„Na chrzcie syna mąż zgotował mi niespodziankę życia. Nie spodziewałam się, jaką tajemnicę skrywała jedna z kopert”
„Serce waliło mi mocno. Ktoś przewrócił kieliszek, wino rozlało się na obrus, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy patrzyli na mnie. Marek podniósł się powoli, jakby chciał nadać tej chwili dodatkowy ciężar”.

Lśniące kieliszki stukały o siebie w radosnym brzmieniu toastów, śmiechy niosły się ponad stołem, a ja – siedziałam pośród nich, uśmiechałam się, choć w środku dusił mnie strach. Wszystko wydawało się idealne: ciepłe światło świec, pięknie nakryty stół, mój mąż, który trzymał mnie za rękę. Marek wyglądał na spokojnego, ale od tygodni wiedziałam, że coś się zmieniło. Przez lata znałam każdą jego minę, każde westchnienie. Teraz milczał więcej niż zwykle. Jego spojrzenie było inne – badawcze, zimniejsze. Nie pytał, ale czekałam, aż zapyta.
Zmroziło mnie
Podniosłam się, żeby zacząć otwierać prezenty na chrzest dla naszego synka. To powinien być miły moment. Sięgnęłam po kolejny podarek – był prosty, zapakowany w białe pudełko, bez żadnego podpisu.
– Kto to zostawił? – zapytałam, ale nikt się nie odezwał.
Mój uśmiech nieco osłabł, gdy zdjęłam pokrywkę. W środku zobaczyłam złożoną kartkę i kopertę. Drżącymi palcami rozwinęłam papier. Czarnym, wyraźnym pismem ktoś napisał tylko jedno zdanie: „Zanim będziemy dalej udawać”.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Chwyciłam kopertę, otworzyłam ją mechanicznie, jak w transie. W środku leżał test DNA. Podniosłam wzrok. Naprzeciwko mnie siedział Marek. Oczy miał wbite we mnie, a jego twarz była kamienna.
– Otwórz to tutaj – powiedział zimnym, niemal rozkazującym tonem. – Wszyscy czekamy.
Cisza w pokoju była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
Byłam przerażona
Moje palce były lodowate, kiedy wyjęłam dokument. Gdy zaczęłam czytać, poczułam, jak moje życie rozpada się na kawałki. Wszystko wokół mnie zamieniło się w szum. Wtedy usłyszałam jego głos.
– Więc?
Spojrzałam na Marka.
– Kto?
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, na kogo uciekł mi wzrok. Wiedziałam, że spojrzałam na Tomka.
Serce waliło mi tak mocno, że ledwo słyszałam szepty dookoła. Ktoś przewrócił kieliszek, wino rozlało się na obrus, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Wszyscy patrzyli na mnie. Marek podniósł się powoli, jakby chciał nadać tej chwili dodatkowy ciężar. Przełknęłam ślinę, czując, jak moje gardło zaciska się coraz mocniej.
– Marek… – szepnęłam, ale on tylko kiwnął głową w stronę koperty.
Nie miałam odwrotu. Rozdarłam papier. Wyjęłam dokument i przejechałam wzrokiem po wynikach. Szukałam ratunku, choć w głębi duszy wiedziałam, że go tam nie znajdę.
Wszystko się wydało
Marek wyrwał mi test z rąk i spojrzał na niego. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. A potem przeczytał na głos:
– Prawdopodobieństwo ojcostwa: zero procent.
Wstrzymałam oddech. Przez chwilę panowała cisza tak absolutna, że słyszałam tykanie zegara na ścianie. A potem zaczęły się szepty. Matka chrzestna przewróciła kieliszek, ktoś głośno wciągnął powietrze. Po mojej lewej stronie matka ścisnęła nerwowo dłonie. Tylko Marek patrzył na mnie w milczeniu. Nie krzyczał. Nie rzucał oskarżeń. Ale jego oczy… Wolałabym, żeby wrzeszczał.
– Więc? – zapytał sucho.
Czułam, jak moje usta otwierają się, próbując sklecić jakieś słowa. Cokolwiek. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wtedy Marek spojrzał na Tomka.
– Kto? – jego głos drżał ze złości.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Ale moje ciało mnie zdradziło. Wzrok uciekł mi w stronę Tomka. Usłyszałam cichy szmer przesuwającego się krzesła. Marek powoli odwrócił się w jego stronę. Tomek był blady jak ściana.
– Wiedziałeś? – zapytał Marek.
– Ja… – Tomek otworzył usta, ale natychmiast je zamknął.
Mój świat runął
Moje nogi stały się jak z waty. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Marek spojrzał na mnie po raz ostatni, po czym rzucił test na stół i wyszedł. Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem. A ja wiedziałam, że moje życie właśnie się skończyło.
Przez chwilę miałam wrażenie, że to, co się dzieje, nie jest prawdziwe, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę. Ale szepty dookoła i wbijające się we mnie spojrzenia nie pozwalały uciec od rzeczywistości.
Tomek wstał gwałtownie, jakby chciał za mną stanąć, obronić mnie przed tłumem, ale nie wiedział, jak to zrobić. Matka chrzestna zakryła usta dłonią, ktoś nerwowo chrząknął.
– Olga, powiedz coś – usłyszałam cichy, drżący głos mojej matki.
Ale co miałam powiedzieć? Że to nieprawda? Że test się pomylił? Nie mogłam, bo wiedziałam, że wynik jest prawdziwy.
Tomek w końcu przełknął ślinę i spojrzał na mnie z niemym pytaniem.
– To był… – zaczęłam, ale mój głos brzmiał obco, jakby nie należał do mnie. – To była pomyłka.
Nie mogłam dalej udawać
Marek wrócił. Nie słyszałam, kiedy otworzył drzwi, ale jego kroki były ciężkie i powolne.
– Pomyłka – powtórzył, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał. – Więc to był przypadek?
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
– Więc to on? – wskazał na Tomka, który stał nieruchomo jak posąg.
Tomek otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Nie było już sensu się bronić, bo wszystko stało się. Nie potrafiłam spojrzeć w oczy ani jednemu, ani drugiemu.
Marek nie powiedział już nic więcej. Po prostu odwrócił się i wyszedł, tym razem na dobre. Zostałam wśród gości, którzy patrzyli na mnie z szokiem i współczuciem. W jednej chwili wszystko się skończyło.
– Powinnaś za nim pójść – powiedziała matka, ale nawet nie drgnęłam.
Nie wiedziałam, gdzie poszedł, ale czułam, że jeśli wyjdę za nim teraz, usłyszę słowa, których nigdy nie zapomnę. Tomek w końcu podszedł do mnie.
– Olga… – zaczął cicho.
Nie chciałam, żeby tu stał, nie chciałam, żeby wszyscy patrzyli, ale nie mogłam nic z tym zrobić.
– To koniec – wyszeptałam.
I wiedziałam, że to była prawda.
Zrobiło się pusto
Po odejściu Marka w domu nadal panowała martwa cisza. Goście unikali mojego wzroku, niektórzy nerwowo sączyli szampana, jakby chcieli w ten sposób zapełnić pustkę. Widziałam, że kilka osób wstało i zaczęło się zbierać do wyjścia. Nie dziwiłam się. Kto chciałby być świadkiem katastrofy?
Tomek nadal stał obok mnie, ale milczał. Czułam, że chciałby coś powiedzieć, dotknąć mnie, może nawet pocieszyć, ale nie miał prawa.
– Olga, musisz coś zrobić – usłyszałam głos matki.
Spojrzałam na nią, ale jej twarz była rozmazana, jakbym patrzyła przez szybę pokrytą deszczem.
– Idź za Markiem – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Nie mogłam. Moje nogi były jak z ołowiu, a serce waliło tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.
– Olga… – odezwał się Tomek.
Odwróciłam się do niego gwałtownie.
– Nie mów nic – syknęłam.
Widziałam, jak jego szczęka drgnęła, ale posłuchał. Nie powiedział nic więcej.
Nie wiedziałam, co dalej
Goście zaczęli wychodzić. Część osób nawet się nie pożegnała. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, ale nie miałam siły sprawdzić kto. Po kilku minutach zostałam sama. Tylko Tomek nadal stał.
– Muszę go znaleźć – powiedziałam w końcu.
– Pójdę z tobą.
– Nie.
Nie protestował. Wziął płaszcz i wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Znalazłam Marka w naszym mieszkaniu. Siedział w kuchni, przy stole, z pustym wzrokiem wbitym w ścianę.
– Marek… – zaczęłam cicho, ale nie zareagował. – Przepraszam – wyszeptałam.
– Przepraszasz? – zapytał bez emocji.
Pokiwałam głową.
– I co teraz? – zapytał. – Co chcesz zrobić?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Marek, ja…
– Kiedy to się stało? – przerwał mi.
Spuściłam głowę.
– Kiedy byłaś w trzecim miesiącu ciąży, liczyłem dni – powiedział cicho. – Już wtedy czułem, że coś jest nie tak. Ale ufałem ci.
Wszystko się skończyło
Zacisnęłam dłonie na materiale sukienki.
– To był tylko jeden raz – powiedziałam w końcu.
Zaśmiał się gorzko.
– Jeden raz? Olga, to nie ma znaczenia. Fakt jest taki, że okłamywałaś mnie przez cały ten czas.
Nie miałam jak się bronić.
– To był błąd…
– Nie. To była decyzja – powiedział. – A potem kolejna, żeby mi o tym nie mówić.
Milczeliśmy przez chwilę.
– Kochasz go? – zapytał w końcu.
Pokręciłam głową.
– Nie.
– A więc to była tylko zdrada, bez żadnych uczuć? – zapytał.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Każda odpowiedź była zła. Wstał z krzesła i podszedł do mnie.
– Nie wiem.
Jego twarz zrobiła się twarda.
– Więc to wszystko? Nasze małżeństwo to była pomyłka?
Łzy napłynęły mi do oczu, ale on już na mnie nie patrzył. Sięgnął po płaszcz i bez słowa wyszedł. A ja wiedziałam, że tym razem naprawdę go straciłam.
Olga, 30 lat
Czytaj także:
„W nowej pracy chciałam się wykazać. Po godzinach klikania w tabelki szlifowałam umiejętności na biurku kierownika”
„Rzuciłam narzeczonego tuż przed ślubem. Zapach perfum świadka sprawił, że zmiękły mi kolana”
„Paragon za pączki na tłusty czwartek zmroził mnie do szpiku kości. Mój mąż nie tylko stracił pieniądze, ale i żonę”

