Reklama

Nazywam się Karolina. Mam trzydzieści pięć lat i uczę języka polskiego w liceum. Od ponad dziesięciu lat jestem żoną Marka. Nasze życie jest… poprawne. Codziennie budzę się o szóstej, robię kawę, zbieram się do pracy. Wieczorami czytam, czasem coś ugotuję. Nie mamy dzieci, choć kiedyś o nich rozmawialiśmy. Potem przestaliśmy, jakby to samo się rozwiązało.

Kiedyś było inaczej. Marek śmiał się częściej, ja też. Chodziliśmy na spacery nocą, nawet w deszczu, tylko po to, żeby czuć, że jesteśmy razem. Teraz jesteśmy... obok siebie. Jemy razem kolację, ale każde z nas wpatrzone jest w swój ekran. On – w służbowy laptop, ja – w ścianę.

W mikołajki Marek wrócił wcześniej do domu. Zdjął płaszcz, bez słowa pocałował mnie w czoło i wręczył kopertę.

– To dla ciebie – powiedział. – Prezent na mikołajki.

W środku był bon do SPA z noclegiem. Elegancki hotel, masaż, zabiegi, kolacja. Sama oferta wyglądała luksusowo, ale rezerwacja była dla jednej osoby.

Mam jechać sama? – zapytałam z niepewnym uśmiechem.

– Myślałem, że dobrze ci zrobi taki odpoczynek. Ja mam teraz zapchany grafik, nie wyrwę się.

Podziękowałam, uśmiechnęłam się, ale coś we mnie drgnęło. Nie radość. Coś... niepokojącego. Dlaczego teraz? I dlaczego sama?

Nie mogłam w to uwierzyć

Do hotelu ruszyłam wieczorem, 7 grudnia. Śnieg prószył delikatnie, w radiu grały świąteczne piosenki, a ja… czułam się dziwnie. Próbowałam się nastawić pozytywnie – w końcu weekend relaksu, prezent, cisza, może nawet masaż twarzy poprawi mi humor. Ale cały czas coś mi zgrzytało. Miałam złe przeczucie, choć nie umiałam go nazwać.

Hotel był oddalony od miasta o jakieś dwadzieścia minut jazdy. W GPS wpisałam nazwę z bonu i ruszyłam. Po drodze mignęły mi dwa inne ośrodki – podobne nazwy, podobny styl. Zatrzymałam się przy pierwszym, bo logo wyglądało znajomo. Zmęczenie zrobiło swoje – weszłam do środka, nie zauważając, że to nie ten adres. Wnętrze wyglądało na luksusowe. Pachniało świeżym jaśminem, recepcja oświetlona ciepłym światłem. Podeszłam do stanowiska, wyciągając telefon.

– Dobry wieczór, mam rezerwację – powiedziałam, uśmiechając się lekko i podając dowód.

Recepcjonistka spojrzała w monitor, chwilę klikała, a potem pokręciła głową.

– Niestety, nie widzę rezerwacji na to nazwisko. Jest pani pewna, że to ten hotel?

Zmarszczyłam brwi i sięgnęłam po bon. I wtedy go zobaczyłam. W lobby, z boku, niedaleko kominka, siedział Marek, był w garniturze. Objął smukłą blondynkę i coś szepnął jej do ucha. Zaśmiała się, a potem pocałowała go w policzek. Zrobiło mi się słabo. Moje serce jakby stanęło na chwilę. Zamarłam i przełknęłam ślinę.

– Przepraszam, to musi być pomyłka… – powiedziałam do recepcjonistki i szybko odeszłam.

To nie był przypadek. On tu nie powinien być. Z nikim.

Nie mogłam się z tym pogodzić

Wyszłam z hotelu, zanim łzy zaczęły cisnąć się do oczu. Na zewnątrz śnieg padał gęściej, a zimne powietrze paliło mnie w twarz. Nie miałam pojęcia, gdzie iść, co myśleć. Po prostu ruszyłam do auta, jak automat. Zamknęłam drzwi, usiadłam na fotelu i zaczęłam drżeć. Nie z zimna. Z emocji.

Zdradza mnie. Marek, mój Marek. Ten, który „nie miał czasu”, „grafik zawalony”. A ona… młoda. Piękna. Śmiała się lekko, jakby świat należał do niej. Wciągnęłam głęboko powietrze, próbując nie wybuchnąć.

– Może to nie Marek – szepnęłam do siebie. – Może to ktoś podobny. Takie garnitury przecież wielu nosi. Może...?

Ale wiedziałam. Wiedziałam aż do szpiku kości, że to był on. Ten sam sposób, w jaki głaskał ją po plecach. Ten sam uśmiech, ten, który rezerwował kiedyś tylko dla mnie. Wyjęłam telefon. Przez chwilę gapiłam się na ekran, potem zadzwoniłam.

– Aneta? Jesteś? – zapytałam, gdy usłyszałam jej głos.

– Karola? Co jest? Ty płaczesz?

– Nie… tak. Nie wiem. Pojechałam do hotelu… coś zobaczyłam… i nie wiem, co robić – mówiłam szybko, chaotycznie. Serce waliło mi jak młotem.

– Co widziałaś? Ktoś ci coś zrobił?

– Nie, nikt. Po prostu… muszę pomyśleć. Muszę się przewietrzyć.

– Karolina, przyjedź do mnie. Zaraz zrobię herbatę. Pogadamy, coś wymyślimy.

Ale ja nie pojechałam. Zostałam w aucie, w ciemności. Nie umiałam jeszcze powiedzieć prawdy. Ani jej, ani sobie.

Świat mi się rozpadł

Wróciłam do domu rano, zmarznięta, zmęczona, z bólem głowy i ciężarem w piersi. Marek był już w domu. Siedział na kanapie z laptopem na kolanach, jakby nic się nie wydarzyło.

– Karola? Ty już? – podniósł głowę, udając zdziwienie. – Myślałem, że wrócisz po śniadaniu. Miałaś mieć jeszcze masaże.

– Nudziło mi się. Nie chciało mi się tam siedzieć samej – rzuciłam, zdejmując płaszcz. Nie powiedziałam mu, że całą noc spędziłam w samochodzie. Ręce mi drżały, ale nie chciałam, żeby to zauważył.

– Coś się stało w hotelu? – zapytał z pozorną troską.

– Nie, tylko… nie chciałam już tam być. Pomyślałam, że lepiej wrócić do domu. – Uśmiechnęłam się, choć wszystko we mnie krzyczało.

– Aha… szkoda. – Odwrócił wzrok i zaczął coś klikać. – Muszę jeszcze coś skończyć do pracy.

Przytaknęłam. Weszłam do sypialni, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Serce tłukło się w klatce piersiowej jak oszalałe. Czułam w ustach smak goryczy. Czy tak wygląda zdrada? Cicha, zimna, obojętna? W nocy nie mogłam spać. Słyszałam, jak Marek rozmawia przez telefon w salonie. Szeptał.

– Nie wiem, czy się zorientowała… – powiedział.

To wystarczyło. Nie potrzebowałam więcej dowodów. Czułam, jak świat mi się zapada. Jak pęka coś w środku, coś, co trzymało mnie przez te wszystkie lata. Nie ruszyłam się z łóżka. Po prostu leżałam. Słuchałam. I zaczęłam planować.

To było jak cios w serce

Rano nie miałam w sobie łez. Tylko chłód i lodowaty spokój. Zaparzyłam kawę, tak jak zwykle. Usiadłam przy stole, spojrzałam na Marka. Wyglądał na zmęczonego, może nawet zawstydzonego, ale nie powiedział ani słowa.

Byłeś w hotelu. Z kim? – zapytałam nagle, patrząc mu prosto w oczy.

Zamarł z filiżanką w dłoni.

– Co?

– Kto to był? Widziałam was w hotelu. Więc pytam jeszcze raz: kto to był?

Milczał, przełknął ślinę.

– Karolina… To nie tak, jak myślisz.

– A jak? Wyjaśnij mi, proszę. Bo widziałam, jak ją obejmujesz, jak cię całuje. I słyszałam, jak w nocy szeptałeś do niej przez telefon.

Zasłonił twarz dłońmi. Oddychał nierówno.

– To nic nie znaczyło – powiedział w końcu. – To był błąd. Głupi moment.

– Błąd? – parsknęłam. – Bon do SPA jako alibi, żeby się z nią spotkać? Taki plan na Mikołajki? To nie był błąd, Marek. To był plan.

– Karolina, ja… – zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.

– Ja przez ciebie czułam się przez miesiące, jakbym nie istniała. A teraz dowiaduję się, że faktycznie – już dawno przestałam dla ciebie istnieć.

– Przepraszam… – wyszeptał. – Po prostu… było mi źle. W pracy, w domu. Chciałem poczuć coś innego…

– Czyli chciałeś mnie wymienić na młodszy model?

Spojrzał w podłogę.

– Nie wiem. Może tak.

Wtedy wstałam.

To koniec – powiedziałam cicho.

I wyszłam. Nawet nie zabrał głosu.

Potrzebowałam wsparcia

Spakowałam się w kwadrans. Wrzuciłam do torby najpotrzebniejsze rzeczy: piżamę, szczoteczkę, książkę, ładowarkę. Zostawiłam kartkę: „Nie dzwoń. Potrzebuję czasu”. I wyszłam. Aneta otworzyła mi w szlafroku, z niedopitą kawą w dłoni.

– Boże, Karolina. Wejdź. Co się stało?

Nie odpowiedziałam od razu. Przeszłam do salonu, usiadłam na kanapie i dopiero wtedy się rozkleiłam. Aneta usiadła obok i przytuliła mnie bez słów. Trwałyśmy tak długo. A potem w końcu powiedziałam:

On mnie zdradza, z młodszą. Widziałam ich razem. I słyszałam, jak do niej dzwoni w nocy, myśląc, że śpię.

– Drań – rzuciła krótko.

– Nie wiem, co mam zrobić. Nie wiem, czy mu to wybaczę. Ale boję się być sama.

Aneta wzięła moją dłoń.

– Lepiej być samą niż z kimś, kto cię okłamuje. Z kimś, kto patrzy ci w oczy i udaje, że wszystko gra, a potem całuje inną w hotelowym lobby.

Przez kilka dni siedziałam u niej, nie wychodząc prawie z pokoju. Prowadziłam dziennik. Nie żeby uporządkować myśli – raczej żeby w ogóle nie zwariować. Płakałam, krzyczałam w poduszkę, milczałam godzinami. Marek pisał, ale ja nie odpowiadałam. Nie miałam siły ani ochoty. W pewnym momencie spojrzałam w lustro i pomyślałam: czy ja jeszcze siebie znam? Bo to, co się wydarzyło, zburzyło we mnie wszystko. I nie wiedziałam, czy da się to odbudować.

Skupiłam się na sobie

Minął tydzień, odkąd zamieszkałam u Anety. Ona wróciła do swojego rytmu, a ja wciąż tkwiłam w miejscu. Dzisiaj zostałam sama w jej mieszkaniu. Dziwna cisza. Słońce przez okno kładło się leniwie na podłodze, jakby nic się nie wydarzyło.

Wstałam, podeszłam do lustra w łazience i spojrzałam na swoje odbicie. Twarz zmęczona, cienie pod oczami, włosy w nieładzie. Ale patrzyłam na siebie inaczej. Uważniej. Z czułością, jakby to była stara przyjaciółka, którą na długo zostawiłam samą.

– Nigdy nie byłam tak blisko siebie jak teraz – powiedziałam na głos. I to zdanie zadrżało w ciszy jak dzwon.

Nie podjęłam decyzji o rozwodzie, jeszcze nie. Ale wiedziałam jedno: nie wrócę do tego, co było. Coś we mnie pękło, i ten dźwięk – ten trzask – będzie mi towarzyszył do końca życia. Nie wiem jeszcze, czy ta rana się zagoi. Ale wiem, że zasługuję na prawdę i na szacunek. Wyszłam na spacer bez celu, bez planu. Ot, iść, oddychać. Może w końcu usłyszeć siebie, a nie tylko cudze potrzeby.

Czasem trzeba się zgubić, żeby odnaleźć siebie. Czasem trzeba pęknąć, żeby zobaczyć, co naprawdę jest w środku. I ja właśnie zaczynam to odkrywać.

Karolina, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama