„Na integracji kolega chciał pogaduszek w pokoju. Jego mowa ciała mnie oczarowała, ale za to rano milczał jak zaklęty”
„– Mam wrażenie, jakbym cię znał od dawna – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Po prostu dobrze nam się rozmawia – odparłam, a serce zabiło mi mocniej. Zaproponował, żebyśmy przenieśli się do jego pokoju tylko na chwilę, żeby pogadać. Granica między słowami a dotykiem zaczęła się zacierać”.

- Redakcja
W biurze pachniało nową farbą i kawą, a ja odliczałam dni do wyjazdu integracyjnego, jakby miał być przełomem. Pracowałam w marketingu trzeci rok, wciąż ucząc się, jak nie brać wszystkiego do serca. Łukasz pojawił się niedawno. Był pewny siebie, uśmiechnięty, z tym spojrzeniem, które wstrzymuje oddech. Na zebraniach siadał naprzeciwko, zadawał trafne pytania, a przy tym budził we mnie dawno zapomniane drżenie ciała. Ewa żartowała, że nowy świetnie się wpasował. Ja udawałam obojętność, choć serce przyspieszało. Wyjazd jawił się jak scena, na której być może wreszcie przestanę czuć się przezroczysta. W środku nosiłam cichą nadzieję na coś prawdziwego i trwałego.
Chciałam, by ta chwila trwała
Autokar wypełniał się gwarem rozmów, a ja siedziałam obok Ewy, udając, że interesuje mnie widok za oknem. Łukasz usiadł kilka rzędów dalej, rozmawiał z chłopakami z działu sprzedaży, ale co jakiś czas łapałam jego spojrzenie. Wieczorem, po kolacji i obowiązkowych zabawach w stylu „poznajmy się”, parkiet zapełnił się tańczącymi. On pojawił się obok mnie niespodziewanie.
– Zatańczysz? – zapytał, a jego głos brzmiał tak, jakby to była propozycja nie do odrzucenia.
– Czemu nie – odpowiedziałam, starając się brzmieć swobodnie.
Tańczyliśmy długo, aż w końcu znaleźliśmy się poza główną salą, w pustym holu. Rozmowa zeszła na bardziej osobiste tematy – marzenia, rozczarowania, chwile, które zmieniają człowieka.
– Mam wrażenie, jakbym cię znał od dawna – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– Może po prostu dobrze nam się rozmawia – odparłam, choć serce zabiło mi mocniej.
W końcu zaproponował, żebyśmy przenieśli się do jego pokoju „tylko na chwilę, żeby pogadać w spokoju”. Nie protestowałam. Siedzieliśmy na łóżku, śmiejąc się i dopijając wino. Granica między słowami a dotykiem zaczęła się zacierać.
– Nie wiem, co z tego wyniknie – przyznał cicho. – Ale chcę spróbować.
– Ja też – wyszeptałam.
Było w tym coś elektryzującego, jakby świat za drzwiami przestał istnieć. Nie analizowałam, nie planowałam. Chciałam tylko zostać w tej chwili.
Wydawało mi się, że mnie unika
Poniedziałkowy poranek w biurze pachniał kawą i papierem. Weszłam z lekkim uśmiechem, pewna, że po tym, co się wydarzyło w hotelowym pokoju, między mną a Łukaszem jest jakaś niewidzialna nić. On stał przy drukarce, przeglądając dokumenty. Spojrzał na mnie krótko, skinął głową i wrócił do pracy. Żadnego uśmiechu, żadnego „cześć” wypowiedzianego w tym jego ciepłym tonie.
Przez resztę dnia wypatrywałam okazji, by zamienić z nim kilka słów, ale wydawało mi się, że mnie unika. Wpadaliśmy na siebie w kuchni, na korytarzu, przy windzie i za każdym razem był zdystansowany, chłodny.
– Jak tam po wyjeździe? – zagadnęłam, nalewając sobie kawy.
– W porządku – odparł krótko, nie patrząc na mnie. – Dużo pracy.
Próbowałam to sobie tłumaczyć. Może boi się plotek? Może naprawdę jest zawalony obowiązkami? Może nie wie, jak się zachować? W głowie układałam różne wersje, w każdej z nich był powód, który nie miał ze mną nic wspólnego. Ewa wpadła do kuchni, żartując z nadchodzącego projektu, a ja uchyliłam się od rozmowy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zauważył moje napięcie. Jednak im dłużej patrzyłam na jego obojętność, tym mocniej czułam, że coś tu nie gra.
Po pracy długo siedziałam przy biurku, udając, że kończę raport. On wyszedł, nawet się nie pożegnawszy. Nieprzyjemne uczucie w brzuchu rozlało się na całe ciało. Wspomnienie tej nocy nagle stało się jak odległy sen, w który sama przestałam wierzyć. Chyba nadszedł moment, by dowiedzieć się, co naprawdę się dzieje.
Łzy napłynęły mi do oczu
Cały tydzień biłam się z myślami. Widziałam go codziennie – mijaliśmy się w drzwiach sali konferencyjnej, na korytarzu, w kuchni. Uśmiechał się do innych, żartował z kolegami, a ze mną zamieniał dwa zdania na krzyż. Czułam, że jeśli nie zapytam wprost, oszaleję. W piątek po pracy napisałam mu krótką wiadomość: „Możemy się spotkać? Chciałabym wyjaśnić parę rzeczy”. Odpisał po godzinie: „O 19. w kawiarni na rogu”. Kiedy przyszłam, siedział już przy stoliku, z rękami splecionymi na blacie. Zamówiłam herbatę, ale nawet nie pamiętam smaku.
– Łukasz, ja… muszę wiedzieć, co się dzieje – zaczęłam. – Tamtej nocy… to coś dla mnie znaczyło. A ty… zachowujesz się tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Przez chwilę milczał, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem.
– To był błąd – powiedział w końcu cicho. – Nie powinniśmy byli… Wiesz, ja nie mogę tego dalej ciągnąć.
– Nie możesz? – powtórzyłam, czując, jak zaciska mi się gardło. – Dlaczego?
Westchnął ciężko.
– Bo jestem zaręczony. Od dawna.
Siedziałam w bezruchu, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– I dopiero teraz mi to mówisz? – głos mi się załamał. – Pozwoliłeś mi wierzyć, że…
– Nie chciałem cię zranić – przerwał. – To się po prostu stało, nie planowałem…
– Właśnie zraniłeś mnie najmocniej, jak się tylko dało – odpowiedziałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – I nawet nie potrafisz przeprosić.
Wyszłam, zanim zdążył cokolwiek dodać. Na zewnątrz powietrze było chłodne, ale we mnie wrzało.
Czułam wstyd i złość
W poniedziałek od rana czułam się jak na szpilkach. Wchodziłam do biura później niż zwykle, byle tylko uniknąć spotkania z Łukaszem na korytarzu. Oczywiście i tak go zobaczyłam, bo stał przy biurku, coś tłumacząc Pawłowi z działu IT, uśmiechnięty i rozluźniony. Jakby piątkowa rozmowa nigdy się nie wydarzyła.
Ewa podeszła do mnie z kubkiem kawy i tym swoim spojrzeniem, które oznaczało, że ma dla mnie „gorącą nowinkę”.
– Słyszałaś, że Łukasz bierze ślub w czerwcu? – zapytała półgłosem. – Plotki mówią, że narzeczona jest z jego rodzinnego miasta.
Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
– Skąd wiesz? – udałam zdziwienie.
– Ktoś widział zaproszenia na jego biurku – odpowiedziała. – I wiesz… trochę się dziwię, że ty nic nie wiesz, przecież ostatnio tak dobrze się dogadywaliście.
Oparłam się o ladę w kuchni, starając się nie zdradzić drżenia rąk.
– Może po prostu nie rozmawiamy o takich rzeczach – odparłam sucho.
Ewa popatrzyła na mnie uważnie.
– Magda… mam nadzieję, że nie wplątałaś się w coś, co cię może zranić.
– Nic się nie dzieje – skłamałam, odwracając wzrok.
Resztę dnia spędziłam, uciekając przed jej pytającymi spojrzeniami. W środku czułam mieszaninę wstydu i złości. Wstydu, że dałam się wciągnąć w te złudzenia i złości, że on wciąż miał odwagę patrzeć na mnie tak, jakby nic się nie stało. Każdy jego śmiech na open space’ie był jak szpilka. Wiedziałam, że prawda prędzej czy później i tak wypłynie.
Byłam przygodą na jedną noc
Była sobota, późne popołudnie. Stałam w kolejce w małej kawiarni, marząc tylko o kubku gorącej czekolady. Nagle kątem oka zauważyłam ją – dziewczynę o kasztanowych włosach, ubraną w elegancki płaszcz. Rozpoznałam ją ze zdjęcia, które kiedyś widziałam na jego profilu. To była na pewno Aneta. Narzeczona Łukasza. Podeszła do lady tuż obok mnie.
– O, cześć, ty chyba pracujesz z Łukaszem, prawda? – zapytała z uśmiechem, jakbyśmy znały się od lat.
– Tak… w dziale marketingu – odpowiedziałam, starając się utrzymać neutralny ton.
– Opowiadał o tym waszym wyjeździe integracyjnym – ciągnęła. – Mówił, że było świetnie, dużo śmiechu i zabawy. Fajnie, że ma tam takich ludzi, bo w nowym miejscu pracy to ważne.
Przełknęłam ślinę.
– Tak, było… wesoło – przyznałam, unosząc kąciki ust w czymś, co miało udawać uśmiech.
– On czasem pracuje za dużo – powiedziała, kręcąc głową. – Dlatego cieszę się, że potrafi się też rozerwać.
– Na pewno – odparłam krótko, odbierając swój kubek czekolady.
Pożegnałyśmy się, a ja wyszłam na ulicę, czując, jak zimne powietrze szczypie mnie w policzki. Jej spokój, pewność, że wszystko jest w porządku, bolały mnie bardziej niż wcześniejsze słowa Łukasza. Zrozumiałam wtedy coś ważnego, że dla niego tamta noc była tylko przelotną przygodą, czymś, o czym łatwo zapomnieć. Dla mnie stała się czymś, co zmieniło sposób, w jaki patrzyłam na ludzi. I na siebie.
Nie było happy endu
Przez kolejne dni unikałam jego spojrzeń. Nauczyłam się wychodzić do kuchni wtedy, gdy był zajęty na spotkaniach, i wracać do biurka, zanim zdążył się pojawić w pobliżu. Udawałam, że wszystko jest w porządku, że to, co wydarzyło się w hotelowym pokoju, nie zostawiło we mnie żadnego śladu. W rzeczywistości czułam, jak się zmieniam, jak w miejscu, w którym kiedyś była naiwna wiara w „iskrę” między ludźmi, pojawia się chłodna ostrożność.
Wieczorami wracałam pamięcią do tamtej nocy, próbując rozebrać ją na czynniki pierwsze. Co wtedy we mnie zagrało? Czy to był tylko brak bliskości, potrzeba poczucia się ważną? Może Łukasz był po prostu dobrym aktorem, a ja chciałam uwierzyć w jego rolę. Na spotkaniach firmowych mówił do mnie jak do każdego innego – profesjonalnie, uprzejmie, bez śladu tamtej intymności. I może właśnie to bolało mnie najbardziej, ta świadomość, że tak łatwo potrafił przełączyć się z jednego trybu w drugi, jakby nic się nie stało.
Pewnego dnia spojrzałam na niego przez biurko i uświadomiłam sobie, że już nie czuję złości. Zostało tylko puste miejsce, które powoli wypełniała obojętność. Wiedziałam, że będę musiała tak żyć, czyli patrzeć mu w oczy i prowadzić rozmowy o kampaniach reklamowych, tak jakby nigdy nie dotknął mojej dłoni w tamten sposób. Nie było happy endu. Nie było wielkich wyjaśnień ani przeprosin. Byłam tylko ja – mądrzejsza, ale i ostrożniejsza. I myśl, że czasem krótki płomień potrafi spalić więcej, niż byśmy chcieli.
Magda, 28 lat
Czytaj także:
- „Po ślubie synowa próbowała odciąć mnie od syna. Chyba nie wie, że żonę można zmienić, ale matka jest tylko jedna”
- „Myślałam, że miłość nie może nikogo skrzywdzić. Teraz gdy straciłam wszystko, jestem całkiem innego zdania”
- „Mój sekretny romans miał nie ujrzeć światła dziennego. Gdy się wydał, smród zdrady rozniósł się po całej wiosce”

