„Na babskim wyjeździe zobaczyłam teścia z kochanką. Ale to reakcja teściowej była dla mnie największym szokiem”
„Gdy przeszedł kilka kroków bliżej, światło padło prosto na jego twarz. Nie było wątpliwości. To był Andrzej. Mój teść. Z inną kobietą. Trzymali się za ręce, szli wolnym krokiem w stronę deptaka. Szli jak para. Stałam tam jeszcze długo, jak wmurowana. Dopiero chłód przenikający przez bluzę przypomniał mi, że muszę wrócić”.

- Redakcja
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a złote promienie tańczyły na falach Bałtyku. Siedziałam na tarasie naszego pensjonatu z kieliszkiem wina w dłoni, śmiejąc się z dziewczynami, które – podobnie jak ja – marzyły o chwili bez obowiązków. To miał być reset. Ucieczka od codzienności, pracy, rachunków, gotowania i prania. Od życia, które ostatnio trochę mnie przytłoczyło. Michał, mój mąż, został w domu z naszym synkiem, a ja pierwszy raz od dawna czułam, że mogę odetchnąć.
Nie planowałam tej podróży. To była spontaniczna decyzja po rozmowie z Olą – moją serdeczną przyjaciółką. – Jedź z nami, nie zastanawiaj się! – powiedziała i pojechałam. Wieczorne spacery plażą, zapach morza, chłodny piasek pod stopami – wszystko przypominało mi, że jestem nie tylko matką i żoną, ale też sobą. Kasią. Spokojną, refleksyjną, trochę zagubioną w ostatnich miesiącach. W tym wszystkim była jednak jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju – rodzina Michała.
Kochałam mojego męża, ale od jakiegoś czasu czułam, że w jego rodzinie dzieje się coś dziwnego. Andrzej, mój teść, zawsze wydawał mi się dystyngowanym, trochę zimnym człowiekiem, który jednak miał klasę i wzbudzał szacunek. Nigdy nie widziałam, by okazywał Zofii czułość, ale myślałam, że po tylu latach małżeństwa to normalne. Ona – Zofia – coraz częściej zamykała się w sobie, wycofana, obecna ciałem, ale nie duchem. A może po prostu wtedy nie chciałam widzieć więcej?
Nie wiedziałam, że kilka dni nad morzem zmieni wszystko. I że przyjdzie mi wracać do domu z tajemnicą, która zacznie mnie dławić.
I wtedy go zobaczyłam...
Tamtego wieczoru nie mogłam zasnąć. Dziewczyny szykowały się do wspólnej kolacji w restauracji obok pensjonatu, ale mnie coś ciągnęło na plażę. Może to ten specyficzny zapach morza, może odgłos fal, który koił lepiej niż jakiekolwiek słowa. Wsunęłam na stopy trampki, zarzuciłam na ramiona bluzę i wyszłam z pokoju, nie budząc reszty.
Słońce już zaszło. Na plaży było cicho, tylko gdzieniegdzie mignęła jakaś para trzymająca się za ręce, spacerująca w milczeniu, wtulona w siebie. Szłam powoli, z rękami w kieszeniach, aż usłyszałam muzykę. Cichą, delikatną, dochodzącą z pobliskiej restauracji, tej z dużymi przeszkleniami i widokiem na morze. Zatrzymałam się na moment – lubiłam podglądać takie miejsca z zewnątrz, udawać, że zgaduję historie ludzi, których widzę.
I wtedy go zobaczyłam. Zamarłam.
W świetle lamp i odbijającego się w szybie blasku świec wyraźnie widziałam postać mojego teścia. Andrzej siedział przy jednym ze stolików. Ubrany był jak zawsze – elegancko, nienagannie. Ale nie był sam. Obok niego siedziała kobieta. Młodsza od niego o jakieś dziesięć, może piętnaście lat. Miała rude włosy związane w niedbały kok i śmiała się, przechylając głowę w jego stronę.
Nie śmiali się jednak jak znajomi. To było coś innego. Delikatnie trzymała go za dłoń, a on patrzył na nią z czułością, której nigdy nie widziałam w jego oczach, gdy patrzył na Zofię. Kobieta coś powiedziała, Andrzej uśmiechnął się szeroko, a potem wstał, podał jej płaszcz i... objął ją w pasie, kiedy wychodzili. Tak po prostu. Jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Odruchowo cofnęłam się w cień. Serce mi dudniło.
– To nie może być on... – próbowałam przekonać siebie. – Może ktoś podobny...
Ale nie. Gdy przeszedł kilka kroków bliżej, światło padło prosto na jego twarz. Nie było wątpliwości. To był Andrzej. Mój teść. Z inną kobietą. Trzymali się za ręce, szli wolnym krokiem w stronę deptaka. Szli jak para.
Stałam tam jeszcze długo, jak wmurowana. Dopiero chłód przenikający przez bluzę przypomniał mi, że muszę wrócić. Przeszłam przez recepcję, weszłam do pokoju i położyłam się do łóżka, nie mówiąc nikomu ani słowa. Leżałam z szeroko otwartymi oczami, gapiąc się w sufit.
Obraz Andrzeja i tej kobiety nie znikał mi sprzed oczu.
Nie byłam gotowa na tę rozmowę
Poranek był mglisty, chłodny jak na lipiec. Dziewczyny jeszcze spały, kiedy postanowiłam pójść na szybki spacer do piekarni. Chciałam zebrać myśli, odetchnąć. Udawałam przed sobą, że wszystko jest jak zawsze. Ale nie było.
Zeszłam na deptak i ruszyłam przed siebie, zagubiona w myślach. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, zobaczyłam jego sylwetkę. Andrzej. Szukał czegoś wzrokiem, był sam, w lekkiej kurtce, bez tego sztywnego wyrazu twarzy, który zwykle nosił. Kiedy mnie zobaczył, zamrugał, jakby nie był pewien, czy to naprawdę ja. A potem szybkim krokiem podszedł.
– Kasiu – zaczął, a jego głos był cichy, niemal błagalny. – Masz chwilę?
Chciałam powiedzieć „nie”. Uciec. Udawać, że go nie znam. Ale skinęłam głową. Usiadł ze mną na ławce, kawałek dalej od ludzi. Przez chwilę milczeliśmy. Patrzył w morze. Wreszcie odezwał się:
– Wiem, że mnie widziałaś wczoraj.
Zrobiło mi się gorąco. Nie byłam gotowa na tę rozmowę. Nie byłam gotowa, by spojrzeć mu w oczy. Ale zrobiłam to.
– Kim ona jest? – zapytałam cicho, czując, jak serce tłucze mi się w piersi.
Zerknął na mnie. Westchnął.
– To nie jest takie proste, Kasiu. Z Zofią… od dawna nie jesteśmy razem. Formalnie, tak, jesteśmy małżeństwem. Ale emocjonalnie? To się skończyło lata temu. Tylko chłopcy – poprawił się – Michał i jego brat… nie wiedzą. I nie chciałbym, żeby się dowiedzieli.
– Czyli to prawda? – upewniłam się. – Ona… jest twoją partnerką?
Skinął głową.
– Tak. Ma na imię Lena. Znamy się od dawna. Pomogła mi… zrozumieć wiele rzeczy. Poczuć się znów… potrzebnym. Żywym.
Poczułam się dziwnie. Jakby nagle ktoś zrzucił ze mnie odpowiedzialność za czyjeś tajemnice. Ale zamiast ulgi – poczułam ciężar.
– I chcesz, żebym...?
– Proszę cię tylko o jedno – przerwał. – Nie mów Michałowi. Ani nikomu innemu. Wiem, że to dla ciebie niewygodne. Ale Zofia i ja mamy swój układ. Żyjemy obok siebie. Dla pozorów. Nie dla siebie. A to, co widziałaś... to prawdziwa część mojego życia. Proszę cię, Kasiu. Nie psuj tego.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam w morze i czułam, jak z każdym jego słowem coś się we mnie osuwa. Mój obraz tej rodziny. Moje poczucie porządku.
– Proszę... – powtórzył cicho. – Tylko tyle.
– A może nie powinnam w ogóle z tobą rozmawiać? – wymsknęło mi się, ostrzej niż planowałam.
Teść zamarł. Spuścił wzrok. A ja poczułam, że coś jest bardzo nie tak.
Wróciłam do pokoju roztrzęsiona. Dziewczyny zagadywały, ale ja już byłam w innym świecie. Świecie, w którym teść ukrywa coś poważnego, a ja – zupełnie nieproszona – staję się jego wspólniczką.
Nie potrafiłam wyrzucić z głowy jego spojrzenia. Tam była prośba. Ale i coś więcej. Może wstyd?
„Lepiej by było, gdybyś rzeczywiście trzymała język za zębami”
Wieczorem nie wytrzymałam. Siedziałam na łóżku z kubkiem gorącej herbaty, a moje myśli zaczęły pulsować jak alarm. Nie mogłam wrócić do domu z tą tajemnicą. Nie umiałabym patrzeć Michałowi w oczy. Ale jeszcze bardziej nie umiałam zrozumieć, dlaczego Andrzej się nie ukrywał. Przecież musiał mnie zauważyć. Czy naprawdę tak mu zależało, żebym go zobaczyła? A może po prostu przestał już się kryć?
Po godzinie krążenia po pokoju w końcu chwyciłam telefon i zadzwoniłam do teściowej. Zofii. Odebrała po kilku sygnałach, jej głos jak zwykle był szorstki i zdystansowany.
– Kasia? Coś się stało?
– Nie, nic... chciałam tylko... zapytać, jak się czujesz – wymamrotałam, choć nie miałam najmniejszego zamiaru dopytywać o jej zdrowie.
– Jak zwykle. Trochę boli kręgosłup, ale to nic nowego. A jak tam z dziewczynami?
– W porządku – zawahałam się. – Zastanawiałam się... czy wszystko u was dobrze z Andrzejem?
Zapadła cisza. Tak długa, że zaczęłam sprawdzać, czy rozmowa nie została przerwana.
– Dlaczego pytasz? – padło w końcu.
– Nie wiem... miałam wrażenie, że może coś się zmieniło. Michał nigdy o tym nie wspominał, ale... wasze relacje wydają się... chłodne.
Zofia westchnęła. Ten dźwięk był bardziej wymowny niż jakiekolwiek słowa.
– To nie twoja sprawa, Kasiu – odparła twardo. – My jesteśmy dorośli i nie musimy wszystkiego tłumaczyć dzieciom.
– Ale ja nie jestem dzieckiem. Jestem waszą synową – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – I może właśnie dlatego chciałabym zrozumieć, dlaczego twój mąż prosi mnie o dyskrecję.
Po drugiej stronie zapadła złowroga cisza.
– Andrzej się z tobą kontaktował? – zapytała w końcu powoli.
– Tak. Spotkaliśmy się przypadkiem. Chciał porozmawiać. I poprosił, żebym nic nie mówiła Michałowi. Że... od dawna nie jesteście razem.
– Ach – prychnęła cicho. – No to już wiesz. I lepiej by było, gdybyś rzeczywiście trzymała język za zębami.
– Zofia, to nie jest takie proste – szepnęłam, zaskoczona chłodem jej głosu. – Michał ma prawo wiedzieć.
– A ty masz prawo wszystko zniszczyć? – wybuchła nagle. – Myślisz, że on to zrozumie? Że nie rozpadnie się jego obraz rodziny? Co ty wiesz o naszym małżeństwie?
– Nic nie wiem – przyznałam cicho. – Ale chcę zrozumieć. Chcę wiedzieć, dlaczego wszyscy udają.
– Bo tak jest łatwiej – odpowiedziała i rozłączyła się bez słowa pożegnania.
Siedziałam w bezruchu przez długą chwilę, wpatrując się w wygaszony ekran telefonu. W tej jednej rozmowie zawarte było więcej żalu, bólu i zmęczenia niż w całych latach naszej poprawnej relacji.
Zofia wiedziała. O wszystkim. I pozwalała, by ten teatr trwał. A teraz ja – przypadkowy widz – miałam wybór: grać dalej albo zrzucić kurtynę.
Katarzyna, 31 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż dba o mnie jak o królewnę, a ja tylko leżę i pachnę. Nie będę chodziła do pracy za jakieś marne grosze”
- „Żeby dopiec byłemu, zabrałam prawie obcego chłopa na wesele. Układ był prosty: udajemy zakochaną parę, a on cierpi”
- „Pojechaliśmy z mężem na wakacje do Włoch. Wróciliśmy z niespodzianką, którą zapamiętamy na zawsze”

