Reklama

Nazywam się Marta i jeszcze kilka miesięcy temu moje życie było raczej przewidywalne. Pracowałam jako analityk finansowy w jednym z biur w centrum miasta. Było to stanowisko, które dawało mi pewną stabilność, ale brakowało w nim pasji i wyzwań, o których zawsze marzyłam. Po pracy wracałam do pustego mieszkania, gdzie jedynym towarzyszem był mój kot, Felix. Choć cieszyłam się z jego obecności, to jednak samotność często do mnie wracała. Przyzwyczaiłam się do niej, ale gdzieś w głębi serca czułam, że czegoś brakuje.

Reklama

Pewnego wieczoru, kiedy z niecierpliwością czekałam na lot do Barcelony, na lotnisku panowała istna histeria. Wszystkie loty były opóźnione z powodu złych warunków pogodowych. Próbując uspokoić nerwy, siedziałam przy oknie, popijając aromatyczną herbatę, gdy nagle obok mnie usiadł mężczyzna. Uśmiechnął się i zaczął rozmowę, jakbyśmy się znali od lat.

– Witaj, widzę, że też utknęłaś na lotnisku – powiedział z uśmiechem.

– Wygląda na to, że tak – odparłam, odwzajemniając uśmiech. – Jestem Marta.

– Piotr – przedstawił się, podając mi rękę.

Od pierwszej chwili jego obecność była kojąca, a rozmowa płynęła lekko, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Opowiadaliśmy sobie historie z życia, śmialiśmy się, a czas mijał niepostrzeżenie. Z każdym kolejnym zdaniem czułam, że między nami iskrzy, że ta znajomość jest inna.

Od tamtego dnia nasze rozmowy nie ustawały. Wieczorami telefon dzwonił i godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Czasami wydawało mi się, że to tylko sen, ale każde jego słowo było tak realne. Czułam, że w Piotrze znalazłam coś więcej niż tylko rozmówcę – znalazłam bratnią duszę.

Los chciał, abyśmy się spotkali

Tego dnia na lotnisku ludzie tłoczyli się przy bramkach, zniecierpliwieni i zdenerwowani. Piotr usiadł obok mnie z kubkiem kawy, rozsiadł się wygodnie i rozejrzał po tłumie, jakby szukał czegoś konkretnego.

– Myślisz, że polecimy dzisiaj? – zapytał, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

– Patrząc na pogodę, nie liczyłabym na to – odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. – A co cię sprowadza do Barcelony?

– Krótki urlop. Potrzebuję chwili oderwania od codzienności – przyznał, a w jego głosie wyczułam nutę zmęczenia.

Nasza rozmowa szybko nabrała tempa. Mówiliśmy o podróżach, muzyce, ulubionych filmach. Śmialiśmy się z absurdalnych sytuacji, które przytrafiały nam się w życiu, jakbyśmy znali się od zawsze.

– Wiesz, Marta – zaczął Piotr, patrząc na mnie z błyskiem w oku – czasem mam wrażenie, że takie przypadkowe spotkania nie są wcale przypadkowe. Jakby los chciał, żebyśmy się spotkali.

Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, ale i ciepłem w sercu. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Czyżbyśmy naprawdę mieli być sobie przeznaczeni? Czy to możliwe, że ktoś, kogo dopiero poznałam, może wzbudzać we mnie tak silne emocje? Po naszej rozmowie, wiedziałam, że to spotkanie będzie miało swój ciąg dalszy. Żegnając się z Piotrem, nie czułam się jak osoba, która żegna się z nowo poznanym znajomym, ale jak ktoś, kto właśnie odnajduje swoją drugą połowę. Czułam się, jakbym stała na rozdrożu, zastanawiając się, dokąd to wszystko mnie zaprowadzi. Ale byłam gotowa pójść dalej, podążać za tym dziwnym, ale pięknym uczuciem, które pojawiło się tak niespodziewanie.

Znajomość rozwijała się w zawrotnym tempie

Minął miesiąc od naszego pierwszego spotkania na lotnisku, a nasze relacje rozwijały się w zawrotnym tempie. Każdy dzień przynosił nowe wiadomości od Piotra, a noce rozmowy pełne śmiechu, ciepła i niekończących się tematów. Wydawało mi się, że moglibyśmy rozmawiać wiecznie, a mimo to nie wyczerpalibyśmy żadnego z nich. Pewnego wieczoru, gdy jak zwykle rozmawialiśmy przez telefon, Piotr niespodziewanie zaproponował:

– Marta, co powiesz na to, żebyś przyjechała do mnie na weekend? Zobaczysz moje miasto, pokażę ci moje ulubione miejsca... Będzie fajnie.

Zaskoczona, ale podekscytowana, zgodziłam się. Kilka dni później znalazłam się w pociągu do miasta Piotra, z sercem bijącym szybciej na myśl o tym, co nas czeka.

Gdy tylko wysiadłam na peronie, Piotr już na mnie czekał. Przywitaliśmy się serdecznym uściskiem, jakbyśmy się znali od lat. Przez cały weekend czułam się jak w bajce. Piotr pokazywał mi swoje ulubione zakątki miasta, spacerowaliśmy wzdłuż rzeki, śmialiśmy się, jedliśmy lody i patrzyliśmy na gwiazdy, opowiadając sobie historie z dzieciństwa.

– Wiesz, Marta – powiedział Piotr, kiedy siedzieliśmy na ławce, obserwując ludzi na rynku – nigdy wcześniej nie czułem się tak z nikim. Jakbyś była tą częścią mnie, której brakowało.

Słysząc to, moje serce skakało z radości, ale gdzieś w środku zaczął kiełkować strach. Czy to uczucie, które nas połączyło, nie jest zbyt piękne, by mogło trwać? Czy życie mogło być aż tak łaskawe? Podczas powrotnej podróży do domu te myśli nie dawały mi spokoju. Chociaż weekend z Piotrem był jak sen, bałam się, że rzeczywistość może zburzyć tę iluzję. Z jednej strony czułam, że z Piotrem mogę być szczęśliwa, a z drugiej, miałam wątpliwości, czy to nie jest tylko chwilowe zauroczenie.

Propozycja nie do odrzucenia

Po powrocie do domu czekała na mnie wiadomość od szefa, która zmieniła wszystko. Zostałam zaproszona na rozmowę do jego gabinetu. Siedząc na skórzanym fotelu, słuchałam z niedowierzaniem, gdy mówił o ofercie pracy za granicą. To była szansa, na którą czekałam od dawna – praca w renomowanej firmie w Londynie. Możliwość, o której marzyłam, teraz stała przede mną otworem.

Po spotkaniu nie mogłam się uspokoić. Zamiast radości, czułam niepokój. Wkrótce potem, przypadkiem, usłyszałam rozmowę szefa z jednym z kolegów z pracy. Rozmawiali o tej ofercie jak o czymś niepowtarzalnym i prestiżowym. Moje serce zaczęło bić szybciej, ale tym razem nie z ekscytacji, tylko z lęku. Siedziałam w kawiarni, wpatrując się w kubek z herbatą, a myśli krążyły jak szalone. Z jednej strony marzenia zawodowe, które mogłyby stać się rzeczywistością, a z drugiej – Piotr. Nasze wspólne chwile, plany, które powoli zaczęliśmy snuć, to wszystko nie pozwalało mi spokojnie myśleć.

W głowie zaczęłam prowadzić dialog sama ze sobą:

– Marta, to jest to, na co czekałaś całe życie. Nie możesz przepuścić takiej okazji!

Ale zaraz druga część mnie odpowiadała:

– A co z Piotrem? Przecież wiesz, jak wiele on dla ciebie znaczy. Czy jesteś gotowa zrezygnować z tej relacji?

Siedząc w tej kawiarni, zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję. Żadne z tych wyborów nie było proste. Czułam się, jakbym miała wybrać między sercem a rozumem, a obie te opcje miały swoje plusy i minusy. Decyzja o wyjeździe była jak most prowadzący do nowego życia, ale oznaczała też porzucenie czegoś, co mogło stać się miłością mojego życia. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale musiałam podjąć decyzję.

W mojej głowie i sercu zapanował chaos

Wracając do domu, czułam ciężar decyzji, którą musiałam podjąć. Choć serce rwało się do Piotra, umysł podpowiadał mi, że taka okazja zawodowa może się już nie powtórzyć. Czułam, że stoję na rozdrożu, a każda z dróg prowadzi do czegoś innego, ale równie wartościowego.

Spędziłam wiele godzin na rozmyślaniu. Przypomniałam sobie wszystkie chwile z Piotrem, te pełne radości i szczęścia. Ale wiedziałam też, że muszę być szczera sama ze sobą i zastanowić się, czego naprawdę pragnę. Zaczęłam pisać list do Piotra. Każde słowo było jak cios, ale wiedziałam, że to konieczne. Chciałam wyjaśnić mu, dlaczego muszę wyjechać, choć serce mówiło coś innego. Pisałam o swoich marzeniach, o tym, jak ważna jest dla mnie samorealizacja, i jak trudna jest decyzja, którą muszę podjąć.

– Piotrze, ta oferta to coś, na co czekałam całe życie. Wiem, że może to znaczyć, że będziemy musieli się rozstać, ale nie mogę zrezygnować z tej szansy – pisałam, a słowa wydawały się brzmieć jak wyrok.

Wiem, że te kilka stron papieru nie odda wszystkich moich uczuć i niepewności, ale chciałam być uczciwa wobec niego i samej siebie. Pragnęłam, by zrozumiał, że ta decyzja nie jest przeciwko niemu, ale dla mnie. Kiedy skończyłam, czułam, jakby z serca spadł mi ogromny ciężar, choć pozostał ból i niepewność, co będzie dalej. Odesłałam list i z ciężkim sercem czekałam na jego odpowiedź, wiedząc, że może nigdy nie nadejdzie.

Musiałam pomyśleć o sobie

Kilka dni później spotkałam się z moją najlepszą przyjaciółką, Anią. Była jedyną osobą, która znała całą sytuację i wiedziała, jak bardzo mnie to wszystko dręczy. Siedziałyśmy w jej kuchni, popijając herbatę i rozmawiając o mojej decyzji.

– Marta, rozumiem, że ta praca to dla ciebie wielka szansa, ale czy naprawdę jesteś gotowa poświęcić coś, co mogłoby być prawdziwą miłością? – zapytała Ania, patrząc na mnie z troską.

– Nie wiem, Aniu. Naprawdę nie wiem – odpowiedziałam, zaciskając dłonie wokół kubka. – Czuję się rozdarta. Z jednej strony mam marzenia, a z drugiej... Piotra.

Ania zamyśliła się na chwilę, a potem dodała:

– Wiesz, nie każda szansa przytrafia się dwa razy. Ale czasami warto zaryzykować dla miłości. Czasem miłość może być tą największą szansą.

Jej słowa trafiały prosto do serca, choć z każdą chwilą czułam się coraz bardziej zagubiona. Czułam się winna, że muszę wybierać. Byłam pełna żalu, że jedno marzenie może wykluczać drugie.

Ania kontynuowała, chcąc mnie wesprzeć, ale i wyzwać moje myślenie:

– Marta, cokolwiek zdecydujesz, pamiętaj, że to twoje życie i musisz być z tą decyzją szczęśliwa. Ale czasem warto zastanowić się, co jest naprawdę ważne.

Słuchając jej, zrozumiałam, że bez względu na to, jaką decyzję podejmę, będzie to trudne. Ale musiałam wybrać drogę, która dla mnie w tym momencie była najbardziej właściwa. Choć serce nadal mnie bolało, wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, z którą będę mogła żyć.

Marta, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama