„Na imieniny dostałam w prezencie od męża luksusowe perfumy. Zamarłam, bo ten cudowny zapach to była esencja zdrady”
„– Wiedziałem, że ci się spodobają – powiedział Michał zadowolony. – To coś wyjątkowego, trudno dostępne. Sam wybrałem. – Zamrugałam szybko, żeby opanować dygot powieki. Już słyszałam te słowa. Czułam ten zapach. To ta sama butelka”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam czuć się obco w swoim małżeństwie. Może wtedy, gdy Michał przestał mnie obejmować na powitanie, a może gdy przestałam się łudzić, że jego „zmęczenie pracą” naprawdę tłumaczy wszystko.
Z zewnątrz nasze życie wyglądało idealnie. Dom w cichej dzielnicy, dwa psy, ja z pracą zdalną, Michał – wiecznie zajęty, ale przecież zaradny i odpowiedzialny. Ludzie zazdrościli mi tej stabilności. A ja… ja zazdrościłam parom, które się jeszcze do siebie uśmiechają.
Ola była moją ostoją. Znałyśmy się od podstawówki. Po swoim rozwodzie trochę się posypała, ale szybko się pozbierała. Potem zaczęła się ta cała tajemnica. Spotykała się z kimś, ale nie chciała mi powiedzieć z kim. Twierdziła, że to coś świeżego, delikatnego. Że na razie „nie chce zapeszać”. Czy tak było naprawdę? Nie wnikałam w dziwactwa przyjaciółki, miałam własne problemy.
Pamiętam dokładnie tamto popołudnie. Siedziałyśmy u niej na tarasie, słońce przebijało się przez winorośl, a Ola z tym błyskiem w oku otworzyła małe pudełko.
– Patrz – powiedziała z uśmiechem. – To od niego.
– O rany, ale piękne – pochyliłam się nad flakonikiem perfum. – Co to za zapach?
– Niepowtarzalny. I trudno dostępny. Podobno sam go wybrał dla mnie.
Wtedy jeszcze śmiałam się z nią. Ale nie wiedziałam, że kilka tygodni później ten sam flakonik zobaczę w rękach kogoś zupełnie innego.
Dostałam luksusowy prezent
Wszystko było gotowe. Kolacja pachniała czosnkiem i ziołami, świece dymiły lekko, wino stało otwarte i powoli się ogrzewało. Usiadłam na chwilę, żeby poprawić szminkę, ale po chwili znowu wstałam. Zerknęłam na zegarek: dziewiętnasta trzydzieści. Michał miał być o osiemnastej.
O dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć usłyszałam wreszcie klucz w zamku. Weszłam do przedpokoju, ale nie rzuciłam się mu w ramiona, jak kiedyś. Stałam z założonymi rękami.
– Przepraszam, były korki. I klient w ostatniej chwili się uparł, że musi mieć umowę jeszcze dziś – rzucił, zdejmując płaszcz. – Ale mam coś, co cię udobrucha – dodał z uśmiechem, sięgając do torby.
Podał mi małe, eleganckie pudełko. Czarna satyna, wytłoczony napis w złocie.
– Otwórz – zachęcił, przyglądając się mojej twarzy.
Rozpakowałam ostrożnie. W środku był flakonik perfum – wysoki, matowy, o delikatnych złotych zdobieniach. Znajomy, zbyt znajomy.
– Wiedziałem, że ci się spodobają – powiedział Michał zadowolony. – To coś wyjątkowego, trudno dostępne. Sam wybrałem.
Zamrugałam szybko, żeby opanować dygot powieki. „To coś wyjątkowego”… Tak samo powiedziała Ola. Te same słowa. Ta sama butelka.
– Dzięki… – wyszeptałam, wkładając flakonik z powrotem do pudełka. – Faktycznie… piękne.
– No, czyli jednak trafiłem – zaśmiał się.
Usiedliśmy do kolacji, ale smak potrawy był dla mnie gorzki. Przez cały wieczór powtarzałam sobie w głowie: „Nie panikuj. To tylko zbieg okoliczności. Przypadek. Przecież są inne kobiety, które używają drogich perfum, prawda?”. Tyle że to nie było byle co. To była niszowa marka, o której wcześniej nie słyszałam. A potem już nie mogłam przestać myśleć.
Była tego prawie pewna
– No pokaż, co dostałaś! – Ola niemal wyskoczyła zza kontuaru w kawiarni, gdy tylko mnie zobaczyła.
– A skąd wiesz, że coś dostałam? – uśmiechnęłam się, próbując brzmieć naturalnie.
– No błagam! Michał nie jest romantykiem ze snów, ale przecież nie zapomniałby o twoich imieninach – mrugnęła do mnie. – No to, co to było? Biżuteria? Kolacja w drogim miejscu?
– Perfumy – powiedziałam wolno.
– O, to chyba się postarał! Pokaż!
– Nie mam ich przy sobie – skłamałam i od razu dodałam, zanim zdążyła coś powiedzieć: – Ale wyglądają znajomo. Wiesz, te twoje, od „tajemniczego adoratora”... Chyba są identyczne.
Ola przez chwilę tylko patrzyła, nie mrugając.
– Co ty mówisz? – zapytała, śmiejąc się nerwowo. – Nie no, nie mów, że mają podobne gusta…
– No właśnie – próbowałam brzmieć lekko, ale chyba mi nie wyszło. – Tylko że Michał powiedział dokładnie to samo, co ty wtedy. Że sam wybrał. Że trudno dostępne. Dosłownie słowo w słowo.
Ola zmieszała się. Wzięła łyk kawy, chociaż jeszcze była gorąca. Przełknęła.
– To… dziwne – rzuciła. – Ale pewnie po prostu dobrze wyczytał w internecie, co modne. Albo... może od kogoś usłyszał...
– Może od ciebie? – zapytałam cicho, a jej ręka z filiżanką lekko zadrżała.
– No coś ty, na pewno nie… – powiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Przecież wiesz, że... ja go nie znam.
Milczałyśmy przez długą chwilę. Zaczęłam liczyć w głowie. Miesiąc temu Ola powiedziała, że dostała prezent. Mniej więcej w tym samym czasie Michał dwa razy wracał z pracy po dwudziestej, „bo projekt się sypał”. A wcześniej? Częste „delegacje”, które pojawiły się znikąd. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość.
Zaczęło się od jednej wiadomości
Nie planowałam tego. Przysięgam, nie miałam zamiaru grzebać mu w telefonie. Po prostu wszedł pod prysznic i zostawił go na stole, a ekran błysnął. „Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Wczoraj było cudownie”.
Zamarłam. Otworzyłam tę wiadomość. Potem kolejną. I kolejną. „Tęsknię za tobą”, „Kiedy znowu powiesz, że mnie kochasz?”, „Powiedz, że chcesz, żebym to ja była twoją codziennością”. Nie było podpisu. Ale nie musiałam go widzieć. Każde zdanie było jak nóż.
Odłożyłam telefon i usiadłam. Serce waliło mi jak młot, ręce drżały. Próbowałam zebrać myśli, ale one rozsypywały się jak szkło. Kiedy Michał wyszedł z łazienki, ubrany w dres, ze zmierzwionymi włosami, spojrzał na mnie i od razu coś wyczuł.
– Coś się stało? – zapytał.
Bez słowa sięgnęłam po jego telefon i podałam mu go, ekranem do góry. Przeciągnęłam palcem – otwarta była ta sama rozmowa. Usiadł powoli, jakby w zwolnionym tempie. Nie próbował odebrać telefonu. Nie próbował nic mówić.
– Powiedz mi, że to nie Ola – wyszeptałam. – Proszę. Powiedz, że to nie ona.
Nie zaprzeczył. Nie uniósł nawet wzroku. Przez kilka sekund trwała między nami taka cisza, że prawie słyszałam, jak kapie woda z jego włosów.
– To… po prostu się stało – powiedział w końcu cicho. – Nie planowałem tego.
– „Po prostu się stało”? Michał, to nie plama z wina na obrusie. To nie przypadek. To zdrada – głos mi się załamał.
– Wiem, ale… – przytaknął. – Nie chciałem cię skrzywdzić…
– No to gratuluję, bo jednak ci się nie udało.
Wstałam. On siedział dalej. Bezbronny, jakby właśnie stracił całą przewagę, jaką miał przez lata.
To bolało jeszcze bardziej
Zadzwoniłam do niej krótko, bez emocji.
– Spotkajmy się dziś w parku.
– Natalia… – zaczęła, ale od razu jej przerwałam.
– Wiesz, że wiem.
Czekałam na ławce przy alejce. Tej, gdzie zawsze gadałyśmy o wszystkim. O pracy, serialach, głupotach. Teraz miałam ochotę wyrzucić tę ławkę do stawu. Przyszła. Bez makijażu, w płaszczu, który zawsze lubiłam. Usiadła ostrożnie, zostawiając między nami pół metra dystansu.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – zaczęła, patrząc w ziemię.
– Na początek może: „przepraszam”. Tak się zwykle robi, kiedy się zdradza przyjaciółkę.
Milczała chwilę. Wciągnęła powietrze, jakby zamierzała coś powiedzieć, ale się zacięła.
– Przepraszam – wymamrotała w końcu. – Nie potrafię inaczej. Wiem, że cię zawiodłam.
– Wiesz, co w tym wszystkim najgorsze? – powiedziałam spokojnie. – Nie Michał. Michał to tylko facet. Ale ty? Ty byłaś moją najbliższą osobą. Tą jedyną, do której dzwoniłam, kiedy walił mi się świat. I właśnie ta osoba go zniszczyła.
Ola zaczęła płakać, ale bezgłośnie. Otarła łzy rękawem.
– Nie chciałam, żeby tak wyszło. To... wymknęło się spod kontroli. Na początku to było głupie, potem... zrobiło się zbyt poważne. Nie miałam odwagi ci powiedzieć.
– Ale miałaś odwagę przychodzić do mnie, patrzeć mi w oczy, udawać. Opowiadać o swoim tajemniczym adoratorze. Wiesz, że nawet ci zazdrościłam? – zaśmiałam się gorzko.
– Natalia… – spojrzała na mnie błagalnie.
– Przyjaciółki tak nie robią. A faceci? Faceci są tylko dodatkiem.
Wstałam. Nie miałam już siły patrzeć, jak gra ofiarę.
– Nie chcę twoich tłumaczeń. Po prostu... nie dzwoń już więcej.
Zostawiłam ją tam. Na tej samej ławce, na której kiedyś planowałyśmy wakacje i śmiałyśmy się do łez.
Czy to moja wina?
Mieszkanie zrobiło się ciche. Michał wyprowadził się dwa dni po naszej rozmowie. Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy, nawet nie spojrzał mi w oczy, gdy wynosił torbę. Ja też nie patrzyłam. Stałam w kuchni, wlepiając wzrok w pusty kubek.
Ola zniknęła. Żadnych telefonów, żadnych wiadomości. Tak jakby wyparowała. Może to dobrze. Zostałam tylko ja i ten cholerny flakonik perfum, który nadal stał na komodzie. Przesunęłam go na sam koniec półki, jakby kilka centymetrów mogło zmyć wszystko, co się wydarzyło.
Jesienne wieczory ciągnęły się jak wieczność. Nie miałam apetytu, nie miałam ochoty wychodzić, nie miałam nikogo, kto by mnie teraz zapytał: „Jak się trzymasz?”. Kto miałby zapytać? Przyjaciółka spała z moim mężem. Mąż ją wybrał. Mnie została tylko cisza i pustka.
Czasem łapałam się na tym, że próbuję winić siebie. Może powinnam bardziej się starać? Może mniej pracować? Może kupić te nowe sukienki, których nie kupiłam, bo „na co dzień się nie opłaca”? A potem przypominałam sobie jego słowa: „To się po prostu stało”. Wtedy wracała wściekłość. Nic się samo nie dzieje.
Dwa razy miałam telefon od jego matki. Raz nie odebrałam, drugi raz powiedziałam jej, że nie mam ochoty rozmawiać. I to była prawda.
Kiedyś, pod koniec dnia, usiadłam na balkonie z kieliszkiem wina i spojrzałam na ciemniejące niebo. I pomyślałam: może to dobrze? Może to właśnie ta chwila, kiedy naprawdę można się obudzić. Czasem największy prezent to otwarcie oczu na prawdę.
Pozbyłam się perfum i złudzeń
Minął miesiąc. Siedziałam przy tym samym stole, przy którym miesiąc temu Michał wręczył mi prezent. Pamiętam, jak drżały mi wtedy dłonie. Teraz trzymałam w nich herbatę z miodem, zupełnie zwyczajną. Bez świec, bez kolacji, bez nikogo po drugiej stronie stołu.
Nie płakałam już. Przestałam. Łzy wyschły razem z ostatnim „dlaczego”. Przestałam zadawać pytania, na które nie chciałam już znać odpowiedzi. Patrzyłam na puste krzesło i uświadomiłam sobie, że cisza, która na początku mnie przygniatała, teraz jest mi potrzebna. W tej ciszy było miejsce na mnie. Na mój własny głos, który przez tyle lat zagłuszałam. Ola się nie odezwała. Michał przysłał SMS-a: „Przepraszam, że tak wyszło”. Nie odpisałam. Czasem słowa nic już nie zmieniają.
Wieczorem wyjęłam z szuflady perfumy. Powąchałam je jeszcze raz. Zapach był piękny. Ciepły, głęboki, kobiecy. Ale nie dla mnie. Nie teraz. Wyrzuciłam je do kosza bez żalu. Nie chciałam już pachnieć jak wspomnienie zdrady.
Zamknęłam okno, wzięłam książkę i koc. Usiadłam na kanapie. Sama. Ale nie samotna. Czasem, kiedy ktoś rozbija ci życie w pył, to najlepsza okazja, żeby poskładać je od nowa. Na swoich zasadach. Bez fałszu. Bez ludzi, którzy cię łamią. Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem, czego już nie będzie. Już nigdy nie pozwolę, by ktoś w imię „to się po prostu stało” zniszczył to, co budowałam latami.
Natalia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż karmił mnie kłamstwami, a inną kobietę kolacjami za 500 złotych. Myślał, że ujdzie mu to na sucho”
- „Wyszłam za bogacza, by nie skończyć w biedzie jak mama. I każdego dnia płacę za to wysoki rachunek”
- „Moja żona traktowała mnie jak bankomat. Gdy zabrakło pieniędzy, zabrała dzieci i poszła do matki”

