Reklama

To był 8 marca. W pracy od rana słychać rozmowy o kwiatach, kolacjach i niespodziankach. Koleżanki prześcigają się w opowieściach o romantycznych gestach swoich mężów. Wracając do domu, czuję lekkie podniecenie – może Marek też coś przygotował?

Wchodzę do mieszkania, a na stole rzeczywiście leży prezent, elegancko zapakowany. Uśmiecham się i rozrywam papier. Ale kiedy widzę tytuł książki – „Jak być lepszą żoną” – serce mi zamiera.

To jakiś żart? – pytam, licząc na jego uśmiech.

– Wiesz… nie zaszkodzi poczytać – odpowiada spokojnie.

Ręce mi opadają. Już wolałabym mikser.

Chciał, żebym się „polepszyła”

Siedzę przy stole i wpatruję się w okładkę książki, jakby mogła mi wyjaśnić, dlaczego Marek uznał, że tego właśnie mi trzeba. Przecież nie daje się takiego prezentu komuś, kto jest dobrym partnerem.

– Naprawdę uważasz, że to ja mam być lepsza? – pytam, starając się mówić spokojnie.

Marek wzrusza ramionami.

– Po prostu pomyślałem, że może ci się spodoba.

– A ty? Masz zamiar przeczytać „Jak być lepszym mężem”?

Krzyżuje ręce na piersi i przewraca oczami.

– Kasiu, nie przesadzaj. To na pewno ciekawa książka.

Czuję, jak zaciska mi się gardło. Cały dzień czekałam na jakąś czułość, na dowód, że mu na mnie zależy. A dostałam… to.

Chciałeś mi coś powiedzieć tym prezentem? Może że cię zawodzę? Że coś robię źle? – patrzę na niego spod przymrużonych powiek.

– Na litość boską! – wzdycha. – To po prostu książka. Jak nie chcesz, to nie czytaj!

Ale dla mnie to nie jest „po prostu książka”. To dowód, że Marek widzi we mnie nie żonę, którą kocha, ale kogoś, kogo trzeba naprawić. Jak sprzęt kuchenny.

Wieczorem leżę w łóżku i przewracam się z boku na bok. W głowie kłębią się myśli. Może on ma rację? Może przestałam się starać? A potem przychodzi ta najgorsza myśl: a może on po prostu mnie nie kocha?

Zaczęłam się nad tym zastanawiać

Następnego dnia w pracy nie mogę się skupić. Wciąż myślę o książce i o tym, co symbolizuje. Gdy tylko kończę zmianę, dzwonię do mojej przyjaciółki, Natalii.

– Musimy się spotkać i może… napić – mówię zamiast przywitania.

Natalia nie pyta o szczegóły. Kwadrans później siedzimy w naszej ulubionej kawiarni. Opowiadam jej o wszystkim, a ona słucha z miną, jakbym powiedziała jej, że Marek wręczył mi powód do rozwodu.

– Książka o tym, jak być lepszą żoną? – prycha. – Serio? On jest jakiś niepoważny.

Może to ja przesadzam? – wzdycham, mieszając łyżeczką w herbacie.

Natalia unosi brew.

– A może nie? Może po prostu traktuje cię jak coś oczywistego.

Te słowa zostają mi w głowie. Wracam do domu i postanawiam sprawdzić, czy Natalia ma rację. Przestaję się starać. Nie pytam Marka, jak minął dzień. Nie przytulam go na powitanie. Nie robię jego ulubionej kolacji. Ale i tak nic się nie zmienia.

Marek nie pyta, czy coś jest nie tak. Nie zauważa różnicy. Siedzi przy komputerze, ogląda coś w telefonie, czasem rzuci mi zdawkowe „jak tam?” bez odrywania wzroku od ekranu.

Wieczorem w końcu nie wytrzymuję.

– Marek, czy ty w ogóle zauważyłeś, że coś się zmieniło?

Patrzy na mnie zdziwiony.

– O co ci znowu chodzi, Kasiu?

I wtedy uderza mnie coś przerażającego: on już dawno przestał się starać, tylko ja tego nie zauważyłam. Staliśmy się dla siebie jak zupełnie obcy ludzie, którzy mieszkają w jednym domu.

Ktoś inny mnie docenił

W pracy staram się zachowywać normalnie, ale Natalia od razu zauważa, że coś jest nie tak. Nie naciska, po prostu zamawia dla mnie większą kawę i mruga porozumiewawczo. To właśnie lubię w naszej przyjaźni – nie muszę mówić wszystkiego wprost.

To właśnie w taki dzień Tomek siada przy moim biurku.

– Hej, wszystko w porządku? – pyta.

Znamy się od lat. Jest koleżeński, zabawny, ale nigdy nie przekraczał granicy, którą wyznacza mój małżeński status. Dzisiaj jednak w jego głosie jest coś, czego wcześniej nie zauważałam – prawdziwa troska.

A wygląda, jakby było? – uśmiecham się smutno i pytam zmęczonym głosem.

Przygląda mi się przez chwilę, jakby rozważał, czy może naciskać.

– Może masz ochotę wyskoczyć na kawę po pracy?

W normalnych okolicznościach odmówiłabym od razu. Ale te okoliczności nie są normalne. Zbyt długo czułam się niewidzialna dla własnego męża.

– Czemu nie – odpowiadam.

Spotkanie z Tomkiem jest lekkie, naturalne. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Śmieję się częściej, niż przez ostatni miesiąc. A kiedy Tomek mówi, że świetnie wyglądam, czuję coś, czego nie powinnam – dreszcz ekscytacji.

Wracam do domu z uśmiechem na twarzy, ale szybko gaśnie, kiedy widzę Marka. Siedzi na kanapie, nawet nie podnosząc wzroku znad telefonu.

– Hej – rzucam.

– Hej – odpowiada i przegląda dalej telefon.

Nie pyta, gdzie byłam. Nie zauważa różnicy w powrocie do domu. A ja myślę tylko o tym, że Tomek by zauważył.

Wszystko mu wyznałam

Marek w końcu zauważa, że coś jest inaczej. Może to przez to, że rzadziej zaczepiam go rozmową. Może przez to, że przestałam pytać, czy zrobiłam dla niego za mało. A może – choć to najgorsza z możliwości – dlatego, że widzi zmianę w moim spojrzeniu.

Siedzę przy stole, bezmyślnie przesuwając widelcem po talerzu, gdy w końcu mówi:

– Ostatnio zachowujesz się dziwnie.

– A ty nie? – odpowiadam odruchowo.

Podnosi wzrok znad telefonu, jakby pierwszy raz naprawdę mnie widział.

– Możemy normalnie porozmawiać?

Moje serce bije mocniej. Wreszcie. W końcu chce rozmawiać.

– Dobrze – mówię cicho.

Nie wiem, skąd biorę odwagę, ale wyrzucam z siebie wszystko. Mówię o tym, jak czuję się niewidzialna. Jak zabolała mnie ta książka. Jak przestałam się starać, żeby zobaczyć, czy to zrobi jakąś różnicę.

Marek wzdycha.

Nie chciałem zrobić ci na złość – zaczyna. – Może po prostu… nie jesteśmy już tacy jak kiedyś? Chcemy czego innego?

Patrzę na niego w osłupieniu. To tyle? Żadnej walki, żadnej próby ratowania?

I co teraz? – pytam drżącym głosem.

Marek wzrusza ramionami.

– Nie wiem.

To wtedy do mnie dociera. On jednak wie. On już podjął decyzję. Po prostu nie miał odwagi jej wypowiedzieć.

Potrzebowałam zmiany w życiu

Cisza między nami jest gęsta, niemal namacalna. Wpatruję się w Marka, próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy. Ale on tylko siedzi, jakby wszystko, co powiedziałam, nie miało żadnego znaczenia.

Nic więcej nie powiesz? – pytam, choć wiem, że nie powinnam.

Wzdycha, odkłada telefon na stół.

– Kasiu, ja naprawdę nie wiem, czego ty ode mnie oczekujesz. Przecież nic się między nami nie wydarzyło.

Nie wydarzyło? Chce mi się śmiać, ale zamiast tego czuję, jak do oczu napływają mi łzy.

– Może to jest właśnie nasz problem – mówię cicho. – Że nic się nie wydarza. Nigdy.

Marek patrzy na mnie przez chwilę, jakby ważył moje słowa.

– Może po prostu za bardzo to analizujesz – mówi w końcu. – Ludzie się zmieniają, związki się zmieniają. Dlaczego nie możesz tego zaakceptować?

Coś we mnie się łamie. Przez lata myślałam, że wystarczy się starać, że wystarczy dbać o siebie nawzajem. Ale co jeśli jedno z nas przestało?

Nie wiem, co bym powiedziała dalej, ale wtedy na stole wibruje mój telefon. Dzwoni Tomek. Widzę, jak Marek rzuca okiem na ekran, ale nie pyta, kto dzwoni. Nie interesuje go to.

Podnoszę telefon i wychodzę do drugiego pokoju.

– Hej – mówię, a mój głos brzmi pewniej, niż się czuję.

– Hej – Tomek się uśmiecha. – Co robisz jutro po pracy?

Zawieszam się na chwilę. Myślę o Marku. O tym, że pewnie nawet nie zauważy, kiedy wyjdę.

Nie mam planów – odpowiadam.

W tej chwili wiem, że właśnie podjęłam decyzję.

Nie zatrzymał mnie

Następnego dnia, kiedy wracam z pracy, Marek siedzi w tym samym miejscu co zawsze. Ten sam telefon w dłoni, ten sam obojętny wyraz twarzy. Kiedyś ten powrót do domu był dla mnie najprzyjemniejszym momentem dnia. Teraz czuję tylko pustkę.

Idę do sypialni i wyciągam walizkę. Pakuję rzeczy powoli, nie spiesząc się. Chcę zobaczyć, czy Marek zauważy. Czy zapyta. Mija piętnaście minut. Cisza.

W końcu wychodzę z walizką do salonu. Marek podnosi wzrok.

– Co robisz? – pyta, marszcząc brwi.

Biorę głęboki oddech.

Wyprowadzam się.

Przez chwilę wygląda, jakby nie rozumiał. Jakby ta sytuacja go przerosła.

– Kasiu, co ty wygadujesz?

Patrzę na niego uważnie. Chcę zobaczyć w jego oczach strach, smutek, żal. Cokolwiek. Ale jest tylko zdziwienie. Może odrobina zniecierpliwienia.

– Mówiłeś, że nic się między nami nie wydarzyło. I miałeś rację. Nie wydarzyło się też nic, co kazałoby mi zostać.

Przez chwilę myślę, że mnie zatrzyma. Że powie: „Poczekaj, naprawmy to”. Ale Marek tylko przeciera twarz dłonią i wzdycha.

Rób, co chcesz.

To wystarcza. Chwytam walizkę i wychodzę. Tomek czeka na mnie w kawiarni.

– I co teraz? – pyta, kiedy siadam naprzeciwko niego.

– Teraz… – uśmiecham się lekko. – Teraz będę żyć dla siebie.

Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno – nie potrzebuję książki, by być „lepszą żoną”. Potrzebuję kogoś, kto doceni to, kim już jestem.

Katarzyna, 35 lat

Czytaj także:
„Na Dzień Kobiet chciałam pierścionek, więc dostałam ten po byłej. To tak jak resztki z pańskiego stołu”
„Zazdrosna teściowa uznała, że mam romans. Z uśmiechem na ustach wystawiła mi walizki za drzwi i wyrzuciła na ulicę”
„Przekroczyłam z teściem w windzie wszelkie granice. Gdy mąż bawił się za ścianą, teść dawał mi najlepszy urodzinowy prezent”

Reklama
Reklama
Reklama