„Na firmowej wigilii chciałam porządnie zintegrować się z kolegą z zespołu. Już za 9 miesięcy zobaczę naszą wspólną premię”
„Przez pierwsze tygodnie wypierałam wszystko. Noc w hotelu wrzuciłam do kategorii pomyłek życiowych i tam zostawiłam. W pracy skutecznie go unikałam. On też nie naciskał – czasem rzucił żartem, ale nigdy nie wrócił do tematu. Ale temat wrócił sam”.

Czasem mam wrażenie, że moje życie można by streścić w tabelce. Kolumny, wiersze, formuły. Stabilne, przewidywalne. Takie jak moje małżeństwo. Z Michałem jesteśmy razem od ośmiu lat. Bez dramatów, ale i bez wzlotów. Stabilnie i cicho.
Mam trzydzieści pięć lat i jestem analityczką w jednej z większych firm konsultingowych. Kariera zawsze była u mnie na pierwszym miejscu. Dzieci? Może kiedyś. Michał mówił, że mamy czas. Ale ostatnio prawie w ogóle nie rozmawiamy. On jest zatopiony w książkach, ja – w komputerze. Sypiamy w jednym łóżku, ale jakby każde żyło gdzieś indziej.
Kiedy dostałam zaproszenie na wigilię firmową, chciałam odmówić. Po co mi to? Tłum ludzi, gadka szmatka, rozwodnione drinki i fałszywe życzenia. Ale Michał tylko wzruszył ramionami:
– Idź, może trochę się rozerwiesz – powiedział. Nawet nie spojrzał znad książki.
Popatrzyłam na niego i pomyślałam, że nie mam do czego wracać. Że może potrzebuję tej jednej nocy. By poczuć, że wciąż jestem kimś więcej niż numerem w systemie i kucharką-współlokatorką. Nie wiedziałam, że właśnie wtedy w moim życiu zacznie się coś, czego nie da się już zamknąć w żadnej tabelce.
Z początku chciałam uciec
– Tamara, przyszłaś! – Agata, szefowa, dosłownie mnie przytuliła. – Wiedziałam, że się jednak przełamiesz.
Uśmiechnęłam się sztywno, rozglądając się po sali. Świąteczne lampki, stoliki z jedzeniem, lampka wina do ręki i obowiązkowy DJ. Muzyka była za głośna, ludzie śmiali się trochę zbyt nerwowo. Typowa firmowa wigilia. Stałam przy stole z przystawkami, gdy usłyszałam znajomy głos za plecami.
– I jak, planujesz dziś rozłożyć konkurencję urokiem czy analizami danych?
Odwróciłam się. Obok stał Patryk z naszego działu. Jak dla mnie zbyt pewny siebie, z wiecznym przyklejonym uśmiechem. Typ, którego omijałam szerokim łukiem. A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Zależy, co się lepiej sprzeda – odpowiedziałam z przekąsem.
– Zawsze wiedziałem, że masz cięty język. Ale dziś wyglądasz inaczej. Jakoś tak… mniej oficjalnie.
Zaśmiałam się. On też. Nie wiem, kiedy zniknęły kolejne kieliszki. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy tańczyć. Na początku było niezręcznie, potem… zaskakująco blisko. Patryk okazał się nie tylko flirciarzem, ale też świetnym słuchaczem. Opowiadałam mu rzeczy, których nie mówiłam nawet Michałowi. On też się otworzył. Albo tak mi się wydawało.
– Nie wracaj jeszcze. W hotelu obok mamy pokoje, firma zarezerwowała. Możemy… porozmawiać w spokoju – powiedział.
Wiem, co powinnam była zrobić, ale nie zrobiłam tego. Weszliśmy razem do windy. Jego ręka na mojej talii, moje serce w gardle. Tej nocy nie było formuł. Nie było analiz. Nie było nawet rozmów. Była tylko ta chwila. Dałam się jej ponieść.
Nie dało się o tym zapomnieć
Przez pierwsze tygodnie wypierałam wszystko. Noc w hotelu z Patrykiem wrzuciłam do szuflady „pomyłka” i zatrzasnęłam ją. W pracy skutecznie go unikałam. On też nie naciskał – czasem rzucił jakimś żartem, ale nigdy nie wrócił do tamtej nocy. Jakby nic się nie wydarzyło.
A potem zaczęłam zasypiać po osiemnastej. Kawa przestała mi smakować. Zapach kanapek w kuchni przyprawiał mnie o mdłości. Gdy któregoś poranka, stojąc nad zlewem i próbując nie zwymiotować po samej myśli o jajku na twardo, coś we mnie się zmieniło.
Kupiłam test. Taki najtańszy, pierwszy z brzegu. Zrobiłam go od razu w pracy, zamykając się w toalecie. Pięć minut. Jedna kreska. Uff… A nie, czekaj. Druga kreska. Blada, ale tam była. Druga. Stałam tam, z testem w ręce, jakby ktoś przyłożył mi cegłówką w klatkę piersiową. Wróciłam do biurka jak automat. Nie pamiętam, co tego dnia analizowałam.
Wieczorem zadzwoniłam do Kai, mojej przyjaciółki. Nie potrafiłam trzymać tego w sobie.
– Jesteś pewna? – zapytała, gdy tylko wydusiłam z siebie całą historię. – O mój Boże, Tamara… To Patryk?
– A kto inny? – szepnęłam. – Z Michałem… od miesięcy nic się nie wydarzyło.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Powiesz mu?
– Komu? Michałowi czy Patrykowi?
– Komukolwiek.
Nie odpowiedziałam. Zaczęłam płakać. Milczenie Kai było gorsze niż jakiekolwiek słowa.
Nie mogłam tego wyznać
Zobaczyłam go przypadkiem na korytarzu. Stał przy automacie z kawą, rozmawiając z jakąś nową dziewczyną z HR-u. Śmiał się, oparty nonszalancko o ścianę, jakby nigdy w życiu niczego nie żałował. Zatrzymałam się tylko na sekundę. Wystarczyło. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się jakby nigdy nic. Kiwnął głową. Powiedział „Cześć” i wrócił do flirtu. Minęłam ich bez słowa.
Parę godzin później siedziałam z nim przy stoliku w kuchni. Sama to zaproponowałam. Chyba musiałam... musiałam usłyszeć, że on tego nie pamięta. Albo że nic dla niego nie znaczyło. Cokolwiek, byle wiedzieć.
– Wszystko w porządku u ciebie? – zapytał, gdy tylko usiadłam.
– Tak. A u ciebie?
– Po staremu. Trochę roboty, trochę świątecznego zamieszania.
– Patryk… – zaczęłam i od razu się zacięłam. Nie wiedziałam, co dalej.
– Słucham.
– Ta noc… Pamiętasz?
Zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie inaczej.
– Jasne, że pamiętam. Ale myślę, że oboje byliśmy... trochę oderwani od rzeczywistości, prawda?
– Ty byłeś. Ja chyba mniej.
– Serio chcesz o tym pogadać?
Spojrzałam w jego oczy. Ładne, ale puste. Zrozumiałam, że on nie weźmie za to żadnej odpowiedzialności. I że nie ma pojęcia. I pewnie nie chciałby mieć. Nie powiedziałam mu. Wróciłam do biurka z ciężarem, który już przestał się mieścić we mnie. „Może lepiej powiedzieć Michałowi, że to jego dziecko…” – przeszło mi przez głowę. Jakie to proste. I jak potworne. A jednak... Zaparłam się. Jeszcze nie teraz.
Mąż mnie zaskoczył
Wróciłam do domu później niż zwykle. Michał siedział na kanapie z kubkiem herbaty i laptopem na kolanach. Zdziwił się, że jestem wcześniej niż ostatnio. Ironia.
– Cześć, Tamara, moglibyśmy chwilę pogadać? – zapytał niespodziewanie, odkładając laptop.
Nie byłam gotowa. Ale kiwnęłam głową.
– Myślałem... Może pojechalibyśmy gdzieś na weekend? Chociażby w góry. Tylko my. Tak po prostu. Dawno nigdzie nie byliśmy razem.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Michał nigdy nie był spontaniczny. Zawsze planował wszystko z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Zawsze „najpierw budżet, potem decyzja”. A teraz?
– A skąd ten pomysł? – zapytałam cicho.
– Bo czuję, że się oddaliliśmy. I nie chodzi o to, że pracujesz za dużo. Ja też zniknąłem w swoich sprawach. Po prostu... chyba się mijamy.
Zrobiło mi się gorąco. To nie była rozmowa, na jaką byłam przygotowana. Nie w tym momencie, nie z tym sekretem, który miałam w sobie.
– Może już czas... – dodał po chwili. – Żebyśmy znów pomyśleli o dziecku. Zawsze mówiłaś, że to nie ten moment, ale… może właśnie teraz?
Zatkało mnie. Mówił o dziecku z czułością w głosie. Z nadzieją. Uśmiechnęłam się słabo, czując, jak łzy zbierają mi się w oczach. W tamtej chwili uświadomiłam sobie coś przerażającego: on byłby dobrym ojcem. Lepszym niż Patryk. Tylko… równie nieświadomym jak on. Nie byłam jednak gotowa, by zniszczyć mu świat. Jeszcze nie.
Wciąż się wahałam
Kaja wpadła do mnie w sobotnie popołudnie z bezalkoholowym winem i pudełkiem lodów. Jak zawsze, kiedy czuła, że nie daję rady, choć jeszcze nie zdążyłam tego powiedzieć. Usiadłyśmy na kanapie, włączyłyśmy cichy jazz, ale od początku wiadomo było, że nie chodzi o relaks.
– I co dalej? – zapytała po kilku łykach. – Tamara, ty tego nie uniesiesz sama. Nie z takim bagażem.
– Nie wiem – odparłam. – Serio, nie wiem. Michał ostatnio… on się stara. Jakby chciał coś odbudować. Nawet mówił o dziecku. O naszym dziecku.
Kaja wyprostowała się gwałtownie.
– O waszym dziecku? Przecież ono… – urwała, ale było za późno.
– Wiem. Ale on tego nie wie. I może nigdy się nie dowie.
– Nie możesz tak żyć – powiedziała ostro. – Nie możesz budować życia na kłamstwie.
– A jeśli to jedyny sposób? Jeśli on będzie lepszym ojcem niż Patryk kiedykolwiek by był?
Kaja patrzyła na mnie długo. W końcu wstała i zaczęła chodzić po salonie.
– Tu nie chodzi o to, kto jest „lepszy”. To nie casting. To twoje dziecko. I twoje sumienie. Jeśli Michał się dowie... z innego źródła? Jeśli kiedyś ten chłopiec, czy dziewczynka, zapyta: „mamo, kto jest moim ojcem?”.
Zamilkła. Ja też.
– Ja się po prostu boję – szepnęłam w końcu.
– Ja też się boję o ciebie – odpowiedziała. – Ale bardziej boję się tego, że w tym wszystkim przestaniesz być sobą.
Nie odpowiedziałam. Płakałam. Kaja też. Potem wyszła. Zostałam sama.
Kłamstwo jest łatwiejsze
Siedziałam przy oknie z kubkiem herbaty, patrząc, jak pierwsze płatki śniegu wirują w świetle ulicznych latarni. Cicho, prawie niedostrzegalnie, ale nieubłaganie – jak zmiana, która właśnie rozlewała się po moim życiu.
Michał był w kuchni. Gotował coś niezdarnie jak zawsze. Usłyszałam stukanie noża o deskę, ciche przekleństwo, gdy coś mu upadło. Zawsze robił za dużo zupy. Zawsze nalewał mi za dużo herbaty. Ale zawsze był. Nawet wtedy, kiedy mnie tak naprawdę nie było przy nim. Podszedł, położył mi rękę na ramieniu. Ciepła, znajoma dłoń.
– Tamara… wszystko dobrze?
Skinęłam głową. Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Tak – wyszeptałam. – Po prostu... zimno się zrobiło.
– Przyniosę ci koc.
Odszedł, nie pytając o nic więcej. Może czuł, że nie da się już nic zapytać. Może bał się odpowiedzi. Albo wierzył, że wystarczy być – nie wiedząc wszystkiego. W pokoju panowała cisza. Ta sama, która kiedyś mnie zabijała, teraz była jak łaska – bo chroniła to, co jeszcze było do uratowania.
Nie powiedziałam mu prawdy. I może nigdy nie powiem. Może wybiorę łatwe kłamstwo, które pozwoli nam dalej żyć. Albo pewnego dnia spojrzę mu w oczy i powiem wszystko. Tylko czy prawda naprawdę zawsze jest najważniejsza, jeśli może zniszczyć wszystko? Nie wiem. Za dziewięć miesięcy zobaczę twarz kogoś, kto będzie częścią mnie. I kogoś jeszcze. Wtedy… może wreszcie zdecyduję.
Tamara, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kpiłam z firmowych mikołajek, bo to dziecinada. Nie sądziłam, że ktoś tak szczerze ucieszy się z mojego prezentu”
- „Mąż zasiał nasionko i umył rączki. Był dla mnie zimny jak grudniowy poranek, a ja miałam już dość mrozu”
- „Sprzeciwiłam się i zaplanowałam Wigilię pod palmami. Skoro nie szanuję tradycji, to nie ma dla mnie miejsca w rodzinie”

