„Na mikołajki mąż kupił luksusowe perfumy za 500 zł. Gdy w skarpecie znalazłam tanią czekoladę, wiedziałam, co się święci”
„Oba paragony miały tę samą datę. Zaledwie tydzień temu. Perfumy – pięćset dziewięćdziesiąt złotych. Hotel – pokój dwuosobowy deluxe, śniadanie w cenie. Obydwa w Krakowie. Delegacja, powiedział wtedy. Wracał zmęczony, ale zadowolony”.

- Redakcja
Przyszedł grudzień i zabrałam się za zimowe sprzątanie. Miałam obsesję na punkcie porządku – może dlatego, że kiedy wszystko wokół zaczynało się sypać, porządek w szafkach dawał mi złudzenie, że mam kontrolę nad życiem.
Nazywam się Lena. Trzydzieści pięć lat, od dziesięciu żona Wiktora, starsza siostra Bianki. Od lat ta sama rola – poukładana, spokojna, przewidywalna. Zawsze wiedziałam, gdzie jest gwarancja od czajnika, a moje ciasta nie opadały w piekarniku. Emocje? Tłumione, schowane, niewygodne.
Wiktor. Kiedyś wyczekiwany głos w telefonie, ciepła dłoń na karku, zapach męskich perfum na pościeli. Dziś – dźwięk klucza w zamku i krótkie: „Cześć, jestem”. Czasem uśmiech, częściej milczenie. Mówił, że w pracy dużo się dzieje. Ja nie pytałam.
Bianka, moja młodsza o siedem lat siostra, zbyt głośna, zbyt ekspresyjna. Po ostatnim rozstaniu przychodziła do nas niemal codziennie. Rozkładała się na mojej kanapie i mówiła: „Potrzebuję cię, Lenka. U ciebie tak spokojnie...”. A ja? Podawałam kieliszek i udawałam, że wszystko gra.
Tamtego wieczoru, kiedy przestawiałam segregatory w szafce w przedpokoju, znalazłam dwa paragony. Jeden z luksusowej perfumerii, drugi – z hotelu w innym mieście. Ten sam dzień. Zamrugałam oczami. Święta, porządki, może o czymś zapomniałam. Tylko dlaczego serce nagle zaczęło bić mi szybciej?
Coś mi się nie zgadzało
Nie chciałam zaglądać do tej szuflady. Serio. Ale coś mnie tknęło, może czysta ciekawość, a może intuicja. Gdy wyciągnęłam dwa paragony, serce mi zamarło.
– Perfumy… – przeczytałam cicho. – I… hotel? Tego samego dnia?
Oba paragony miały tę samą datę. Zaledwie tydzień temu. Perfumy – pięćset dziewięćdziesiąt złotych. Hotel – „Pokój dwuosobowy deluxe, śniadanie w cenie”. Obydwa w Krakowie. Delegacja, powiedział wtedy. Wracał zmęczony, ale zadowolony.
Usiadłam na dywanie. Głupia, wciąż miałam nadzieję, że to przypadek. Albo pomyłka. Albo… że te perfumy jednak są dla mnie. Może szykował niespodziankę? Gdy Wiktor wrócił wieczorem, siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty, jakby nic się nie stało. Ale nie umiałam się powstrzymać.
– Byłeś ostatnio w Krakowie?
– No tak, mówiłem ci przecież. Delegacja.
– Zatrzymałeś się w hotelu w centrum?
Zamarł. Ledwo zauważalnie. Ale ja to widziałam.
– Tak, czemu pytasz?
– I kupiłeś tam perfumy?
Wiktor spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Sztucznie.
– Aaa, to miała być niespodzianka… Dla ciebie. Prezent świąteczny.
Serio?
– Aha – odpowiedziałam. – Dziwna niespodzianka. Ukryta razem z rachunkiem za pokój dwuosobowy?
Zrobił się blady.
– Lena, to nie tak. Zamówiłem podwójny, bo… bo był w promocji. Większy, pzestronniejszy. Sam spałem.
Wiedziałam, że kłamie. Nie musiałam znać wszystkich szczegółów. Ale coś mi nie dawało spokoju. Bo jeśli perfumy są dla mnie… to dla kogo był ten pokój?
Domyśliłam się prawdy
W mikołajki położyłam na stole najlepszą porcelanę i zapaliłam świeczki. Stół wyglądał pięknie. Prawie jakby wszystko było w porządku. Tylko że nic nie było.
Wiktor siedział naprzeciwko mnie, popijał barszcz i zachowywał się tak, jakby ostatnie dni nie zostawiły żadnego śladu. O perfumach nic nie mówił ani mi ich nie wręczył. Dostałam za to… tabliczkę czekolady.
– Nie było żadnego prezentu – powiedziałam w końcu, cicho, prawie szeptem.
– Co?
– Mówiłeś, że to perfumy dla mnie. A dziś ich nie dostałam.
Wiktor odłożył widelec.
– No… musiałem je zwrócić. Opakowanie było uszkodzone, uznali reklamację. Bez sensu, wiem. Oddali mi kasę, więc kupię ci inne.
Wbiłam w niego wzrok. Kłamstwo przychodziło mu coraz łatwiej.
– Jasne – odparłam i wróciłam do jedzenia, choć w ustach czułam tylko gorzki posmak.
Kilka dni później Bianka przyszła do mnie jak gdyby nigdy nic. Wpadła w dresie, rozczochrana, rzuciła się na kanapę i westchnęła:
– Zrób mi herbaty, Lenka. Jestem dziś cieniem człowieka.
Wstałam, poszłam do kuchni… i wtedy to poczułam. Słodki, intensywny zapach. Musiał być drogi. Nigdy wcześniej tak nie pachniała. Wróciłam z herbatą, stawiając kubek przed Bianką.
– Ładnie pachniesz – powiedziałam.
– Mmm? – mruknęła. – A, to nowy zapach. Śliczny, co? Dostałam w prezencie.
Nie zapytałam od kogo. W gardle mnie ściskało. Nie czułam już gniewu, tylko przerażającą pustkę.
Wiedziałam, że kłamie
Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit, ściskając paragon z perfumerii. Wciąż czułam zapach, którym pachniała Bianka. Pachniał zdradą. Rano czekałam, aż Wiktor się ogoli i zrobi sobie kawę. Stał przy ekspresie, jak zawsze w koszuli, która pachniała drogim płynem do prania.
– Dla kogo były te perfumy? – zapytałam bez ceregieli.
Zamarł z filiżanką w ręku.
– Przecież ci mówiłem… Dla ciebie.
– Ale to Bianka nimi pachnie.
Zamilkł. Upuścił łyżeczkę. Brzdęknięcie uderzyło mnie mocniej niż jakiekolwiek słowo.
– To przypadek – rzucił po chwili. – Może ktoś jej kupił… nie wiem. Może sama sobie kupiła. Skąd mam wiedzieć?
– Wiem, że kłamiesz – wyszeptałam.
Spojrzał na mnie. Przez moment miałam wrażenie, że coś w nim pęka.
– Lena… – zaczął, ale nie dokończył.
Zostawiłam go z tą niedokończoną kawą i zadzwoniłam do Bianki. Głos miała jak zwykle rozespany i rozbawiony.
– Możemy się spotkać? – spytałam. – Natychmiast.
Cisza. Potem:
– Okej. Przyjedź.
Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami, gdy wbiłam w nią wzrok.
– Od jak dawna to trwa?
– Co?
– Ty i Wiktor.
Jej uśmiech zgasł. Ręce zaczęły jej drżeć. W pierwszym odruchu zaprzeczyła.
– Lena… nie…
– Bianka, nie mam siły na twoje gierki.
Patrzyła na mnie długo. Potem spuściła wzrok i powiedziała cicho:
– To się… po prostu stało.
Wszystko się rozpadło
– To się po prostu stało? – powtórzyłam za nią z niedowierzaniem. – Bianka, to nie był przypadkowy pocałunek. To były perfumy, hotel, kłamstwa. I ty. Mój mąż z moją siostrą.
Bianka spuściła głowę. Jej ramiona drżały.
– Nie planowaliśmy tego. Naprawdę. Wszystko zaczęło się, kiedy byłam u was po rozstaniu z Marcinem. Był miły, słuchał mnie, był przy mnie, kiedy ty byłaś… taka zimna.
– Zimna?! – krzyknęłam. – Miałam ci współczuć, gotować, sprzątać, przytulać, a potem jeszcze pilnować, żebyś nie wskoczyła do łóżka mojemu mężowi?
Zaczęła płakać, ale ja nie miałam już w sobie współczucia. Z każdą jej łzą topniały moje wspomnienia. Wszystko, co budowałam przez lata – przestało istnieć.
– Spotykaliście się często?
– Kilka razy. To było… tylko fizyczne. Myślałam, że mu minie.
– A tobie?
– Ja… myliłam wdzięczność z czymś więcej.
Wstałam. Nie pamiętam, jak znalazłam się na zewnątrz. Ulice były szare, wilgotne. Ludzie mijali mnie, nieświadomi, że moje życie właśnie się rozpadło. Szłam bez celu. Minęłam piekarnię, gdzie kiedyś kupowaliśmy chałkę na sobotnie śniadania. Mijając witrynę, spojrzałam na swoje odbicie i nie poznałam samej siebie.
Chciałam wrócić do domu, ale… do którego? Do Wiktora? Do Bianki? Nie miałam już nic. I nikogo.
Zniszczył moje życie
Gdy wróciłam, w mieszkaniu było ciemno. Tylko światło z kuchni sączyło się pod drzwiami. Wiktor siedział przy stole, dłonie splecione, oczy wbite w blat.
– Wiedziałem, że pójdziesz do niej – odezwał się pierwszy.
Zdjęłam płaszcz, ale nie usiadłam. Oparłam się o framugę.
– Powiedziała mi wszystko – odpowiedziałam chłodno.
– Lena, ja… – zaczął, ale podniosłam rękę.
– Nie. Nie chcę słuchać. Żadnych „to się wydarzyło”, „to był błąd”, „byłem samotny”. Chcę ci zadać tylko jedno pytanie.
Spojrzał na mnie, jak ktoś, kto już wszystko przegrał.
– Czy wiedziałeś, że niszczysz wszystko? Mnie, nas. Ją.
Westchnął. I właśnie to westchnienie powiedziało więcej niż wszystkie słowa.
– Wiedziałem. Ale wtedy… miałem wrażenie, że i tak już tego nie ma.
Zamilkłam. Nie płakałam, już nie.
– Czyli uznałeś, że jeśli coś się psuje, to można wszystko zrujnować do końca, tak?
Wiktor podniósł się powoli.
– Lena, przepraszam. Naprawdę. Nie chcę cię stracić.
– Już mnie straciłeś.
Odsunęłam się i poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi i wpatrywałam się w sufit, jakbym mogła tam znaleźć odpowiedź. Ale nic nie przychodziło, tylko zmęczenie. I cicha, obezwładniająca pustka. Nie wiedziałam, co dalej. Ale wiedziałam, że nie będę już spać z mężczyzną, który pachniał jej zapachem.
Zostawiłam to za sobą
Od tamtych świąt minęło kilka miesięcy. Mieszkanie jest ciche, zbyt ciche. Wiktor się wyprowadził. Nie zostawił wiele – kilka koszul, szczoteczkę do zębów, i pustkę, której nie da się tak łatwo uprzątnąć.
Z Bianką nie rozmawiam. Wysłała kilka wiadomości, ale nie odpisałam. Czasem siedzę na kanapie, z której tyle razy mnie zagadywała, i próbuję sobie przypomnieć, jak to było – zanim stała się kimś obcym.
Nie wiem jeszcze, czy chcę rozwodu. Nie podjęłam żadnej decyzji. Ale wiem jedno – nie da się skleić zaufania. To nie porcelanowa filiżanka, którą można zakleić kropelką kleju i postawić na półkę. To jest coś, co albo się ma, albo nie. I ja już tego nie mam.
Zapach tamtych perfum... Kiedyś myślałam, że będzie mi się kojarzyć z miłością. Dziś kojarzy mi się z hotelem, którego nazwa wypaliła się we mnie jak piętno.
Czasem, kiedy idę przez miasto, czuję ten zapach na kimś przypadkowym. Kobiecie w autobusie, dziewczynie w kolejce. I wtedy robi mi się duszno. Jakby czas się cofnął, jakbym znów trzymała w dłoni paragon i próbowała się nie rozpłakać. Ale teraz już nie płaczę, nie wściekam się. Nie analizuję. Idę dalej.
Lena, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że będę dobrą macochą i stworzymy kochającą się rodzinę patchworkową. Ale życie z córką męża było koszmarem”
- „Nasze małżeństwo wisiało na włosku. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby zrobić dla męża skandynawski kalendarz adwentowy”
- „Chciałam dać dzieciom gwiazdkę z nieba i zaszalałam na Black Friday. Teraz muszę sprzedać prezenty, bo tonę w długach”

