da się cofnąć.

Mama podała opłatek babci. Ojciec najpierw podszedł do niej, potem do mnie, ale ominęłam go wzrokiem. Skierowałam się do babci. Potem przysunęła się Jagoda. Stała przede mną, z opłatkiem, z uśmiechem, który miałam ochotę zetrzeć jednym słowem.

– Obyśmy za rok wszyscy byli znów razem – powiedziała.

Popatrzyłam jej prosto w oczy.

– Nie liczyłabym na to.

Zapadła cisza. Nawet radio przestało grać kolędy.

– Natalia, wystarczy – rzucił ojciec ostro.

– Nie. To właśnie wystarczy. Ta Wigilia jest farsą – odpowiedziałam.

Zrobiło się niezręcznie

Sztućce cicho brzdękały, łyżki zanurzały się w barszczu, ale nikt nie rozmawiał. Tylko Jagoda, jakby nie słyszała tej ciszy, opowiadała.

– Mój tata zawsze mówił, że śledź w śmietanie to jedyne, co trzyma tę tradycję przy życiu!

Spojrzałam na babcię.

– Zjesz jeszcze barszczu?

Czułam się, jakbym siedziała w teatrze, tylko nikt nie grał dobrze. Jagoda nie wiedziała, że tu nikt nie chce żartów, a ojciec… On patrzył, jakby nie rozumiał, dlaczego jego obecność wywołuje napięcie.

Babcia jadła powoli, nie odzywała się ani słowem. Mama wyglądała, jakby za chwilę miała przeprosić wszystkich i wyjść z pokoju. A ja udawałam, że nic się nie dzieje, ale wiedziałam, że jeśli jeszcze raz Jagoda spróbuje wciągnąć nas w rozmowę o świętach, nie wytrzymam. Spojrzałam na matkę. Jej twarz nie drgnęła, tylko ręka zacisnęła się na widelcu. Babcia odsunęła talerz z resztką sernika i powiedziała cicho:

– Sernik był dobry, ale chyba więcej nie zjem.

Jagoda opuściła wzrok. Ojciec chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie dałam mu szansy. Poszłam do kuchni i zaczęłam zbierać naczynia. Z tej kolacji nie było już czego ratować.

Wszystko się rozpadło

Goście wyszli szybko, bez słowa. Zimowe powietrze, które wdarło się przez otwarte drzwi, zostało w przedpokoju dłużej niż oni. Mama zmywała naczynia. Stałam przy oknie, patrząc na choinkę u sąsiadów z naprzeciwka. Migała równo i spokojnie. Jakby w innym świecie.

– Mogłaś nie mówić tego tak ostro… – powiedziała mama cicho, nie odwracając się.

– A jak? Łagodniej? Żeby się lepiej poczuli?

– Nie wiem. Po prostu… to były święta.

– Nie. To była pokazówka.

Woda chlupotała w zlewie. Babcia już spała, zamknęła się w swoim pokoju zaraz po tym, jak drzwi się zatrzasnęły za ojcem. Mama nie powiedziała już nic. Usiadłam na łóżku w swoim pokoju i w końcu pozwoliłam sobie na to, czego się bałam najbardziej – płacz. Płakałam, bo dotarło do mnie, że już nie ma do czego wracać. Ten dom, który jeszcze próbowałyśmy z mamą jakoś trzymać w całości, właśnie się rozpadł. Ojciec nie był już jego częścią, a ja nie chciałam już więcej udawać.

To był koniec

Nie czekałam już na kolejne święta. Nie dlatego, że nie lubiłam karpia czy pierogów, nie przez kolędy ani dwanaście dań. Chodziło o to, że ta noc, kiedy wszyscy udają rodzinę, potrafi pokazać prawdę jaśniej niż cokolwiek innego.

Ojciec więcej się nie odezwał. Nie zapytał, co u mnie, nie napisał, nie przyszedł. A ja nie wiem, czy byłam gotowa na jakąkolwiek odpowiedź. Nie miałam siły znów grać kogoś, kim nie byłam. Mama sprzątnęła ostatnią świąteczną dekorację dzień po Wigilii. Bez słowa schowała bombki, zawijając je starannie w gazety. Babcia wróciła do siebie.

Może za rok będzie inaczej, może kiedyś zrozumiem, że dorośli podejmują decyzje, które ranią, ale które dla nich wydają się konieczne. Może wtedy spojrzę na niego inaczej, może kiedyś mu wybaczę, ale dziś pamiętam tylko sernik, który smakował jak koniec naszej rodziny.

Natalia, 23 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama