Reklama

Z Michałem byłam już prawie dwa lata. Miał swoje wady – bywał zazdrosny, czasem dziecinny – ale miałam nadzieję, że jeszcze dorośnie. Planowaliśmy wspólną przyszłość, choć wszystko było bardziej „na słowo” niż naprawdę. Latem pojechaliśmy razem na sezon do pracy przy zbiorach truskawek. Zamiast tego poznałam jego starszego brata, Damiana. Od początku mnie zafascynował – spokojniejszy, bardziej pewny siebie, miał w sobie coś... prawdziwego. W tej dusznej, zmęczonej codzienności to właśnie Damian stał się dla mnie kimś więcej, niż powinien.

Wieczorem, po pracy, wszyscy szykowali się na ognisko. Ja marzyłam tylko o prysznicu i chwili ciszy. Michał z kolegami już od południa podjudzali się do „porządnej imprezy”. Gdy poprosiłam, żebyśmy zostali w domku pracowniczym i spędzili wieczór razem, skrzywił się jakby mu ktoś zabrał cukierka.

– Ala, nie bądź znowu taka sztywna… Jedziemy tu raz w roku. Chcę się pobawić.

– Ale my nie jesteśmy na wakacjach. Pracujemy tu, Michał. Codziennie pada i harujemy po dziesięć godzin.

– No to właśnie dlatego trzeba się odstresować!

Prychnęłam. Poszedł, zostawiając mnie samą, i nawet się nie obejrzał. Pół godziny później usłyszałam muzykę i wrzaski. Nie wytrzymałam. Poszłam. Stał tam, roztańczony, z dziewczyną o fioletowych włosach. Trzymał się trochę za blisko niej, śmiali się trochę za głośno.

– Serio, Michał?! – podeszłam do niego.

– O co ci znowu chodzi?

– Widzę, że świetnie się bawisz… – głos mi drżał.

– Przestań robić sceny. Zresztą, jak ci nie pasuje, to…

– To co? – przerwałam mu. – To wracam do domu. Baw się dalej.

Odwróciłam się i prawie wpadłam na Damiana

Stał tuż obok. W ciemnościach jego spojrzenie było spokojne, trochę smutne.

– Nie warto się denerwować, Ala. On czasem nie ogarnia. Ale nie rób sobie wyrzutów przez jego głupotę.

– Dzięki… – wydusiłam. – Chyba właśnie tego potrzebowałam.

Został ze mną. Milczeliśmy chwilę, patrząc na ognisko z oddali. Poczułam się przy nim dziwnie… bezpiecznie. Michał zniknął mi z oczu. Damian dopiero się pojawił.

Od tej kłótni z Michałem coś się zmieniło. Unikał mnie, a może ja jego? Pracowaliśmy na innych zmianach, mijaliśmy się tylko przy posiłkach. Coraz częściej trafiałam do zespołu Damiana. Bez słów dopasowywaliśmy tempo, rytm, ruch. Jakbyśmy znali się od dawna.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy ognisku. Michał gdzieś zniknął – podobno z tą samą dziewczyną, co wtedy. Nikt z nas o nim nie wspomniał.

– Czemu tu wracasz? – zapytałam cicho.

– Bo lubię ciszę, ciężką pracę i ludzi, których mogę nie lubić – odpowiedział z uśmiechem. – No i Michał zawsze mnie potrzebuje. Chociaż o to nie prosi.

– Ty go... chronisz?

– Staram się. Ale to niełatwe. On jest impulsywny. Często coś psuje, a potem nie wie, jak to naprawić.

Zamilkłam. Zawiał chłodny wiatr, przyciągnęłam do siebie koc. Damian bez słowa zdjął swoją kurtkę i okrył mi ramiona.

– Michał cię nie docenia – powiedział nagle. – Ty zasługujesz na coś więcej.

– Przecież jesteś jego bratem…

– Wiem. Właśnie dlatego nie powinienem tego mówić.

Chciałam się odezwać, ale mój głos zniknął. Czułam, że coś się przestawia, zmienia. Damian nie próbował mnie dotknąć, nie robił nic niestosownego. A jednak czułam się, jakbym stała na granicy, której nie wolno było przekroczyć. I jednocześnie… bardzo chciałam ją przekroczyć.

– Ala… – szepnął.

Spojrzałam mu w oczy. Było w nich coś, czego nie znałam. Czułość. Uważność. I pytanie.

Nie odpowiedziałam. Ale nie odeszłam.

Tamtej nocy nie mogłam zasnąć. Michał chrapał kilka metrów dalej w łóżku obok, jakby nic się nie wydarzyło. A we mnie buzowało wszystko. Wyszłam na zewnątrz, w koszuli i dresach, boso. Szłam w stronę plantacji, tam gdzie ziemia była miękka, a powietrze chłodne, ale czyste.

Nie byłam sama.

Damian siedział na starej skrzynce, nogi opierał o drewniane ogrodzenie. Nie zdziwił się, gdy mnie zobaczył. Tylko się przesunął, robiąc mi miejsce.

– Nie śpisz? – zapytałam.

– Nie umiem. Ty też nie?

Usiadłam obok, ramieniem ledwo dotykając jego ramienia. Pachniał dymem i lasem.

– Cały czas myślę, że robię coś nie tak – szepnęłam.

– Nie robisz. My tylko... jesteśmy ludźmi.

Nie odpowiedziałam. W ciemności nie widać było jego oczu, ale czułam, że patrzy. Może czeka. Może walczy.

– To nie jest fair – powiedziałam.

– Wiem. Ale nie umiem już być obok i udawać, że nic nie czuję.

Serce mi waliło. Zrobiłam coś, czego się po sobie nie spodziewałam – położyłam głowę na jego ramieniu. Przez moment nic nie mówił. Potem otoczył mnie ramieniem, delikatnie, jakby się bał, że ucieknę. Ale ja nie uciekałam. Siedzieliśmy tak długo, w ciszy, słuchając świerszczy i naszych własnych myśli.

W końcu spojrzałam na niego. Pochylił się. Nasze czoła się zetknęły. Pocałunek był cichy, prawie niezauważalny. Jak powietrze.

Potem były ramiona, szeptane słowa, drżące dłonie. Uległam. Nie wiem, jak się to stało. Nie chcę pamiętać wszystkiego.

A jednak pamiętam. Każdy dotyk. I tylko jedną myśl: „Co ja zrobiłam…”

Poranek po tamtej nocy był dziwnie cichy

Michał już na mnie nie krzyczał. Może czuł, że coś się zmieniło. Ja z kolei nie umiałam na niego spojrzeć. Każde jego słowo wbijało się we mnie jak drzazga.

Damian unikał mnie od rana. Pracował z innymi, nawet na mnie nie patrzył. Jakby tamtej nocy nie było. A ja? Zachowywałam się jak na autopilocie. Zrywałam truskawki, myłam ręce, jadłam, spałam. Ale tylko ciałem. W głowie miałam tylko jedno: „Co teraz?”

Wieczorem Michał rzucił się na mnie z pretensjami.

Co się z tobą dzieje? – zapytał. – Unikasz mnie. Kogoś masz, co?

– Nie wiesz, co mówisz… – mruknęłam.

– Może i nie wiem, ale czuję. Nie jesteś już sobą. Patrzysz na mnie, jakbym cię brzydził.

– Przestań.

– To prawda, prawda? Masz kogoś!

– Michał, zostaw mnie.

– Nie! Powiedz! – złapał mnie za ramię.

– Puść mnie, do cholery!

Wyrwałam się i uciekłam. Wpadłam do domku, spakowałam kurtkę, książkę, telefon. Potrzebowałam oddechu. Nie mogłam na niego patrzeć. Nie po tym wszystkim.

W ciemności usiadłam sama pod drzewem. Słyszałam, jak chłopaki śmieją się przy ognisku. Jakby nic się nie działo. W głowie miałam tylko jedno zdanie: „Czy jestem jeszcze tą samą osobą?”

Nie znałam odpowiedzi.

Parę tygodni później dopadły mnie obawy. Test ciążowy kupiłam w najbliższej aptece, udając, że idę tylko do marketu po wodę i przekąski. Wzięłam dwa, żeby mieć pewność. Oba pokazały dwie kreski. Dwie cholerne kreski.

Patrzyłam na nie jak na wyrok.

Jak mam powiedzieć Michałowi? Jak powiedzieć Damianowi? Najpierw poszłam do Damiana. Stał za barakiem, palił papierosa, chociaż wcześniej mówił, że rzucił.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam.

Spojrzał na mnie i od razu zobaczył, że coś jest nie tak.

– Co się stało?

– Jestem w ciąży.

Zamilkł.

– Wiesz z kim?

– Nie. Nie mam pojęcia.

Zamknął oczy, jakby chciał cofnąć czas. Potem pokiwał głową.

– Co chcesz zrobić?

– Nie wiem. Ale nie mogę dłużej milczeć.

Wieczorem zwołałam ich obu. W namiocie było duszno, cicho, aż za bardzo. Michał patrzył na mnie z nieufnością. Damian siedział na skraju, spięty jak struna.

– Muszę wam coś powiedzieć – zaczęłam. – Spałam z Damianem. Wtedy. Na plantacji. I... jestem w ciąży.

Cisza. Taka, że słychać było każde bicie serca.

Michał wstał.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – wrzasnął.

– Nie planowałem tego… – wydukał Damian.

– To był błąd… ale to się wydarzyło. I jestem w ciąży – powiedziałam, patrząc na obu.

Chwilę później padł pierwszy cios. Michał rzucił się na Damiana. Krzyki, szarpanina, przekleństwa.

Ja stałam pośrodku. Sama. Tak jak zawsze.

Minęło osiem miesięcy. Mieszkam w kawalerce na obrzeżach miasta. Maleńka, z przeciekającym kranem i zbyt głośną lodówką. Ale jest nasza. Moja i dziecka. Dziewczynka. Urodziła się zdrowa, z ciemnymi oczami, które czasem wydają się być bardziej Michała, czasem Damiana. Ale prawdy nie znam. I pewnie nigdy się nie dowiem.

Obaj zniknęli.

Michał po powrocie z truskawek nie wrócił do naszego miasta. Spakował się i po prostu odszedł. Damian próbował zostać, chciał „pomóc”, ale kiedy poprosiłam, żeby mi dał spokój, zrozumiał. Albo udawał, że rozumie.

Nie odbierają telefonów. Nie piszą. I nie szukają kontaktu. I dobrze. Może tak jest lepiej.

Czasem, kiedy usypiam córkę, patrzę na nią i próbuję sobie wyobrazić, jakby wyglądało moje życie, gdybym wtedy nie poszła na ten spacer. Gdybym powiedziała „nie” zamiast „tak”. Ale już nie ma „gdyby”. Jest tylko „teraz”.

Samotność jest ciężka. Ale do zniesienia. Najgorsze są spojrzenia ludzi. Albo ich unikanie. Albo pytania o ojca dziecka.

– Nie żyje – powiedziałam raz pielęgniarce, chociaż nikt nie umarł. Ale wtedy przynajmniej zamilkła.

Nie jestem dumna z tego, co się stało. Ale też nie jestem ofiarą. To była moja decyzja. Mój błąd. Moje dziecko.

I będę je kochać.

Nie dlatego, że tak trzeba. Ale dlatego, że ono nie jest winne.

A ja... ja jestem. I muszę z tym żyć.

Ala, 22 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama