Reklama

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. Klucze zabrzęczały w zamku tak głośno, że sam aż się skrzywiłem. Jeszcze pół roku temu Anka siedziałaby w salonie z laptopem na kolanach, pytając: „Czemu tak późno? Znowu nadgodziny?”. Teraz witało mnie tylko puste echo.

Nie mogłem się odnaleźć

Pierwsze tygodnie po rozwodzie były jak przymusowa kwarantanna – za dużo czasu na myślenie, za mało powodów, by wstać z łóżka. Nie umiałem odnaleźć się w tej ciszy. Aż nagle zrozumiałem, że ona może być sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Że mogę wreszcie żyć po swojemu.

Gotowałem to, na co miałem ochotę, bez wysłuchiwania, że znowu makaron. Chodziłem spać, kiedy chciałem – czasem o drugiej w nocy, bez wyrzutów sumienia, że jutro trzeba wcześnie wstać. W weekendy wsiadałem na rower i jechałem przed siebie, odkrywając miasto na nowo – te same ulice, ale inne, jakby otworzyły przede mną drzwi, których wcześniej nie zauważałem.

To właśnie podczas jednej z takich przejażdżek, gdzieś między starym mostem a parkiem, zobaczyłem Kasię. Minęło chyba z dziesięć lat od ostatniego spotkania na uczelni, a ona nadal miała ten lekko przekorny uśmiech, który pamiętałem z czasów, gdy siedzieliśmy razem w pierwszej ławce na wykładzie z socjologii.

– Tomek? – zapytała, jakby sprawdzała, czy to naprawdę ja.

– Kasia! No popatrz… – roześmiałem się. – Wyglądasz tak samo, tylko włosy cię zdradzają.

– A ty… hm, dojrzalej. W pozytywnym sensie – dodała zadziornym tonem.

Ucieszyłem się

Rozmawialiśmy może dziesięć minut – o tym, kto gdzie teraz pracuje, kto się wyprowadził z miasta, a kto zniknął z radarów. Ale było w tym coś lekko niepokojącego i jednocześnie przyjemnego – ta swoboda, jakby ostatnia dekada wcale nie istniała. Jakbyśmy wrócili do czasów, kiedy wszystko było jeszcze możliwe.

Umówiliśmy się na sobotnie popołudnie w małej kawiarni przy rynku. Pamiętałem to miejsce jeszcze z czasów studiów – wtedy było tu głośno, pachniało kawą i słodkimi bułkami. Teraz wszystko wydawało się spokojniejsze, bardziej stonowane. Kasia siedziała przy stoliku pod oknem. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła, i uniosła rękę w geście powitania.

– Dobrze cię widzieć – powiedziała, gdy usiadłem naprzeciwko. – Minęło tyle lat, że aż dziwne, że się w ogóle spotkaliśmy.

– Czasem przypadki są lepsze od wszystkich planów – odparłem, zamawiając kawę.

Było sentymentalnie

Rozmawialiśmy o studiach, o tym, jak to było biegać z notatkami, o wykładowcach, którzy mieli swoje dziwactwa. Śmialiśmy się z tego, jak kiedyś zgubiliśmy się w drodze na egzamin, bo oboje byliśmy przekonani, że sala jest w innym budynku. Mimo żartów co jakiś czas pojawiały się krótkie pauzy, w których patrzyłem na nią i zastanawiałem się, ile tak naprawdę o sobie wiemy teraz.

Czułem się swobodnie, ale gdzieś w tle była ostrożność, jakby mój umysł przypominał mi, że dopiero co zamknąłem trudny etap w życiu. Wspomniałem o Ance, bez szczegółów, a Kasia kiwnęła głową ze zrozumieniem. Jej spojrzenie przez chwilę stało się poważne, po czym znowu wrócił ten lekki uśmiech.

Pod koniec spotkania poczułem iskrę zainteresowania, która próbowała przebić się przez mur, jaki sam sobie postawiłem. Nie chciałem jeszcze wpuszczać jej za daleko, ale wiedziałem, że jeśli znów się spotkamy, będzie mi coraz trudniej utrzymać dystans.

Miałem obawy

Spotkaliśmy się kilka razy w ciągu następnych tygodni. Czasem na szybką kawę w przerwie pracy, innym razem na spacer po parku. Rozmowy stawały się coraz bardziej osobiste – Kasia opowiadała o swojej pracy w wydawnictwie, o tym, jak trudno dziś znaleźć książki, które naprawdę wciągają. Ja, trochę niechętnie, wspomniałem o rozwodzie. Nie wchodziłem w szczegóły, ale czułem, że słucha uważnie.

Próbowałem trzymać dystans, choć coraz częściej łapałem się na tym, że czekam na jej wiadomość. Zdarzało się, że sprawdzałem telefon kilka razy w ciągu godziny, udając przed samym sobą, że to z przyzwyczajenia.

Któregoś dnia wracałem z pracy, gdy zobaczyłem ją po drugiej stronie ulicy. Stała przy kiosku, rozmawiając z jakimś mężczyzną. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, jak wyglądała ich rozmowa – gestykulowała nerwowo, on pochylał się w jej stronę.

Była tajemnicza

Zatrzymałem się w cieniu drzew, próbując zrozumieć, o co chodzi. W pewnym momencie mężczyzna odszedł szybkim krokiem, a Kasia została, wyciągając telefon. Usłyszałem jedynie fragment:

– Nie teraz, musimy to załatwić inaczej.

Kiedy wieczorem spotkaliśmy się w umówionej kawiarni, długo się wahałem, czy w ogóle poruszać ten temat. W końcu zapytałem, starając się mówić spokojnie:

– Kogo dziś spotkałaś przy kiosku?

Zawahała się, a potem wzruszyła ramionami.

– Nikogo ważnego. Sprawa służbowa.

Jej ton brzmiał wymijająco, a we mnie rosło poczucie, że coś przede mną ukrywa. Rozmowa potoczyła się dalej, ale w powietrzu zostało to niewypowiedziane napięcie, pierwszy cień, który przysłonił lekkość naszych wcześniejszych spotkań.

Byłem zagubiony

Spotkałem się z kumplem.

– Wyglądasz, jakbyś miał coś na sumieniu – rzucił, zanim zdążyłem zamówić piwo.

Opowiedziałem mu o scenie przy kiosku i o tym, jak wymijająco Kasia zareagowała na moje pytanie. Słuchał w milczeniu, kiwając głową.

– Może to faktycznie nic ważnego – odezwał się w końcu – ale pytanie, czy ty w ogóle jesteś gotowy na nowy związek. Przecież ledwo wyszedłeś z poprzedniego.

Jego słowa trafiły w czuły punkt. Przypomniały mi rozmowy z Anką, kłótnie o drobiazgi, coraz większy dystans. W głowie miałem obraz tamtego czasu i uczucie, które wtedy towarzyszyło każdej próbie rozmowy – poczucie, że i tak wszystko zmierza w złym kierunku.

Wahałem się

Siedzieliśmy jeszcze chwilę. W drodze do domu podjąłem decyzję, że muszę jeszcze raz spotkać się z Kasią i zapytać wprost, co się dzieje. Nie chciałem wracać do gry domysłów, które już raz zniszczyły mi życie.

Zrozumiałem, że tym razem ta relacja nie jest czymś, co ma ratować moje życie, tylko czymś, co może je uzupełnić. Nie czułem już przymusu, by wszystko działo się szybko, ani lęku, że jeśli się nie uda, znów zostanę sam. Samotność przestała być dla mnie wyrokiem.

Spotkaliśmy się jeszcze raz, żeby po prostu pospacerować po mieście. Na pożegnanie zatrzymaliśmy się na rogu ulicy.

– To do zobaczenia – powiedziała, uśmiechając się lekko.

– Do zobaczenia – odpowiedziałem i patrzyłem, jak odchodzi w stronę przystanku.

Nie wiedziałem, dokąd ta historia nas zaprowadzi. Wiedziałem za to, że nie wrócę już do kompromisów, które kiedyś odbierały mi siebie.

Tomasz, 41 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama