„Na mikołajki dostałam od chłopaka bibelot z osiedlowego sklepu. Wstyd mi, że tak szybko go oceniłam”
„Zakręciło mi się w głowie. Michał nie był idealny, miał swoje wady, jak każdy, ale naprawdę się starał. A ja potraktowałam go jak kogoś, kto nie zasługuje na szacunek, bo nie dostałam tego, czego się spodziewałam. – Chciałam cię ukarać za to, co uznałam za brak zaangażowania – przyznałam wreszcie”.

Zawsze byłam jedną z tych osób, które przykładają wagę do świątecznych gestów, szczególnie w związkach. Mikołajki były dla mnie czymś więcej niż tylko okazją do wręczenia drobiazgu – to symbol troski, uwagi, że ktoś zna mnie na tyle dobrze, by sprawić mi coś naprawdę od serca. Dlatego, gdy mój chłopak przyniósł prezent owinięty w reklamówkę z osiedlowego sklepu, coś we mnie się zagotowało. Uznałam to za brak szacunku. Planowałam poważną rozmowę, może nawet rozstanie. Nie miałam jednak pojęcia, jak bardzo się pomyliłam – i jak to ja ostatecznie zawiodłam.
Oczekiwania kontra rzeczywistość
Mikołajki wypadały w piątek, więc całe popołudnie spędziłam w mieszkaniu, krzątając się z przygotowaniami. Ustawiłam świece na stole, kupiłam czekoladowe mikołaje, a nawet upiekłam cynamonowe muffinki, choć nie jestem mistrzynią wypieków. Chciałam, żeby było magicznie – trochę świątecznie, trochę romantycznie. Wiedziałam, że Michał wróci później z pracy, ale to nie miało znaczenia. Czekałam z ekscytacją.
W międzyczasie sama przygotowałam dla niego prezent – książkę, o której mówił od miesięcy, i śmieszne bokserki z reniferami. Zapakowałam je starannie w papier w choinki, zawiązałam kokardkę. Nie liczyłam na pierścionek ani coś drogiego, po prostu miałam nadzieję na coś, co pokaże, że mnie zna, że pamięta, co lubię.
Gdy w końcu się pojawił, zmęczony i trochę zmarznięty, wręczył mi torbę z logo najbliższego sklepiku. Uśmiechnął się lekko zakłopotany.
– To dla ciebie – powiedział, stając w progu.
Poczułam ukłucie zawodu. Reklamówka z marketu? Serio?
– Dzięki… – odpowiedziałam chłodno, biorąc pakunek i siadając z powrotem na kanapie.
Rozpakowałam prezent przy nim, nie kryjąc swojej miny. W środku była para różowych kapci z napisem „Księżniczka” i plastikowy kubek z uśmiechniętym Mikołajem. Odłożyłam wszystko bez słowa i wręczyłam mu jego podarunek.
– Wow, dzięki. Nie musiałaś się tak starać – powiedział z cichym podziwem, ale ja byłam zbyt rozczarowana, żeby to docenić.
W mojej głowie zaczęło się już układać – on mnie nie rozumie, nie przykłada się, nie zależy mu. Czy to w ogóle ma sens?
Niefortunny prezent
Wieczór ciągnął się w niezręcznym milczeniu. Michał zjadł dwie muffinki, obejrzał ze mną kawałek świątecznego filmu, ale było czuć, że coś wisi w powietrzu. Nie potrafiłam ukryć rozgoryczenia. On chyba też czuł się nieswojo, choć starał się udawać, że wszystko jest w porządku.
– Coś nie tak? – zapytał w końcu, kiedy po raz trzeci poprawiłam poduszkę na kanapie, udając skupienie na ekranie.
– A jak myślisz? – odpowiedziałam z przekąsem, nie patrząc mu w oczy.
Westchnął i odłożył kubek na stolik.
– No dobra, chyba wiem, o co chodzi. Kapcie ci się nie podobają, tak?
– Nie chodzi tylko o kapcie. Serio, Michał? Kubek ze sklepu i kapcie z napisem „Księżniczka”? Przecież ja nawet nie noszę różowego.
– Myślałem, że cię rozśmieszy – rzucił cicho.
– Nie rozśmieszył. Raczej rozczarował. Włożyłam w ten wieczór serce, a ty… po prostu wpadłeś do pierwszego sklepu i kupiłeś cokolwiek – powiedziałam, wstając.
Spojrzał na mnie z mieszaniną zdziwienia i zawodu. Nie odpowiedział od razu. Po chwili podniósł się i zaczął zbierać swoje rzeczy.
– Dobra. Widzę, że i tak już mnie oceniłaś. Chciałem ci coś powiedzieć dzisiaj, ale skoro tak… może nie ma sensu – powiedział, kierując się w stronę drzwi.
– Co chciałeś powiedzieć? – zapytałam, ale nie odpowiedział.
Zamknął za sobą drzwi bez słowa. Zostałam sama w salonie, z kubkiem i kapciami, które nagle wydawały się dużo cięższe, niż powinny.
Mikołajki okazały się klapą
Całą noc przewracałam się z boku na bok. Niby wiedziałam, że miałam prawo czuć się rozczarowana, ale sposób, w jaki Michał wyszedł… coś było nie tak. Znałam go. Nie był typem faceta, który byle czym zbywa dziewczynę, na której mu zależy. Musiał mieć jakiś powód.
Rano nie wytrzymałam i napisałam do niego wiadomość. Krótko: „Możemy pogadać?”. Czekałam całą godzinę, zanim odpisał: „Wpadnij po pracy, jeśli chcesz”. Weszłam do jego mieszkania z duszą na ramieniu. Siedział przy stole, z kubkiem herbaty w dłoniach. Ten sam kubek, który dostał ode mnie w zeszłym roku na Mikołajki.
– Słucham – powiedział spokojnie, ale chłodno.
Usiadłam naprzeciwko.
– Przepraszam, że tak zareagowałam. Po prostu… miałam inne oczekiwania.
– Wiem. I naprawdę mi przykro, że cię zawiodłem. Tylko że nie wiesz wszystkiego.
Patrzył mi prosto w oczy.
– Miałem dla ciebie zupełnie inny prezent. Taki, który planowałem od tygodni. Był zamówiony, miał przyjść w środę. Niestety kurier coś pomylił i paczka zaginęła. Dowiedziałem się o tym w piątek rano. Miałem dwie godziny przed pracą, żeby wymyślić coś na szybko.
Zaniemówiłam. Poczułam, jak coś mnie ściska w gardle.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś?
– Bo chciałem cię zaskoczyć. Nie chciałem zdradzać planów. A potem już nie wiedziałem, jak się z tego wyplątać.
Zrobiło mi się głupio.
– Michał… naprawdę przepraszam.
– Chciałaś mnie rzucić za kapcie, pamiętasz?
Wstyd i refleksja
Siedziałam w milczeniu, nie potrafiąc spojrzeć Michałowi w oczy. Wszystko zaczęło się układać w logiczną całość, a ja czułam się jak ktoś, kto ocenił książkę po okładce. Albo raczej – chłopaka po kapciach.
– Ja po prostu... poczułam się zlekceważona – powiedziałam cicho, dłubiąc paznokciem w krawędzi stołu. – Wiesz, jak bardzo lubię te wszystkie świąteczne gesty. To dla mnie ważne.
– Rozumiem. I nie mam pretensji o to, że poczułaś się źle – odpowiedział spokojnie. – Mam tylko pretensje, że nie dałaś mi szansy nic wyjaśnić. Uznałaś, że skoro prezent wygląda tanio, to znaczy, że jestem beznadziejnym facetem.
Zabolało. Głównie dlatego, że miał rację.
– Chciałem ci kupić ten naszyjnik, który oglądałaś w tej małej galerii koło pracy – dodał po chwili. – Wiedziałem, że ci się spodobał. Zamówiłem go, nawet poprosiłem o specjalne pudełko. Jednak zamiast tego dostałaś kapcie i kubek z przeceny.
Zakręciło mi się w głowie. Michał nie był idealny, miał swoje wady, jak każdy, ale naprawdę się starał. A ja potraktowałam go jak kogoś, kto nie zasługuje na szacunek, bo nie dostałam tego, czego się spodziewałam.
– Chciałam cię ukarać za to, co uznałam za brak zaangażowania – przyznałam wreszcie. – A teraz czuję się, jakbym to ja zawiodła. Bo nie zaufałam ci nawet na tyle, żeby zapytać.
Michał nie odpowiedział od razu. Po prostu wstał, podszedł do szafki i wyjął z niej pudełko.
– Kurier się ogarnął. Przyszło dziś rano.
Druga strona medalu
Pudełko było niewielkie, czarne, eleganckie. Zadrżały mi dłonie, gdy wzięłam je od niego. Gdy tylko je otworzyłam, zobaczyłam delikatny, srebrny naszyjnik z małym księżycem i gwiazdką. Dokładnie ten, na który patrzyłam kilka tygodni temu przez szybę wystawy, myśląc, że i tak pewnie nigdy go nie dostanę.
– Michał… – wyszeptałam, bo nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
– Wiem, że to tylko rzecz. Wybrałem ją, bo chciałem ci pokazać, że cię słucham, że pamiętam, co ci się podoba. Chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo.
Patrzyłam na niego, wciąż nie mogąc uwierzyć, jak bardzo się pomyliłam. Przez jeden wieczór, jedną reklamówkę i własne uprzedzenia, byłam gotowa skreślić człowieka, który naprawdę się starał. Gdybyśmy się wtedy nie spotkali, nie porozmawiali – wszystko mogłoby się rozpaść przez coś, co nie miało większego znaczenia.
– To najpiękniejszy prezent, jaki dostałam – powiedziałam, zakładając naszyjnik. – Nie tylko dlatego, że jest ładny. Tylko dlatego, że… teraz wiem, co za nim stoi.
– Cieszę się – uśmiechnął się. – I mam nadzieję, że na przyszłość będziesz mniej surowa. Ja też się uczę, wiesz?
Kiwnęłam głową, podchodząc do niego i wtulając się w jego ramiona.
– A kapcie? – zapytał nagle z rozbawieniem.
– Zostawię. W końcu jestem twoją księżniczką, nie?
Oboje się zaśmialiśmy. Choć świąteczny wieczór nie wyglądał tak, jak planowałam, nauczył mnie czegoś ważniejszego niż cały lukier tego świata.
To ja go zawiodłam
Tamten wieczór spędzony na nieporozumieniach stał się dla mnie lekcją, której długo nie zapomnę. Zrozumiałam, że często oceniamy innych zbyt pochopnie, zapominając, że za pozorami kryją się intencje, o których nie mamy pojęcia. Kapcie z marketu i kubek z uśmiechniętym Mikołajem były dla mnie symbolem braku szacunku, a w rzeczywistości to ja byłam tym, kto nie dostrzegł starań Michała.
Po tej rozmowie zmieniło się nasze podejście do prezentów i gestów. Zaczęliśmy mówić sobie o oczekiwaniach wcześniej, śmiać się z drobnych potknięć i nie brać wszystkiego tak poważnie. Nauczyłam się, że emocje mogą oszukać nawet wtedy, gdy serce wydaje się rozsądne. Bywa, że to my sami nakładamy presję na innych i oceniamy ich działania według własnych standardów, zamiast zaufać, że druga osoba działa z najlepszych intencji.
Patrząc na naszyjnik na mojej szyi, czułam wdzięczność i lekką dozę wstydu. Michał nie zawiódł – to ja zawiodłam jego zaufanie i swoje własne poczucie sprawiedliwości. Teraz kiedy wspominam tamten wieczór, uśmiecham się przez łzy. Każdy drobny gest, nawet jeśli wygląda niepozornie, może mieć ogromne znaczenie. Ważne, żeby dawać sobie szansę na wyjaśnienia i nie oceniać pochopnie.
Tamten dzień pokazał mi, że w związkach liczy się nie tylko romantyczna otoczka i prezenty, ale też cierpliwość, zaufanie i gotowość do rozmowy. Czasem to my, kierując się własnymi oczekiwaniami, zawalamy coś, co mogło być piękne. I dopiero po chwili refleksji odkrywamy, że prawdziwa wartość kryje się w gestach serca, a nie w cenie ani w wyglądzie rzeczy.
Aneta, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pożyczyłam teściowej pieniądze na nową pralkę. Chciałam mieć dobre serce, a skończyłam w pustym portfelem”
- „Wynajęłam pokój w mieszkaniu, w którym już ktoś pomieszkiwał. Mój przymusowy współlokator okazał się darem z nieba”
- „Mąż marudzi, że nie umiem dobrze zająć się domem. Nie było mnie parę dni i szybko się przekonał, kto ma 2 lewe ręce”

