„Ktoś usilnie ostrzegał mnie przed moim ukochanym. Gdybym wiedziała, że randka tak się skończy, to nie wyszłabym z domu”
„Poczułam się zaskakująco swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. Karol był elokwentny, zabawny, z klasą. I może właśnie dlatego tak mną wstrząsnęło, kiedy mój telefon zawibrował. Spojrzałam ukradkiem na ekran. Nieznany numer. Jedna wiadomość: Uciekaj, on nie jest tym, za kogo się podaje. Groziło mi niebezpieczeństwo”.

- Redakcja
Szczerze mówiąc, przez długi czas unikałam randek jak ognia. Ostatni związek zakończył się bolesnym rozczarowaniem – został mi po nim tylko dystans i nieufność. Ale pewnego wieczoru, z nudów i impulsu, zainstalowałam aplikację randkową. Po kilku nieudanych rozmowach pojawił się on – Karol. Elokwentny, zabawny, niby trochę tajemniczy, ale z klasą. Pisaliśmy codziennie przez dwa tygodnie. Śmiałam się, czekałam na wiadomości. Wreszcie doszło do spotkania. Liczyłam na fajną znajomość.
Jakbyśmy znali się od lat... Do czasu
Weszłam do restauracji dziesięć minut przed czasem. Czekał już przy stoliku przy oknie, ubrany w granatową marynarkę. Uśmiechnął się i wstał, żeby mnie powitać – ten drobny gest zrobił na mnie wrażenie. W jego ruchach było coś pewnego, a jednocześnie nienachalnego. Kelner natychmiast podał kartę win, jakby Karol był tu stałym gościem. Zdecydowałam się na to samo co on.
Rozmowa płynęła naturalnie – o filmach, podróżach, absurdach pracy w korporacji. Śmialiśmy się, wspominaliśmy zabawne historie z dzieciństwa. W pewnym momencie nawet dotknął lekko mojej dłoni, kiedy opowiadał o wakacjach, jakby zupełnie nieświadomie. Poczułam się zaskakująco swobodnie, jakbyśmy znali się od lat. I może właśnie dlatego tak mną wstrząsnęło, kiedy mój telefon zawibrował.
Spojrzałam ukradkiem na ekran. Nieznany numer. Jedna wiadomość:
„Uciekaj, on nie jest tym, za kogo się podaje”.
Zamarło mi serce. Spojrzałam na Karola, który właśnie kończył opowieść o swojej babci i najlepszym cieście marchewkowym na świecie.
– Wszystko w porządku? Zbladłaś – zauważył z lekkim niepokojem.
– Tak, tylko... coś mnie rozproszyło. Przepraszam – odpowiedziałam, starając się mówić spokojnie.
– Mam nadzieję, że nie zanudzam cię? – uśmiechnął się, przechylając głowę.
– W żadnym wypadku – zaprzeczyłam szybko, ale głos mi zadrżał.
W mojej głowie zaczęła się gonitwa myśli. Kto to napisał? Żart? Pomyłka? A może… prawda?
Kim on naprawdę jest?
Starałam się zachować spokój, ale przez resztę wieczoru coś już we mnie buzowało. Każde zdanie Karola analizowałam jak kod, szukając fałszu między słowami. Z pozoru nic się nie zmieniło – nadal był czarujący, uśmiechnięty, przyjacielski. Ale moje spojrzenie na niego już nie było takie samo.
– Wspominałeś, że byłeś w Kopenhadze w lutym, prawda? – zapytałam niby mimochodem, sięgając po kęs dorsza w sosie maślanym.
Karol uniósł lekko brwi, jakby coś sobie przypominał.
– Tak, oczywiście. Na konferencji – odparł bez zawahania.
W mojej głowie zabrzmiało ostrzeżenie. Przecież napisał mi kiedyś, że zimą nie rusza się z domu, że nienawidzi śniegu i marznie już w październiku. Pamiętam to, bo sam żartował wtedy, że jego skóra jest stworzona do klimatu tropikalnego. Więc co teraz? Kłamał wtedy, czy kłamie teraz? Uśmiechnęłam się blado i odsunęłam talerz.
– Zaraz wracam, muszę na chwilę do toalety.
Wzięłam torebkę i weszłam do łazienki z pulsującym sercem. Wyjęłam telefon i jeszcze raz przeczytałam wiadomość. Próbowałam oddzwonić – numer nieaktywny. Zimna woda na twarz nie pomogła. Czułam się, jakbym grała w jakiejś złej sztuce – aktor gra rolę mężczyzny idealnego, a widownia wie, że zaraz opadnie kurtyna. Wróciłam do stolika. Karol właśnie zamawiał deser. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. W głowie miałam jedno pytanie: Kim on naprawdę jest?
Nagle poczułam, że coś się zmieniło
Usiadłam powoli, czując, jak napięcie ściska mi gardło. Karol zerknął na mnie z zaciekawieniem.
– Zamówiłem tiramisu. Mam nadzieję, że nie jesteś z teamu „desery to grzech”? – zagadnął z tym samym urokiem co wcześniej, ale ja już nie potrafiłam się uśmiechnąć.
– Karol – zaczęłam, starając się mówić spokojnie, ale stanowczo. – Dostałam wiadomość. Ktoś twierdzi, że kłamiesz.
Zamarł na sekundę. Spojrzał mi prosto w oczy i… uśmiechnął się lekko.
– To jakaś pomyłka – powiedział miękko. – A ty chyba w to wierzysz?
– Wierzę w swoją intuicję. A ona mi mówi, że coś tu śmierdzi – odpowiedziałam szczerze, nie odwracając wzroku.
Jego twarz stwardniała. Przestał się uśmiechać. Nagle poczułam, że coś się zmieniło. Jakby odsunął maskę. W jego oczach nie było już ciepła. Była tylko chłodna kalkulacja.
– Zawsze jesteś taka podejrzliwa? – zapytał, nachylając się lekko nad stołem. – To musi być męczące… Dla ciebie.
– Nie jestem głupia. Po prostu zaczęłam się przyglądać. A im bardziej się przyglądam, tym mniej rzeczy się zgadza – odpowiedziałam spokojnie.
Karol oparł się wygodnie, splótł dłonie.
– To może po prostu zakończmy ten wieczór, zanim się całkiem popsuje – powiedział chłodno.
Wstałam, sięgnęłam po płaszcz. Chciał mnie zatrzymać, ale cofnęłam rękę. Wyszłam z restauracji, czując za sobą jego spojrzenie. Miałam wrażenie, że już mnie nie obserwuje Karol. Tylko ktoś, kogo w ogóle nie znałam.
Zrobiło mi się niedobrze, gdy to zobaczyłam
Na zewnątrz powitało mnie chłodne, jesienne powietrze i gwar miasta, który nagle wydał mi się zbyt głośny. Zatrzymałam się kilka kroków od restauracji i rozejrzałam. Czułam się dziwnie – jakby ten wieczór się nie wydarzył, a wszystko było snem. Ale przecież wiadomość była prawdziwa. Jego reakcja też. Ten chłód w oczach… nie wymyśliłam sobie tego.
Zamówiłam taksówkę i po chwili siedziałam już na tylnym siedzeniu, nie spuszczając wzroku z bocznego lusterka. Przez całą drogę miałam irracjonalne wrażenie, że ktoś jedzie za nami. Może to tylko adrenalina, może strach, a może… Gdy dotarłam do mieszkania, zamknęłam drzwi na dwa zamki. Zrzuciłam buty, nie zapalając światła, i natychmiast usiadłam do komputera. Wpisałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko Karola. Przeglądałam strony, profile społecznościowe, próbowałam znaleźć choćby cień potwierdzenia, że to, co o sobie mówił, miało jakikolwiek sens. Ale nie znalazłam nic. Zero śladów. Żadnych konferencji, zdjęć, wpisów. Jakby w ogóle nie istniał.
Dopiero po ponad godzinie natrafiłam na wątek na jednym z zamkniętych forów. Kobiety ostrzegały się przed mężczyzną podającym się za Karola M., eleganckiego, elokwentnego, poznanego przez aplikację. Jedna z nich napisała: „Znika po dwóch tygodniach. Czasem dłużej. Czasem krócej. Ale zawsze wcześniej coś wyciąga. Pieniądze. Dane. Kontakty”. Zrobiło mi się niedobrze. Czy to właśnie miał być scenariusz dla mnie? Wyłączyłam ekran i przez chwilę siedziałam w ciemnościach, wsłuchując się w odgłosy miasta. Nagle własne mieszkanie przestało być bezpieczne.
Jej historia miała ten sam scenariusz
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, a każda najdrobniejsza cisza w mieszkaniu wydawała się podejrzana. Nad ranem, drżącymi dłońmi, napisałam do jednej z kobiet z forum. Odpisała mi już po godzinie. „Jeśli byłaś z nim na randce – miałaś szczęście, że to tylko randka. U mnie to trwało miesiąc. Zniknął po tym, jak wysłałam mu kopię dokumentów do 'rezerwacji wspólnego wyjazdu'”. Poprosiłam o rozmowę telefoniczną. Zgodziła się. Miała ciepły, zmęczony głos. Nazywała się Sylwia. Jej historia miała ten sam co moja scenariusz: Karol był czuły, elokwentny, oczarowujący. Obiecywał wspólne życie, przyszłość. I nagle zniknął. Jak cień. Jak iluzja.
– Myślałam, że to już za mną – powiedziała mi cicho. – A potem dostałam wiadomość od ciebie i poczułam to wszystko jeszcze raz. On nadal to robi. Nadal się bawi kobietami.
– Czy zgłaszałaś to na policję?
– Tak. Ale oni potrzebują więcej zgłoszeń. A takich jak ja było wiele. Czasem działa pod innym imieniem, zmienia fryzurę, numer. Ale to ten sam typ. Ten sam chłód w oczach, kiedy coś przestaje mu się opłacać.
Zgłosiłam sprawę. Pokazałam wszystko – wiadomości, screeny, nawet numer telefonu. Policjant spojrzał na mnie z wyrozumiałością, ale miał wzrok człowieka, który widział już za dużo takich przypadków. Wychodząc z komisariatu, czułam się jak osoba, której właśnie udowodniono, że rzeczywistość można z łatwością sfabrykować.
Nie jestem jeszcze gotowa
Minęły trzy tygodnie. Nie używam już aplikacji randkowych. Odinstalowałam wszystkie. Zablokowałam Karola wszędzie, choć i tak pewnie już jest kimś innym, pod innym nazwiskiem, z nowym numerem telefonu. Być może teraz siedzi w tej samej restauracji z kolejną kobietą, opowiadając o bretońskim cieście marchewkowym i babci, która zawsze miała rację.
Śpię z telefonem przy łóżku, ale budzę się przy każdym powiadomieniu. Niby wiem, że jestem bezpieczna. Że nic fizycznie mi się nie stało. Ale to nieprawda. Coś straciłam. Zaufanie. Zaczęłam kwestionować własny osąd. Długo miałam do siebie żal, że nie zobaczyłam wcześniej znaków ostrzegawczych. Że dałam się wciągnąć w grę. Ale najgorsze jest to, że... przecież on niczego ode mnie nie wziął. Żadnych pieniędzy, żadnych danych. A jednak zostawił po sobie coś znacznie bardziej dotkliwego – nieufność. Strach. I wstyd, że przez chwilę naprawdę miałam nadzieję. Kiedy koleżanka z pracy zapytała, czemu nie poszłam na kolejne spotkanie z jej kuzynem, wzruszyłam ramionami.
– Nie jestem jeszcze gotowa – powiedziałam i od razu poczułam, jak bardzo to prawda.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę. Może z czasem. Może z kimś, kto nie będzie musiał niczego udowadniać. Ale na razie... na razie wolę ciszę niż czyjeś piękne słowa.
Ilona, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój syn zasługiwał na fajną dziewczynę, a nie na jakąś pudernicę. Kiedyś mi jeszcze podziękuje za to, co zrobiłam”
- „Nie kocham męża, ale lepsza taka ciapa niż samotność. No i nikt nie kpi, że jestem starą panną”
- „Żona ślubowała mi miłość, wierność i uczciwość. Szkoda, że zaparcia nie wystarczyło jej nawet na noc poślubną”

