„Na balu sylwestrowym dostałam od męża namiętnego SMS-a. Mina mi zrzedła, gdy doczytałam wiadomość do końca”
„Mąż obiecał, że dojedzie na imprezę sylwestrową przed północą. Czekałam więc, przeglądając telefon i rozmawiając z przyjaciółkami, próbując nie zwracać uwagi na mijające minuty. Tuż przed północą telefon zawibrował. Uśmiechnęłam się, widząc, że to od niego. Przeczytałam wiadomość. I wtedy poczułam, jak serce zaczyna mi walić jak oszalałe”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że ten wieczór zakończy się inaczej niż zwykle. Sylwester, znajomi, kolorowe drinki i wielkie nadzieje na nowy rok. Przygotowywałam się starannie, zakładając sukienkę, którą specjalnie kupiłam na tę okazję. Mąż miał dojechać później, bo pracował do późna. Wszystko było ustalone, ale jedna wiadomość przewróciła mój świat do góry nogami.
Co za Iwonka?
– No to co, kochana, tańczymy w nowy rok? – zapytała mnie Wioletta.
Uśmiechnęłam się, chociaż bardziej udawałam, niż rzeczywiście czułam się rozbawiona. Zerkając co chwilę na telefon, liczyłam minuty do północy. Ludzie dookoła śmiali się, obejmowali, całowali, jakby życie miało nagle zacząć się od nowa. Ja czekałam.
Tuż przed wybiciem północy telefon zawibrował w dłoni. Serce mi drgnęło. To był on – mój mąż. Przesunęłam ekran i przeczytałam: „Nie mogę się doczekać kochanie, aż cię przytulę. Zawsze w moim sercu. Szczęśliwego Nowego Roku, Iwonko”.
Iwonko? Znałam tylko jedną. Nagle wszystko zrobiło się jakieś nierealne. Nie pomylił się z treścią wiadomości – po prostu pomylił odbiorcę. Spojrzałam wokół – fajerwerki rozświetlały niebo, ludzie wiwatowali, ktoś oblał mnie szampanem. A ja stałam jak słup soli, z telefonem w dłoni i jedną myślą w głowie: „Czyli to prawda?”.
Zawsze była podejrzana
– Wszystko w porządku? – zapytała Wioletta, próbując przekrzyczeć huk fajerwerków.
Pokiwałam głową, chowając telefon do torebki. Czułam, jak krew pulsuje mi w skroniach. Uśmiechałam się, bo wszyscy się uśmiechali, ale w środku coś zaczęło się przesuwać. Jakby grunt pod nogami zaczął drżeć. Znałam to imię – Iwona. Niegdyś pracowała razem z nim w jednej firmie. Była jedną z tych kobiet, które zawsze wydają się być lekko znudzone, a mimo to niezmiennie intrygujące.
Zawsze byłam wobec niej podejrzliwa. Gdy kiedyś zapytałam o nią męża, machnął ręką.
– Zwykła koleżanka z pracy. Trochę przesadnie się stroi, ale poza tym nic specjalnego.
W tamtym czasie mu wierzyłam. Teraz to wspomnienie wracało jak echo i tylko mnie pogrążało.
Wyjęłam telefon i przewinęłam rozmowy. Wiadomość była krótka, romantyczna, niepodpisana. Do Iwony. To nie była pomyłka, to był nawyk – zwyczaj pisania do niej takich rzeczy.
Patrzyłam na ekran i próbowałam przypomnieć sobie wszystkie chwile, kiedy wracał później z pracy, kiedy brał prysznic od razu po wejściu do domu, kiedy był „zmęczony” i „zamulony”. Ile z tych dni spędził z nią?
W końcu wyszłam na balkon. Potrzebowałam oddechu, przestrzeni, czegokolwiek, co przypomni mi, że żyję. W tle słyszałam muzykę, śmiechy, dźwięk kieliszków. Sylwester. Nowy Rok. A ja stałam w błyszczącej sukience, trzymając telefon jak dowód zdrady. Czytałam wiadomość raz za razem. I tylko jedno słowo wbijało się we mnie jak cierń – „kochanie”.
Wysłałam wiadomość do męża
Wróciłam do sali, udając, że nic się nie stało. Wciąż nie wiedziałam, co z tym zrobić. Czekać, aż przyjedzie? Napisać do niego? Pokazać mu wiadomość? Każda opcja wydawała się zbyt trudna. Usiadłam przy stole. Drżały mi ręce.
– Co z twoim mężem? – zagaiła Renata, z którą siedziałam najbliżej. – Miał być, prawda?
– Tak, mówił, że będzie przed północą – odpowiedziałam, starając się mówić spokojnie. – Może utknął gdzieś.
W rzeczywistości nie odezwał się od tej jednej wiadomości. Zero wyjaśnień, zero kolejnych SMS-ów. Jakby nie zauważył, że wysłał ją nie tam, gdzie trzeba. Albo wiedział, ale nie wiedział, co teraz zrobić.
Zdecydowałam się zadzwonić. Jedno sygnał, drugi, trzeci… poczta głosowa. Spróbowałam jeszcze raz. Nic. Nagle w mojej głowie pojawił się obraz: on i Iwona razem, śmiejący się gdzieś przy świecach, może nawet całujący się dokładnie wtedy, gdy ja siedziałam tu wśród innych ludzi.
Wstałam, chwyciłam torebkę i wyszłam na korytarz. Napisałam: „Dostałam twoją wiadomość. Chciałeś ją wysłać do mnie?” Chwilę później zobaczyłam trzy kropeczki… i potem zniknęły. Minęło pięć minut. Siedem. Osiem. Nic. Cisza.
Wróciłam do sali. Tańczyli. Wioletta machała do mnie z parkietu. Nagle wszystko wydało mi się takie fałszywe. Czułam się jak statystka w czyimś filmie, która właśnie zrozumiała, że jej rola została wycięta z finałowej wersji.
Nie próbował kłamać
Po pół godzinie mój telefon znów zawibrował. Spojrzałam na ekran. Wiadomość od niego. Jedno zdanie: „Porozmawiamy w domu, dobrze?” Zamarłam z telefonem w ręce. Żadnego „przepraszam”, żadnego „to pomyłka”, żadnego tłumaczenia. Tylko lakoniczna propozycja rozmowy.
Nie odpisałam. Wpatrywałam się w wiadomość, próbując odczytać z niej więcej, niż tam faktycznie było. Czy to była próba obrony? Ucieczka? Czy właśnie w tym momencie obmyślał strategię, jak wszystko obrócić na moją niekorzyść?
Zaczęłam się zastanawiać, od kiedy to trwało. Ile razy mnie okłamał, patrząc prosto w oczy? Przecież w ostatnich miesiącach coś się między nami zmieniło. Był bardziej nieobecny, mniej rozmowny. Kiedyś mieliśmy wspólne wieczory z serialami i winem. Ostatnio wszystko sprowadzało się do rutyny: obiad, wiadomości, sen. Mówił, że to przez stres w pracy.
W pewnym momencie Wioletta dosiadła się do mnie, czując, że coś jest nie tak.
– Hej, co się dzieje? – zapytała cicho, nachylając się do mojego ucha.
Nie chciałam nic mówić. Wciąż miałam nadzieję, że może źle to wszystko interpretuję. Może to rzeczywiście jakaś idiotyczna pomyłka. Przez chwilę rozważałam, czy nie pokazać jej wiadomości, ale szybko zrezygnowałam. Wstydziłam się. Wstydziłam się, że to mnie spotkało. Że przez tyle lat byłam ślepa.
– Nic, trochę się źle czuję – skłamałam.
Uśmiechnęła się ze współczuciem i poszła dalej. A ja znów zostałam sama – tylko ja i wiadomość, której nigdy nie powinnam przeczytać.
Zaczął pierwszy
Po drugiej w nocy podjechał po mnie samochód. On. Mąż. Wysiadł, tylko otworzył drzwi pasażera. Wsiadłam bez słowa. Przez chwilę jechaliśmy w całkowitej ciszy. Nie grało radio, nie było nawet szmeru rozmowy. Tylko dźwięk silnika i moje myśli, które gnały w kółko, nie zostawiając mi nawet odrobiny spokoju.
– Przeczytałaś wiadomość – powiedział w końcu. Nie pytając. Stwierdzając.
– Tak – odpowiedziałam krótko.
– To nie było do ciebie.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Nie próbował nawet kłamać. Nie kombinował. Przyznał się tak po prostu, jakby mówił, że zapomniał kupić mleko. A ja głupio liczyłam, że powie coś innego. Cokolwiek.
– Od jak dawna? – zapytałam.
Westchnął, jakby to pytanie go zmęczyło. Jakby było nie na miejscu.
– Kilka miesięcy.
– Kochasz ją?
Nie odpowiedział od razu. To milczenie zabolało bardziej niż każde „tak”.
– Nie wiem – rzucił w końcu. – To wszystko się jakoś rozmyło. Między nami. Od dawna nie było jak kiedyś.
Poczułam, że robi mi się słabo. Bo mimo że miał rację – nie było jak kiedyś – to nie znaczyło, że przestałam się starać. Że przestałam go kochać.
– A próbowałeś coś z tym zrobić?
– Próbowałem. Ale chyba już nie potrafimy.
Zamilkłam. Próbował. Ciekawe kiedy – między kolacją ze mną a śniadaniem z nią?
Samochód zatrzymał się pod domem. Nie ruszałam się. Bałam się wejść do środka. Nie wiedziałam, co dalej. A najgorsze było to, że on też nie.
Szukałam sygnałów, które mogłam przeoczyć
Weszliśmy do mieszkania jak obcy ludzie. On rzucił klucze na komodę, ja zdjęłam buty i usiadłam na kanapie. Przez chwilę udawaliśmy, że to zwykła noc. Że nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Że jedno niewinne życzenie nie zburzyło wszystkiego, co budowaliśmy przez lata.
– Co teraz? – zapytałam.
Wzruszył ramionami. Jakby to pytanie nie dotyczyło również jego. Jakby rozpad małżeństwa był wyłącznie moim problemem.
– Nie wiem. Chyba musimy pomyśleć – powiedział.
Pomyśleć. Dobre sobie. Ja myślałam przez ostatnie miesiące. O tym, jak go odzyskać. Jak wrócić do tego, co było kiedyś. Nie sądziłam, że to już dawno przestało mieć znaczenie. Dla niego.
Tej nocy nie poszłam spać. Usiadłam w kuchni z kubkiem herbaty, choć smakowała jak woda. Przewijałam w głowie nasze wspólne chwile, śluby znajomych, wakacje, pierwsze mieszkanie. Szukałam sygnałów, które mogłam przeoczyć. I było ich mnóstwo. Tylko wcześniej nie chciałam ich widzieć.
Nad ranem wyszedł. Powiedział, że musi się przejść. Może i tak było. Może poszedł do niej. Już nie pytałam. Nie chciałam znać odpowiedzi. Zostałam sama w naszej kuchni, w naszej historii. I nie czułam ulgi. Nie czułam też złości. Tylko pustkę. Taką, której nie da się zapełnić słowami.
Nowy rok zaczął się bez życzeń. Bez pocałunku. Bez nadziei. Nie wiem, co będzie dalej. Może się rozstaniemy. Może nie. Ale już nigdy nie będę tą samą kobietą, która przed północą czekała na męża i wierzyła w miłość.
Joanna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wszyscy byli zaproszeni na święta do siostry. Ja dostałam tylko sms-a z przepisem na sałatkę”
- „Zaprosiłam synową na święta, ale ona mną wzgardziła. Myślałam, że się mści, ale prawda była inna”
- „Jestem jak kula u nogi mojego syna, więc w Święta będę sam. Jestem za stary, by pasować do rodzinnego obrazka”

