„Na Dzień Chłopaka dostałem drogi prezent od tajemniczej kobiety. Ten podstęp śmierdział jak tanie perfumy”
„Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy. Słychać było tylko kapanie z rynny i ciche szuranie jakiegoś kota w krzakach. Zebrałem się w sobie. Albo teraz, albo będę tego żałował. A przynajmniej będę o tym myślał przez następne kilka tygodni. – Może… wpadniesz kiedyś na kawę?”.

- Redakcja
Nie jestem kimś, kto celebruje Dzień Chłopaka. Ba, nawet swoich urodzin nie świętowałem od paru lat. Zamiast świeczek i tortu był zimny kebab zjedzony nad klawiaturą i serial w tle, bo głos w pustym mieszkaniu czasem robi różnicę.
Mam 28 lat, siedzę w tym samym mieszkaniu od studiów, jako grafik freelancer, i rzadko wychodzę dalej niż do paczkomatu czy dyskontu. Zwykle nie czuję samotności. Zwykle. Ale tego dnia... no, coś było inaczej.
Może to przez te głupie memy na Instagramie, gdzie dziewczyny wrzucały zdjęcia prezentów dla swoich facetów. Może przez to, że nie dostałem nawet SMS-a od byłej. Albo przez to, że czułem się po prostu... niewidzialny.
To była niespodzianka
Wróciłem z wieczornego spaceru – tak, czasem muszę przewietrzyć głowę, zanim wpadnę w dziurę z bezsennością. I wtedy to zobaczyłem. Mała paczka pod moimi drzwiami. Otworzyłem ją z mieszanką ciekawości i podejrzliwości, jakbym miał znaleźć w środku czyjąś odciętą rękę. Ale nie – to był zegarek. Elegancki, minimalistyczny, zupełnie nie w moim stylu… a może właśnie przez to wyglądał na wyjątkowy. W środku była też karteczka. Zwykła, wyrwana z notesu:
„Zasługujesz na kogoś, kto będzie cię widział naprawdę.”
Nie było podpisu. Ani inicjałów. Ani niczego.
Zamarłem.
– Co to, do cholery, ma być? – mruknąłem do siebie, zerkając na klatkę schodową. Nikogo nie było.
Usiadłem na kanapie z zegarkiem w dłoni, jakby to był dowód rzeczowy. Gapiłem się na niego dobre kilka minut. Kim trzeba być, żeby kupić mi taki prezent… i pozostać w cieniu? To nie był przypadek. Nie myli się mieszkania, nie zostawia się zegarków pod cudzymi drzwiami. Kim była kobieta, która mi go zostawiła?
To nie mogła być ona
Zadzwoniłem do Karoliny. Nie rozmawialiśmy od miesięcy, ale… kto inny miałby takie zapędy? Ona zawsze robiła wszystko z rozmachem, nawet odchodząc.
– Cześć – odezwałem się niepewnie. – Mam pytanie, trochę z czapy… Dostałem coś dziwnego na Dzień Chłopaka. Nie chcesz mi czegoś powiedzieć?
– Patryk… co? Przestań. Coś ci się śniło. – W jej głosie nie było ani cienia emocji. Tyle.
Zerwałem połączenie i rzuciłem telefon na łóżko. No dobra, czyli to nie Karolina. Więc kto?
Usiadłem przy biurku, odpaliłem komputer, ale nie byłem w stanie pracować. Zamiast ilustracji dla klienta z Niemiec, otworzyłem Facebooka. Może jakaś wiadomość? Zero. Nawet głupiego lajka.
Wtedy zadzwonił Michał.
– Ty stary, dostałeś coś od tajemniczej wielbicielki, czy jak? – zaśmiał się. – Może ta twoja sąsiadka z góry… Kamila, nie? Zawsze jakoś dziwnie na ciebie patrzyła, nie zauważyłeś?
Parsknąłem.
– Kamila? Przecież ona ledwo mówi "dzień dobry".
– Właśnie. Takie są najgorsze. Ciche wariatki.
Rozłączyłem się, ale jego słowa zaczęły mnie gryźć. Przypomniałem sobie, jak raz, zimą, potknąłem się przy śmietniku i ona podbiegła jako jedyna. Albo jak kiedyś zostawiła mi liścik, że zostawiłem włączone światło w aucie. Zacząłem łączyć fakty. Czy to naprawdę mogła być ona? Niemożliwe.
Nie dawało mi to spokoju
Nie mogłem tego tak zostawić. Jeszcze tego samego wieczoru napisałem krótką notatkę, najzwyklejszym długopisem, na wyrwanej kartce z zeszytu:
„Cześć. Jeśli to ty zostawiłaś mi prezent… dziękuję. Ale nie wiem, co mam myśleć.”
Zgiąłem ją na pół i zostawiłem pod drzwiami Kamili, jak idiota. Czułem się jak dzieciak z podstawówki, który podsuwa komuś walentynkę pod piórnik. I całkiem serio – miałem ochotę zaraz po tym uciec. Następnego dnia wracając z paczkomatu, zajrzałem do skrzynki. Zwykle są tam tylko reklamy i niezapłacone faktury. Tym razem – coś innego. Poskładany list, bez koperty.
Zacząłem czytać już na klatce. Pismo było równe, staranne, lekko pochylone. Treść?
„To nic wielkiego. Po prostu widzę cię, od dawna. Wiem, że pracujesz nocami, że czasem zapominasz o śniadaniu, że raz miałeś rękę w gipsie. Martwiłam się, kiedy zniknąłeś na dwa tygodnie. Patrzyłam, jak wracasz wieczorami, jak siadasz na balkonie z tą samą książką, której nigdy nie kończysz. Wiem, jak często siedzisz w ciszy. I wiem, że nikt cię nie widzi. Ale ja widzę”.
Zrobiło mi się gorąco. Czytałem to jak wiadomość od ducha, od jakiejś wersji mnie samego, której nie zauważałem.
Pod listem nie było podpisu. Usiadłem na schodach. Trzymałem ten list w rękach i czułem, że ktoś mnie zna lepiej, niż ja sam.
Poszedłem do sąsiadki
Wziąłem list, złożyłem go ostrożnie i wsunąłem z powrotem do kieszeni. Przez chwilę siedziałem w milczeniu na zimnych schodach, czując, jak obcy dreszcz przebiega mi po karku. Wieczorem zebrałem się na odwagę. Poszedłem na górę, do Kamili. Zadzwoniłem.
Drzwi otworzyły się powoli, jakby się mnie spodziewała.
– Cześć – zacząłem. – Przepraszam, że tak… wprost. Ale dostałem list. I wcześniej… ten prezent.
Milczała przez chwilę, zerkając mi gdzieś w okolice ramienia.
– Przepraszam… ja po prostu… patrzyłam, jak żyjesz – powiedziała cicho.
– Obserwowałaś mnie? – zapytałem, nie kryjąc już niepokoju.
– Nie jak w filmach. Nie mam żadnych kamer, nie grzebię ci w śmieciach. Po prostu… mijaliśmy się tyle razy. I byłeś jedyną osobą, która czasem mówiła mi „dzień dobry”.
Przyglądałem się jej uważnie. Miała rozpuszczone włosy, wyglądała zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Jakby przez te kilka słów zrzuciła z siebie jakąś maskę.
– To ty dałaś mi zegarek? – spytałem.
Kamila skinęła głową. Bez słowa. Jakby przyznanie się było dla niej czymś ostatecznym.
– Ale dlaczego? Skąd pomysł?
Zacisnęła usta i powiedziała:
– Bo… od dwóch lat codziennie mijam cię na schodach i nigdy nie miałam odwagi powiedzieć nic więcej. A potem widziałam, że jesteś smutny. I nie mogłam już tylko patrzeć.
Zamarłem. Słuchałem tego i nie wiedziałem, czy to słodkie, czy chore. Coś we mnie krzyczało „uciekaj”, ale coś innego – nie pozwalało odejść.
Nie zwracałam na nią uwagi
Michał zadzwonił wieczorem.
– No i co, pogadałeś z nią?
– Tak – odpowiedziałem cicho.
– I? Mówiłem ci, że coś jest na rzeczy. Miłość z klatki schodowej.
– To nie jest miłość – odparłem. – To samotność. Ale taka, wiesz… co wpełza gdzieś w kości, siedzi w szafie i oddycha razem z tobą. Aż przestajesz ją zauważać.
– Stary, może to nie romantyczne, ale to też nie jakiś stalker z horroru. Może po prostu… ktoś, kto był bardziej samotny niż ty – rzucił Michał po chwili milczenia.
Nie odezwałem się już więcej. Ale jego słowa siedziały mi w głowie. Położyłem się późno, a właściwie wcale. Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit. Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ktoś tak po prostu… zauważył mnie. Bez pytania, bez przymusu. A potem zrozumiałem, że Kamila była obok przez cały ten czas. Na schodach, w sklepie, mijana na parkingu.
Tylko ja nigdy jej nie widziałem. Byłem tak zajęty sobą, tak skupiony na tym, co straciłem, że nawet nie zauważyłem, że ktoś zwraca uwagę na mnie. I teraz nie wiedziałem, czy to jest wzruszające, czy przerażające.
Dałem jej szansę
Spotkałem ją przy śmietniku. Było po deszczu, asfalt kleił się pod butami, a powietrze pachniało wilgocią i detergentem. Kamila stała z reklamówką w ręku, próbując otworzyć mokrą klapę kontenera. Zobaczyła mnie kątem oka. Znieruchomiała.
– Hej – rzuciłem cicho.
– Hej – odpowiedziała jeszcze ciszej. Wypuściła powietrze, jakby od tygodnia go wstrzymywała.
Przez chwilę staliśmy w niezręcznej ciszy. Słychać było tylko kapanie z rynny i ciche szuranie jakiegoś kota w krzakach. Zebrałem się w sobie. Albo teraz, albo będę tego żałował. A przynajmniej będę o tym myślał przez następne kilka tygodni.
– Może… wpadniesz kiedyś na kawę?
Kamila podniosła wzrok. Jej oczy zrobiły się wielkie, zaskoczone. Jakby nie dowierzała.
– Serio?
– Serio. W sensie… nie wiem, po prostu. Może dobrze by nam zrobiło, żeby ktoś… był. Chociaż na chwilę.
Uśmiechnęła się lekko. Ten uśmiech był trochę jak przeprosiny, trochę jak ulga.
– Dobrze.
I w tym była szansa. Maleńka, ale prawdziwa. Nie wiedziałem, co z tego będzie. Nie planowałem zakochać się w sąsiadce, która znała kolor moich oczu i godziny snu. Ale po raz pierwszy od dawna poczułem, że ktoś naprawdę chce mnie poznać.
Patryk, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że mój wnuczek to złoty chłopiec, a on okazał się niezłym cwaniaczkiem. Musiałam dać mu ostrą nauczkę”
- „Byłem królem życia, ale wszystko zmienił 1 moment. Teraz nie mam pieniędzy ani grama szacunku do siebie”
- „Chciałam zrobić jesienne porządki i zatrudniłam gosposię do pomocy. Teraz mam czyste okna i brudne sumienie męża”

