„Na emeryturze odkryłam pilates i drugą młodość. 30 letni instruktor sprawił, że znów czuję, że żyję”
„Zrobiło mi się ciepło. Za ciepło. Miałam ochotę uciec. W domu analizowałam każde jego słowo. Czy on... flirtuje? Czy tylko jest uprzejmy? Czułam się jak nastolatka. A potem przychodził wstyd. Jak ja mogę tak myśleć? Mam wnuka w jego wieku”.

Po śmierci Jana czas jakby przestał płynąć. Zegar w kuchni dalej tykał, ptaki śpiewały, tramwaje dzwoniły za oknem, ale dla mnie wszystko ucichło. Przez trzydzieści pięć lat budziłam się obok niego. A teraz? Budzę się sama. I zasypiam sama. Cisza jest najgorsza. Zaczęłam mówić do siebie, żeby chociaż usłyszeć jakiś głos. Nawet własny.
Córka – Kasia – odwiedza mnie coraz rzadziej. Pracuje, ma swoje życie, rodzinę. Rozumiem. Ale boli. Czuję się, jakby moje istnienie było już tylko przypisem. Przezroczysta. W sklepie nikt na mnie nie patrzy. Na ulicy – jakbym nie istniała.
Czasem włączam stare filmy z Janem. Śmiejemy się, jemy ciasto na balkonie, on robi te swoje głupie miny... A potem wyłączam i wracam do pustki. Nigdy nie myślałam o randkach. Kto chciałby starej baby? Po co? Żeby z kimś siedzieć w ciszy? Już jedną ciszę mam – po Janie.
Ale ostatnio coś we mnie pękło. Może to była rozmowa z sąsiadką, może samotna niedziela. Poszłam na pilates. Tak po prostu. Żeby nie zwariować. Nie wiedziałam wtedy, że jeszcze ktoś kiedyś sprawi, że poczuję się... żywa.
Patrzył na mnie jak na kobietę
– Proszę się nie martwić, pani Anno. Każdy kiedyś zaczynał – uśmiechnął się do mnie Marek, kiedy weszłam spóźniona na salę. Od razu wiedział, że to mój pierwszy raz.
Salę czuć było potem, gumą do ćwiczeń i jakimś ziołowym olejkiem. Kobiety w obcisłych legginsach już się rozgrzewały. A ja stałam z boku, w szarym dresie, czując się jak babcia, która pomyliła drzwi.
– Połóżmy się na matach – powiedział spokojnie.
Jego głos był miękki, ciepły. Nie krzyczał, nie popędzał. Kiedy nachylił się, by poprawić mi ułożenie bioder, poczułam delikatny dotyk na plecach. To nic wielkiego. A jednak... od dawna nikt mnie tak nie dotykał. Z troską. Z uwagą.
Zajęcia minęły szybko. Wyszłam spocona, ale jakoś... lżejsza. Już miałam wracać do domu, kiedy usłyszałam jego głos za plecami.
– Jak się pani czuła?
– Trochę dziwnie, ale... dobrze. Pierwszy raz od dawna poczułam się... żywa – wyrwało mi się. Spojrzałam na niego, zawstydzona.
Marek uśmiechnął się szerzej.
– To najlepsze, co dziś usłyszałem.
Wróciłam do domu z rumieńcem na twarzy. W lustrze spojrzałam na siebie jakby pierwszy raz od lat. Czy ja naprawdę znów się uśmiecham?
Podobał mi się nie tylko pilates
Zaczęłam chodzić na pilates regularnie. Nie dla ćwiczeń. Dla Marka. Udawałam przed sobą, że chodzi o zdrowie, rozciąganie, o dbanie o siebie. Ale wiedziałam. Wiedziałam, że chodzi o jego głos, o to, jak patrzy, gdy mówi: „Dobrze, pani Anno, świetnie!”. O ten dotyk dłoni, kiedy poprawiał mi pozycję. I o to jedno pytanie po zajęciach: „Kawa?”.
Siedzieliśmy w kawiarni przy parku. Ja z herbatą, on z espresso.
– Jest pani... inna niż wszystkie – powiedział nagle, patrząc mi prosto w oczy. – Nie udaje pani. Nie pozuje. To się czuje.
Zachłysnęłam się herbatą.
– Ja? Inna? No chyba tylko stara – próbowałam zażartować, ale on potrząsnął głową.
– Nie. Prawdziwa.
Zrobiło mi się ciepło. Za ciepło. Miałam ochotę uciec. W domu analizowałam każde jego słowo. Czy on... flirtuje? Czy tylko jest uprzejmy? Czułam się jak nastolatka. A potem przychodził wstyd. Jak ja mogę tak myśleć? Mam wnuka w jego wieku. Czy to nie zdrada pamięci Jana? Ale wieczorem, gdy leżałam w łóżku, znów słyszałam jego głos. I pierwszy raz od dwóch lat – zasnęłam z uśmiechem.
Córka miała pretensje
– Mamo, możemy porozmawiać? – Kasia stała w drzwiach z zaciśniętymi ustami. Już wiedziałam, że coś się święci.
Usiadła naprzeciwko mnie w kuchni. Skrzyżowała ręce. Milczała chwilę, po czym rzuciła:
– Sąsiadka widziała cię z jakimś facetem. Podobno ciągle razem wychodzicie z tej siłowni. Mamo, co to ma znaczyć?
Zakrztusiłam się kawą.
– To tylko instruktor... Marek. Spotykamy się czasem na kawę.
– Na kawę?! – wybuchła. – Mamo, on ma trzydzieści lat! Co ty wyprawiasz?
– Kasia... Ja...
– Robisz z siebie pośmiewisko! – przerwała mi. – Ludzie gadają, a ja się muszę za ciebie wstydzić!
Zamilkłam. Serce waliło mi w piersi. Wstałam powoli.
– Zakochałam się – powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała języka.
– Co?
– Zakochałam się, Kasiu. Przy nim czuję się... jakby życie wróciło. Czy to naprawdę taki wstyd?
Wstała gwałtownie, krzesło zaskrzypiało.
– To chore. On cię wykorzystuje. Jesteś ślepa. I jeszcze mówisz mi to tak spokojnie?
Trzasnęła drzwiami. Zostałam sama w tej samej kuchni, w której przez lata piłam kawę z Janem. Ale po raz pierwszy poczułam, że nie jestem już wdową. Jestem kobietą.
Miałam wątpliwości
Siedzieliśmy na ławce w parku, w cieniu rozłożystego klonu. Wiatr poruszał liśćmi, jakby chciał zagłuszyć moje słowa.
– Kasia już wie – zaczęłam. – Zrobiła mi awanturę. Powiedziała, że się ośmieszam. Że ty mnie wykorzystujesz.
Marek milczał przez chwilę. W końcu westchnął.
– Spodziewałem się, że to będzie trudne. Ale nie sądziłem, że aż tak.
Spojrzałam na niego. Jego twarz nie była już taka pewna siebie jak zwykle. Widziałam w niej niepokój.
– Może... może to wszystko był błąd – powiedziałam, głos mi się załamał. – Może to tylko jakaś chwilowa iluzja, potrzeba bliskości. Ja... ja nie chcę ci komplikować życia.
Marek złapał mnie za dłoń.
– Anno, nie planowałem tego. Ale nie chcę z ciebie rezygnować. Nawet jeśli to trudne. Nawet jeśli ludzie gadają.
Poczułam ciepło jego palców. I jeszcze większy ból w sercu.
– Ja już nie wiem, co jest dobre – wyszeptałam. – Z jednej strony czuję się przy tobie... jakby świat znów miał kolory. A z drugiej... boję się. Osądu. Samotności. Tego, że to się kiedyś skończy i zostanę z niczym.
Patrzył na mnie długo.
– To nie iluzja. Ja też coś czuję. Ale musimy być pewni, że robimy to dla siebie. Nie przeciw komuś.
Skinęłam głową. Ale w środku czułam już, że coś się zmienia.
Zrezygnowałam z nas
Obudziłam się ze ściśniętym gardłem. Marek pisał kilka razy, ale nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że miałam mu coś za złe. Po prostu... coś we mnie pękło. Siedziałam w ogrodzie, patrząc na przekwitające tulipany. Kiedyś Jan je sadził. A teraz ja, zakochana wdowa po sześćdziesiątce, boję się, że rozwaliła sobie życie przez coś, co wyglądało jak miłość.
Spotkaliśmy się na moją prośbę, w tej samej kawiarni co zawsze.
– Wyglądasz smutno – powiedział Marek, siadając.
– Bo jestem – odpowiedziałam szczerze.
Zamilkliśmy.
– Marek, ja cię kocham – zaczęłam. – Ale nie dam rady. Nie potrafię walczyć z tym wszystkim. Z Kasią, z ludźmi, z własnymi lękami.
Spojrzał na mnie długo. Bez gniewu. Bez wyrzutu.
– Wiem – powiedział cicho. – Też się boję. Ale gdybym mógł cofnąć czas, i tak bym cię poznał.
To mnie złamało. Płakałam w tej kawiarni jak dziecko. A on tylko trzymał moją dłoń, dopóki nie przestałam drżeć.
– Dziękuję, że byłeś – wyszeptałam, kiedy wstałam.
Nie odprowadził mnie. Nie próbował zatrzymać. Tylko został tam, przy stoliku. A ja wróciłam do swojego życia, ale już nie tego samego.
Inaczej patrzę na wszystko
Minęły miesiące. W ogrodzie znów zakwitły tulipany. Te same, które Jan sadził co roku, zanim odszedł. A ja... już nie jestem tą samą Anną, która po jego śmierci leżała godzinami w łóżku, patrząc w sufit. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś się zakocham. Może nie. Ale dzięki Markowi przypomniałam sobie, że życie nie kończy się na emeryturze. Że kobieta nie przestaje być kobietą po sześćdziesiątce. Że ciało, które wiotczeje, nadal potrafi drżeć z emocji. I że spojrzenie drugiego człowieka może obudzić coś, co myślało się, że umarło razem z ukochanym.
Kasia nadal nie mówi o Marku. Ale nasze rozmowy są inne. Częściej dzwoni. Pyta, jak się czuję. Jakby nagle zobaczyła we mnie nie tylko matkę, ale i człowieka. Czasem mijam Marka na ulicy. Z daleka. Nie podchodzimy. Wystarczy uśmiech. Ułamek sekundy. Ale wiem, że to, co było, było prawdziwe. Nadal chodzę na pilates, ale zmieniłam klub.
Anna, 62 lata
Czytaj także:
- „Czasem żałuję, że nie mam dzieci i w moim domu panuje cisza. Ale potem jadę do siostry i cieszę się z bezdzietności”
- „Gdy ojciec spoczął w trumnie, uznałam matkę za wieczną wdowę. Po 60. to przecież wstyd biegać na randki z facetami”
- „Zięć latami traktował mnie jak śmiecia. Gdy zostałam bogatą emerytką, nagle chciał mnie całować po stopach”

