„Myślałam, że znalazłam przyrodniego brata i nie będę już samotna. Przyjęłam go do siebie i wszystko zaczęło się sypać”
„Byłam cała w emocjach. Jeszcze nie odpisałam, ale już w głowie układałam, co mu powiem. Czy to możliwe, że nie jestem sama? Że gdzieś tam był brat, którego nigdy nie znałam? Nie wiedziałam wtedy, że ta wiadomość zmieni wszystko”.

- Redakcja
Czasami siedzę przy kuchennym stole, wpatrzona w pusty kubek po herbacie i próbuję zrozumieć, jak mogłam być taka naiwna. Jak mogłam dać się tak oszukać. I to nie obcej osobie, tylko... komuś, kogo zdążyłam pokochać jak brata. Chociaż znałam go raptem parę tygodni. A może właśnie dlatego.
Zawsze byłam sama. Ojciec odszedł, kiedy miałam pięć lat. Matka niby została, ale wychowała mnie tak, jakby mnie wcale nie chciała. Chłodna, nieprzystępna, wiecznie zajęta sobą. Dzieciństwo upłynęło mi wśród ciszy i milczenia. Później przyszli mężczyźni – ci, co obiecywali, że zostaną. Jeden kłamał, drugi pił, trzeci po prostu przestał się odzywać. I tak zostałam – w tym samym mieszkaniu, z tym samym pustym stołem.
Pamiętam ten dzień. Przełom kwietnia i maja. Słońce dopiero zaczęło grzać na dobre, ale ja od rana czułam się przytłoczona. Ot, dzień jak co dzień – samotny, zwyczajny. Aż przyszło powiadomienie na telefonie. „Cześć. Przepraszam, że piszę tak nagle. Nazywam się Marek. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale jestem twoim przyrodnim bratem, synem Twojego taty. Moja mama zmarła, a ja długo szukałem śladów rodziny. Znalazłem Ciebie. Jeśli to nie problem – czy moglibyśmy porozmawiać?”.
Zamarłam. Przyrodni brat? Mój ojciec miał inne dziecko? Najpierw – niedowierzanie. Potem – skok ciśnienia i irracjonalna ekscytacja. Jakby ktoś nagle zapukał do mojego świata z innej rzeczywistości. Nie odpowiedziałam od razu. Przeczytałam wiadomość trzy razy. Weszłam na jego profil. Zdjęcie przystojnego mężczyzny z brodą i melancholijnym spojrzeniem.
Zadzwoniłam do Basi. Mojej sąsiadki i najbliższej osoby, jaką miałam.
– Basia, nie uwierzysz. Ktoś napisał, że jest moim bratem... przyrodnim! Synem taty!
– Co ty gadasz?! – Basia aż zachłysnęła się kawą po drugiej stronie słuchawki. – A co to za typ?
– Nazywa się Marek. Normalnie wygląda. Mam ochotę odpisać…
– Anita, tylko spokojnie. Uważaj. Dziś każdy może napisać, co chce. Może to jakiś naciągacz?
– Basia, ale... a jeśli to prawda?
– To niech ci pokaże jakieś dowody. Nie daj się ponieść emocjom, proszę cię.
Emocjom? Ja byłam cała w emocjach. Jeszcze nie odpisałam, ale już w głowie układałam, co mu powiem. Czy to możliwe, że nie jestem sama? Że gdzieś tam był brat, którego nigdy nie znałam? Nie wiedziałam wtedy, że ta wiadomość będzie początkiem końca wszystkiego, co miałam.
Uwierzyłam mu w jednej chwili
Zgodziłam się. Umówiliśmy się na sobotnie popołudnie w kawiarni przy Starym Rynku. Chciałam jeszcze chwilę poczekać, ale Marek napisał, że będzie przejazdem w mieście, „a potem znów rusza dalej, może na długo”. I złamałam się. Bałam się, ale bardziej – pragnęłam bliskości, rodziny, kogokolwiek.
Przyszedł punktualnie. Rozpoznałam go od razu – wysoki, szczupły, z trochę zbyt pewnym siebie krokiem. Na widok mnie uśmiechnął się, jakbyśmy znali się od zawsze.
– Anita? – zapytał, choć widziałam, że jest pewny. Wstałam i podałam mu rękę, ale on ją przyciągnął i przytulił mnie krótko. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy. – Nawet nie wiesz, co to dla mnie znaczy.
Przy zamówionych herbatach opowiadał o wszystkim: że jego mama miała romans z moim ojcem, że był owocem tamtej relacji. Ojciec podobno odwiedzał ich od czasu do czasu, dawał jakieś pieniądze, ale nigdy nie zabrał do siebie. Zmarł, zanim Marek zdążył się z nim naprawdę poznać. Mówił o tym z takim bólem w głosie, że uwierzyłam mu od razu.
– A ty? Miałaś z nim kontakt? – zapytał, bawiąc się łyżeczką.
– Taki… nijaki. Był, ale jakby go nie było. Wyszedł, jak miałam pięć lat. Potem tylko alimenty i kartki urodzinowe.
– Czyli oboje dorastaliśmy bez niego.
Wtedy to powiedziałam. Właściwie sama nie wiem, dlaczego.
– Chcesz… przyjść do mnie na kawę? Do domu? Nieopodal mieszkam. Pogadalibyśmy jeszcze.
– Bardzo chętnie – odpowiedział bez wahania.
Siedzieliśmy na mojej starej kanapie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Marek miał w sobie coś takiego… jakby był brakującym elementem w moim życiu. Otwarty, czuły, śmiał się z moich żartów, a kiedy mówił o tym, jak jego mama chorowała i odchodziła w cierpieniu, nie potrafiłam nie poczuć do niego współczucia.
– Nie mam teraz nikogo – przyznał nagle. – Po mamie zostało tylko trochę rzeczy i wspomnienie. Nie mam gdzie wrócić. Śpię po hostelach. Dziś też miałem wracać do Warszawy, ale… – spojrzał na mnie – nie chcę jeszcze wyjeżdżać.
Poczułam ukłucie w piersi. Samotność. Tyle razy jej doświadczałam, że odruchowo wyciągnęłam rękę.
– Zostań u mnie. Przez kilka dni, dopóki nie ogarniesz czegoś na stałe.
Marek spojrzał na mnie, jakby mu ktoś podał linę, kiedy już miał utonąć.
– Jesteś pewna?
– Tak. Jesteśmy przecież rodziną, prawda?
Wieczorem przyszła Basia. Przyniosła jabłecznik, jak co sobotę. Gdy otworzyłam drzwi i zobaczyła Marka za mną, zmarszczyła brwi.
– A to kto…?
– Marek. Mój brat. Znaczy… przyrodni.
Basia uśmiechnęła się, ale widziałam, że coś jej nie gra. Usiadła na fotelu i przez całe pół godziny wpatrywała się w Marka jak detektyw.
– Skąd wiesz, że to naprawdę twój brat? – rzuciła, niby żartem, gdy wyszedł do łazienki.
– Basia, daj spokój – przerwałam jej. – Rozmawialiśmy. Znam jego historię. Wszystko się zgadza.
– Mhm – mruknęła. – Tylko ostrożnie, Anitko. Dobrze?
Wzruszyłam ramionami. Basia zawsze widziała zagrożenia tam, gdzie ich nie było. Nie mogłam wiedzieć, że tym razem miała rację.
Zaczął prosić o drobną pomoc
Marek wprowadził się na dobre. Początkowo miał spać na kanapie, ale któregoś dnia, kiedy wróciłam z pracy, zobaczyłam, że jego pościel rozłożona była w mojej sypialni.
– Przepraszam… – powiedział wtedy – ale twoje łóżko jest dużo wygodniejsze. Ty przecież i tak jesteś w pracy do późna, to może lepiej, żebyś ty spała na kanapie? Tylko tymczasowo.
Zgodziłam się. Dziś już nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że jego obecność tak mnie uspokajała. Jakbym wreszcie nie była sama. Gotowaliśmy razem, rozmawialiśmy wieczorami, a kiedy miał gorszy dzień, robiłam mu herbatę i siadałam obok, słuchając o jego matce, o biednym dzieciństwie i o tym, jak często czuł się niepotrzebny.
Po tygodniu zaczął mówić o pieniądzach. Nie wprost – najpierw narzekał, że samochód szwankuje. Potem, że znajomy z Warszawy ma robotę, ale trzeba mu się jakoś tam dostać, tylko kasy brak.
– Ja ci oddam – mówił. – Przecież nie jesteś mi obca. Jesteś moją siostrą.
– Marek, spokojnie, ile potrzebujesz?
– Na razie? Może cztery stówki. Na paliwo i drobne naprawy.
Wypłaciłam mu bez większego namysłu. Kilka dni później poprosił o więcej. Tym razem „bo znajomy ma tanie mieszkanie na wynajem, ale trzeba szybko dać zaliczkę”. Trzy tysiące. Odda, oczywiście. Zaczęłam się wahać. To już nie była drobna kwota. Wieczorem zadzwoniłam do matki.
– Mamo, mogę o coś zapytać?
– Tylko szybko – mruknęła chłodno.
– Czy tata mógł mieć inne dziecko? Poza mną?
Po drugiej stronie zaległa cisza. Już myślałam, że rozłączyła się, ale w końcu usłyszałam:
– Nie rozgrzebuj przeszłości, Anita. Twój ojciec i tak wystarczająco nabroił.
– Ale czy to możliwe?
– Możliwe było wszystko. Ale nie chcę o tym rozmawiać. To i tak niczego nie zmieni.
Zamknęłam oczy i poczułam, jak coś się we mnie zaciska.
Kiedy Marek wrócił wieczorem, zastał mnie milczącą. Spojrzał na mnie uważnie, jakby coś wyczuł.
– Rozmawiałaś z mamą?
– Tak.
– I co?
– Nic nie powiedziała. Ale nie zaprzeczyła.
Uśmiechnął się. Tak ciepło. Złapał mnie za rękę.
– Widzisz? Rodzina powinna się trzymać razem. Nawet jeśli wszystko było pogmatwane. My możemy to naprawić.
Dałam mu te trzy tysiące. Z poczuciem, że robię coś ważnego. Coś dobrego.
Basia znów przyszła w odwiedziny. Tym razem nie kryła sceptycyzmu.
– A on cokolwiek ci pokazuje? Dowody? Zdjęcia? Dokumenty?
– Basia, błagam cię…
– Nie, Anitko. Ja go obserwuję i coś mi tu śmierdzi. On się nie zachowuje jak brat. On się zachowuje jak ktoś, kto czuje, że może cię łatwo owinąć wokół palca.
– On ma po prostu trudne życie. Pomagam mu.
– A co on tobie daje?
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam słyszeć tego pytania. Ale w nocy nie mogłam spać. Nagle zrozumiałam, że sama nie wiem, czy Marek w ogóle kiedykolwiek coś mi dał. Poza iluzją bliskości.
Nie mogłam w to uwierzyć
To była zwykła środa. Wracałam z pracy później niż zwykle – zmęczona, przytłoczona. W drzwiach spotkałam Basię. Zatarła ręce, jakby tylko czekała, aż mnie dorwie.
– Musimy koniecznie pogadać – powiedziała bez przywitania.
Weszłyśmy do mnie. Marek akurat wyszedł „załatwić coś w urzędzie”. Basia wyciągnęła telefon i bez słowa podała mi ekran. Otwarty był jakiś post na Facebooku. Zdjęcie kobiety – smutna twarz, podpuchnięte oczy. Tekst zaczynał się od słów:
„Uważajcie na mężczyznę, który podaje się za waszego zaginionego brata. Mnie też omamił. Nazywa się Marek, ma około 35-40 lat. Twierdził, że jest synem mojego ojca. Ukradł mi pieniądze, biżuterię i zniknął”.
Zamarłam. Przewijałam dalej. Zdjęcie Marka. Mojego Marka. Taki sam uśmiech. Ten sam zarost. To samo spojrzenie.
– To jakiś żart – wykrztusiłam. – To nie może być on…
– Anita – powiedziała cicho Basia – ja do niej napisałam. Poprosiłam o kontakt. Ewa, tak ma na imię. Zgodziła się z tobą porozmawiać. Chce ci pomóc.
Rozmowa odbyła się tego samego wieczoru. Usiadłam w kuchni, ręce mi się trzęsły. Zadzwoniłam. Odebrała niemal natychmiast.
– Ewa? Tu Anita… Basia mówiła, że... że też...
– Tak – przerwała mi Ewa, spokojnie. – Też myślałam, że znalazłam brata. Też się ucieszyłam. Też byłam głupia.
Zamilkła na chwilę. Po drugiej stronie słychać było cichy oddech.
– Opowiadał, że jest synem mojego ojca. Że jego matka zmarła. Że nie ma nikogo. Był taki ciepły, taki rozumiejący… A potem? Najpierw pieniądze. Potem zaczął znikać na noce. W końcu zniknął całkiem. Razem z moimi oszczędnościami. Nawet pierścionek po babci zabrał.
Zacisnęłam powieki. Wszystko się zgadzało. Każde słowo. Jakby mówiła o moim Marku. Moim „bracie”.
– Masz jego numer? – spytała nagle. – Bo ja już nie. Spaliłam wszystkie kartki z jego pismem. Ale jego twarzy nie da się wymazać.
Nie mogłam mówić. Łzy napływały mi do oczu, jak rwący potok.
– Ewa… On mieszka u mnie. Jeszcze. Ale nie wiem, na jak długo.
– Masz szansę. Możesz go złapać. Ja nie miałam.
– Dzięki – wyszeptałam.
Rozłączyłam się i długo siedziałam bez ruchu. Patrzyłam na swoją dłoń, na której jeszcze godzinę temu Marek zostawił ślad, kiedy podał mi kubek z herbatą. Jak mógł? Jak mogłam być tak ślepa?
Tamtej nocy nie spałam. W głowie przewijały się sceny z ostatnich dni, tygodni. Każdy dotyk, każde słowo, każda „prośba” o pomoc. On nie był moim bratem. Nigdy nie był. Był oszustem. A ja byłam tylko naiwną kobietą, która tak bardzo pragnęła mieć rodzinę, że uwierzyła w bajkę.
Wykorzystał moją naiwność
Czekałam, aż wróci. Czekałam z dokumentami Ewy wydrukowanymi z internetu, z telefonem w dłoni, z sercem bijącym jak oszalałe. Doszło to do mnie dopiero wieczorem – że to nie jest zwykła pomyłka. Że on naprawdę mnie oszukał. Nie było już żadnych wątpliwości. Chciałam znać prawdę. Ale przede wszystkim – chciałam ją usłyszeć od niego.
Drzwi skrzypnęły po dwudziestej. Wszedł jak gdyby nigdy nic, z plastikową torbą, z uśmiechem na ustach.
– Kupiłem coś na kolację, Anitko. Twoje ulubione pierogi z mięsem.
– Usiądź – powiedziałam spokojnie, choć w środku cała się trzęsłam.
Zamarł. Spojrzał na mnie, potem na stół. Drukowane strony leżały rozłożone jak akt oskarżenia.
– Co to ma być?
– Siadaj – powtórzyłam, ostrzej. – Ewa cię pozdrawia.
Zbladł. Dosłownie. Po raz pierwszy zobaczyłam, jak coś w nim się zmienia.
– Ja nie... nie wiem, kto to...
– Nie kłam. Nie próbuj. Ona opisała wszystko. Każde twoje słowo. Każdy gest. Ukradłeś jej pieniądze, Marek. I próbujesz zrobić to samo mnie. Tyle że ja cię wpuściłam do mojego życia. Do mojego domu.
– Anita, to nie tak...
– To jest tak! – wrzasnęłam, wstając gwałtownie. – Udawałeś mojego brata! Mówiłeś o ojcu, o dzieciństwie, o biedzie. Patrzyłeś mi w oczy i kłamałeś!
– Spokojnie, daj mi wszystko wyjaśnić...
– Co masz wyjaśniać?! Że nie jesteś żadnym Markiem, że pewnie nawet nie masz jednej wersji nazwiska?! Że kradniesz kobietom nadzieję, a potem ich pieniądze?!
Spojrzał na mnie, już bez masek. I wtedy zobaczyłam, kim naprawdę jest.
– Wiesz, Anita... – powiedział powoli. – Ty mi to wszystko dałaś sama. Ja tylko mówiłem, co chciałaś usłyszeć. Gdybym zapukał jako zwykły facet – nigdy byś mnie nie wpuściła. Ale wystarczyło powiedzieć „brat”. I od razu miałem klucze do twojego mieszkania, portfela, serca.
Zabrakło mi powietrza.
– Jesteś potworem.
– Nie. Ja tylko wiem, jak działa świat. Ludzie są samotni. Ty... jesteś wręcz zbudowana z samotności. Wystarczyło dać ci złudzenie, że już nie jesteś sama. I kupiłaś to z pocałunkiem w rękę.
– Wyjdź – powiedziałam przez zaciśnięte gardło. – Natychmiast.
– Zjem tylko kolację – rzucił chłodno. – Po co mają się pierogi zmarnować?
– Wyjdź! – krzyknęłam, rzucając w niego poduszką. – W tej chwili! Zanim wezwę policję!
Patrzył jeszcze przez moment. W końcu wzruszył ramionami.
– Masz rację. Jesteś już bezużyteczna.
Zabrał swoją torbę. Przechodząc obok mnie, szepnął mi prosto do ucha:
– Następnym razem może bardziej uważaj, komu dajesz klucze do życia, Anitko.
Trzasnęły drzwi. A ja osunęłam się na podłogę. Było po wszystkim.
Nie każdy krewny jest rodziną
Długo nie mogłam się pozbierać. Siedziałam na podłodze, z telefonem w dłoni, wpatrzona w kontakt do matki. Tyle razy chciałam do niej zadzwonić. Tyle razy czekałam, aż ona pierwsza się odezwie. Ale przez całe życie było tak samo – zimno, obojętnie. W końcu jednak wybrałam numer.
– Tak? – odezwała się jej dobrze znana tonacja. Sucha, zmęczona.
– To ja – powiedziałam. – Anita.
– Domyśliłam się. Co się stało?
– Potrzebuję porozmawiać. Mogę wpaść?
Zawahała się. Ale odpowiedziała:
– Przyjdź. Ale nie mam za wiele czasu.
Usiadłam w kuchni, której nie odwiedzałam od miesięcy. Te same krzesła, ten sam stary obrus, który pamiętał jeszcze mojego ojca. Danuta nalała sobie herbaty. Mnie nie zaproponowała.
– No, mów – rzuciła, jakbyśmy miały załatwić formalność.
– Wpuściłam do domu oszusta – powiedziałam bez ogródek. – Udawał mojego brata. Powiedział, że jest synem taty z innego związku. Uwierzyłam mu.
Unikała mojego wzroku.
– Ukradł mi pieniądze, sporo. I zniknął.
Cisza.
– Nie powiesz nic? – spytałam w końcu. – Mamo, przecież ja… ja szukałam kogoś bliskiego. Ciebie nie miałam. Ojciec był nieobecny. A teraz... chciałam chociaż złudzenia.
Zamieszała herbatę.
– Każdy musi się czegoś nauczyć. Nie ma czegoś takiego jak bezinteresowność. Ty byłaś słaba i on to wyczuł.
– Czy tata mógł naprawdę mieć inne dziecko?
– Mógł. Wiele rzeczy mógł. Ale ja nie zadawałam pytań. I nie zamierzam teraz się w to zagłębiać.
– Czy ciebie to w ogóle obchodzi? – podniosłam głos. – Myślisz, że to wszystko było tylko błędem, jakimś głupim incydentem?! Mamo, ja nie mam nikogo! Potrzebowałam kogoś. Ciebie też. Ale ciebie zawsze coś obchodziło bardziej niż ja.
Spojrzała na mnie bez cienia emocji.
– Jesteś dorosła. Masz swój rozum. Nie moja wina, że tak łatwo dajesz się omamić.
To mnie dobiło. Wstałam.
– Nigdy mnie nie kochałaś. Nigdy nie próbowałaś. Ja też już nie będę.
Wychodząc, jeszcze przez chwilę słyszałam stukanie łyżeczki o filiżankę. Wróciłam do domu i długo nie mogłam się uspokoić. I wtedy zapukała Basia. Usiadła ze mną na kanapie, podała mi kubek z ciepłą herbatą i zapytała cicho:
– Zostaniesz u mnie na noc?
Skinęłam głową. Ona nie musiała nic mówić. Nie musiała udawać mojej rodziny. Ona nią była.
Chciałam tylko kogoś kochać
Marek zniknął jakby go nigdy nie było. Telefon milczał, media społecznościowe przestały istnieć. Zgłosiłam sprawę na policję – opowiedziałam wszystko. Wysłuchał mnie młody funkcjonariusz z wyrazem współczucia, które bardziej mnie zawstydzało niż pocieszało.
– To nie pierwszy taki przypadek – powiedział cicho. – Zgłaszały się już kobiety z podobnymi historiami. Oszust działa schematycznie. Nowe tożsamości, nowe nazwiska. Prawdopodobnie nigdy nie poznała pani jego prawdziwego imienia.
Pieniądze? Trudno. Można je odzyskać. Czas – zmarnowany. Ale to, co bolało najbardziej, to utrata czegoś innego – wiary. Marzenia o rodzinie. O tym, że ktoś gdzieś jest, kto dzieli ze mną krew i pamięć.
Marek zabrał więcej niż gotówkę. Zabrał kawałek mojej tożsamości. Ale, co gorsza, pokazał mi, jak bardzo można się oszukiwać, kiedy się bardzo czegoś pragnie. Ja chciałam uwierzyć. Bardziej niż sprawdzić. Bardziej niż chronić się przed rozczarowaniem.
Nie odbudowałam wszystkiego. Nadal żyję sama. Mieszkanie, które było przez chwilę naszym „domem”, znów jest ciche. Ale Basia wpadła do mnie wczoraj z paczką czekoladek i nowym kaktusem.
– Żebyś wiedziała, że ktoś tu ciągle jest – powiedziała.
Uśmiechnęłam się. Może to nie była rodzina, jakiej szukałam. Może to nie był brat, którego chciałam mieć. Ale to była najprawdziwsza rodzina, jaką mogłam mieć.
Anita, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pożyczyłem siostrze sporą kasę na mieszkanie. Zamiast na własne 4 kąty wydała ją na zachcianki swojego amanta”
- „Była żona ukochanego wyrzuciła mnie z dziećmi na bruk. Wystarczyło nazwisko, by odebrać nam wszystko”
- „Byłam pewna, że trafiłam na prawdziwą miłość w internecie. Gdy poprosił o przelew, zapaliła mi się czerwona lampka”

