Reklama

Gdybym miała opisać moje małżeństwo jednym słowem, długo wahałabym się między „bajką” a „błędem”. Bo przez długi czas wyglądało jak bajka – poznaliśmy się z Piotrkiem na studiach, zakochaliśmy się, zamieszkaliśmy razem, a potem on oświadczył mi się przy ognisku nad jeziorem. Moment jak z filmu.

Mieliśmy być szczęśliwi

Po ślubie też było dobrze – ciepło, czułość, zaufanie. Tylko że z czasem ta bajka zaczęła tracić kolor. Piotrek wracał późno z pracy, coraz częściej zamykał się w sobie, a ja udawałam, że tego nie widzę. Może z lęku, że coś się psuje. A może z wygody. Bo przecież tak miało być.

Zbliżała się nasza druga rocznica ślubu, więc postanowiliśmy wyprawić grilla w rodzinnym gronie, w ogródku u teściów. Miał być tort, śmiechy i wspomnienia z wesela. Chciałam, żeby to była okazja do odświeżenia czułości między nami. Może nawet planowałam powiedzieć Piotrkowi, że myślę o dziecku.

A moja teściowa… cóż, nigdy nie była ciepłą osobą. Zawsze kontrolująca, zawsze z dystansem. Miała swój świat i swoje zdanie na każdy temat. Nie wiem, czy mnie nie lubiła, czy po prostu nie umiała mnie polubić.

Tamtego dnia założyłam zwiewną sukienkę w kwiaty, zrobiłam domowy sernik i wzięłam ze sobą dobre wino.

Miało być idealnie

Wszystko zaczęło się całkiem niewinnie. Pachniało kiełbasą i rozgrzanym węglem. Piotrek właśnie próbował po raz trzeci odpalić grilla, przeklinając pod nosem. Jego tata stał obok, udzielając mu „pomocy”, która sprowadzała się do komentowania i podśmiewania się. Dzieciaki siostry Piotrka biegały po trawie, a ja siedziałam z kieliszkiem wina obok cioci Marysi i słuchałam, jak opowiada o nowej pracy swojej córki.

Moja teściowa od początku wieczoru piła nieco szybciej niż zwykle. Najpierw białe wino, potem jakiś nalewkowy specjał, który przywiózł kuzyn. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a w głosie ten charakterystyczny ton, kiedy mówiła trochę zbyt głośno i z przesadnym uśmiechem.

– A wiecie co? – zaczęła nagle, unosząc kieliszek do góry. – Powinniśmy wznieść toast! Dla tych naszych gołąbeczków. Rocznica przecież!

Wszyscy przytaknęli, ktoś klasnął, ktoś zażartował o trzymaniu się razem mimo wszystkiego, a Piotrek przytulił mnie i pocałował w czoło. Przez chwilę znów poczułam się jak ta dziewczyna z wesela – zakochana i szczęśliwa.

A potem teściowa odstawiła kieliszek na stół, wzięła głęboki oddech i wypaliła.

– A wiesz, Lidka, że Piotrek cię zdradził na wieczorze kawalerskim?

Wszystko się wydało

Zamarłam. Przez chwilę byłam pewna, że się przesłyszałam. Albo że to jakiś żart, który miał się zaraz skończyć głośnym śmiechem i „żartowałam, nie bądź taka poważna”. Piotrek zamarł również. Uśmiech, który jeszcze przed sekundą był na jego twarzy, nagle zgasł. Spojrzał na matkę, jakby nie dowierzał, że właśnie to powiedziała. Widziałam, jak krew odpływa mu z twarzy.

– Mamo… – zaczął cicho.

Ale ona tylko machnęła ręką i dodała, tym samym, wesołym tonem:

– No co, lepiej teraz, niż jakbyście mieli dzieci, nie? Po co żyć w kłamstwie.

Spojrzałam na Piotrka. W oczach miał panikę. Nie zaprzeczył. Nie powiedział: „co ty gadasz, mamo, co ty sobie wymyślasz?”. Po prostu siedział z otwartymi ustami i wyglądał, jakby szukał słów.

Wstałam powoli, wciąż trzymając kieliszek. Ręce mi się trzęsły, więc odstawiłam go na stół. Patrzyłam na nich – na teściową, uśmiechniętą, jakby właśnie wygrała jakąś grę, i na Piotrka, który wyglądał, jakby ktoś właśnie wypompował z niego całe życie.

– To prawda? – zapytałam cicho, niemal szeptem. – Zdradziłeś mnie?

Piotrek otworzył usta, ale nie powiedział nic. Nic. I w tej ciszy wiedziałam wszystko.

Zdjęłam obrączkę z palca. Leżała zimna w mojej dłoni. Położyłam ją na środku stołu, między miską z ogórkami a butelką wina.

– Smacznego – powiedziałam, a potem odwróciłam się i odeszłam. Nie oglądałam się za siebie. Nie chciałam widzieć ich twarzy.

Chciałam, by żartowała

Zamknęłam się z Piotrkiem w samochodzie. Siedziałam z założonymi rękami, patrząc w przednią szybę, jakby miałam nadzieję, że zaraz się obudzę. On milczał przez kilka sekund, potem westchnął ciężko.

– Lidka, to był jeden raz. Głupi błąd. Byłem pijany, to był wieczór kawalerski…

– I co z tego? – przerwałam mu, nie odwracając głowy. – Przecież dzień później brałeś ślub.

Spojrzałam na niego. Był blady, roztrzęsiony, ale w oczach nie widziałam skruchy. Raczej strach.

– To nic nie znaczyło – powiedział cicho. – Naprawdę… ja nawet nie wiem, jak ona miała na imię.

Zacisnęłam dłonie na kolanach. Serce waliło mi jak młot. Czułam, jak coś we mnie pęka.

– Przez dwa lata żyłam z człowiekiem, który nie miał odwagi powiedzieć mi prawdy. Który patrzył mi w oczy i składał życzenia na rocznicę, wiedząc, co zrobił. Jak mam ci ufać?

Zamknął oczy i przechylił głowę do tyłu.

– Bo się bałem. Bałem się cię stracić.

– A teraz już się nie boisz? – zapytałam i nie czekając na odpowiedź, otworzyłam drzwi i wyszłam. Zostawiłam go tam. Nie chciałam więcej słuchać.

Miała dobre intencje

Pojechałam do teściów dzień później. Nie zapowiedziałam się. Teściowa otworzyła drzwi w dresie, z kawą w dłoni. Na mój widok uniosła brwi, ale nie powiedziała nic. Weszłam bez słowa i usiadłam przy kuchennym stole.

– Chcę wiedzieć – zaczęłam spokojnie, choć wszystko we mnie drżało. – Skąd wiedziałaś? I dlaczego powiedziałaś to akurat wtedy?

Przez chwilę milczała, po czym usiadła naprzeciwko mnie.

– Bo nie mogłam już patrzeć, jak się oszukujecie. Jak ty się oszukujesz. Piotrek nie jest święty. Myślisz, że to był przypadek?

Zacisnęłam zęby. Nie chciałam słyszeć tego tonu – wyższości, pogardy, jakby to była jakaś jej zemsta.

– Kto ci powiedział?

– Znajomy Piotrka. Był na tym wieczorze. Pół roku po ślubie, kiedy spotkałam go przypadkiem w markecie, rzucił to niby mimochodem. Że była jakaś dziewczyna. Że było „grubo”. I wiesz co? Ja wtedy pomyślałam: skoro tak łatwo przyszło mu to wtedy, to co będzie dalej?

To był koniec

Patrzyłam na nią w milczeniu. W środku czułam, jak wszystko się we mnie kotłuje – złość, upokorzenie, rozczarowanie.

– To nie była jedna dziewczyna – powiedziała jeszcze ciszej. – Z tego, co mówił, to była impreza na całego. A Piotrek… on zawsze miał słabość do łatwych rozrywek. Może myślałaś, że się zmienił, ale on zawsze był taki. Tylko dobrze się maskował.

Wstałam, czując, że jeśli jeszcze sekundę tam posiedzę, to wybuchnę.

– Nie wiem, co było gorsze – mruknęłam. – Że on mnie zdradził, czy że ty postanowiłaś rzucić to przy grillu, jakbyś opowiadała anegdotę.

– Bo chciałam, żebyś się w końcu obudziła – odpowiedziała twardo. – Lepiej późno niż za późno.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam, zostawiając za sobą zapach kawy, niedopite wino i kobietę, której nigdy naprawdę nie rozumiałam.

Lidia, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama