Reklama

Nie mam w życiu wielu przyjaciół, ale Magda od zawsze była tą jedną, od serca. Poznałyśmy się w liceum – ona zawsze elegancka, opanowana, jakby wszystko w życiu miała pod kontrolą. Ja bardziej wrażliwa, czasem zbyt szczera, ale z ciętym językiem, który potrafił obronić mnie w każdej sytuacji.

Byłyśmy nierozłączne

Przez te wszystkie lata przeszłyśmy razem przez studia, śluby, pierwsze dzieci, rozstania. Były między nami drobne złośliwości, ukłucie rywalizacji – ona miała świetną pracę, ja udane małżeństwo – ale nigdy nie wątpiłam, że jesteśmy sobie bliskie. Tamtego dnia Magda kończyła czterdzieści lat. Z dumą zapakowałam prezent – delikatny naszyjnik, który idealnie będzie pasował do jej stylu.

– Gotowa na wieczór życia? – zagadnęłam Magdę przez telefon w dniu imprezy.

– Zawsze jestem gotowa – odpowiedziała. – Obyś ty wytrzymała moje tempo.

– Nie martw się, nadążę. Chyba, że znowu będziesz tańczyć z moim mężem dłużej niż ze mną.

– Oj, przestań… Wiesz, że to tylko zabawa.

Uśmiechnęłam się, choć w jej głosie, jak zawsze, brzmiała nutka rywalizacji. Mimo wszystko wierzyłam, że dziś będziemy świętować razem – jak przyjaciółki, które wciąż są dla siebie najważniejsze.

Miało być wspaniale

Na tarasie było ciepło, mimo że zbliżał się wieczór. Lampki rozwieszone wzdłuż balustrady dawały miękkie, złote światło. Stałam przy stoliku, nalewając sobie kolejny kieliszek wina, kiedy kątem oka dostrzegłam Marka z Magdą. Odwróciłam się i wtedy to zobaczyłam.

Pochylali się ku sobie. Ich twarze były tak blisko, że prawie mogłam poczuć ten moment, zanim nastąpił. Pocałunek trwał ledwie sekundę, ale dla mnie czas zwolnił. Zauważyłam, jak kosmyk włosów Magdy przesuwa się po policzku Marka, jak jej palce delikatnie zaciskają się na jego przedramieniu.

Przez żołądek przeszło mi zimne uderzenie, jakby ktoś wylał na mnie lodowatą wodę. Ruszyłam w ich stronę powoli, czując, jak z każdym krokiem rośnie we mnie napięcie.

Dosłownie oniemiałam

Stanęłam tuż obok i powiedziałam spokojnym, ale twardym głosem:

– Naprawdę? Na moich oczach?

Magda uniosła brwi i odparła chłodno:

– To nie jest twoja scena.

Chwyciłam swój kieliszek mocniej, po czym wylałam wino na jej bluzkę. Spojrzała na mnie bez mrugnięcia i rzuciła lodowatym tonem:

– Zawsze miałaś talent do psucia imprez.

Posunęła się za daleko

Chciałam jej odpowiedzieć, ale z wnętrza dobiegł śmiech gości. Stałyśmy tak przez chwilę, patrząc na siebie, każda w swojej ciszy. Potem weszłam do środka, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Marek stał przy blacie, opierając się o niego jak ktoś, kto czeka, aż burza minie.

– Powiedz mi, że to był przypadek – wyrzuciłam z siebie cicho, ale stanowczo.

Podniósł wzrok, jednak jego oczy uciekały na bok.

– Nie wszystko musisz traktować tak dramatycznie – odpowiedział, jakby chciał zamknąć temat jednym zdaniem.

– To nie jest odpowiedź – zrobiłam krok w jego stronę. – Widziałam was.

Milczał przez chwilę, udając, że poprawia mankiet koszuli. Ten gest znałam aż za dobrze – zawsze, gdy nie wiedział, co powiedzieć, zajmował ręce byle czym.

Nie widzieli problemu

W głowie pojawiły się obrazy z przeszłości: spojrzenia, które wymieniali podczas wspólnych kolacji, żarty, które rozumieli tylko oni. Wtedy tłumaczyłam to sobie tym, że po prostu lubią swoje towarzystwo. Teraz te momenty układały się w inny obraz – taki, w którym od dawna przekraczali granice.

– Chociaż raz powiedz prawdę – szepnęłam.

Ale on tylko westchnął, jakby to ja byłam problemem, a nie to, co zobaczyłam.

Zostałam na imprezie, choć każda komórka mojego ciała krzyczała, żeby wyjść. Usiadłam przy stoliku w rogu tarasu, z kieliszkiem w dłoni, obserwując ludzi, którzy śmiali się, tańczyli i gawędzili, jakby nic się nie wydarzyło. Magda krążyła między nimi z pewnością siebie godną gospodyni, która wie, że wieczór należy do niej.

Zbagatelizowali to

Patrzyłam na nią i zastanawiałam się, ile razy wcześniej potrafiła tak bez mrugnięcia okiem zamienić winę w niewidzialną mgłę. W pewnym momencie podeszła prosto do mnie i powiedziała tonem, który brzmiał jak pouczenie:

– Może powinnaś nauczyć się trochę luzu.

– A może ty powinnaś nauczyć się nie całować cudzych mężów – odpowiedziałam spokojnie, choć czułam, jak serce bije mi w skroniach.

Uśmiechnęła się krótko, prawie z politowaniem.

– Nie rozumiesz wszystkiego.

To, co zrobiła, nie było przypadkiem ani chwilą słabości. Było w tym coś zaplanowanego, jakby chciała mi udowodnić, że może wejść w moje życie wtedy, kiedy zechce, i zabrać z niego to, co dla mnie najważniejsze.

Byłam wściekła

Wyszłam z imprezy, nie żegnając się z nikim. Nocne powietrze było chłodne, ale szłam szybko. W głowie przewijały się obrazy z całych lat naszej przyjaźni – momenty, w których Magda rywalizowała, odbierała mi uwagę, podważała moje decyzje drobnymi uwagami. Wtedy uznawałam to za jej sposób bycia. Teraz widziałam w tym długą grę, której finał rozegrał się przed chwilą.

Zadzwoniłam do niej następnego dnia.

– Chcę wiedzieć dlaczego – powiedziałam bez powitania.

– Bo mogłam – odpowiedziała spokojnie i rozłączyła się.

Marek siedział wtedy w salonie, wpatrzony w ekran telefonu. Usiadłam naprzeciwko, nie odrywając od niego wzroku.

– Czy ty ją kochasz? – zapytałam wprost.

Odłożył telefon na stół i potarł twarz dłonią.

– To nie jest takie proste.

– Proste jest to, że to zrobiłeś – odparłam.

Powiedział, że Magda była zawsze blisko, że sam nie planował, ale się stało. W jego głosie nie było skruchy, raczej zmęczenie i chęć uniknięcia kłótni. Poczułam pustkę, ale też dziwną ulgę – przestałam wierzyć w to, że nasze małżeństwo było takie, jak chciałam je widzieć.

Anka, 40 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama