„Na chrzcie syna teść odpiął wrotki i wygadał prawdę o moim ojcu. Już wiem, dlaczego mama mnie ostrzegała”
„Zamarłam. Co on opowiada? Zwariował? Wiem, że Zbigniew lubi zaglądać do kieliszka i najczęściej podczas wesel i innych rodzinnych imprez teściowa musi go naprawdę dobrze pilnować, żeby czegoś nie wywinął. Ale coś takiego?”.

- Listy do redakcji
Mam na imię Alicja, mam trzydzieści lat, kochającego męża, zdrowego synka i, jak mi się do niedawna wydawało, ustabilizowane życie. Chrzest Olafa miał być dniem radosnym, pełnym wzruszeń i rodzinnych uniesień. Miał być. Bo jedna pijana uwaga teścia wystarczyła, żeby runął cały mój świat.
Czułam, że nic nie może pójść nie tak. Biel odświętnej sukienki, kupionej specjalnie na tę okazję, zapach wosku świec, pięknie przystrojony świeżymi kwiatami kościół, uśmiech mojego męża. Wszystko było jak z bajki. Jestem wierząca, dlatego ta okazja była dla mnie bardzo ważna. Uroczystość była naprawdę wzruszająca, a ja byłam dumna, że moje maleństwo przyjmie swój pierwszy w życiu sakrament.
Przyjęcie było dopięte na ostatni guzik
Piękna, rustykalna sala w agroturystyce, mały Olaf w śnieżnobiałym ubranku, my, czyli dumni rodzice, i rodzina, która po raz pierwszy od dawna zebrała się razem. Byłam szczęśliwa.
Tę agroturystykę wybrałam nie bez powodu. Gospodarze byli naprawdę życzliwi, a miejsce piękne, ciche i naprawdę spokojne.
– Będziemy mogli swobodnie posiedzieć przy stole, pogadać, wyjść do ogrodu. Dla dzieciaków jest huśtawka, trampolina, piaskownica, zabawki. Nie będą musiały sztywno tkwić na swoich miejscach. Najwyżej się ich poprzebiera w coś mniej eleganckiego i mogą szaleć do woli – tłumaczyłam mamie swoją decyzję dotyczącą wyboru miejsca na przyjęcie.
– Pewnie, masz rację dziecko. Zawsze lepsze jest sprawdzone miejsce niż jakaś droga restauracja, która niby jest elegancka, ale tak naprawdę wszystko robią tam jedynie dla pieniędzy i na pokaz – mama pokiwała głową.
Cieszyłam się, że mnie rozumie. Tymczasem ona jeszcze wspomniała rodzinną uroczystość sprzed roku. To dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję.
– Pamiętasz, jak byliśmy na chrzcinach Martynki? Podzielili dużą salę w hotelu parawanami na trzy imprezy. Było drogo, a żadnej prywatności. Młodzież za tym parawanem zaczynała właśnie świętowanie osiemnastki i wrzeszczała wniebogłosy. Coś takiego to już nie na ma moje nerwy – teraz obie się z tego śmiałyśmy, ale mojej kuzynce rok temu naprawdę nie było do śmiechu, bo czuła, że ktoś zepsuł jej dziecku ważny dzień i jeszcze wziął za to wszystko grubą kasę.
Byłam szczęśliwa z jeszcze jednego powodu. Jakiego? Otóż mój tata, którego widywałam rzadko, głównie dlatego, że mieszkał daleko, przyjechał, jak obiecał. Trochę się zmienił, posiwiał, schudł, ale był obecny. Dla mnie tylko to się liczyło. Bardzo chciałam, żeby i on towarzyszył wnukowi w tym bardzo ważnym wydarzeniu, dlatego czułam, że los naprawdę mi sprzyja.
Początkowo wszystko szło znakomicie
Razem z mężem zamówiliśmy catering w sprawdzonej firmie, dlatego byliśmy pewni, że wszystko będzie świeże, zdrowe i pyszne. Było tradycyjnie. Rosół na trzech rodzajach mięs, tłuczone ziemniaki i frytki do wyboru, bukiet sałatek, schabowe dla dorosłych i mięciutkie kotleciki z kurczaka dla najmłodszych. Później miały być krokiety z barszczykiem, prawdziwy bigos, ryba w galarecie i inne pyszności. Wiedziałam, że moi bliscy lubią polską kuchnię, dlatego zaplanowaliśmy właśnie najbardziej popularne od lat dania, sałatki, przekąski i przystawki.
Wszyscy byli zachwyceni. Pyszne jedzonko, rozpływające się w ustach ciasta, słodkie desery, lody. Przy stole panował gwar. Rozmowy, śmiechy, wspominanie dziecięcych przygód, wypytywanie, co u kogo słychać. Gdy dzieciaki pobiegły do ogrodu pod czujnym okiem Eweliny, siostry mojego męża, teść zaczął rozlewać alkohol do kieliszków. Toast za chrzest, toast za zdrowie wnuka, toast za rodzinne spotkanie. Goście próbowali przysmaków, wznosili kieliszki, śmiali z komentarzy wujka Marka. Było naprawdę rodzinnie i swobodnie.
Święto zamieniło się w koszmar
„Takie świętowanie to ja rozumiem. Jest zabawnie, z humorem, ale i kulturą” – pomyślałam w pewnym momencie.
I chyba zrobiłam to nie w porę. Bo teść, zachęcony kolejnymi kieliszkami, nagle postanowił przejąć pałeczkę i coś ogłosić. Wstał, stuknął łyżeczką o filiżankę i powiedział:
– No, Alicjo, trzeba przyznać… Dobrze, że twój ojciec w końcu wyszedł z tego więzienia. Tyle lat… To się chłopina nacierpiał. A teraz wreszcie jest tutaj z nami wszystkimi.
Zamarłam. Co on opowiada? Zwariował? Wiem, że Zbigniew lubi zaglądać do kieliszka i najczęściej podczas wesel i innych rodzinnych imprez teściowa musi go naprawdę dobrze pilnować, żeby czegoś nie wywinął. Ale coś takiego? Na chrzcinach swojego własnego wnuka? Aż tak alkohol uderzył mu do głowy, że zmyśla głupoty?
Spojrzałam w stronę ojca, który zastygł z widelcem w dłoni. Teściowa ukryła twarz w dłoniach. Czyżby w słowach Zbigniewa była jakaś cząstka prawdy?
Tylko ja nic nie wiedziałam
– Z… z więzienia? – wydukałam, licząc ze wszystkich sił na to, że się przesłyszałam.
– A co? To ty nie wiedziałaś? – teść roześmiał się, trochę zakłopotany. – Myślałem, że to żadna tajemnica. Przecież cała okolica o tym aż huczała.
Wszyscy przy stole zamilkli. Spojrzałam na męża, który wyglądał na równie zaskoczonego jak ja. Mama spuściła wzrok. Teściowa wstała bez słowa i po prostu wyszła. Tata... patrzył na mnie z kamienną twarzą. I milczał. Nie pamiętam, jak dokończyłam ten dzień. Z uśmiechem na twarzy, dla pozorów, ale w środku byłam roztrzęsiona. Wszystko w mojej głowie krzyczało, że to jakiś żart.
Ale wiedziałam, że to nie był żart. Zbigniew lubił wypić i czasami opowiadał głupoty, ale na pewno nie zmyśliłby czegoś takiego. Po co niby miałby to robić? I do tego ogłaszać to akurat podczas chrzcin Olafa?
Powiedziała mi prawdę
Następnego dnia pojechałam do mamy. Nie było już sensu udawać, że nic się nie stało.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam bez zbędnego wstępu.
– Bo byś go od razu skreśliła – odpowiedziała cicho, unikając mojego wzroku. – Chciałam, żebyś znała tylko tę jego lepszą stronę. To w końcu twój ojciec. A dziecko powinno kochać i szanować swojego ojca.
– Czy to właśnie dlatego był nieobecny przez całe moje dzieciństwo?
– Tak – potwierdziła, wiedząc, że teraz nie ma już najmniejszego sensu brnąć w dalsze kłamstwa.
Mama zaparzyła herbatę malinową. Taką samą jak w dzieciństwie. Nalała ją nawet do starych kubków. Tych, które zawsze podawała mi, gdy byłam przeziębiona. Zaczęłyśmy rozmowę. Kolejne słowa padały niczym ciężkie kamienie, przed którymi nie ma ucieczki. I każde z nich bolało.
Dowiedziałam się, że mój ojciec siedział w więzieniu przez prawie 12 lat. Za oszustwa finansowe i malwersację pieniędzy. To były podobno duże, medialne sprawy. Mama postanowiła odciąć się od tej przeszłości. A kiedy tata wyszedł, próbował odbudować kontakt. Dlatego pojawił się w moim życiu jako „ten nieobecny, ale dobry” tata z daleka.
– I ty pozwoliłaś, żebym wierzyła w tę bajkę? Skoro wokół aż huczało od plotek? Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego mnie okłamałaś? Przecież zawsze ci ufałam – nie potrafiłam zrozumieć tego, co mi zrobiła.
– Bo chciałam oszczędzić ci wstydu – odparła. – I bólu. Wystarczy, że ja bardzo przeżywałam tę sprawę i cierpiałam przez złe słowa ludzi. Chciałam, żebyś ty tego wszystkiego mogła uniknąć.
Wtedy przypomniałam sobie, że w dzieciństwie bardzo często ostrzegała mnie, żebym nie wierzyła w ludzkie plotki. Powtarzała mi, że ludzie bywają zawistni i nie zawsze mówią prawdę. Wtedy myślałam, że chodzi jej głównie o moje relacje z koleżankami. Teraz wiem, że na swój sposób próbowała przygotować mnie na przypadkowo usłyszane słowa o moim ojcu.
Zaczęłam własne śledztwo
Nie mogłam tego tak zostawić. Chciałam wiedzieć więcej. Chciałam poznać całą prawdę. Ale mama nie chciała mi niczego tłumaczyć. Powiedziała jedynie to, co niezbędne i uznała, że nie ma sensu drążyć.
– Ja tam niczego więcej nie wiem – zakończyła naszą rozmowę i później już milczała na ten temat jak grób.
Zaczęłam więc szukać informacji w internecie. Wpisałam nazwisko ojca, jego dane, miejscowość. Znalazłam artykuły sprzed lat. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Mój tata był wtedy właścicielem kilku firm, oszukiwał kontrahentów, wyłudzał kredyty. To były przestępstwa na naprawdę dużą skalę.
Poczułam się, jakby ktoś z całej siły uderzył mnie w brzuch. Zadzwoniłam do niego. Powiedziałam, że chcę porozmawiać. Spotkaliśmy się w małej kawiarni. Przyszedł z opuszczoną głową, jakby wiedział, co nadchodzi.
– Tato, dlaczego? Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?
Milczał długo. W końcu westchnął.
– Bo kiedy popełniasz błąd, który niszczy wszystko, to tracisz prawo do wyjaśnień. Czekałem, aż będziesz gotowa mnie zapytać. I aż ja będę gotów ci opowiedzieć.
Wszystko się zmieniło
Czy można nadal kochać ojca, gdy dowiadujesz się, że był przestępcą? Że przez jego winy cierpiała twoja mama, a ty żyłaś w iluzji? Nie wiem. Serce mówi jedno, rozsądek drugie. Wiem tylko, że nie chcę, żeby mój syn miał przede mną tajemnice. Że nie można budować relacji na kłamstwie. I że w życiu nic nie jest czarno-białe.
Dziś nadal rozmawiam z ojcem, ale już inaczej. Bardziej dojrzale, ostrożnie. Czasami myślę, że to spotkanie po chrzcie było konieczne, żeby zerwać z przeszłością. Nie zmienię tego, co było. Ale mogę zdecydować, kim chcę być teraz. Jako córka, matka i żona. Bo prawda boli, ale tylko ona daje wolność. Nawet gdy wychodzi na jaw w najmniej odpowiednim momencie.
Czy mam żal do teścia? Chyba nie. Wiem, że mógł zrobić to w inny sposób. Nie musiał psuć tak ważnego dnia swojego wnuka. Ale to właśnie dzięki niemu poznałam prawdę.
Alicja, 30 lat
Czytaj także:
- „Ojciec odezwał się po 15 latach. Kiedy już ogarnęłam swoje życie, znowu chciał zrobić w nim bałagan”
- „Od obcego człowieka w pociągu usłyszałem prawdę o życiu. Uznałem, że pora zacząć działać na własnych zasadach”
- „Na spotkaniach klasowych udawałam bogatą bizneswoman. Pieniądze kocham, ale niestety bez wzajemności”

