„Na firmowej Wigilii poznałam żonę mojego kochanka. Powiedziała mi coś, czego nigdy nie zapomnę”
„Nie wiem, co dokładnie sobie wyobrażałam, ale nie to. Nie pasowała do jego opowieści. Miała na sobie prostą, czarną sukienkę, włosy upięte, bez ostentacji. Wyglądała… spokojnie. Pewnie. I była piękna. Coś było w jej spojrzeniu, w jej tonie”.

Nie wiem, kiedy dokładnie przekroczyłam granicę. Może wtedy, gdy pierwszy raz został dłużej w moim gabinecie i powiedział, że jestem „jedną z najinteligentniejszych osób w zespole”? A może dopiero, gdy jego palce przez przypadek musnęły moją dłoń, a ja nie cofnęłam ręki? Prawda jest taka, że to nie stało się nagle. To było jak ślizganie się po cienkim lodzie – nie czujesz, że się zapadasz, aż jest za daleko od brzegu.
Rafał to mój szef. Człowiek, przy którym czułam się ważna. Taka, jaką chciałam być: widziana, doceniana, zauważona. Powtarzał, że z żoną łączy go już tylko kredyt, dzieci i przyzwyczajenie. Że przy mnie czuje się prawdziwy. Że w końcu oddycha. A ja, głupia, chciałam wierzyć.
To trwa od miesięcy. Czasem jest intensywnie – jego oddech na mojej szyi, drżące dłonie na moich biodrach. Innym razem – jakby mnie nie było. Obojętny wzrok przy windzie, unikanie spojrzeń, sztywność. Wtedy przypominam sobie: on wraca do domu. Do niej. Do Doroty.
Nie znam jej. Nigdy nie rozmawiałyśmy. Istnieje gdzieś w jego opowieściach – jako ktoś zimny, nieprzystępny, kobieta od harmonogramów i list zakupów. Ale teraz… po raz pierwszy mam ją zobaczyć. Nadchodzi firmowa kolacja wigilijna. Rafał przyjdzie z żoną. A ja… nie wiem, jak się mam zachować. I nie wiem, co będzie gorsze – jeśli spojrzy na mnie z obojętnością… czy z wiedzą.
Nie była taka, jak ją opisał
Restauracja była elegancka jak na firmowe wydarzenie. Złote świece, ciepłe światło, świąteczne girlandy – wszystko pachniało spokojem, którego nie czułam ani trochę. Przyszłam wcześniej, z duszą na ramieniu. Udawałam, że przeglądam telefon, ale oczy miałam wbite w drzwi. Nagle weszli. Rafał – w ciemnogranatowej marynarce, spięty. Obok niego – jego żona, Dorota.
Nie wiem, co dokładnie sobie wyobrażałam, ale nie to. Nie pasowała do jego opowieści. Miała na sobie prostą, czarną sukienkę, włosy upięte, bez ostentacji. Wyglądała… spokojnie. Pewnie. I była piękna. Nie filmowo, ale jak kobieta, która wie, kim jest.
Po chwili podeszli w moją stronę. Poczułam, jak kolana robią się miękkie.
– Doroto, poznaj Paulinę – powiedział Rafał szybko. – Pracujemy razem przy kampanii.
Wyciągnęła do mnie dłoń. Ciepłą, pewną.
– Dziękuję za twój wkład w budowanie firmy – powiedziała cicho, z lekkim uśmiechem. – Spokojnych świąt, Paulino.
Nie był w tym żadnego jadu. Ale coś w jej tonie... w jej spojrzeniu... Zadrżałam. Czy ona wie?
– Ładnie się prezentowałaś, jak na szeregowego pracownika – rzuciła Marta później, gdy wróciłyśmy z łazienki. – Ale ta jego żona… dziwna. Zbyt uprzejma. Jakby wiedziała więcej, niż mówiła.
Milczałam.
Później Rafał zgarnął mnie na bok pod pretekstem rozmowy o budżecie kampanii.
– Coś ty taka spięta? – wysyczał.
– A ty? – odparłam cicho. – Czy ona wie?
– Przestań. Dorota nic nie wie. Wymyślasz.
Ale jego oczy nie były pewne. Próbował dalej udawać
Nie mogłam zasnąć. Od godzin wpatrywałam się w sufit, powtarzając w myślach słowa Doroty. „Dziękuję za twój wkład”. W co? W budowanie firmy… czy w rozpad ich małżeństwa?
Następnego dnia czekałam na Rafała przed jego samochodem. Po pracy. Na mrozie, z dłońmi wbitymi w kieszenie płaszcza. Kiedy mnie zobaczył, zamarł na chwilę, jakby się nie spodziewał. A przecież wiedział, że nie odpuszczę.
– Musimy pogadać – powiedziałam. Bez przywitania.
Wsiedliśmy do auta. Nie ruszył. Silnik mruczał cicho, szyby zaczynały parować.
– O co chodzi? – zapytał, wzdychając. – Paulina, ja...
– Ona wie, prawda? – przerwałam mu. – Twoja żona wie.
– Nie. Oczywiście, że nie. Skąd w ogóle taki pomysł?
– Z jej oczu. Z jej tonu. Nie udawaj, Rafał. Czułam, że patrzy na mnie jak na wroga. Jak na zagrożenie.
– Ona po prostu jest… taka. Uprzejma do bólu. Nawet wobec ludzi, których nie lubi.
– A więc mnie nie lubi? – warknęłam. – Dobrze wiedzieć.
Milczał. Zacisnął palce na kierownicy.
– Wiesz, co boli najbardziej? – dodałam, głos mi zadrżał. – Że to ja mam wszystko do stracenia. Ja ryzykuję. Ja jestem tą „drugą”, ja żyję w ukryciu. A ty wracasz do domu, do żony, dzieci, kolacji. Do bezpiecznego życia.
– Myślałem, że rozumiesz, w co się pakujesz – odparł lodowato. – Nigdy nie obiecywałem ci niczego więcej.
– Masz dwie twarze. Przy mnie jesteś inny, a przy niej? Kogo okłamujesz bardziej?
Spojrzał na mnie z bólem.
– Paulina… Nie komplikuj tego.
– Już sam to skomplikowałeś. A teraz ja zaczynam rozplątywać. Zaczynam od siebie.
Wyszłam i trzasnęłam drzwiami.
Miałam dość tych sekretów
– Wiesz, co widziałam dzisiaj na korytarzu? – Marta nachyliła się konspiracyjnie nad moim biurkiem, zerkając, czy nikt nas nie podsłuchuje.
– Nie wiem, ale twoja mina mówi, że coś niezłego – odparłam, próbując się uśmiechnąć. Drżały mi dłonie. Cały poranek byłam jak na szpilkach.
– Dorota, żona szefa, była w biurze.
Zamarłam.
– Co? Po co?
– Powiedziała, że zostawiła Rafałowi jakieś dokumenty. Ale to nie to było najdziwniejsze. Widziałam, jak rozmawiała z Grzegorzem. Długo. Na osobności.
Grzegorz. Dyrektor generalny. Facet, który wie wszystko o wszystkich.
– Może się znają prywatnie? – rzuciłam, udając obojętność.
– Nie, Paulina. To nie była rozmowa „znajomych”. Ona była… skupiona. Zadawała pytania. A on wyglądał, jakby właśnie dowodził śledztwem. Wiesz, że ona pracowała kiedyś w tej samej firmie co on? W dziale compliance. Przypadek?
Zimny pot wystąpił mi na plecach.
– Patrzyła na ciebie tak, jakby cię już znała – dodała Marta. – A Grzegorz też dziwnie się dzisiaj zachowuje. Unika twojego wzroku.
– Bo ona mnie zna – powiedziałam cicho. – Tylko nie osobiście. Z łóżka swojego męża.
Marta otworzyła szeroko oczy.
– Ty…? Naprawdę?
Spojrzałam na nią. W oczach miała zaskoczenie i... coś jeszcze. Rozczarowanie?
Nie wiem, czemu jej to powiedziałam. Chyba miałam już dość tych tajemnic.
Tego wieczoru przeglądałam profil Doroty jak detektyw. Każde zdjęcie, każdy opis. Szukałam wskazówek, spojrzeń, które wcześniej nic dla mnie nie znaczyły. Przypominałam sobie każde spotkanie w firmie, każde słowo, które mogło być podtekstem. Zaczęłam wariować. Czułam to. Ale nie mogłam przestać.
Już przestała udawać
Przyszła w piątek rano. Bez zapowiedzi, bez telefonu, bez żadnej okazji. W rękach niosła papierową torbę z czerwonymi wstążkami – świąteczny prezent dla działu zarządu, jak to ujęła recepcjonistka. Ale zanim oddała go asystentce Rafała, spojrzała na mnie.
– Paulina, masz chwilę? – zapytała spokojnie, jakbyśmy miały omówić pogodę. – Chciałabym z tobą porozmawiać.
Zrobiło mi się gorąco. Zgodziłam się. Idiotycznie się zgodziłam.
W salce konferencyjnej pachniało kawą i nową wykładziną. Dorota usiadła naprzeciwko mnie. Zdjęła rękawiczki, powoli, starannie, jakby każdy ruch miał swoje znaczenie.
– Nie przyszłam cię szantażować – zaczęła, nie patrząc mi w oczy. – Ale myślę, że dobrze, żebyś wiedziała, że ja wiem. Wszystko.
Zamarłam. Nie było już sensu udawać.
– Dlaczego teraz?
– Bo teraz mam pewność. Wcześniej… miałam tylko intuicję. Kobiety to wyczuwają.
Milczałam. Czekałam na ciosy. Ale one nie nadeszły w takiej formie, jak się spodziewałam.
– Nie przyszłam robić scen. Ja nie jestem taka. Ale chcę, żebyś wiedziała jedno: ja też mam wybór.
– To nie było planowane – powiedziałam słabo. – To się po prostu stało.
– Rafał nie pierwszy raz robi coś, co się „po prostu dzieje” – odpowiedziała beznamiętnie. – Miał kilka takich „po prostu” w swoim życiu.
Spojrzała mi w oczy. Nie było w tym spojrzeniu wściekłości. Była... pogarda. Zimna, spokojna, przemyślana.
– Każdy buduje coś na czymś – dodała cicho. – Ty na cudzym małżeństwie. Ja na pozorach.
Chciałam jej coś powiedzieć. Ale nie mogłam. Po prostu siedziałam i patrzyłam, jak wstaje, zakłada płaszcz i wychodzi. Nawet się nie obejrzała.
To musiało się skończyć
Spotkaliśmy się w jego aucie jak zwykle. Tyle że tym razem nie było pocałunku na powitanie. Nie było nawet uśmiechu. Tylko cisza. Gęsta jak śnieg na przedniej szybie.
– Dorota była w biurze – powiedziałam.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się w kierownicę, jakby czekał, aż coś samo się wyjaśni.
– Zostawiła prezent świąteczny. A mnie słowa, których nie zapomnę.
Dopiero wtedy spojrzał na mnie.
– Ona ci coś powiedziała?
– Tak, chociaż nie musiała. Wystarczyło, że spojrzała mi w oczy. I zrozumiałam, że to ja nie mam już w sobie siły, by to ciągnąć.
– Paulina, proszę cię... Nie mów, że to koniec.
– Rafał, to już jest koniec. Od dawna. Tylko nie chciałam tego przyznać. Trzymałam się tej wersji ciebie, która istniała tylko między moimi wyobrażeniami a twoimi SMS-ami.
– Ja przy tobie byłem prawdziwy – szepnął. – Nie udawałem.
– Ale udawałeś przy niej. I teraz udajesz przede mną, że coś czujesz. Może czujesz. Ale nie na tyle, żeby rzucić wszystko. Nie na tyle, żeby walczyć.
Zacisnął usta. Milczał.
– Myślałem, że jesteś inna. Nie jak reszta dziewczyn – powiedział w końcu z goryczą.
– Nie jestem. I właśnie dlatego odchodzę.
Wysiadłam. Nie zatrzymał mnie. Nie wysiadł. Nie pobiegł. Wreszcie poczułam się wolna.
Nie żałuję tego
Odeszłam z firmy kilka tygodni później. Bez histerii, bez wielkiego dramatu. Wymieniłam się z koleżanką z działu na inne stanowisko w innej filii – inne biurko, inny widok z okna. Nikt nie zadawał pytań. Nie widziałam Rafała od dnia, w którym powiedziałam, że odchodzę. Nie próbował się kontaktować. Może też poczuł ulgę. Może ból. Ale ja już nie chciałam tego wiedzieć. Przestałam sprawdzać, czy jest aktywny na firmowym komunikatorze. Przestałam szukać jego spojrzenia przy porannym wejściu do biura. Odcięłam się.
Ale nie przestałam myśleć o niej. Dorota. Zaczęłam odwiedzać jej profil w mediach społecznościowych częściej niż jego. Zdjęcia z wakacji. Przemówienia z konferencji. Zbliżenie dłoni na kieliszku wina. „Mam wybór” – to zdanie wracało do mnie co noc. Ona miała wybór. Ja też. Ale nasze wybory były zupełnie inne. Ona została. Ja odeszłam.
Nie żałuję, że to się wydarzyło. Może musiałam przez to przejść, żeby zobaczyć, kim jestem, gdy znikają złudzenia. Ale żałuję, że tak długo pozwalałam się okłamywać. I że tak długo myliłam pożądanie z miłością.
Czasem w zimowe wieczory przypomina mi się tamten uścisk dłoni. Jej ciepła dłoń i słowa szeptane z uprzejmością, która paliła bardziej niż gniew.
– Spokojnych świąt, Paulino.
Myślę wtedy, że nikt nie życzy spokojnych świąt komuś, kto ma je naprawdę spokojne.
Paulina, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moje zaloty do szefowej szybko wyszły mi bokiem. Straciłem przez to nie tylko ciepłą posadkę, ale i swoją godność”
- „Czwartkowe spotkania z kochankiem były dla mnie wszystkim. Gdy znalazł sobie kogoś na serio, nie umiałam się pozbierać”
- „Dla kariery żony, zgodziłem się zostać w domu. Ona podpisywała kontrakty, a ja w podomce myłem gary i pichciłem obiadki”

