Reklama

Lublin zawsze wydawał mi się miastem spokojnym, prawie nudnym. Mieszkałem tu od lat, w bloku z wielkiej płyty, z widokiem na szare osiedlowe place i parkingi, na których wiecznie stały te same, przykurzone samochody. Pracowałem w firmie transportowej jako dyspozytor – praca ani ciekawa, ani dobrze płatna, ale stabilna. Każdy dzień wyglądał podobnie. Wstawałem o szóstej, kawa, papieros na balkonie, potem praca, powrót do domu, siłownia, czasem szybkie piwo z kolegami, a wieczorem serial i spanie. Tak leciało życie, dzień za dniem, aż sam już nie wiedziałem, po co to wszystko.

Czasem łapałem się na tym, że wspominam tamte wakacje nad morzem. To był chyba najbardziej beztroski czas w moim dorosłym życiu. Piasek pod stopami, szum fal, zapach ryby z grilla – i ona. Alicja. Miała wtedy na sobie czerwoną sukienkę, która powiewała na wietrze, a jej oczy... Nie potrafiłem o nich zapomnieć. Była spontaniczna, śmiała, a ja czułem się przy niej jak ktoś ważny. Spędziliśmy razem kilka gorących nocy, a potem każdy wrócił do swojego życia. Długo nie myślałem o Alicji. Ot, wakacyjny flirt, który nie miał znaczenia. Przynajmniej tak mi się wydawało.

To było krótko przed Dniem Ojca. Wróciłem z pracy i rzuciłem klucze na komodę, a wszystko się zmieniło. Przyniosłem ze skrzynki kopertę. W środku zdjęcie chłopca. Spojrzałem na tę twarz i coś ścisnęło mnie w środku. Miał moje oczy. Nagle świat, który znałem, wywrócił się do góry nogami.

Byłem na nią wściekły

Siedziałem w salonie, wpatrując się w zdjęcie chłopca. Dłonie mi drżały, serce waliło jak oszalałe. Patrzyłem na jego oczy – moje oczy – i w głowie kłębiły się myśli, których nie umiałem poukładać. To przecież niemożliwe… Przecież to była tylko wakacyjna przygoda. Wakacyjny flirt. Kilka nocy. Jak to możliwe, że...?

Złapałem telefon i zadzwoniłem do Alicji. Nie odebrała. Spróbowałem jeszcze raz. I znowu nic. Zacisnąłem zęby, złość buzowała mi w żyłach. W końcu napisałem SMS-a, wściekły, ledwo trzymając telefon w dłoniach. „Alicja, co to za żarty? Jakie dziecko? To nie może być moje! Odezwij się!”.

Czekałem chwilę, ale nic się nie działo. Ekran świecił martwym światłem, a we mnie rosło poczucie, że ktoś ze mnie zakpił. Zacząłem chodzić po mieszkaniu tam i z powrotem, jak zwierzę w klatce. W głowie huczało: „Nie dam się wrobić! Nie pozwolę, żeby ktoś mi rozwalił życie!” Wróciłem do telefonu, znowu napisałem: „Nie będziesz mną manipulować, rozumiesz? Nie uwierzę w to tak łatwo!”.

Nagle przyszło mi do głowy, że może to jakiś jej były facet, może go zostawiła i teraz szuka jelenia, który zajmie się dzieckiem. Nie... Nie dam się w to wciągnąć. Ale… co, jeśli to jednak prawda? Co, jeśli naprawdę mam syna?

Zadzwoniłem do Pawła. Potrzebowałem kogoś, kto mi powie, że to bzdura.

– Stary, dostałem dziwnego SMS-a od Alicji. Twierdzi, że mam dziecko.

– Co ty gadasz? – parsknął Paweł. – Stary numer. Nie przejmuj się, to jakaś ściema. One tak robią. Ignoruj to.

Ale ja nie umiałem już przestać o tym myśleć.

Napisała, że przyjdzie

Minęły dwa dni, a ja wciąż nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Patrzyłem na telefon co kilka minut, sprawdzałem, czy przyszła wiadomość. Nic. Zero. Cisza. Chciałem udawać, że mnie to nie obchodzi, ale kłamstwo bolało mnie w środku. Nie potrafiłem się skupić w pracy, a w domu chodziłem z kąta w kąt, ściskając w ręku zdjęcie tego chłopca.

Może to faktycznie mój syn? – mówiłem do siebie, a potem śmiałem się gorzko. – Dobra, weź się w garść, przecież to bzdura! To była tylko przygoda, jeden wakacyjny romans. To niemożliwe... Ale te oczy… cholera jasna, te oczy...

Kiedy robiłem sobie kolację, złapałem się na tym, że wyobrażam sobie, jak siedzę przy stole, a obok mnie kręci się mały chłopiec. Jakby miał na imię? Jak by mówił do mnie? Tata? To słowo aż dźwięczało mi w głowie. Przez chwilę nawet się uśmiechnąłem, ale zaraz potem przyszła panika. Co, jeśli Alicja rzeczywiście przyjedzie? Co, jeśli to nie żaden żart? Nie wiedziałem, czy chcę tego spotkania, czy się go boję.

Czwarty dzień. Telefon zawibrował późnym wieczorem. Wiadomość była krótka: „Przyjadę do Lublina w piątek. Przygotuj się”.

Poczułem, jak coś mnie ściska w żołądku. Przygotuj się. Na co? Siedziałem z telefonem w ręku i czułem się jak idiota. Nie wiedziałem, czy mam kupić pieluchy, zabawki, czy może wódkę, żeby zapomnieć o tym wszystkim.

Patrzyłem w ścianę. W głowie przewijały się obrazy – ja, Alicja, ten chłopiec... a potem znowu cisza.

Nie doczekałem się ich

Piątek nadszedł szybciej, niż się spodziewałem. Od rana chodziłem jak w transie. Odkurzyłem mieszkanie, przestawiłem kilka rzeczy na półkach, kupiłem jakieś soki i paczkę ciastek. Nawet znalazłem pluszowego misia w osiedlowym sklepiku – leżał samotnie na półce, jakby czekał właśnie na mnie. Patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy naprawdę za chwilę w drzwiach stanie Alicja z dzieckiem.

Czekałem. Siedziałem przy stole, spoglądałem co chwilę na telefon, na zegarek, na zdjęcie chłopca. Piętnasta, szesnasta... Nic. Ani SMS-a, ani telefonu. W głowie kłębiły się myśli. „Może coś się stało? Może się rozmyśliła? A może to faktycznie była jakaś chora gra?”.

Złapałem telefon, wykręciłem jej numer. Sygnał. Potem cisza. Spróbowałem jeszcze raz. Telefon był wyłączony. Zacząłem chodzić po pokoju tam i z powrotem, czując, jak coś mnie dusi od środka. Czekałem tak aż do nocy, aż w końcu padłem na kanapę i zasnąłem.

Obudził mnie dźwięk telefonu. Drżały mi ręce, kiedy go odbierałem. To nie była Alicja. To był ktoś inny.

– Bartek, cześć, tu Ola, znajoma Alicji. Wiem, że na nią czekasz... Nie wiem, jak ci to powiedzieć... Ona miała wypadek samochodowy. Zginęła. Nie wiadomo, co z dzieckiem.

Zamarłem. Głos dziewczyny dobiegał jakby z oddali, jak przez mgłę. W głowie miałem tylko jedno: Alicja zginęła. Dziecko... zginęło?

Stałem jak sparaliżowany, patrząc na zdjęcie chłopca.

– To... niemożliwe – wyszeptałem w pustym pokoju.

Nie mogłem dojść do siebie

Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, wpatrując się w sufit, a myśli kłębiły się w głowie jak dzikie zwierzęta. Co miałem teraz zrobić? Zniknęła. Po prostu zniknęła. A dziecko? Ten chłopiec ze zdjęcia – mój syn? Czy on też zniknął?

Próbowałem sobie przypomnieć każdą rozmowę z Alicją, każde spojrzenie, gest. Czy dawała mi jakieś sygnały, że coś takiego się wydarzy? Nie, wtedy, nad morzem, wszystko wydawało się lekkie, bez zobowiązań. A teraz czułem się, jakby ktoś zabrał mi powietrze.

Rano wyszedłem z mieszkania, jakbym chciał uciec od własnych myśli. Szedłem przed siebie bez celu, mijając ludzi, których twarze wydawały mi się obce, zimne. Na przystanku autobusowym zobaczyłem chłopca, który trzymał ojca za rękę. Miał podobne włosy jak ten na zdjęciu. Pomyślałem: „To mógłbym być ja. To mógłby być mój syn”.

Dotarłem na bulwary nad Bystrzycą, usiadłem na ławce i patrzyłem na wodę, która leniwie płynęła przed siebie. W głowie kołatała jedna myśl: „Może mogłem coś zrobić. Może gdybym zadzwonił wcześniej, pojechał do niej... Może to moja wina?”

Obwiniałem się o wszystko. Czułem się bezsilny, zagubiony. Nie wiedziałem, czy mam dziecko, czy mam szukać Alicji, czy pogodzić się z tym, że zniknęła jak sen.

Patrzyłem na zdjęcie chłopca i ściskałem je tak mocno, że aż zgięło się na rogu.

– Gdzie jesteście? – wyszeptałem w pustkę, ale odpowiedziała mi tylko cisza.

Zostało mi tylko zdjęcie

Minęły dwa tygodnie. Każdego dnia sprawdzałem telefon, skrzynkę mailową, zaglądałem na portale informacyjne. Szukałem wiadomości o Alicji, o wypadku, o dziecku. Pytałem w szpitalach, dzwoniłem do urzędów, przeszukiwałem internet, ale nigdzie nie było śladu. Jakby zapadła się pod ziemię. Jakby nigdy nie istniała.

Czasami myślałem, że to wszystko było snem. Patrzyłem na zdjęcie chłopca i zastanawiałem się, czy nie oszalałem. Może sobie to wymyśliłem? Ale nie – zdjęcie było prawdziwe, a jego oczy nadal mnie prześladowały.

Siedziałem w parku na ławce, otulony w kurtkę, bo zrobiło się już chłodno. Wokół biegali ludzie z dziećmi, z wózkami, a ja czułem się, jakbym siedział w jakiejś bańce, odgrodzony od świata.

Dlaczego mi to zrobiłaś, Alicjo? – powiedziałem cicho, patrząc na zdjęcie. – Dlaczego wciągnęłaś mnie w to wszystko, a potem zniknęłaś? Jak mogłaś tak po prostu odejść?

Poczułem, jak coś ściska mnie w gardle. Zacisnąłem pięści, jakby chciał wyrzucić z siebie całą tę frustrację, żal, strach. A potem… po prostu siedziałem. Patrzyłem na to zdjęcie i łzy zaczęły same spływać po policzkach.

A jeśli nigdy się nie dowiem? – wyszeptałem w pustkę. – Jeśli już nigdy nie zobaczę mojego dziecka?

Czułem się bezradny. Bez odpowiedzi. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek życia i zostawił pustkę, z którą nie umiałem sobie poradzić.

Nigdy tego nie zapomnę

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. Zrzuciłem kurtkę na podłogę, nie miałem siły jej odwiesić. Usiadłem przy stole i wpatrywałem się w zdjęcie chłopca. Leżało tam, odrapane od ciągłego dotykania, jak wyrzut sumienia.

W pokoju panowała cisza. Tak głęboka, że słyszałem własny oddech. Nie dzwonił telefon, nie przyszedł żaden list, nie odezwał się nikt, kto mógłby mi coś wyjaśnić. Alicja zniknęła, a z nią ten kawałek mojego życia, który nagle wydawał się tak cholernie ważny.

Próbowałem poukładać to sobie w głowie. Może nigdy się nie dowiem. Może nigdy nie spotkam się z tym chłopcem, nigdy nie usłyszę, jak mówi „tata”, nigdy nie zobaczę, jak stawia pierwsze kroki, jak się śmieje, jak płacze. Może byłem tylko przelotem w życiu Alicji, przypadkiem, który nie miał się liczyć. Może to wszystko było jakimś dziwnym, chorym żartem losu.

Ale może… Może jednak straciłem coś, czego już nigdy nie odzyskam. Może przegapiłem szansę na coś ważnego, na coś, co mogło odmienić moje życie.

Patrzyłem na zdjęcie i czułem, jak narasta we mnie pustka. Byłem sam. W tym mieszkaniu, w tym mieście, w tym świecie, który nagle stał się obcy i zimny.

Nie wiedziałem, co zrobić. Nie wiedziałem, co będzie dalej. Może już nigdy nie dostanę odpowiedzi. Może tak właśnie miało być. Ale nie mogłem przestać myśleć o tych oczach.

Bartosz, 32 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama