Reklama

Codzienność… kiedyś to słowo brzmiało dla mnie niemal kojąco. Praca, dom, wieczorna kolacja z Markiem, nasze seriale, jego herbata malinowa, moje kakao. Zwykłe rytuały, które miały w sobie coś uspokajającego — jakby nic złego nie mogło się wcisnąć w te poukładane ramy. Mówiłam sobie, że to stabilizacja, że właśnie tego chcę… ale od jakiegoś czasu ta rutyna zaczęła mi ciążyć. A może po prostu zaczęłam dostrzegać, jak bardzo jesteśmy w niej osobno.

To mnie zabolało

Od miesięcy Marek był „obok”. Niby siedział przy stole, niby jadł, niby słuchał… ale czułam, jakby odpływał gdzieś daleko. Patrzył w telefon, wzdychał bez powodu, odpowiadał półsłówkami. „Tak”. „Zaraz”. „Nie wiem”. Jakbym mieszkała ze współlokatorem. Starałam się. Naprawdę się starałam. Gotowałam mu ulubione spaghetti z parmezanem, próbowałam zagadywać o pracy, o kolegach, o jego projektach. Uśmiechałam się, choć czasem miałam ochotę wstrząsnąć nim i krzyknąć: „Gdzie jesteś, Marek? Bo tu cię nie ma!”. A potem przyszły Mikołajki.

To dla ciebie – powiedział, wręczając mi skromną paczkę.

W środku była książka kucharska i czekolada. Uśmiechnęłam się odruchowo.

– Super, dziękuję… – powiedziałam, choć coś wtedy już mnie ukłuło. Dawniej Marek potrafił się postarać – bilety, kolacje, niespodzianki. Teraz… książka i czekolada. Bez emocji, bez spojrzenia, bez ciepła.

– Fajnie, że ci się podoba – rzucił, już bardziej do ekranu telefonu niż do mnie.

Kilka dni później sprzątałam przedpokój. Odkładałam zimowe buty, przeglądałam kieszenie kurtek. I wtedy wypadł z nich paragon. Zwykły, biały świstek papieru. Ale widniały na nim słowa, które były jak nóż w plecy: „Perfumy — 249 zł. Bransoletka — 179 zł. Kwiaty — 99 zł.”. Nie moje perfumy, nie moja biżuteria i nie mój bukiet.

Stałam tak w przedpokoju, trzymając ten paragon jak dowód zbrodni. „Dla kogo to było?” — to pytanie naprawdę zabolało. Jeszcze tego samego wieczoru, z drżącymi rękoma, usiadłam do komputera i zalogowałam się do historii konta. Coś kazało mi sprawdzić, potwierdzić, upewnić się. I to był początek. Początek czegoś, co zmieniło wszystko.

Nie wierzyłam w jego słowa

Nie spałam prawie całą noc. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie na to, co znalazłam. Rano paragon leżał wciąż na stole w kuchni, jak wyrzut sumienia. W końcu zebrałam się na odwagę. Kiedy Marek wrócił z pracy, stanął w drzwiach i spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że będę go wyczekiwać.

– Co się dzieje? – zapytał, zdejmując kurtkę.

Podsunęłam mu paragon.

– Co to jest? Perfumy? Biżuteria? Od kiedy kupujesz takie rzeczy?

Patrzył na kartkę, jakby ją widział pierwszy raz w życiu. Zacisnął usta, a potem wzruszył ramionami.

– Przesadzasz. Naprawdę musimy robić z tego sprawę?

– Marek, to nie są moje perfumy. I nie dostałam żadnej bransoletki. Nie udawaj, że to nic takiego.

Usiadł przy stole, odsunął od siebie paragon, jakby go drażnił.

– Naprawdę nie mam teraz siły się tłumaczyć i wysłuchiwać twoich podejrzeń.

Wyciągnęłam z szuflady wydruk z konta, który rano schowałam. Położyłam go obok paragonu.

– A to? Kolacja za osiemset złotych w restauracji, w której nigdy nie byliśmy. Te wszystkie zakupy. Chcę wiedzieć, o co chodzi.

Zerknął na dokument i poprawił się na krześle, wyraźnie spięty.

– To było dla koleżanki z pracy. Ma ciężki okres, chciałem jej pomóc.

Słowa zawisły między nami jak coś, czego nie potrafiłam dziś przełknąć. Zaskoczyło mnie to wyjaśnienie. Nie odezwałam się przez chwilę, bo w mojej głowie kłębiły się myśli. Nie wierzyłam w to, co powiedział, ale nie potrafiłam jeszcze odpowiedzieć. Widziałam, jak Marek unika mojego wzroku. Udawał spokojnego, choć drżał mu kącik ust. Zaczęłam przypominać sobie drobiazgi, które wcześniej lekceważyłam – częste wiadomości, spojrzenia w telefon, spóźnione powroty do domu.

Poczułam wstyd, że tyle czasu nie chciałam nic zauważyć. I strach, bo nagle uświadomiłam sobie, że w tej rozmowie żadne słowo nie prowadziło do prawdy, tylko do kolejnych uników. Nie pytałam więcej, przynajmniej nie tego wieczoru. Ale w mojej głowie nie było już spokoju, tylko narastający niepokój, z którym nie umiałam sobie poradzić.

Próbowałam go tłumaczyć

Następnego dnia czułam się dziwnie wyobcowana. W pracy nie mogłam się skupić, ciągle wracałam myślami do rozmowy z Markiem. Wieczorem zadzwoniłam do mojej siostry, bo wiedziałam, że sama sobie z tym nie poradzę. Spotkałyśmy się w małej kawiarni. Kiedy usiadłam przy stoliku, patrzyła na mnie uważnie, jakby już wiedziała, że coś jest nie tak.

– Mów. Widzę po tobie, że to coś poważnego.

Wyciągnęłam z torebki paragon i wsunęłam go w jej stronę.

– Znalazłam to w kurtce Marka. Powiedział, że to dla koleżanki.

Spojrzała na świstek papieru, zmarszczyła brwi i od razu zrobiła minę, której się bałam.

I ty po prostu mu uwierzyłaś? Naprawdę?

– Nie wierzę mu. Tylko… nie wiem, co mam zrobić. Może faktycznie chciał pomóc? – powiedziałam cicho, choć brzmiało to jak kiepskie usprawiedliwienie.

Siostra uniosła na mnie wzrok.

– Prezenty za kilkaset złotych? Kolacja w restauracji, do której nigdy cię nie zabrał? To nie wygląda na pomoc. On coś ukrywa.

Próbowałam go bronić, ale każde słowo brzmiało coraz bardziej pusto. Słuchałam siebie i czułam, że tłumaczę go z przyzwyczajenia, nie z przekonania. Znów spojrzałam na paragon. Na te trzy linijki, od których zaczęła się cała lawina. Po drodze do domu weszłam do niewielkiego sklepu jubilerskiego, któreo nazwa widniała na rachunku. Stałam tam długo, zanim odważyłam się wskazać bransoletkę o dokładnie tej samej wartości.

Kupiłam ją. Nie po to, żeby nosić. Włożyłam ją do kieszeni płaszcza i wracając do domu, czułam jej ciężar jak pytanie, które nie dawało spokoju. Komu tak naprawdę ją dał?

Miarka się przebrała

Przez kolejny tydzień nosiłam tę bransoletkę niemal codziennie. Nie dlatego, że mi się podobała. Chciałam zobaczyć, czy Marek zareaguje. Czy choćby drgnie mu powieka, kiedy ją zobaczy na moim nadgarstku. Cokolwiek. Jednak nie powiedział ani słowa. Każdego dnia wracał z pracy, przechodził obok mnie, jakby nic się nie zmieniło. Tego wieczoru wrócił później niż zwykle. Nie czekałam, aż zdejmie kurtkę. Stanęłam naprzeciwko niego, podniosłam rękę i pokazałam bransoletkę.

– Ładna, prawda? Kojarzysz?

Zastygł. Widziałam to dokładnie. Jakby w jednej chwili ktoś odciął mu możliwość ucieczki. Zrobił krok w bok, zaczął odwieszać kurtkę, chociaż nie musiał. Udawał zajętego.

– Nie wiem, o co ci chodzi – mruknął.

– Wiesz dobrze. Nie zamierzam już udawać, że nic się nie dzieje. Bransoletka, perfumy, kwiaty. Kolacja za osiemset złotych. Dla kogo to wszystko?

Przez chwilę milczał. Wyglądał, jakby szukał odpowiedzi, która zabrzmi najmniej podejrzanie.

– To naprawdę tylko koleżanka z pracy. Mówiłem ci już.

– A ta bransoletka? Te kwiaty? Te wydatki? To wszystko też było dla koleżanki?

W końcu usiadł na krześle, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

– Dobrze – powiedział cicho. – To ktoś… bliski. Ale to nic poważnego. Naprawdę.

Te słowa we mnie uderzyły. „Ktoś bliski”. „Nic poważnego”. Jakby mówił o czymś, co nie powinno mnie boleć. Jakby opowiadał o drobnej pomyłce, a nie o zdradzie. Zsunęłam bransoletkę z nadgarstka. Położyłam ją na stole. Chwilę później zdjęłam obrączkę.

– Nie chcę być tą drugą w swoim własnym małżeństwie – powiedziałam spokojnie, chociaż czułam, jak drży mi głos.

Marek patrzył na te dwie rzeczy na stole, jakby dopiero teraz docierało do niego, co zrobił.

Miałam dość jego wymówek

Marek podniósł głowę, jakby nagle zabrakło mu powietrza. Wstał, zrobił krok w moją stronę, ale zatrzymałam go gestem. Nie chciałam, żeby mnie dotykał.

– Proszę, posłuchaj mnie – zaczął szybko, jakby bał się, że mu przerwę. – To nie było planowane. Ona miała trudny czas, potrzebowała wsparcia. Trochę za bardzo się zbliżyliśmy, ale ja tego nie chciałem.

– To bardzo dziwne, bo wygląda na to, że jednak chciałeś – odpowiedziałam, wskazując na bransoletkę. – I kupić perfumy, i zabrać ją na kolację.

– Natalia, naprawdę nie rozumiesz. Ona była samotna, miała problemy rodzinne, ja tylko próbowałem być dla niej kimś, kto pomoże. Trochę się to wymknęło spod kontroli, ale to nie jest to, o czym myślisz.

Parsknęłam krótkim, nerwowym śmiechem, który sam ze mnie wyszedł.

– A o czym ja według ciebie myślę?

Zaczął chodzić po kuchni, jakby szukał słów, które zabrzmią najlepiej, ale za każdym razem trafiał w próżnię.

Nie chciałem cię zranić. Nie chciałem niszczyć naszego małżeństwa. To był błąd. Tylko tyle.

– Błąd człowiek popełnia raz. A to trwało dłużej, prawda?

Zamilkł. Nie musiał mówić, bo odpowiedź była oczywista.

– Natalia, nie zostawiaj mnie, naprawię to – powiedział w końcu i chwycił mnie za rękę.

Odsunęłam ją natychmiast.

– Przestań. Nie możesz mnie dotykać i udawać, że nic się nie stało.

Poczułam, że dłużej nie wytrzymam w tym mieszkaniu, więc wzięłam płaszcz, wrzuciłam bransoletkę do kieszeni, a obrączkę zacisnęłam w dłoni tak mocno, że aż mnie zabolało. Wyszłam na chłodne powietrze. Szłam przed siebie, mijając ulice, które widywałam codziennie, a które nagle stały się obce. W głowie szukałam momentu, w którym coś zaczęło się psuć, ale im bardziej próbowałam, tym mniej rozumiałam. Wiedziałam jedno. Muszę poznać całą prawdę.

Musiałam się przekonać

W końcu zebrałam się na odwagę. Nie chciałam dłużej żyć domysłami. Poszłam pod jego firmę. Po pracy stanęłam pod ich wejściem, serce biło mi szybciej niż wtedy, gdy pierwszy raz szłam na rozmowę o pracę. Wtedy ją zobaczyłam. Stała przed budynkiem, a na nadgarstku miałą tę samą bransoletkę, która aż błysnęła, gdy szukała czegoś w telefonie. Podeszłam i zatrzymałam ją ruchem ręki.

– Chciałabym z tobą porozmawiać.

Uniósła wzrok. Najpierw była zaskoczona, a potem… jakby wystraszona. Wyjęłam z kieszeni bransoletkę i pokazałam na jej nadgarstek.

– Czy to Marek ci to dał?

Zbladła. Nawet nie próbowała udawać, tylko otworzyła usta, jakby brakowało jej powietrza.

– Ja nie chciałam… – zaczęła, ale głos jej drżał. – To on szukał kontaktu. Był u mnie codziennie. Mówił, że ma ciężko, że dusi się w tym małżeństwie, że musi odpocząć. Nie potrafiłam tego przerwać.

Słuchałam jej w ciszy, a w środku robiło się coraz chłodniej.

– Od kiedy? – zapytałam.

– Od kilku miesięcy – odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy. – Przepraszam. To nie powinno było tak wyglądać.

Stałam przed nią i czułam, że najbardziej boli nie to, że miał z kimś podejrzaną relację. Boli to, jak łatwo w tym wszystkim zabrakło miejsca na mnie. Jakby przez cały ten czas nawet przez chwilę nie pomyślał, co ja poczuję. Podziękowałam jej za szczerość i odeszłam, zanim zdążyła cokolwiek dodać.

Nic nie będzie takie jak dawniej

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Czułam się tak, jakbym zostawiła za sobą cały dzień w czyimś innym życiu. W mieszkaniu panowała cisza, tylko w salonie paliło się światło. Marek siedział na kanapie, jakby czekał, choć nie podniósł się, kiedy weszłam. Spojrzał na mnie z niepewnością, której wcześniej nigdy u niego nie widziałam.

– Możemy porozmawiać? – zapytał.

Zdjęłam płaszcz i usiadłam naprzeciwko, ale czułam, że jesteśmy od siebie daleko. Jakby między nami było już coś, czego nie da się przejść.

– Wiem, że zawaliłem – powiedział. – Powinienem to zakończyć wcześniej. Powinienem ci powiedzieć. To nie chodziło o ciebie.

Nie odpowiedziałam. Milczenie było łatwiejsze niż kolejne pytania, które i tak nie miały już sensu.

Chcę to naprawić – dodał. – Chcę wrócić do tego, co mieliśmy.

To zdanie zabrzmiało tak nienaturalnie, że aż zabolało. Wrócić. Jakby można było wejść w to samo miejsce, bez śladów.

– Nie wiem, co będzie jutro – powiedziałam w końcu. – I nie mogę ci obiecać, że potrafię ci wybaczyć. Nie wiem tego jeszcze.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Podniosłam bransoletkę, którą wciąż miałam w kieszeni, i odłożyłam ją na stół obok obrączki. Już nie chciałam jej nosić, ani na nią patrzeć. Schowałam ją później do szuflady, głęboko, tak żeby nie rzucała się w oczy. Nie po to, by o niej zapomnieć. Raczej po to, by przypominała mi, że jeśli chcę znać prawdę, muszę mieć odwagę po nią sięgnąć – nawet wtedy, gdy wiem, że będzie bolała.

Nie było żadnej decyzji, żadnego końca ani początku. Tylko ta niepewność, która została ze mną, jak nowy, nieproszony gość. I może kiedyś znajdę odpowiedź, co dalej. Ale tego wieczoru wiedziałam jedno: nic już nie będzie takie jak dawniej.

Natalia, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama