Reklama

Nie wiem, kto wymyślił, że wspólne grzybobranie to fajna, rodzinna tradycja. Na pewno nie ktoś z teściową w typie mojej. Stefania – królowa lasu i cesarzowa grzybów – wszystko wie najlepiej, a ja od lat słyszę, że jestem z miasta, że „nie odróżniam kozaka od podgrzybka” i że „grzyby to nie ozdoba na Instagram, tylko powód do dumy”.

A Michał? Mój mąż oczywiście nic nie widzi. Dla niego mama to świętość. Jak Stefania robi bigos, to Michał wzdycha, że „takiego to żadna nie zrobi”. Nawet jak ja próbuję, to zawsze znajdzie się coś nie tak.

– Skarbie, ona cię lubi – mówił teraz, prowadząc auto na wieś. – Po prostu ma... wymagający charakter.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Bo właśnie jechaliśmy do kobiety, która kiedyś podała mi jajecznicę i powiedziała: „Wiem, że lubisz wszystko zimne. Nawet mojego syna”.

Wiedziałam, że ten weekend będzie męczący. Ale nie spodziewałam się, że jeszcze przed śniadaniem znajdę Stefanię zawiniętą w koc, śpiącą w krzakach. I że spojrzy mi w oczy i powie:

– Poluję na prawdziwka. Jak się nie poświęcisz, to niczego nie znajdziesz.

Chciało mi się śmiać

Obudziłam się o szóstej rano, bo coś mi nie pasowało. Cisza. Zbyt głęboka, jak na dom Stefanii, która zwykle o tej porze już trzaskała szafkami i gotowała wodę na kawę zbożową. Michał spał jak dziecko, a ja powoli podniosłam się z łóżka i zeszłam do kuchni. Pusto. Na stole – pusty termos, kartka: „Nie czekajcie, jestem w lesie. Stefania”.

Zaparzyłam kawę, patrząc przez okno na zamglony las. Coś mnie tknęło. Włożyłam kalosze, kurtkę i poszłam. Bez budzenia Michała. Coś mi mówiło, że nie będzie to zwykły spacer.

Szłam znaną ścieżką w głąb lasu, gdy zobaczyłam coś w krzakach. Najpierw pomyślałam, że to zwierzę. Ale to był… koc. A spod niego wystawała znajoma fryzura.

– Stefania?! – szepnęłam, pochylając się.

Otworzyła jedno oko.

Cicho bądź. Poluję na prawdziwka – mruknęła. – Jak się zaśnie w odpowiednim miejscu, to rano są obok. Ciepło ziemi przyciąga.

– Spałaś tu CAŁĄ noc?!

– No. Chciałam być pierwsza. Tomasz zawsze mnie wyprzedza. A w tym roku nie dam mu wygrać.

Patrzyłam na nią jak na wariatkę. Zawinięta w koc, z termosikiem i nożykiem do grzybów, wyglądała jak geriatryczny harcerz.

– A Michał? Nie powiedziałaś nam nic!

Nie chciałam, żeby mi przeszkadzał. Ty też. A teraz... rozejrzyj się. Może coś wypatrzysz.

To była dziwna rozmowa

Tego dnia nie znalazłam ani jednego grzyba. Stefania wróciła z koszykiem pełnym prawdziwków i borowików i z triumfalnym uśmiechem. Michał był zachwycony.

– Mamuśka, mistrzyni! – rzucił i ucałował ją w policzek.

Stałam obok, trzymając swój pusty kosz i zgrzytając zębami. Nawet nie dlatego, że nic nie znalazłam. Tylko dlatego, że Michał nie zapytał, dlaczego jego matka spała w lesie. Przy obiedzie Stefania poczęstowała nas zupą grzybową. Gdy podała Michałowi talerz, spojrzała na mnie i dodała:

– Agnieszce daj mniej grzybów, bo ona jeszcze nie odróżnia muchomora od pieczarki.

Zaśmiała się. Michał też. Ja nie. Zaczęło mnie już poważnie drażnić to jej wieczne „puszczanie oczka”.

– Przepraszam, ale może czas przestać udawać, że to wszystko to tylko takie żarty – powiedziałam chłodno. – Spałaś w krzakach, bo... co? Bo Tomasz cię prześcignie?

Stefania uniosła brew.

– Tomasz to cwana bestia. Rok temu znalazł prawdziwka jak dłoń i wszyscy o nim gadali przez tydzień. A Michałek? Michałek lubi zupę z prawdziwków. Lubi, jak mama przynosi.

Michał zamarł. Ja patrzyłam na Stefanię, jakby była z innej planety. Bo chyba była.

– I bigosik też lubi – dodała jeszcze. – Ten, który ja robię. Agnieszka, ty nie lubisz gotować, prawda?

Talerz z zupą zatrzymał mi się w połowie drogi do ust. Michał zamilkł. Ja przełknęłam ślinę i odpowiedziałam, starając się nie wybuchnąć:

Lubię spokój przy stole. I szacunek. Choćby pozorny.

Stefania spojrzała mi prosto w oczy. W tych oczach nie było żartu.

Poczułam współczucie

Po obiedzie wyszłam na taras, żeby odetchnąć. Trzęsły mi się ręce. Stefania wciąż potrafiła sprawić, że czułam się jak intruz. Obca. Jakby Michał był jej własnością, a ja tylko wynajmowałam miejsce w jego życiu.

Z tyłu domu usłyszałam głosy. Zaciekawiona, podeszłam cicho do altanki. Stefania siedziała tam z sąsiadem Tomaszem – tym samym, z którym rzekomo rywalizowała o największego grzyba w okolicy. Nie zauważyli mnie.

– Mówię ci, Tomek, to już ostatni raz – powiedziała cicho, zaciągając się papierosem. – Nie mam już siły. W zeszłym roku o mało nie złamałam nogi. A ten cały wysiłek... po co?

– Stefania... – Tomasz chciał coś powiedzieć, ale ona machnęła ręką.

– Dla kogo ja to robię? Dla Michała? On ma żonę. Nie potrzebuje starej baby, która śmierdzi lasem i wspomnieniami. A jednak... Wiesz, jak spojrzał na mnie dziś rano? Jak wtedy, gdy miał siedem lat i przyniosłam mu pierwszego prawdziwka w koszyku. Tak się cieszył.

Zamilkła na chwilę. Ja cofnęłam się o krok. Zrobiło mi się duszno.

– Może to głupie, ale jak śpię w lesie, czuję się... potrzebna. Jakbym coś jeszcze znaczyła.

Tomasz westchnął.

– Znaczysz więcej, niż myślisz. Ale tak się nie da żyć.

Stefania się zaśmiała. Smutno, cicho.

– Wiem. Dlatego mówię ci – to ostatni sezon. Potem... już nie wrócę.

Wróciłam do domu z bijącym sercem. Po raz pierwszy zobaczyłam w Stefanii nie teściową. Tylko kobietę. I poczułam... współczucie.

Teściowa mi się zwierzyła

Wieczorem nalałam nam po kieliszku nalewki, tej śliwkowej, którą Stefania robi co roku. Usiadłyśmy w kuchni naprzeciw siebie. Bez Michała, bez zbędnych słów.

– Podsłuchałam was z Tomaszem – zaczęłam cicho.

Stefania nie zareagowała. Wzięła łyk nalewki. Długo milczała, zanim odezwała się z lekkim uśmiechem:

I co, teraz będziesz mnie żałować?

– Nie. Ale chciałabym cię zrozumieć. Choć trochę.

Spojrzała na mnie, tym razem bez maski. Bez pogardy, bez rywalizacji.

– Grzyby to tylko pretekst – powiedziała w końcu. – Prawdziwki, rydze, kurki... One nie są ważne. Chodzi o to, żeby mieć jakiś powód. Żeby wstać o czwartej nad ranem. Żeby być potrzebną. Żeby coś znaczyć.

Zamilkła, dłubiąc paznokciem w drewnie blatu.

– Michał miał dwa latka, jak pierwszy raz zabrałam go do lasu. Trzymał mnie za rękę i bał się każdego szelestu. A teraz? Ledwo przyjeżdża. A jak przyjedzie, to patrzy na ciebie. I dobrze. Tak powinno być. Ale... trudno to przełknąć.

– Stefania... – zaczęłam, ale uniosła dłoń.

– Nie chcę współczucia. Po prostu chcę jeszcze raz poczuć, że coś potrafię. Że jestem w czymś lepsza od ciebie. – Uśmiechnęła się gorzko. – Że potrafię znaleźć prawdziwka tam, gdzie ty widzisz tylko mech.

Patrzyłyśmy na siebie długo. I choć dzieliło nas wszystko – wiek, doświadczenie, Michał – to w tej jednej chwili poczułam, że mamy coś wspólnego. Obie bałyśmy się, że znikniemy. Że przestaniemy być ważne.

Poszłyśmy razem do lasu

Obudziłam się przed świtem. Nie dlatego, że ktoś mnie obudził – po prostu coś mnie tknęło. Ciche szmery na dole. Zakładanie butów. Skrzypienie drzwi. Zeszłam bezszelestnie. Stefania właśnie narzucała na siebie wełniany sweter. W jednej ręce miała koszyk, w drugiej latarkę. Zatrzymała się, widząc mnie w progu.

– Nie śpisz?

Idę z tobą – powiedziałam bez wahania.

Nie odpowiedziała. Skinęła głową. Ruszyłyśmy w głąb lasu, w ciszy. Było chłodno, ale nie zimno. Pachniało ziemią, igliwiem i czymś… pierwotnym. Szłyśmy w milczeniu, obie skupione, jakby każde słowo mogło spłoszyć to, po co przyszłyśmy. W pewnym momencie Stefania przystanęła. Pochyliła się. Wśród mchu coś lśniło. Borowik. Idealny. Gruby, masywny. Jak z ilustracji. Wyjęła nóż, ale nie ścięła go. Cofnęła się krok i spojrzała na mnie.

– Możesz go mieć – powiedziała cicho. – Ale wiedz, że nie za darmo.

– Co muszę zrobić?

– Zrozumieć, że czasem nie chodzi o grzyby.

Wzięłam głęboki oddech i pochyliłam się. Ścięłam borowika delikatnie, z szacunkiem. Stefania przyglądała się w milczeniu. Kiedy podniosłam się i spojrzałam na nią – uśmiechnęła się. Pierwszy raz szczerze. Nie padły już żadne słowa. Ruszyłyśmy dalej. Ramię w ramię. I może nie zostałyśmy przyjaciółkami. Ale przestałyśmy być rywalkami.

Agnieszka, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama