Reklama

Codzienność mnie nie bolała. Była... wygodna. Stabilna. Taka do przeżycia. Tomek, mój mąż, był jednym z tych mężczyzn, których matki przedstawiają córkom jako „idealnego kandydata na męża”. Porządny, przewidywalny, nie miał nałogów, robił zakupy w soboty, sam z siebie wymieniał żarówki. Dla wielu to byłby skarb. A dla mnie coraz częściej był jak stary sweter – miękki, znajomy, ale pozbawiony koloru.

Mieliśmy dom, dziecko, psa i wspólną kartę na zakupy. W pracy zajmowałam się kampaniami marketingowymi, w domu – obiadami, praniem i rutyną. Kiedyś myślałam, że to będzie szczęście. Dziś – że to raczej cisza po burzy, która już nigdy nie wróci. A ja... trochę za tą burzą tęskniłam.

– Iza, widziałaś, co Kasia wrzuciła na relację? – zapytała Magda z biura, podchodząc z kubkiem kawy.

– Co znowu?

Jacht w Chorwacji. W listopadzie. Serio, ludzie to teraz nie mają już żadnych granic.

Parsknęłam.

– Wszyscy tylko udają, że są szczęśliwi – mruknęłam. – Albo może naprawdę są. Nie wiem. Czasem mam ochotę uciec. Choćby na głupią kawę. Sama.

– Albo z kimś, kto ci przypomni, że żyjesz? – Magda spojrzała na mnie znacząco.

Nie odpowiedziałam. Ale jej słowa długo dźwięczały mi w głowie.

To był całkowity przypadek

Zakupy prezentów to był mój koszmar. Tłum ludzi, nerwy, dzieci w kolejkach, piosenki świąteczne w kółko. Zgrzana, z dwoma torbami na ramieniu, wychodziłam właśnie z drogerii w centrum handlowym, bo były promocje na Black Friday, kiedy z impetem się z kimś zderzyłam.

– O rany! – jęknęłam, wypuszczając jedną z toreb.

– Przepraszam... Iza?

Zamarłam. Ten głos. Nie, to niemożliwe. Podniosłam wzrok – stał przede mną on. Kamil. Mój były. Miał krótsze włosy, siwiejący zarost i tę samą, nieznośnie czarującą iskrę w oczach.

– Kamil? – jęknęłam zaskoczona. – Co ty tu...

– Wracam do miasta, chwilowo. Matka coś tam choruje, trochę spraw do załatwienia. A ty... wyglądasz tak samo. No może trochę bardziej... dorośle?

Parsknęłam nerwowym śmiechem.

– Cóż, czas nie stoi w miejscu.

– Ależ oczywiście. Może kawa? Na szybko. Jak za starych czasów?

Zawahałam się. Wszystko krzyczało we mnie: „Nie!”. Ale nogi mnie poniosły. Usiadłam z nim w małej kawiarni tuż przy wyjściu z centrum. Pół godziny, może czterdzieści minut. Tyle wystarczyło, by obudziło się coś, co długo we mnie spało. Śmialiśmy się, wspominaliśmy, rzucaliśmy aluzje. Jego spojrzenia mówiły więcej niż słowa.

– Czasem żałuję, że tak to się wtedy urwało – powiedział cicho.

Czasem ja też... – szepnęłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.

Nie wiedziałam, że ktoś zrobił nam wtedy zdjęcie.

Nie wiedziałam, jak się bronić

Tego wieczoru wróciłam później niż zwykle. Tomek był już w domu. Siedział przy stole, z laptopem, ale nie klikał. Po prostu siedział. Kiedy weszłam do kuchni, nie spojrzał na mnie.

– Cześć – rzuciłam, jak gdyby nigdy nic.

Byłaś dzisiaj w centrum? – zapytał bez emocji.

Zamrugałam zaskoczona.

– Yyy... tak, a co?

Wtedy odwrócił ekran w moją stronę. Zdjęcie. Ja i Kamil przy stoliku, pochylamy się do siebie, śmiejemy się. I to spojrzenie, które uchwycił przypadkowy obiektyw. Zamarłam.

– Co to jest? – zapytałam.

– Zdjęcie, które Anka wrzuciła na grupę. Z podpisem: „Ale się czasy zmieniają...”.

– To... przypadek. Spotkałam go przez zupełny przypadek. Poszliśmy na kawę. Chciałam ci powiedzieć...

– Ale nie powiedziałaś. Iza, naprawdę?

– Przecież to nic nie znaczyło!

– Serio? Bo wygląda jak scena z romantycznego filmu.

– Przestań. To była tylko kawa!

Tomek wstał powoli.

– Zawsze miałaś słabość do takich typów. Chaotycznych, niepoukładanych, ale z błyskiem. A ja... jestem nudny, co?

– Nie mów tak. To nie tak!

– A jak?

Nie odpowiedziałam. Nagle sama nie byłam tego pewna. Później, leżąc w łóżku, patrzyłam w sufit. W głowie dudniło mi jedno pytanie, które nie dawało spokoju: czy naprawdę skończyłoby się tylko na kawie, gdyby to nie wyszło na jaw?

Sama sobie nie wierzyłam

Następnego dnia wszystko było jakieś… cichsze. Tomek wstał wcześniej, nie powiedział nic więcej niż „dzień dobry” i wyszedł do pracy, nawet nie dopijając kawy. Próbowałam zachowywać się normalnie, ale w środku czułam, że coś się zmieniło. Jak pęknięcie na szkle – niewidoczne z daleka, ale już nie do naprawy.

Zanim poszłam do biura, włączyłam telefon. Kilkanaście powiadomień z grupy znajomych. Zdjęcie krążyło, były żarciki, aluzje, dziwne emotki. Na końcu jeden komentarz od Anki: „Nie wiedziałam, że Kamil wrócił do miasta! Fajnie razem wyglądacie”.

Wróciłam do tego zdjęcia. Patrzyłam na siebie. I… nie poznawałam tej kobiety. Uśmiechniętej, rozluźnionej, z błyskiem w oku. Nagle zadzwonił telefon. Numer niezapisany, ale znałam go na pamięć.

– Cześć – powiedział Kamil. – Nie chciałem komplikować ci życia. Po prostu... miło było cię zobaczyć.

– Nie powinnam była... – zaczęłam, ale nie dokończyłam.

– Wiem. Ale może... spotkajmy się jeszcze raz? Tylko żeby pogadać. Bez niczego.

– Nie mogę. Nie powinnam.

– Jasne. Ale jeśli kiedyś... – urwał.

Wieczorem w domu Tomek czekał w salonie. Siedział jakby na coś czekał.

– Iza, powiedz mi coś szczerze. Gdyby nie było tego zdjęcia… wróciłabyś po prostu do domu?

Zamarłam.

– Tak – wyszeptałam.

Nie wierzę ci – odpowiedział cicho. – I wiesz, co jest najgorsze?

Podniósł na mnie wzrok.

– Że ja ci już po prostu nie ufam.

Wszystko się sypało

Kolejnego dnia nie wróciłam po pracy do domu. Pojechałam do parku, usiadłam na ławce i wpatrywałam się w pustkę. Czułam się... przezroczysta. Jakby moje życie przeszło obok mnie. Jakbym tylko je oglądała, nie uczestniczyła w nim.

Wyjęłam telefon. Znów to zdjęcie. Jakby miało mi coś wyjaśnić. Ale nic nie mówiło. Tylko przypominało, że przez chwilę poczułam się jak dawniej.

Zadzwoniłam do Magdy z biura.

– Hej, masz chwilę? – zapytałam.

– Jasne. Wszystko w porządku?

– Nie wiem. Chyba nie. Tomek... jest zły. I ma prawo. Ale... ja też nie wiem, czego chcę.

– A czego chcesz teraz?

Chcę poczuć, że oddycham. Chociaż przez jeden dzień.

Po dłuższej chwili wróciłam do domu. Przedpokój był pusty. Ale nie zimny. Czułam, że coś się zmieniło. Spojrzałam na podłogę. Stała tam walizka. Pełna. Obok kurtka Tomka. Wyszedł z sypialni. Bez emocji.

– Muszę to przemyśleć. Nie wyprowadzam się na zawsze. Ale... nie mogę teraz tu być. W tym napięciu. W tej ciszy.

Nie odpowiedziałam. Tylko skinęłam głową. Zaraz potem zadzwoniła Magda.

– Iza? Wszystko w porządku?

– Nie wiem. Chyba właśnie wszystko się zaczyna psuć.

– A ty… chcesz dalej tego małżeństwa?

Zamarłam.

– Nie wiem. I to przeraża mnie najbardziej.

Musiałam to powiedzieć

Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni co wtedy. Tym razem to ja napisałam. „Kamil, możemy porozmawiać? Chcę to wszystko zamknąć”. Odpisał po minucie: „Dobrze. Gdzie i kiedy?”

Przyszedł punktualnie. Uśmiech ten sam, spojrzenie też. Ale mnie już nie trzymało za gardło. Usiadłam naprzeciwko i zanim się odezwał, wyciągnęłam zdjęcie – to z komunikatora.

– Widzisz? Od tego się zaczęło. Od przypadkowego zdjęcia. Ale nie od tego się wszystko skończyło.

Patrzył na mnie długo.

Żałujesz, że mnie spotkałaś?

– Nie. Ale żałuję, że się pogubiłam.

Kamil pokiwał głową.

– Iza, ja... nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Kiedy wróciłem i cię zobaczyłem, poczułem, że... może dostaliśmy drugą szansę.

– A dostałeś?

Zamilkł.

– Nie. Nie jestem już tamtą Izą. I ty nie jesteś już tamtym Kamilem. Co wtedy było między nami – to było prawdziwe. Ale to już nie istnieje.

– Kochałem cię. Na swój sposób – najbardziej jak potrafiłem.

– Wiem. I ja ciebie też. Ale to nie znaczy, że chcę to powtórzyć.

Zapadła cisza. Gorzka, ale spokojna.

Gdy wróciłam do domu, było pusto. Tomka nie było. Jego kurtka zniknęła, a walizki nie było w przedpokoju. Poczułam ciężar. Nie z powodu Kamila. Tylko dlatego, że naprawdę zostałam sama.

Zostały tylko wątpliwości

Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w puste miejsce, gdzie zazwyczaj stała torba Tomka do pracy. Nie było jej. Nie było jego. Nie płakałam. Próbowałam – naprawdę. Ale łzy nie przychodziły. Może byłam zbyt zmęczona. A może... po prostu wiedziałam, że sama do tego doprowadziłam.

Nie zdradziłam go. Nie dotknęłam Kamila, nie pocałowałam, nie powiedziałam słowa, które przekraczałoby granicę. Ale... myślami byłam już gdzieś indziej. I to wystarczyło. Żeby rozwalić coś, co budowaliśmy latami. Żeby przestało być bezpiecznie.

Spojrzałam na stół. Na zdjęcie, które Anka wrzuciła na grupę. Uśmiech, dłoń Kamila oparta o blat, moje oczy patrzące na niego z czymś, czego nawet nie chciałam nazywać. Wtedy się tego wypierałam. Dzisiaj... już nie muszę. Gdyby nie to zdjęcie... Może naprawdę wróciłabym do domu, ugotowała zupę, pocałowała Tomka w policzek i zapomniała o wszystkim. Ale zdjęcie było. Zrobiło rysę. Pokazało, że mogłam. A czasem samo „mogłam” wystarczy, by coś się rozpadło.

Nie wiedziałam, co dalej. Czy Tomek wróci. Czy ja chcę, żeby wrócił. Czy to wszystko da się jeszcze posklejać. Patrzyłam przez okno. Deszcz rozmywał światła latarni. Może po prostu... to wszystko już się skończyło.

Izabela, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama