„Na emeryturze miałam odpocząć. Zamiast tego stoję przy garach i jestem służącą na pełny etat, bo młodym nic się nie chce”
„W sobotę postanowiłam się zbuntować. Ubrałam się ładnie, włożyłam kolczyki, które zawsze zakładam „na wyjścia” i opuściłam dom bez słowa. Poszłam do kawiarni sama, pierwszy raz od lat. Zamówiłam sobie sernik i cappuccino, usiadłam przy oknie i po prostu siedziałam — wreszcie z dala od garów, skarpet do cerowania i wiecznych pytań o wszystko”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam typem kobiety, która siedzi z założonymi rękami. Całe życie zasuwałam: w pracy, w domu, przy dzieciach, a potem też przy wnukach. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek usiadła w fotelu z herbatą i miała czas tylko dla siebie. Mimo to myślałam, że jak już dożyję tej upragnionej emerytury, to w końcu się to zmieni. Że w końcu sobie odpocznę: poczytam książkę, pooglądam te durne seriale, których wcześniej nie miałam czasu śledzić. Rozważałam nawet zapisanie się na jogę dla seniorek, co zawsze obiecywałam sobie „na później”.
Tymczasem rzeczywistość prędko zweryfikowała moje marzenia. Otóż nie zdążę jeszcze dobrze oczu przetrzeć rano, a już słyszę:
— Babcia, a zrobisz mi naleśniki?
— Mamo, wypierzesz Maćkowi bluzy do szkoły? Ja muszę już lecieć do pracy, nie zdążę!
I znowu stoję przy garach, znowu robię pranie, znowu nie mam kiedy wypić herbaty, bo młodym nic się nie chce. Bo oni są „zmęczeni”. A ja co? Mnie siły się jeszcze trzymają? Nie mam pojęcia, czy powinnam się z tego śmiać, czy raczej płakać. A to pewnie wszystko dlatego, że nigdy nie potrafiłam się postawić.
Miałam żyć dla siebie
Zaczęło się niewinnie. Przyjechali „na chwilę”, bo robili remont łazienki, a przynajmniej tak mówili. Miałam ich przetrzymać dwa, góra trzy tygodnie, a mieszkają już siódmy miesiąc. Najpierw się ucieszyłam – w końcu wnuk blisko, z synową jakoś się dogadujemy. Ale z każdym dniem ta radość uciekała jak para z zupy, którą im codziennie gotuję.
— Mamo, jest rosół? — zapytał mój syn, zdejmując buty w przedpokoju, jakby wchodził do knajpy, a nie do mojego mieszkania.
— Nie, nie ma. Dzisiaj była ogórkowa, ale już się skończyła — odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od telewizora.
— Szkoda… — Chwila ciszy, a potem znowu: — A może zrobisz rosół na jutro? Maćkowi w szkole smakuje najbardziej.
— A to nie możecie sobie sami ugotować? — Spojrzałam na niego z ironią.
— Przecież ty robisz to najlepiej, mamo — rzucił z tym swoim uśmieszkiem, co zawsze działał na mnie jak płachta na byka.
W tym czasie synowa stała w kuchni z telefonem przy uchu i paznokciami obierała banana.
— Kochana, masz może chwilę, żeby pranie wrzucić? — spytała. — Ja mam jeszcze dwie telekonferencje.
Chwilę później słyszałam już Maćka:
— Babciu! Gdzie moje spodenki na wuef?!
Zeszłam do piwnicy po suszarkę, pod nosem warcząc do siebie:
— Na emeryturze miało być inaczej, kurczę. Miałam żyć dla siebie.
Ale o mnie to już chyba nikt nie pamięta.
Zrobiło się cicho
W sobotę postanowiłam się zbuntować. Ubrałam się ładnie, włożyłam kolczyki, które zawsze zakładam „na wyjścia” i opuściłam dom bez słowa. Poszłam do kawiarni sama, pierwszy raz od lat. Zamówiłam sobie sernik i cappuccino, usiadłam przy oknie i po prostu siedziałam — wreszcie z dala od garów, skarpet do cerowania i wiecznych pytań o wszystko.
Po godzinie wróciłam, a tam panika.
— Mamo, gdzie ty byłaś?! — rzucił do mnie syn od progu. — Myśleliśmy, że coś się stało!
— Nie, nic się nie stało — odpowiedziałam spokojnie. — Po prostu wyszłam. Bo mam prawo, prawda?
Synowa spojrzała na mnie z niezadowoleniem.
— Mamo, ale mogłaś chociaż powiedzieć — mruknęła. — Maciek płakał, że babcia zniknęła.
— To może niech Maciek się nauczy, że babcia też ma życie? — syknęłam, zdejmując płaszcz.
W kuchni śmierdziało spaloną kiełbasą.
— A to co? — zapytałam, wskazując na przypalony garnek.
— No bo próbowałem coś ugotować… – Syn podrapał się po głowie. — Ale ty tak wszystko zawsze robisz…
— No właśnie — stwierdziłam z przekąsem. — Ja zawsze, a wy tylko zawsze chcecie. A jak mnie zabraknie, to co? Kto wam rosół ugotuje?
Zrobiło się cicho. Tylko Maciek, mój wnuk, podszedł i przytulił się do mnie mocno.
— Babciu, ja ci zrobię herbatkę, chcesz?
Łzy napłynęły mi do oczu. Jedyny, który naprawdę zauważał, że jestem zmęczona.
Zrobiła wielkie oczy
Następnego dnia postanowiłam nic nie robić. Wstałam, zrobiłam sobie herbatę i usiadłam z książką w fotelu — w kapciach, szlafroku, z kocykiem. Miałam zamiar udawać, że nie słyszę tego całego chaosu w tle.
— Mamo, a śniadanie? — Syn wszedł do pokoju, rozglądając się, jakby szukał kelnerki.
— W lodówce są jajka — mruknęłam. — Patelnię chyba pamiętasz, gdzie trzymam?
— Ale ja zaraz wychodzę… — jęknął.
— To wyjdź głodny. Dorosły jesteś — zauważyłam, przewracając stronę w książce.
Synowa pojawiła się chwilę później, w szlafroku i z miną, jakby właśnie działa jej się ogromna krzywda.
— Mamo, a mogłabyś wstawić pranie Maćka? — zaczęła. — Bo ja mam dzisiaj zdalne do późna, a potem muszę się szykować, bo idziemy z koleżanką do kina.
— A ja mam wolne od życia, odkąd skończyłam 65 lat. — Uśmiechnęłam się słodko, ale nie ruszyłam się z fotela.
Zrobiła wielkie oczy. Jakby pierwszy raz usłyszała, że emerytura to nie znaczy „służba domowa 24/7”.
Maćkowi też nie puściłam bajki, tylko zaproponowałam, żeby poukładał puzzle. Na początku kręcił nosem, ale jak usiedliśmy razem, to zapomniał o wszystkim. Nawet powiedział:
— Fajnie, że jesteś tu ze mną, babciu.
I wtedy pomyślałam, że może to nie z tym chłopakiem jest coś nie tak. Może to po prostu jego rodzice powinni zrozumieć, że babcia to nie tylko kucharka i pralka w jednym.
Uśmiechnęłam się promiennie
W poniedziałek wstałam wcześniej niż zwykle. Nie po to, żeby smażyć placuszki, tylko żeby wyjść na spacer. Założyłam płaszcz, apaszkę i moje wygodne buty, które dawno już czekały na lepsze czasy. Wychodząc, minęłam się z synową.
— Mamo, a gdzie idziesz tak rano? — zagadnęła.
— Na spacer, pooddychać. Może wejdę do biblioteki. Wiesz, takie rzeczy robią emeryci, kiedy nie muszą prać po wszystkich — powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
— Ale… nie zrobisz śniadania? — Była w głębokim szoku.
— Nie. Dziś nie. Śniadanie robi ten, kto jest głodny — rzuciłam przez ramię.
Wróciłam po dwóch godzinach z przewietrzoną głową i torbą pełną książek. W kuchni zastałam katastrofę: rozlane mleko, jakieś płatki na podłodze, stos naczyń. Syn siedział przy laptopie, synowa biegała z telefonem, a Maciek grzebał w szufladzie, szukając kakao.
— Mamo, myślałam, że wrócisz szybciej. Wszystko się poprzesuwało — jęknęła synowa.
– To dobrze. Przynajmniej wiecie, ile robiłam codziennie bez słowa. Ale już nie będę — powiedziałam spokojnie.
— Jak to: nie będziesz? — spytała.
— Zatrudnijcie pomoc domową. Albo się podzielcie. Ja się nie skarżę, ale już nie daję rady. Nie jestem w stanie być babcią, kucharką i służącą jednocześnie. I wcale nie muszę — dodałam z uśmiechem.
Znowu zapadła cisza. Tylko Maćkowi wyrwało się cicho:
— Babciu, to ja ci pomogę. Możemy dziś razem zrobić obiad?
I wtedy spojrzałam na synową. W jej oczach dojrzałam coś, co trudno mi było nazwać… może po prostu wstyd?
Po tamtym dniu coś się zmieniło
Nie wszystko od razu, ale stopniowo, dzień za dniem. Zaczęło się od tego, że synowa przyszła do mnie wieczorem, z kubkiem herbaty.
— Mamo… — zaczęła nieśmiało, siadając na brzegu fotela. — Przepraszam, że tak wyszło. Naprawdę nie chcieliśmy cię przeciążać, tylko jakoś… wpadliśmy w rutynę. I chyba było nam tak wygodnie.
Spojrzałam na nią znad drutów, bo robiłam właśnie skarpety dla Maćka z resztek włóczki, które kiedyś odłożyłam „na emeryturę”.
— Wygodnie… — mruknęłam. — Tak, to dobre słowo. Wam było wygodnie, a ja po prostu byłam zmęczona.
— Wiem. I chcę to jakoś naprawić — oznajmiła. — Porozmawialiśmy z Bartkiem i od jutra robimy grafik. Gotujemy na zmianę, praniem też się podzielimy. I Maćka trochę bardziej ogarniemy. Obiecuję.
— I co, da się? — zapytałam z lekkim uśmiechem.
— Mamo… Ja ci naprawdę bardzo dziękuję — rzuciła żarliwie. — Wiem, że bez ciebie to wszystko dawno by się rozwaliło.
— I właśnie dlatego się odsunęłam — przyznałam. — Bo lepiej, jak się rozwali i czegoś was przy okazji nauczy, niż żeby wszyscy myśleli, że babcia jest od wszystkiego.
— Masz rację — zgodziła się. — Tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że nie zauważyliśmy, jak cię zajeżdżamy.
Uśmiechnęłam się do siebie. Może jednak coś do nich dotarło i przestałam być tylko wygodnym dodatkiem do ich życia.
Z kuchni dobiegł głos Maćka:
— Babciu! A jutro możemy zrobić kluski leniwe?
— Możemy — odpowiedziałam. — Ale tylko, jeśli ty je ulepisz.
I tym razem nikt się nie oburzył.
Roześmiałyśmy się obie
Od tamtej rozmowy minęły trzy tygodnie. Nie powiem, że teraz żyjemy jak w bajce, ale przynajmniej zaczęłam znowu swobodniej oddychać. Syn robi śniadania, synowa wiesza pranie, a ma opróżniać zmywarkę. Co prawda buntował się przez pierwsze dwa dni, ale teraz robi to z przyzwoitą miną.
A ja? Ja raz w tygodniu chodzę na jogę dla seniorów, która świetnie robi na kręgosłup i głowę. Mam też kartę do biblioteki, karnet do kina i znajomą Zosię z trzeciego piętra, z którą raz w miesiącu robimy „babskie wyjście” na ciasto. No, a wieczorami, jak mam ochotę, to gotuję. Jeśli mi się nie chce, nie robię nic.
W niedzielę synowa znów przyszła do mnie z herbatą.
— Mamo, zrobiłam dziś twoją zupę koperkową. Wyszła trochę za słona, ale Maciek zjadł trzy miski — zaśmiała się.
— Bo głodnemu wszystko smakuje — odparłam, puszczając do niej oko.
— Dziękuję, że nam powiedziałaś — odezwała się łagodnie. — Że się nie obraziłaś tylko… postawiłaś granice.
— Człowiek uczy się całe życie. — Pokiwałam głową i westchnęłam. — Ja się uczę mówić „nie”, a wy, że nie jestem robotem.
— I dobrze nam to robi, naprawdę. Mamo… — Spojrzała na mnie ciepło. — Jesteś dla nas ważna nie tylko dlatego, że umiesz zrobić najlepszy rosół.
— No, mam nadzieję. — Zerknęłam na nią z ukosa. — Bo rosołu już dzisiaj nie będzie.
Roześmiałyśmy się obie. Tymczasem Maciek zawołał z salonu:
— To może zróbmy naleśniki? Ale razem!
I o to mi właśnie chodziło. Wreszcie słyszałam „razem”, a nie „babcia zrobi”.
Barbara, 71 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Mama przepisała dom siostrze, bo zawsze ją faworyzowała. A ta zamiast jej dziękować, wyrzuciła ją na ulicę”
- „Poszłam do biura męża, by zanieść mu rosół. Na jego biurku zamiast laptopa zobaczyłam sekretarkę w szpagacie”
- „Przez ekologiczny stroik na Wszystkich Świętych rodzina mnie wyśmiała. Woleli grający znicz z bazaru, niż dar od serca”

