„Myślałam, że znalazłam księcia, a to był nierób. Po 11 latach powiedziałam temu leniowi, by sam sobie prał i gotował”
„Nie miałam ochoty robić mu scen czy kłótni. Zresztą pewnie i tak nie zrozumiałby, o co mi chodzi. Postanowiłam jednak, że mam dosyć bycia idealną żoną, która na nic się nie uskarża i daje się wiecznie robić w konia przez męża obiboka”.

- Redakcja
Janka poznałam w pracy. Kiedyś po prostu przyszedł z bukietem róż do restauracji w której pracowałam i znienacka zaprosił mnie na randkę. Znałam go, był częstym gościem naszego lokalu, ale nie wiedziałam o nim praktycznie nic, jeśli pominiemy to, że co sobotę jadał omlet z szynką i kanapkę z pastą warzywną.
Zaczęło się zwyczajnie
– Od dawna mi się pani podoba i pomyślałem, że zdobędę się na odwagę. Czy zechciałaby pani pójść ze mną na obiad? – wypalił, gdy kończyłam zmianę i wychodziłam z knajpy.
– Ja… Bardzo mnie pan zaskoczył – odparłam.
Ale zgodziłam się. Byłam niezbyt pewną siebie dziewczyną z małej wioski. Romantyczny gest wystarczył, żebym poczuła się wyróżniona i oczarowana. Po pierwszej randce nastąpiła druga, a potem zaczęliśmy oficjalnie być parą.
Imponowało mi to, że Janek o mnie zabiega. Nigdy wcześniej mnie to nie spotkało. Wywodziłam się raczej z prostej rodziny, gdzie nie byłam szczególnie rozpieszczana. Rodzice nie gryźli się w język: nierzadko słyszałam, że nie jestem wystarczająco mądra czy ładna, że powinnam się cieszyć, bo tysiące dzieci marzyłoby o tym, żeby być na moim miejscu.
Jak nietrudno się domyślić, w dorosłym życiu nieszczególnie potrafiłam walczyć o swoje czy wyznaczać zdrowe granice. A Janek myślał zupełnie przeciwnie: nie dawał sobie w kaszę dmuchać, znał swoją wartość. To też mi się w nim podobało. Pociągały mnie wszystkie te cechy, o których sama marzyłam, ale ich nie miałam.
– Nie będę się męczył w robocie, w której mnie nie doceniają. Znajdę lepszą – mówił i z dnia na dzień odchodził z pracy.
Imponował mi
Podziwiałam go, bo sama nigdy bym tak nie zrobiła. Ja grzecznie robiłam wszystko, co mi kazano i jeszcze pod koniec dnia dziękowałam Bogu, że mam pracę, która pozwala mi opłacić rachunki i kupić chleb. Janek nie potrafił tego zrozumieć.
– Mogłabyś znaleźć tyle lepszych prac, ale dajesz się wyzyskiwać w tej knajpie. Powiedz szefowi, że nie będziesz robić żadnych nadgodzin, chyba że zapłaci ci za nie podwójnie – radził mi.
– Nie robię ich znowu tak często… – zaczęłam się wykręcać.
– Nieważne. Harujesz tam ciężej niż ktokolwiek inny!
– Nie wydaje mi się… Są ludzie, którzy biorą jeszcze więcej zmian, ale ja po prostu nie daję rady więcej – tłumaczyłam się.
– Powinni ci płacić znacznie więcej. A jak nie będą chcieli, to zagroź, że odejdziesz!
Janek często dawał mi takie rady, ale z żadnej nie potrafiłam skorzystać. Gdzieś z tyłu głowy ciągle męczyła mnie świadomość, że pewnie i tak nie znajdę niczego lepszego, więc po co komplikować sobie życie.
Byłam załamana
W radach Janka, choć zupełnie mi obcych, nie widziałam lenistwa i braku dojrzałości – choć pewnie powinnam. Wmawiałam sobie, że częste zmiany pracy to oznaka jego ambicji i pewności siebie. „Zna swoją wartość i bardzo dobrze”, powtarzałam sobie w myślach. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym nie zaszła w ciążę.
– Janek, co my teraz zrobimy? – chlipałam, gdy lekarz potwierdził nowinę.
Robiło mi się słabo na myśl o tym, że będę musiała powiedzieć rodzicom o dziecku, z którego ojcem spotykam się zaledwie od kilku miesięcy. Nawet, a może w szczególności na wsi takie rzeczy były skandalem. Tam przecież wszyscy byli świętsi od papieża, a dzieci przynosił bocian.
To właśnie ciąża popchnęła nas do szybkiego ślubu. Z perspektywy czasu wiem, że zbyt szybkiego, ale wtedy cieszyłam się, że Janek jest gotów stanąć na wysokości zadania.
Oczywiście w połowie ciąży musiałam rzucić pracę, bo nie dawałam rady obsługiwać stolików z wielkim brzuchem i spuchniętymi kostkami. Janek obiecywał, że nie będę musiała się o to martwić.
– Zadbam o ciebie i o malucha – mówił, a ja rozpływałam się w jego obietnicach.
Zajął się mną
Wzruszało mnie, że po raz pierwszy w życiu ktoś jest gotów o mnie zadbać. Okazało się jednak, że cieszę się na wyrost: gdy urodziła się Tosia, Janek postanowił rzucić kolejną robotę.
– Miałem już serdecznie dosyć tego, jak mnie tam traktują. Jakbym był jakimś leserem albo oszustem! – wściekał się.
– Ale mamy w domu noworodka! Nie mogłeś zacisnąć zębów? Jak my sobie teraz poradzimy? – martwiłam się.
– Naprawdę chciałabyś, żebym zaciskał zęby i godził się na traktowanie mnie jak śmiecia?
– Nie, ale… – zająknęłam się.
– No właśnie! Nie denerwuj się, zaraz znajdę coś nowego – oznajmił jak zwykle.
Ale „zaraz” nie nadchodziło. Nie tym razem. Chociaż ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, Janek nie chciał przyjmować „byle jakiej” oferty. Co gorsza, pomimo braku pracy, nie garnął się też do pomocy w domu czy opieki nad dzieckiem.
– Tosia znowu płakała całą noc. Czy mógłbyś się z nią dziś położyć, żebym ja mogła trochę odespać? – prosiłam.
– Dziś nie da rady, wychodzę z chłopakami – mówił beznamiętnie.
Nie angażował się
Na przestrzeni następnych trzech lat jeszcze kilkukrotnie znajdował pracę i ją porzucał. Żyliśmy nędznie. Wystarczało na jedzenie, rachunki i prezenty urodzinowe dla Tosi, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne wakacje, o fryzjerze, czy nowych ubraniach w ogóle nie wspominając.
Wszystko, co miałam, kupiłam na bazarze lub w sklepach z odzieżą używaną. Ale nie uskarżałam się. Nie byłam tego nauczona. Gdy tylko Tosia poszła do przedszkola, znalazłam pracę, żeby poprawić finanse rodziny.
Szybko doszło do tego, że wszystko było na mojej głowie. Pracowałam, a po powrocie z pracy zajmowałam się dzieckiem, gotowałam i sprzątałam. Gdy Janek odkrył, że moja pensja jest stabilna, bo nie mam w zwyczaju rzucać pracy z dnia na dzień, jeszcze mniej garnął się do swojej roboty. Oczywiście nie sprawiło to też, że stał się bardziej zaangażowany w wychowanie Tosi.
Byłam więc główną żywicielka rodziny, sprzątaczką, kucharką i jeszcze matką – właściwie samotną, bo wkład Janka w życie naszego dziecka był znikomy. Całe dnie spędzał na szlajaniu się po osiedlu z kolegami, oglądaniu telewizji i ewentualnie kopaniu grządek w ogródku działkowym, odziedziczonym po dziadkach.
Byłam wyczerpana
Nie oponowałam, nie buntowałam się. Ciągnęłam tak łącznie przez jedenaście lat. I wtedy coś mnie tknęło. To było w dniu, w którym zasłabłam w pracy. Wezwano pogotowie, bo zupełnie straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero w karetce, gdy ratownicy próbowali mnie ocucić. W szpitalu przeprowadzono mi serię badań. Lekarz, przepytawszy mnie o to, jak wyglądają moje dni, zmarszczył czoło i stwierdził stanowczo:
– Wszystko jasne. Jest pani skrajnie przepracowana. Jeden człowiek nie może tak funkcjonować bez przerwy – powiedział.
Wróciłam do domu zła. Janek oczywiście siedział na kanapie i oglądał film. Nawet nie zapytał, dlaczego wróciłam wcześniej z pracy. Nie miałam ochoty robić mu scen czy kłótni. Zresztą pewnie i tak nie zrozumiałby, o co mi chodzi. Postanowiłam jednak, że mam dosyć bycia idealną żoną, która na nic się nie uskarża i daje się wiecznie robić w konia przez męża obiboka.
„Jestem jeszcze młoda, do cholery! Na pewno mogę się jeszcze komuś spodobać”, pomyślałam. Tego samego dnia zarejestrowałam się na portalu randkowym.
Odbiłam się od dna
Zabrałam się za szukanie innego faceta. Potrafiłam sobie wyobrazić, że odchodzę do innego, ale nie że porzucam męża „bez powodu” – bo to, że mnie nie szanował i pozwalał mi się zaharowywać, nadal nie było dla mnie dostatecznym powodem, żeby wszystko zakończyć.
Trzy miesiące później byłam już w relacji z Tomaszem – miłym, pracowitym i troskliwym elektrykiem, który zaczął odbudowywać moje prawie nieistniejące poczucie własnej wartości. To on sprawił, że znowu zaczęłam się uśmiechać, że lepiej znosiłam żmudną codzienność, że stałam się lepszą matką.
Nie jestem jeszcze gotowa podjąć decyzję o rozwodzie z mężem, ale wiem, że z dnia na dzień mój związek z Tomkiem robi się coraz poważniejszy. Co pokaże przyszłość? Nie wiem. Ale wierzę, że mogę mieć jeszcze w życiu wszystko, pełen komplet. Bo na to zasługuję.
Patrycja, lat 30
Czytaj także:
„Mąż nie wspierał mnie w ciąży. Gdy zrozumiałam dlaczego, pożałowałam, że będzie ojcem tego dziecka”
„Po 40-stce zacząłem uganiać się za stażystką. Żona nie ma pojęcia, co zrobiłem na wyjeździe integracyjnym”
„Syn się wyprowadził, a ja tęskniłam. Gdy nagle wrócił, myślał, że będę jego służącą przez całą dobę”