Reklama

Kiedy wysiadałam z autokaru, poczułam mroźne, ostre powietrze, które natychmiast obudziło mnie po wielogodzinnej podróży. Z każdą minutą czułam coraz większą ekscytację. Moje pierwsze narty! Moja pierwsza zima w górach! To miało być coś więcej niż tylko urlop. To miał być początek nowej przygody, a może nawet historii, jaką ogląda się w filmach romantycznych. Śnieżne stoki, drewniane chaty, gorąca czekolada po całym dniu na mrozie – już to sobie wyobrażałam, nawet jeśli w głębi duszy bałam się, że wrócę z siniakami i połamanym sprzętem.

Reklama

Byłam podekscytowana

Pensjonat, w którym miałam się zatrzymać, był niewielki, ale przytulny, z widokiem na stoki oświetlone porannym słońcem. Jeszcze tego samego dnia postanowiłam zapisać się na lekcje. Nie miałam złudzeń, że dam radę sama – oglądanie narciarzy w telewizji nijak się miało do rzeczywistości, a na samą myśl o pierwszym zjeździe czułam się jak przed egzaminem.

– Cześć, jestem Tomek. To twoje pierwsze narty? – zapytał mężczyzna w czerwonej kurtce, uśmiechając się szeroko.

Był wysoki, dobrze zbudowany i miał ten rodzaj pewności siebie, który od razu sprawia, że czujesz się bezpiecznie. Przytaknęłam, a on zaśmiał się lekko.

– Spokojnie, nikt jeszcze nie nauczył się jeździć w pięć minut. Ale obiecuję, że na koniec będziesz umiała więcej niż teraz.

Już po pierwszych zajęciach byłam pewna, że jestem na właściwym miejscu. Tomek miał w sobie coś, co sprawiało, że nawet moje upadki wydawały się zabawne. Był cierpliwy, żartował, a kiedy poprawiał mi postawę na nartach, jego dotyk trwał odrobinę dłużej, niż powinien. Może mi się wydawało?

Wkręciłam się

Każdego dnia stawałam się coraz lepsza. Coraz pewniej utrzymywałam równowagę, coraz mniej bałam się skrętów. Ale nie umiejętności były moim największym sukcesem. Z każdym kolejnym spotkaniem czułam, że między mną a Tomkiem pojawia się coś więcej niż tylko relacja instruktora i kursantki.

Patrzył na mnie w sposób, który wywoływał przyjemne ciepło gdzieś w środku, a kiedy poprawiał mi ręce na kijkach, jego palce ledwo zauważalnie sunęły po moich.

– Jak się czujesz? – spojrzał na mnie, gdy wjeżdżaliśmy wyciągiem na górę.

– Jakby moje nogi miały się zaraz rozjechać w cztery różne strony – przyznałam z uśmiechem.

– To świetnie! Znaczy, że jeszcze się trzymasz – zaśmiał się.

Miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się lekka, jakbym nie była tu tylko po to, żeby nauczyć się jeździć na nartach, ale jakbym trafiła na coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Rozmowy z nim były łatwe, naturalne, jakbyśmy się znali od lat. Czasami miałam wrażenie, że mówi coś specjalnie, żeby zobaczyć moją reakcję, jakby badał grunt.

– Wiesz, dobrze ci idzie. Mogłabyś zostać tutaj dłużej i za rok startować w zawodach – rzucił, poprawiając rękawiczki.

Rozbawił mnie

– Tak, oczywiście, w kategorii „najwięcej upadków w godzinę” – odpowiedziałam, a on tylko pokręcił głową.

Po całym dniu na stoku zaprosił mnie na gorącą czekoladę do małej kawiarni przy wyciągu. Pachniało tam cynamonem i drewnem, a przez duże okna widać było ośnieżone szczyty. Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę po prostu patrzyłam, jak zdejmuje rękawice, rozgrzewa dłonie o kubek i uśmiecha się do mnie w sposób, który sprawiał, że zapominałam, jak się oddycha.

– To twój pierwszy raz w górach? – zapytał.

– Pierwszy zimą. Ale odkąd tu jestem, myślę, że nie ostatni.

– To dobrze – powiedział cicho i na chwilę zawiesił na mnie wzrok.

Nie wiedziałam, co to było. Może po prostu byłam wrażliwa na jego sposób bycia, na to, jak patrzył, jak mówił. A może naprawdę coś się działo. Czułam napięcie w powietrzu, jakbyśmy oboje czekali, kto pierwszy powie coś, co zmieni ten wieczór.

– Więc… ile kursantek rocznie słyszy od ciebie, że „dobrze im idzie”? – rzuciłam żartem, próbując rozładować atmosferę.

Było romantycznie

Tomek uniósł brew i uśmiechnął się lekko.

– Tylko te, którym rzeczywiście idzie dobrze. A to się rzadko zdarza.

– No proszę, komplement od instruktora – zaśmiałam się, ale gdzieś w środku zrobiło mi się ciepło.

– Może nawet zasłużony – dodał i przez dłuższą chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku.

To była ta chwila, w której w filmach romantycznych bohaterowie nagle się pochylają ku sobie, a świat wokół przestaje istnieć. W prawdziwym życiu kelnerka właśnie wtedy przynosi rachunek i wybija człowieka z myśli, które lepiej trzymać na wodzy.

W drodze powrotnej do pensjonatu miałam mętlik w głowie. Czy on rzeczywiście mnie podrywał? A może po prostu był taki dla każdej? W końcu to instruktor narciarski – musiał być charyzmatyczny, uroczy i sprawiać, że ludzie czują się dobrze w jego towarzystwie. Może właśnie dlatego mnie przyciągał. A może dlatego, że pierwszy raz od dawna ktoś patrzył na mnie w taki sposób.

Było wspaniale

Ostatniego dnia kursu Tomek podszedł do mnie po zajęciach.

– Masz ochotę na kolację? – zapytał jakby od niechcenia, ale w jego oczach dostrzegłam coś, co przyspieszyło mi puls.

Nie miałam ochoty wracać do pensjonatu, do samotnego pokoju i przeglądania zdjęć ze stoku, więc przytaknęłam.

Restauracja, do której mnie zabrał, była drewniana, ciepła, pachniała dymem z kominka i czerwonym winem. Rozmawialiśmy swobodnie, bez dystansu. Tomek opowiadał mi o swoich podróżach, o tym, jak zaczął uczyć na stoku. Ja mówiłam o marzeniach, o tym, że chciałam przeżyć coś wyjątkowego.

– Nie wiem, czy powinienem to mówić, ale jesteś wyjątkowa – powiedział nagle, patrząc mi w oczy.

– Mówisz to wszystkim kursantkom? – zażartowałam, ale czułam, że to nie był zwykły flirt.

– Nie wszystkim – odparł, nie odrywając wzroku.

Nie wiem, czy to było wino, czy atmosfera tego miejsca, czy to, jak na mnie patrzył, ale kiedy zaproponował, żebym jeszcze wpadła na chwilę do jego domku, zgodziłam się bez wahania.

Dosłownie zamarłam

W środku było ciepło, przytulnie, a śnieg za oknem wydawał się odciętym od świata krajobrazem. Tomek podszedł bliżej, jakby czekał na moją reakcję. Nie cofnęłam się. Czułam się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Jak w historii, którą chciałam przeżyć.

Następnego dnia obudziłam się sama. Tomek wyszedł wcześniej na stok, zostawiając mi krótką wiadomość na stole: „Było cudownie. Widzimy się później?”.

Byłam szczęśliwa. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i postanowiłam zrobić mu niespodziankę – pojechać na stok wcześniej, może nawet zaskoczyć go w przerwie. Chciałam przedłużyć tę bajkę, w której wczoraj zasnęłam.

Śnieg skrzypiał pod moimi butami, gdy szłam w stronę wyciągu. I wtedy go zobaczyłam. Stał kilka metrów dalej, przytulał jakąś dziewczynę, a po chwili pocałował ją lekko, jakby robili to setki razy wcześniej. Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to pomyłka, że to ktoś, kto tylko wygląda jak Tomek. Ale nie. To był on.

Nie spodziewałam się

Mój mózg próbował szukać usprawiedliwień. Może to siostra, kuzynka, przyjaciółka? Może coś źle zobaczyłam? Ale serce wiedziało swoje. Odeszłam szybkim krokiem, nie pozwalając, by mnie zauważył. W głowie miałam tylko jedną myśl: nie dam mu tej satysfakcji.

Nie poszłam się z nim skonfrontować. Nie zrobiłam sceny, nie zadzwoniłam z pytaniem „kim ona jest?”. Nie chciałam słuchać jego wymówek, nie potrzebowałam kłamstw. Zamiast tego, wzięłam znaleziony patyk i na śniegu przed jego domkiem napisałam wielkimi literami: „Dziękuję za lekcję”.

Potem odwróciłam się i ruszyłam w stronę pensjonatu. Spakowałam walizkę, zadzwoniłam po taksówkę i poprosiłam w recepcji o wcześniejsze wymeldowanie. Nie było na co czekać.

Tomek napisał kilka godzin później: „Ola, gdzie jesteś? Wszystko ok?”. Nie odpisałam. Wiedziałam, że w końcu zrozumie.

Aleksandra, 27 lat

Reklama

Czytaj także:
„Córka i zięć ciągle się zdradzają. Modlę się, żeby żyli jak Bóg przykazał, bo w końcu spotka ich kara”
„Mąż miał ze mną jak pączek w maśle, ale w ogóle tego nie doceniał. Ocknął się, gdy zabrakło mu czystych gaci”
„Adam traktował mnie jak zmarłą żonę. Miałam jeść to, co lubiła i używać jej słodkich perfum, bo ten zapach go kręcił”

Reklama
Reklama
Reklama