„Na polu truskawek wróciła do mnie tajemnica z przeszłości. Nie wiedziałam, czy spodziewać się radości, czy pretensji”
„Czułam, jak wspomnienia zaczynają wypływać. Widziałam Teresę w letniej sukience, słyszałam jej śmiech, czułam zapach perfum, których używała. A potem ten jeden wieczór – kłótnia o coś błahego, która stała się przepaścią. To zmieniło wszystko”.

- Redakcja
W najsłodszych dniach lata czułam, jak wieś oddycha powoli. Wstawałam wcześnie, podlewałam grządki, suszyłam ręczniki na sznurze, czytałam do znudzenia kryminały z biblioteki. Czas składał się z oddechów, zapachu ziemi i truskawek, które grzały się w słońcu.
Od śmierci męża rzadko wychodziłam do ludzi; niby miałam sąsiadki, kawy, plotki, lecz wracałam do pustego domu. W środku brakowało mi kogoś, a właściwie jednej osoby. Kiedyś miałam przyjaciółkę, Teresę, ale ona nagle zniknęła pod koniec lat siedemdziesiątych.
Tego poranka, z czystej ciekawości, poszłam pomóc przy zbiorach u sąsiadów. Chciałam zobaczyć, co nowego we wsi, i zasłużyć na zmęczenie. Nie spodziewałam się niczego wyjątkowego.
Spotkanie przypomniało mi dawne czasy
Słońce grzało w kark, a powietrze było gęste od zapachu dojrzałych truskawek. Pochyliłam się nad krzaczkiem, czując, jak w krzyżu ciągnie mnie znajomy ból. Wtedy obok mnie usiadła na piętach młoda dziewczyna w jasnej koszulce.
– Ciężko się tak schylać, prawda? – uśmiechnęła się szeroko. – Mogę pani pomóc?
– Poradzę sobie – odpowiedziałam odruchowo, nie chcąc wyjść na słabą.
– Wiem, że pani może, ale będzie szybciej, jak zrobimy to razem – dodała i sięgnęła po skrzynkę, zaczynając układać owoce.
Patrzyłam na jej pewne ruchy, na włosy wymykające się spod upięcia. Było w niej coś… znajomego.
– Jak masz na imię? – zapytałam, żeby zabić ciszę.
– Kasia. Przyjechałam tu na wakacje do domu babci, a w międzyczasie dorabiam sobie na polu. Studiuję w mieście, ale wieś to dla mnie druga połowa życia.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
– Twoja babcia jest stąd?
– Tak. Kiedyś tu mieszkała, teraz rzadko przyjeżdża, bo jest za granicą – odpowiedziała. – Ale ja lubię tu wracać.
Wzięłam do ręki kolejną garść owoców, próbując zignorować dziwne ukłucie w sercu. Jej głos, sposób, w jaki mówiła o babci, sprawił, że coś zaczęło mi dźwięczeć w pamięci, ale jeszcze nie potrafiłam tego nazwać.
– To miłe, że tak pomagasz – powiedziałam cicho.
– A pani? Często tu pani pracuje?
– Rzadko. Dziś tak… dla odmiany. I może, żeby trochę ludzi zobaczyć – przyznałam, zaskoczona własną szczerością.
Słońce przesuwało się powoli po niebie, a ja czułam, że ta rozmowa – prosta, niewinna – coś we mnie poruszyła. Choć nie wiedziałam jeszcze co.
Moje podejrzenia się sprawdziły
Następnego dnia znów spotkałyśmy się na polu. Kasia przywitała mnie machnięciem ręki i od razu przysiadła obok.
– Pani Jadwigo, a pani rodzina też jest stąd? – zapytała, wybierając najładniejsze truskawki.
– Całe moje życie jest w tej wsi – odpowiedziałam. – A ty? Wspominałaś wczoraj, że babcia kiedyś tu mieszkała.
– Tak. Teraz mieszka głównie za granicą, ale kiedyś… o, tu, po drugiej stronie rzeki – wskazała ręką. – Ma na imię Teresa.
Serce mi zadrżało. Palce ścisnęły szypułkę zbyt mocno, aż owoc się rozgniótł.
– Wszystko w porządku? – spytała.
– Tak, tak… – wymusiłam uśmiech. – Może kiedyś się spotkałyśmy.
– Babcia nigdy o tym nie mówiła – ciągnęła Kasia. – Tylko wspomina, że lubiła tu spędzać czas.
Pokiwałam głową, starając się, by głos brzmiał neutralnie.
– Wiesz, lata mijają, pamięć płata figle.
Czułam, jak wspomnienia zaczynają wypływać. Widziałam Teresę w letniej sukience, słyszałam jej śmiech, czułam zapach perfum, których używała. A potem ten jeden wieczór – kłótnia o coś błahego, która stała się przepaścią.
– Pani Jadwigo, pani jakoś tak… zamilkła – przerwała moje myśli Kasia.
– Po prostu przypomniało mi się kilka rzeczy – odpowiedziałam wymijająco i zmieniłam temat. – A co studiujesz?
– Psychologię – powiedziała z błyskiem w oku. – Lubię rozmawiać z ludźmi, rozumieć ich historie.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Może zrozumiałaby też moją?
Pracowałyśmy w ciszy, ale w mojej głowie panował gwar dawnych rozmów. Coraz trudniej było udawać, że imię „Teresa” nic dla mnie nie znaczy.
Jednak o mnie pamiętała
Pod koniec tygodnia Kasia podeszła do mnie z uśmiechem, w którym kryło się coś więcej niż zwykła uprzejmość.
– Pani Jadwigo, mam pomysł… Może wpadłaby pani do domu mojej babci na herbatę? – zaproponowała. – Babci nie ma, ale chciałabym pani coś pokazać.
– Nie wiem, czy powinnam… – zaczęłam ostrożnie.
– To niedaleko. Tylko chwilka, obiecuję – przerwała mi z entuzjazmem.
Niechęć walczyła we mnie z ciekawością. W końcu kiwnęłam głową.
Dom stał przy wąskiej drodze, trochę schowany za lipami. W środku pachniało kurzem i lawendą. Kasia wyjęła z kredensu stary album, oprawiony w popękaną skórę.
– Babcia zostawiła tu swoje zdjęcia. Może kogoś pani rozpozna – powiedziała, przewracając kolejne kartki.
Patrzyłam na czarno-białe fotografie: zabawy nad rzeką, festyny, twarze młodych ludzi, których imion nie pamiętałam. I nagle… zatrzymałam się.
Na zdjęciu stałyśmy obok siebie – ja i Teresa. Uśmiechnięte, z koszami pełnymi truskawek, jakby świat należał tylko do nas.
– To pani? – Kasia uniosła brwi. – Babcia nigdy mi nie mówiła, że miała taką przyjaciółkę.
– Tak… – wyszeptałam. – Była mi bardzo bliska.
Kasia usiadła naprzeciwko.
– Może mi pani o niej opowiedzieć?
Patrzyłam na znajomą twarz z fotografii. Przez lata próbowałam zamknąć te wspomnienia w szufladzie, ale wystarczył jeden obraz, by znów poczuć to, co wtedy.
– To długa historia – odpowiedziałam, czując, że mój głos lekko drży.
Wiedziałam już, że tego dnia opowieść zacznie wychodzić na światło dzienne. A wraz z nią – coś, czego bałam się najbardziej: moje własne emocje.
Opowiedziałam jej, jak było
Usiadłyśmy przy kuchennym stole, a Kasia nalała nam herbaty. Trzymałam w rękach filiżankę, ale nie piłam – zamiast tego wpatrywałam się w napar.
– Z Teresą… – zaczęłam – byłyśmy nierozłączne. Od dziecka robiłyśmy wszystko razem. Szkoła, zabawy, nawet pierwszy wyjazd do miasta. Znałyśmy swoje sekrety, marzenia, lęki.
Kasia słuchała w milczeniu, opierając brodę na dłoniach.
– Lato siedemdziesiątego dziewiątego było wyjątkowe – kontynuowałam. – Dużo tańców, śmiechu. Ale przyszedł jeden wieczór… Posprzeczałyśmy się. O drobiazg. Ja chciałam, żebyśmy pojechały do ciotki do Łodzi, ona wolała zostać, bo miała plany z kimś innym. Pamiętam, jak rzuciłam kilka gorzkich słów, a ona odpowiedziała jeszcze ostrzej.
– I co potem? – spytała Kasia cicho.
– Potem… ona zniknęła. Wyjechała bez pożegnania. Nikt nie wiedział, dokąd. Słyszałam tylko, że za granicę. Pisałam listy, ale nigdy nie odpowiedziała.
Wzięłam głęboki oddech, czując, że głos mi się łamie.
– Byłam na nią zła. I tę złość nosiłam w sobie latami. Ale obok niej była tęsknota, której nie potrafiłam ugasić.
– Może bała się wrócić? – Kasia spojrzała na mnie uważnie. – Albo myślała, że pani nie chce jej widzieć.
– Może… – szepnęłam.
W tej chwili uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie lata nie próbowałam naprawdę zrozumieć jej decyzji. Trzymałam się tylko własnej wersji wydarzeń.
Album leżał otwarty, a zdjęcie patrzyło na mnie jak wyrzut sumienia. Czułam, że jeśli teraz czegoś nie zrobię, ten cień zostanie ze mną do końca.
Bałam się otwierać ten temat
Kasia zamknęła album i spojrzała na mnie z powagą, której wcześniej u niej nie widziałam.
– Pani Jadwigo… mogę pani pomóc skontaktować się z babcią – powiedziała cicho. – Wystarczy jeden telefon, jedna wiadomość.
Pokręciłam głową.
– Minęło tyle lat. Nie wiem, czy ona w ogóle chce mnie widzieć.
– A jeśli chce? – odparła. – Może od dawna czeka na taki sygnał.
Oparłam łokcie na stole.
– Boję się. Jeśli odezwę się teraz, może mnie odrzucić. A jeśli milczę, mam przynajmniej spokój… chociaż pusty.
– Czasami trzeba zaryzykować – Kasia mówiła powoli, jakby dobierała każde słowo. – Inaczej można spędzić resztę życia żałując, że się nie spróbowało.
Zamilkłam. Patrzyłyśmy na siebie w ciszy. W jej spojrzeniu było coś, co sprawiało, że trudniej było się bronić – determinacja pomieszana z ciepłem.
– Jeśli pani pozwoli, napiszę do babci wiadomość – zaproponowała. – Niech pani nawet nie decyduje od razu. Zobaczymy, co odpowie.
Westchnęłam, czując, jak w mojej piersi rodzi się nieśmiała nadzieja.
– Dobrze. Spróbuj.
Kasia uśmiechnęła się lekko i wyjęła telefon. Jej palce szybko przebiegły po klawiaturze.
– Wysłałam. Teraz pozostaje czekać.
Wróciłam tego dnia do domu z mieszanymi uczuciami. Lęk i oczekiwanie splatały się we mnie jak dwie nitki. Nie wiedziałam, czy ta wiadomość będzie początkiem czegoś dobrego, czy kolejnym rozczarowaniem. Ale czułam, że koło losu zostało wprawione w ruch.
Przeszłość nagle wróciła
Dwa dni później Kasia zjawiła się u mnie bez zapowiedzi. Trzymała w ręku telefon i wyglądała, jakby ledwo powstrzymywała się od biegu.
– Jest odpowiedź – powiedziała, jeszcze zanim przekroczyła próg.
Usiadłyśmy w mojej kuchni. Kasia podała mi telefon. Na ekranie widniało krótkie zdanie: „Chcę cię zobaczyć. Powiedz tylko, kiedy”.
Czytałam te słowa raz po raz, jakby mogły się w każdej chwili rozpłynąć. W gardle poczułam ucisk, a oczy zaszkliły się same. Nie wiedziałam, czy płaczę z radości, czy z lęku przed tym, co usłyszę, kiedy wreszcie staniemy twarzą w twarz.
– No i? – spytała Kasia ostrożnie.
– To… to dużo więcej, niż się spodziewałam – wyszeptałam.
Kasia uśmiechnęła się delikatnie.
– Możemy pojechać razem, jeśli pani chce.
Pokiwałam głową, czując, że w moim sercu pojawia się nowe uczucie – nieśmiała, ale wyraźna nadzieja.
Po chwili wyszłyśmy przed dom. Słońce stało już wysoko, a pola truskawek pachniały tak intensywnie, jakby lato chciało zostać tu na zawsze. Szłyśmy obok siebie powoli, rozmawiając o drodze, która nas czeka.
Nie wiedziałam, jak to spotkanie się potoczy – czy Teresa przywita mnie z uśmiechem, czy z wyrzutem. Ale po raz pierwszy od dawna czułam, że jestem gotowa to sprawdzić.
Na horyzoncie, wśród czerwonych plam owoców, widać było nasze cienie – starszej kobiety i młodej dziewczyny. Dwa pokolenia, a jednak jeden most.
Jadwiga, 70 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie potrafiłam przestać kochać mojej pierwszej miłości. Kuba szarpał mnie za serce przez 30 lat”
- „Mam 60 lat i na randki chodzę częściej niż do kościoła. Dzieci ze mnie kpią, bo powinnam myśleć już o św. Piotrze”
- „Mąż jeszcze leżał w trumnie na katafalku, a moje serce już biło do innego. To nie moja wina, że jestem taka kochliwa”

