„Na randce z apki przeszył mnie dreszcz, ale to nie strzała Erosa. Wyszedł z niego taki burak, że czułam ciary żenady”
„Umówiliśmy się w restauracji w centrum. Wyszłam wcześniej, bo nie znoszę się spóźniać, a już na pewno nie na pierwsze spotkanie. Zajęłam stolik przy oknie, zamówiłam wodę i zaczęłam udawać, że przeglądam menu. Minęło 5 minut. Potem 10. Po 15 w drzwiach pojawił się wysoki facet w czarnej kurtce”.

- Redakcja
Nie mam jeszcze trzydziestki i, jak to zwykle bywa, wpadłam w tę całą randkową zabawę trochę z rozpędu, trochę z ciekawości. Michała poznałam przez aplikację. Wymieniliśmy kilkanaście wiadomości, było miło, choć… szczerze mówiąc, bez fajerwerków. Nie było tych filmowych „iskier”, ale pomyślałam, że może na żywo będzie lepiej. Może on po prostu nie umie pisać, a w rzeczywistości okaże się duszą towarzystwa.
Umówiliśmy się w restauracji w centrum. Wyszłam wcześniej, bo nie znoszę się spóźniać, a już na pewno nie na pierwsze spotkanie. Zajęłam stolik przy oknie, zamówiłam wodę i zaczęłam udawać, że przeglądam menu. W rzeczywistości co chwilę zerkałam na zegarek. Minęło pięć minut. Potem dziesięć. Po piętnastu w drzwiach pojawił się wysoki facet w czarnej kurtce. Pewnym krokiem podszedł do stolika, jakby to on na mnie czekał. Uśmiechnął się półgębkiem i rzucił:
– Sorry, korki, no i zero miejsc do parkowania.
Jasne. W centrum. Kto by się spodziewał… Uśmiechnęłam się grzecznie, chociaż w środku poczułam pierwsze ukłucie zniecierpliwienia. Nadal wierzyłam jednak, że wieczór może się dobrze potoczyć. Restauracja pachniała świeżo pieczonym chlebem, w tle sączyła się cicha muzyka, a ja w duchu powtarzałam sobie: „Ola, bądź cierpliwa. To tylko początek, każdy może popełnić mały błąd”.
Ochota mi przeszła
Usiadł naprzeciwko mnie, nawet nie czekając, aż powiem cokolwiek. Zdjął kurtkę, odłożył telefon na stół i bez patrzenia w menu rzucił do kelnera:
– Ja poproszę burgera i frytki. A ty?
Unosząc lekko brwi, spojrzałam na niego. Właśnie tyle zostało z moich wyobrażeń o pierwszym spotkaniu – zero pytania, co lubię, czy mam ochotę na coś konkretnego. Zamówiłam sałatkę, próbując przywołać na twarz uśmiech, który nie wyglądałby jak wymuszony. Patrzyłam, jak przegląda kartę napojów, mrucząc coś pod nosem. Mówił szybko, tonem, który miał w sobie pewność, ale i jakąś dziwną nutę lekceważenia. Poruszał dłonią w powietrzu, jakby odganiał niewidzialne muchy, kiedy kelner notował jego zamówienie.
– Ciężko było znaleźć miejsce, bo wszędzie te zakazy. Jak ktoś wpadnie na pomysł, żeby zrobić więcej parkingów, to się dorobi – stwierdził, opierając się wygodnie o oparcie krzesła.
Kiwnęłam głową, chociaż wcale nie miałam ochoty rozmawiać o miejskiej infrastrukturze. Próbowałam zmienić temat, pytając go, czy często bywa w tej restauracji. Odpowiedział krótko:
– Czasem. Mają tu niezłe burgery.
W duchu zapisałam pierwszą obserwację, że raczej nie jest zbyt zainteresowany tym, by mnie poznać. Jednak mimo to mówiłam sobie, że może potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić.
Byłam totalnie zażenowana
Kiedy kelner przyniósł jedzenie, spróbowałam na nowo podjąć rozmowę.
– Więc… czym się zajmujesz? – zapytałam, odkładając widelec na brzeg talerza.
– A, różnymi rzeczami… – odpowiedział, jakby nie chciał się wdawać w szczegóły. – Teraz mam fajny projekt. Potem ci pokażę zdjęcia mojego auta.
Uśmiechnęłam się krótko, ale w środku poczułam lekkie rozczarowanie. Nawet nie zapytał, czym ja się zajmuję, choć miał ku temu idealną okazję. Zamiast patrzeć na mnie, przerzucał kolejne strony menu deserów, jakby chciał już zaplanować kolejną porcję jedzenia. Próbowałam jeszcze dopytać, czy projekt, o którym wspomniał, jest związany z jego pracą. Odparł, że tak, i od razu wrócił do opisu silnika w swoim samochodzie.
Wpatrywał się w pusty talerz, stukając palcami w blat w rytmie muzyki, która sączyła się z głośników. Czułam, że rozmowa staje się coraz bardziej jednostronna. Zadawałam pytania, on odpowiadał półsłówkami, po czym odwracał wzrok. Moje początkowe zniecierpliwienie powoli przeradzało się w irytację.
Moja cierpliwość się skończyła
Zerknęłam na zegarek, udając, że sprawdzam godzinę przypadkiem. Postanowiłam zakończyć spotkanie wcześniej, zanim poczucie straconego czasu całkiem zepsuje mi humor.
– Będę musiała iść trochę wcześniej – powiedziałam spokojnie.
Podniósł na mnie wzrok, marszcząc brwi.
– Jak to? Przecież dopiero zaczęliśmy… Jeszcze nie widziałaś mojego auta.
Chciałam odpowiedzieć, ale on dodał z uśmiechem, który miał być chyba komplementem:
– I serio, fajnie wyglądasz, jak się uśmiechasz, szkoda, że rzadko to robisz.
Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że poczułam, jak cała moja cierpliwość się skończyła. Brzmiało to protekcjonalnie, jakby mnie oceniał po kwadransie znajomości. Upiłam łyk wody, żeby zyskać kilka sekund na opanowanie. W głowie miałam już jasną decyzję – ta randka powinna się skończyć właśnie teraz.
Poczułam ulgę
Odłożyłam szklankę na stół i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Wiesz co, chyba jednak zakończmy to teraz.
Pokręcił głową, jakby usłyszał coś zupełnie absurdalnego.
– Ej no, bez przesady. Przecież jest okej.
– Nie, nie jest okej. Może dla ciebie – odpowiedziałam, starając się mówić spokojnie, choć czułam narastające napięcie.
Wstałam, sięgnęłam po torebkę i wyjęłam portfel. Płacąc za swoją część, słyszałam, jak próbuje jeszcze coś powiedzieć, ale nie miałam już ochoty na kolejne zdania o jego aucie czy o tym, jak powinnam się uśmiechać. Kiedy wyszłam na chłodne powietrze, poczułam ulgę. Ruszyłam w stronę przystanku, a w myślach przewijałam całe spotkanie – od jego spóźnienia, przez rozmowę o parkingach, po ten niefortunny komentarz. Wiedziałam, że nie warto było czekać na cudowny zwrot akcji.
Warto zaufać sobie
Jeszcze tego samego wieczoru napisałam do Kasi. Odpisała od razu i zaproponowała, żebym wpadła do niej na herbatę. Usiedziałyśmy w jej kuchni, a ja streściłam wszystko od początku.
– I jak się teraz czujesz? – spytała, kiedy skończyłam.
– Powiem tak… jeśli on ma najlepszy samochód na świecie, to niech sobie z nim randkuje – odpowiedziałam, mieszając łyżeczką w kubku.
Kasia parsknęła śmiechem.
– Czyli jednak dobrze, że wyszłaś wcześniej.
– Zdecydowanie – przytaknęłam, choć gdzieś w środku czułam jeszcze lekki żal, że dałam mu więcej niż pięć minut szansy.
Przeszłyśmy na lżejsze tematy, wspominając nasze wcześniejsze randkowe wpadki. Śmiałyśmy się głośno, ale ja w myślach postanowiłam, że następnym razem posłucham swojej intuicji od razu, zamiast siedzieć i czekać, aż ktoś udowodni, że nie zasługuje na mój czas.
Nie warto się męczyć
Wracałam od Kasi późnym wieczorem, idąc powoli pustą ulicą. Latarnie rzucały żółte światło na mokry asfalt, a ja myślałam o tym, jak często dajemy ludziom kredyt zaufania tylko dlatego, że boimy się wyjść na zbyt wymagających albo „trudnych”. Tego wieczoru uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest kaprys czy brak cierpliwości – to po prostu troska o siebie i swój czas.
W domu zdjęłam płaszcz, wstawiłam czajnik i usiadłam przy kuchennym stole. Telefon leżał obok, a na ekranie migała ikona aplikacji randkowej. Zastanawiałam się, czy odinstalować ją od razu, czy dać jej jeszcze jedną szansę. Przewinęłam kilka profili – uśmiechy, zdjęcia z wakacji, czasem z psem, czasem z kieliszkiem wina. Wszyscy wydawali się tacy podobni, a jednak wiedziałam, że to nie od zdjęcia czy opisu zależy, czy spotkanie będzie udane.
Wspomniałam moment, w którym Michał powiedział to swoje „szkoda, że rzadko się uśmiechasz” i poczułam lekki dreszcz irytacji. Zrozumiałam wtedy, że wcale nie chodziło o samo spóźnienie czy brak pytań z jego strony. Chodziło o to, że już od pierwszych minut stawiał siebie w centrum, jakby moja rola ograniczała się do słuchania i przytakiwania.
Zalałam herbatę, usiadłam wygodniej i w myślach wróciłam do sceny z Kasią, kiedy obie wybuchłyśmy śmiechem. To było jak przeciwwaga dla całego wcześniejszego napięcia – dowód, że dobre towarzystwo można znaleźć bez aplikacji, w ludziach, którzy są blisko od lat. Patrząc na parującą filiżankę, poczułam spokój. Nie miałam żalu do siebie, że poszłam na to spotkanie, bo dzięki niemu znów przypomniałam sobie, że w relacjach – tych nowych i tych starych – liczy się wzajemny szacunek i zainteresowanie. Wyłączyłam telefon, odsunęłam krzesło i poszłam do sypialni. W głowie miałam już myśl, że kiedyś znów spróbuję – ale tym razem będę umiała wyjść po pięciu minutach, jeśli poczuję, że nie warto się dalej męczyć.
Ola, 27 lat
Czytaj także:
- „Mąż się na mnie obraził, bo dostałam podwyżkę i awans. Powiedział jedno ponure zdanie, którego nigdy nie zapomnę”
- „Moja synowa traktowała mnie gorzej niż mopa do podłogi. Nie mogłam pozostać dłużna smarkuli i utarłam jej nosa”
- „Po 40. nagle poczułem, że zmarnowałem swoje życie. Wstydziłem się przed żoną i synem, więc postanowiłem ich zaskoczyć”

