„Na 10. rocznicę ślubu zamiast róż dostałam dowód zdrady. Miałam nakrywać do stołu, a nakryłam męża z jakąś babą”
„To był ten dzień. Okrągła, dziesiąta rocznica ślubu. Nigdy bym nie przewidziała, że właśnie wtedy rozpadnie się moje małżeństwo. Zaczęło się od pozostawionego na blacie telefonu. Chciałam tylko sprawdzić, czy nie dzwonił ktoś z pracy, zanim zawiozę go mężowi. Ale ekran rozświetlił się sam, dokładnie w chwili, gdy go podniosłam. I wtedy zobaczyłam wiadomość, której nigdy nie powinno tam być”.

- Redakcja
Dziesięć lat temu przysięgaliśmy sobie miłość. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę – biel sukni, zapach konwalii, dłonie Marka drżące bardziej niż moje. Dziś budzę się z tym wspomnieniem w głowie. I z uśmiechem. To nasza rocznica. Nasz dzień. Zsunęłam się z łóżka ostrożnie, żeby go nie obudzić. Chciałam, żeby wszystko było idealne. Ciepła kawa, świeże bułki, bilecik z napisem „Nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru. Kocham Cię”. Włożyłam go do jego torby, na sam wierzch, żeby zobaczył od razu po przyjściu do pracy.
Zrobiłam rezerwację w tej samej restauracji, w której świętowaliśmy pierwszą rocznicę. Schowałam elegancką sukienkę na dno szafy, żeby nie zauważył – chciałam go zaskoczyć. Tak się cieszyłam na ten wieczór. Bo choć bywało różnie – wiadomo, dekada razem to nie bajka – to wierzyłam, że nadal jesteśmy dla siebie najważniejsi. Jeszcze o dziewiątej rano byłam pewna, że wiem, kim jest mój mąż. Jeszcze wtedy.
To nie był przepadek, ani pomyłka
Telefon Marka leżał na kuchennym blacie. Najpierw pomyślałam, że pewnie znów się spieszył i zapomniał. Uśmiechnęłam się sama do siebie – jak zwykle roztrzepany. Chciałam tylko sprawdzić, czy nie dzwonił ktoś z pracy, zanim mu go zawiozę. Ale ekran rozświetlił się sam, dokładnie w chwili, gdy go podniosłam.
„Nie mogę się już doczekać twoich rąk. Pokój 217, jak zawsze” – przeczytałam na głos, zanim mózg zdążył zrozumieć, co właśnie zobaczyły moje oczy. Zrobiło mi się gorąco. Serce zaczęło walić jak oszalałe. Palce mi drżały.
Odruchowo weszłam w wiadomości. Nie chciałam, naprawdę nie chciałam tego robić… Ale zrobiłam. „Tęskniłam wczoraj. Te Twoje pocałunki zostają mi na skórze”. „Jeszcze chwila, kochanie. Nie mogę się skupić, myślę o tobie cały czas”. „Jutro o tej samej porze? Pokój już zarezerwowany”. To nie był jeden raz. To nie był przypadek. To był... romans.
Zadzwoniłam do Kamili. Nie byłam w stanie wydusić słowa, tylko szlochałam w słuchawkę.
– Anitka, co się stało? Hej, oddychaj. Oddychaj! – słyszałam jej głos, spanikowany, przejęty.
– On... on mnie zdradza – wydukałam. – Od dawna. Dziś. Nawet dzisiaj...
Kamila przyjechała po dwudziestu minutach. Milczała, gdy pokazywałam jej ekran. Potem tylko przytuliła mnie mocno. Później długo patrzyłam na siebie w lustrze.
– Ty głupia. Ty ślepa głupia babo – szepnęłam do swojego odbicia. – Nie widziałaś? Nie czułaś?
Jeszcze nie teraz
Na dworze zapadał zmrok, gdy doprawiałam sos do makaronu. W tle grała cicho muzyka – nasza piosenka z wesela, tak się złożyło. Dźwięki, które kiedyś przyprawiały mnie o gęsią skórkę, dziś brzmiały jak szyderstwo.
Zastawiłam stół: świece, talerze, kieliszki, ulubione czerwone wino Marka. Sukienka, którą wybrałam z myślą o tej rocznicy, wydawała się nagle zbyt obcisła, zbyt odsłaniająca. Nie dla niego.
Zegar wskazywał 19:37, kiedy w końcu usłyszałam przekręcany zamek. Wzięłam głęboki wdech.
– Cześć, kochanie – powiedział, jakby nigdy nic. Zdjął buty, rzucił torbę na fotel.
Podszedł, pocałował mnie w policzek. Zapach obcych perfum uderzył mnie w twarz jak policzek. Słodki, duszny zapach, którego nigdy nie używałam.
– Spóźniłeś się, wszystko zimne – powiedziałam spokojnie, aż za spokojnie.
– Zostałem w pracy. Przepraszam, kochanie.
Praca. Pokój 217 to teraz „praca”? Zamiast krzyczeć, podeszłam do kuchni i nalałam mu wina. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął jeść, jakby nic się nie stało. Jakby nie wrócił właśnie z łóżka innej kobiety.
– Dobrze wyglądałaś dzisiaj rano – powiedział nagle. – Szkoda, że nie mogłem wrócić wcześniej.
– Szkoda – odpowiedziałam krótko i popatrzyłam mu prosto w oczy. Nie drgnął.
W środku kipiałam. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie dziś. Zobaczmy, jak długo będzie kłamać.
Nie zamierzałam nic ukrywać
Po kolacji było cicho. Tylko zegar tykał złośliwie, jakby odliczał sekundy do wybuchu. Marek sprzątał talerze, a ja patrzyłam, jak jego ręce – te same, które godzinę temu obejmowały inną kobietę – płuczą kieliszki w zlewie.
– Usiądź – powiedziałam. Ton był spokojny, ale w środku wszystko się we mnie trzęsło.
– Coś się stało? – zapytał, wycierając dłonie w ręcznik.
Położyłam na stole jego telefon. Odblokowany. Z otwartą wiadomością. „Nie mogę się już doczekać twoich rąk. Pokój 217, jak zawsze”.
Patrzył przez dłuższą chwilę. Najpierw z niedowierzaniem, potem z przerażeniem.
– Anita… to nie jest tak, jak myślisz – wydusił w końcu.
– O, błagam cię. Nie zaczynaj od tego banału – przerwałam mu. – Chcesz, żebym przeczytała dalej? Mogę. Albo może sama powiesz, od jak dawna to trwa?
– To był błąd, naprawdę. To nic nie znaczyło.
– Nic? W rocznicę ślubu? Spotkanie w hotelu to dla ciebie „nic”?
Zerwał się, jakby chciał podejść, ale cofnęłam się o krok.
– To nie miało nic wspólnego z tobą. Po prostu… przestałem się czuć mężczyzną w naszym domu – powiedział nagle, jakby sam nie wierzył w te słowa.
– Nie czułeś się mężczyzną, bo zachowywałeś się jak dziecko! – krzyknęłam. – Szukałeś potwierdzenia w cudzym łóżku? Gratuluję, znalazłeś.
Talerz uderzył o ścianę i rozpadł się na kawałki. On spuścił głowę, a ja poczułam coś dziwnego – ulgę. Bo wreszcie przestałam się oszukiwać.
Niech nie wraca
Nie pamiętam, kiedy wyszedł. Może godzinę po wszystkim, może pięć minut. Wiem tylko, że trzasnęły drzwi i po raz pierwszy od dziesięciu lat w mieszkaniu zrobiło się naprawdę zimno i cicho. Został zapach jego perfum i rozlana plama wina na obrusie.
Siedziałam w tej ciszy długo, dopóki nie zadzwoniła Kamila.
– I co? – zapytała ostrożnie. – Powiedziałaś mu?
– Powiedziałam. I poszedł.
– Na zawsze?
– Nie wiem. Ale nie będę go zatrzymywać.
Przyjechała po chwili. Usiadła obok mnie na kanapie. Nie płakałam. Nie potrafiłam. Jakby we mnie coś się skończyło, wypaliło do cna.
– Wiesz, może to dobrze – powiedziała cicho. – Może wreszcie zobaczysz, ile jesteś warta bez niego.
– A może zobaczę, ile lat zmarnowałam, wierząc, że byłam kochana – odpowiedziałam z gorzkim uśmiechem.
Kiedy Kamila wyszła, przeszłam się po mieszkaniu. Zatrzymałam się przy zdjęciu z naszej podróży do Włoch – uśmiechnięci, młodzi, trzymamy się za ręce. Wtedy myślałam, że miłość wystarczy. Teraz już wiem, że nie wystarcza nawet na dekadę.
Położyłam się na łóżku, na jego stronie. Pachniało obco. Przez chwilę chciałam napisać do niego wiadomość, ale skasowałam każde słowo, zanim je skończyłam. Niech odejdzie. Niech zabierze ze sobą wszystko, nawet wspomnienia, jeśli potrafi.
Miała w sobie żal
Minęło kilka dni. Uczyłam się oddychać bez niego, pić kawę przy pustym stole, zasypiać bez dźwięku klucza w drzwiach. Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy – dopóki nie zobaczyłam jej.
Stała przed piekarnią, w beżowym płaszczu, z papierowym kubkiem w ręku. Młoda, może dziesięć lat mniej ode mnie. Ładna, ale nie tak, żeby zwracała uwagę. Zatrzymałam się odruchowo. Serce zabiło mi mocniej, kiedy poznałam ten głos.
– Sara? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Odwróciła się gwałtownie. Twarz jej zbielała.
– Pani Anita? – wyszeptała.
– Nie musisz mówić „pani”. Słyszałam o tobie sporo. Wiesz, w końcu byłaś częścią mojego małżeństwa.
Spuściła wzrok.
– Ja… nie wiedziałam. On mówił, że… że jesteście po rozwodzie. Że to tylko formalność.
Zaśmiałam się cicho.
– Oczywiście, że tak mówił. Każdy zdrajca potrzebuje wersji, w którą może uwierzyć jego nowa ofiara.
Sara chciała coś odpowiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle.
– To było warte zniszczenia dziesięciu lat życia? – spytałam.
– Nie… – szepnęła. – Przysięgam, nie wiedziałam. Myślałam, że on mnie kocha.
– On kocha tylko siebie – powiedziałam spokojnie. – Ciebie użył tak samo jak mnie.
Patrzyłyśmy na siebie chwilę w milczeniu. W jej oczach zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam – żal, nie wyższość. Kiedy odchodziła, po raz pierwszy od tygodni poczułam coś w rodzaju ulgi.
Nie musiałam już nienawidzić. Wystarczyło, że zrozumiałam.
Anita, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Byliśmy po ślubie 25 lat i łączyły nas tylko wspólne rachunki. Telefon od nieznajomej wyjaśnił mi powód”
- „Córka wolała powiedzieć, że jest sierotą, niż przyznać, że pochodzi ze wsi. Wyparła się nas w zamian za 3 tysiące euro”
- „Sądziłem, że przez moje słabości na zawsze będę sam. Na mojej drodze stanął ktoś, kto pokochał mnie takim, jaki jestem”

