„Myślałam, że wymierzę eks mężowi sprawiedliwość za zdradę. Dziś wiem, że to był początek jeszcze gorszego piekła”
„Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zasłoniłam twarz rękami i długo milczałam. To nie miało tak wyglądać. Miał cierpieć Andrzej – on, a nie my. Miał się wściec, rzucić kochankę, zrozumieć, co stracił. A tymczasem… wszystko się posypało”.

Czasem człowiek żyje w bańce. Myśli, że ma wszystko – stabilność, dom, miłość. Tak było ze mną. Byłam żoną Andrzeja przez trzy dekady, jestem matką dorosłego syna. Mieliśmy swoje wzloty i upadki, ale wierzyłam, że przetrwaliśmy to wszystko razem. Byłam zakochana w naszym wspólnym życiu, choć nie zawsze było łatwe. Andrzej zarabiał więcej, to prawda, ale ja dawałam, co mogłam – troskę, obecność, czułość, dom. Byłam pewna, że on to widzi, docenia, że mnie kocha.
Tak było do dnia, gdy do mojego życia zapukała młoda kobieta – jego kochanka. Powiedziała wprost, bez ogródek:
– Nie zamierza już panią okłamywać. On mówił, że się rozwiedzie. Czekałam rok. Mam tego dość.
Serce mi stanęło. Świat zawirował. Wyszłam z siebie i stanęłam obok. Wtedy zaczęła się moja przemiana – z oszukiwanej żony w kobietę, która chce odzyskać godność. Szybko. Bolesnymi metodami. Nie planowałam zemsty, to przyszło samo. Mój syn, gdy się dowiedział, powiedział jedno:
– Zniszczymy go, mamo. Obiecuję ci.
Zgodziłam się. Nie powstrzymałam go, choć powinnam. To, co miało być karą dla mężczyzny, który mnie zdradził… obróciło się w coś znacznie gorszego. Zniszczyłam życie nie tylko sobie i jemu. Zniszczyłam życie naszemu synowi.
Była wprost bezczelna
– Pani jest żoną Andrzeja K.? – zapytała kobieta w płaszczu, która zaczepiła mnie pod domem. Nie wyglądała jak listonoszka, chociaż trzymała coś w ręce – folder, może torbę. Była ładna i pewna siebie.
– Tak… A o co chodzi? – zapytałam ostrożnie, czując, że z tej rozmowy nic dobrego nie wyniknie.
– Mam na imię Karolina. Jestem… z Andrzejem. Od dwóch lat. Powiedział, że panią zostawi. Myślę, że kłamie. Już nie chcę czekać. Pani powinna wiedzieć.
Przez kilka sekund nie zrozumiałam. Dosłownie – mózg odmówił przyjęcia tych słów. Stałam i patrzyłam na nią, jakby mówiła po chińsku. Dopiero po chwili dotarło: to jest ta inna, kochanka mojego męża.
– Kłamiesz – wykrztusiłam w końcu. – Andrzej by mnie nie zdradził. My… My jesteśmy razem od trzydziestu lat.
– Wiem. Opowiadał mi o pani. Wiem, że macie syna – nie wyglądała na skruszoną. Raczej znużoną. Jakby miała już dość całej tej gry. – Ale nie chce nic zrobić. A ja już nie mogę być jego zabawką.
Odeszła, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Stałam tam jak głupia z kluczami w dłoni i jedną myślą: „To musi być nieprawda”. Weszłam do mieszkania. Na stole stały jeszcze jego brudne kubki. W łazience – jego szczoteczka do zębów. Z szafy pachniało jego wodą kolońską. Usiadłam na kanapie i zaczęłam się trząść. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do naszego syna.
– Coś się stało – powiedziałam cicho. – Dowiedziałam się, że twój ojciec mnie zdradza.
Poniosły nas emocje
– Żartujesz, co? Mamo… powiedz, że to jakiś żart – głos mojego syna zadrżał, jakby właśnie przestał być dorosłym mężczyzną, a wrócił do czasów, gdy bał się potworów pod łóżkiem.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. On – z zaciśniętymi pięściami i twarzą białą jak ściana. Ja – jakby wypalona od środka. Patrzyłam na stół, nie widząc blatu.
– Przyszła do mnie. Sama. Ta jego kochanka – powiedziałam beznamiętnie. – Powiedziała, że czekała na rozwód. Że jej to obiecywał. Że ma dość.
Syn zamilkł. Zacisnął szczękę. Widziałam, jak się w nim gotuje. Nie płakał. Ja też już nie. Płakałam wczoraj. Dzisiaj miałam w sobie tylko gniew.
– Miałem ojca za wzór. Rozumiesz to? – wycedził przez zęby. – A on się szlajał z jakąś lalą, kiedy ty gotowałaś mu obiady i składałaś jego koszule!
– Uspokój się – powiedziałam cicho, choć wcale tego nie chciałam. Sama miałam ochotę krzyczeć.
– Nie. Nie będę się uspokajać – wstał. Chodził po kuchni jak tygrys w klatce. – On nie może tak po prostu odejść i zacząć nowe życie. A ty co? Pozwolisz mu? Pozwolisz, żeby cię zostawił jak śmiecia?
– Już złożyłam papiery. Będzie rozwód – odpowiedziałam twardo. – Ale… to nie wystarczy.
Syn zatrzymał się i spojrzał na mnie inaczej. Z powagą. Z czymś, co wyglądało jak porozumienie.
– Ukarzmy go – powiedział wolno. – Sprawmy, żeby został sam, żeby stracił wszystko. Wiesz co? Uwiodę tę jego lafiryndę. Niech zobaczy, jak to jest. Zostanie sam jak palec.
Patrzyłam na niego i nie miałam siły protestować.
Gra wymknęła się spod kontroli
Plan był prosty. Niewinny flirt, przypadkowe spotkanie, urok osobisty mojego syna – nie pierwszy raz kobiety miękły w jego obecności. To miało być tylko narzędzie. Sposób na to, by Andrzej zobaczył, że nie da się ot tak wymienić żony na młodszy model i dalej żyć jak król.
Karolina pracowała w biurze rachunkowym. Wiedział, gdzie ją spotkać, jak się zbliżyć. Przypadkiem zadzwonił do niej jako „klient zainteresowany usługami”. Potem podjechał do niej na lunch. Potem zaproponował kawę.
Widziałam, jak się starał. Grał rolę życia. Mówił jej to samo, co pewnie kiedyś mówił mnie Andrzej: że jest inna, mądra, wyjątkowa. Długo nie czuł się z nikim tak dobrze. Chciałby, żeby to coś więcej niż tylko znajomość. A ona chyba chciała w to wierzyć. Może potrzebowała kogoś, kto ją utwierdzi, że nie zniszczyła rodziny na darmo, że nie jest tylko kochanką.
– Mamo, ona łyka wszystko jak pelikan – powiedział kiedyś syn z cynicznym uśmiechem. – Jeszcze chwila, a będziemy mogli zagrać finał.
– Jaki finał? – zapytałam.
– Zerwę z nią, a najpierw zrobię tak, żeby ojciec mnie przyłapał. Chcę, żeby widział, że spałem z jego kobietą. Żeby mu już nikt nie został.
Powinnam go zatrzymać. Powinnam powiedzieć: dość. Nie zrobiłam tego. Chciałam, żeby Andrzeja zabolało. Chciałam, żeby patrzył, jak wali się jego nowy świat. Nie przewidziałam tylko jednego.
Wszystko zostało w rodzinie
– Mamo… Karolina jest w ciąży – powiedział mi pewnego wieczoru mój syn. Szeptem, jakby bał się, że jego własne słowa są zbyt ciężkie, by wypowiedzieć je na głos.
Spojrzałam na niego i przez długą chwilę nie byłam w stanie wydusić ani słowa.
– Jak to: w ciąży?
– No normalnie. Będzie miała dziecko. Moje.
Usiadłam. Kolana miałam miękkie jak z waty. Serce waliło mi jak młotem. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zasłoniłam twarz rękami i długo milczałam. To nie miało tak wyglądać. Miał cierpieć Andrzej – on, a nie my. Miał się wściec, rzucić kochankę, zrozumieć, co stracił. A tymczasem… wszystko się posypało.
– Ona wie, że jesteś moim synem? – spytałam w końcu.
– Już wie. Dowiedziała się jakiś czas temu. Była wściekła, ale... mówi, że nie potrafi mnie nienawidzić. I że chce tego dziecka.
Zrobiło mi się duszno. Świat znowu zakręcił się wokół mnie jak karuzela. Wszystko, co zaplanowaliśmy, obróciło się przeciwko nam. Wyszło gorzej, niż bym się kiedykolwiek spodziewała.
– A ojciec? – spytałam.
– Wiem, że wie. Zadzwonił dzisiaj. Wrzeszczał. Powiedział, że zniszczyliśmy mu życie. Że odebrałem mu kobietę, a ty – rodzinę.
Prychnęłam.
– To on ją zniszczył. My tylko nie pozwoliliśmy, żeby odszedł jak bohater.
W głębi serca wiedziałam, że to już nie była żadna kara. To był chaos. Brudny, rodzinny bałagan, w którym już nikt nie mógł powiedzieć, kto miał rację, a kto przegrał. To dziecko miało się urodzić i nosić nazwisko mojego syna.
Winni są wszyscy, ale on najbardziej
Andrzej przyszedł do mnie tydzień po tym, jak się dowiedział, że Karolina jest w ciąży z naszym synem. Nie dzwonił, nie uprzedzał. Po prostu wszedł do mieszkania, jakby ciągle był jego częścią.
– Czego chcesz? – zapytałam sucho, nie wstając z fotela.
– Naprawdę musiałaś wciągać w to wszystko naszego syna? – zapytał, a głos mu zadrżał. – Zmieniłaś go. On nie był taki.
Roześmiałam się. Z gorzką satysfakcją.
– Nie? A ty byłeś? Andrzej, ty byłeś moim mężem. Ojcem naszego dziecka. A bawiłeś się w drugie życie za moimi plecami. Nagle chcesz mówić o moralności?
– To miało być coś między nami! Ty i ja! A ty wciągnęłaś w to ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego z naszą porażką!
– Oni mieli wiele wspólnego. Karolina weszła do naszego małżeństwa bez skrupułów. A ty? Ty jej na to pozwoliłeś. Nie byłeś ofiarą. Byłeś sprawcą.
Patrzył na mnie długo, milcząco. Jakby szukał tamtej Joanny, którą znał trzydzieści lat. Tej, która robiła mu kanapki do pracy i znosiła jego milczenie przy kolacji.
– Nienawidzę cię za to, co zrobiłaś. Nie tylko mnie, jemu też. To był chłopak z zasadami.
– A ja nienawidzę cię za to, że rozbiłeś naszą rodzinę. Kazałeś mi uwierzyć w iluzję. Może oboje zniszczyliśmy to, co było… ale ty byłeś pierwszy.
Wyszedł bez słowa. Tego dnia wiedziałam, że już nigdy nie będzie dobrze.
Sama sobie nie wybaczyłam
Wszystko, co zrobiliśmy, miało być tylko ciosem wymierzonym w niego. W człowieka, który mnie zdradził, porzucił. Wydawało mi się, że skoro on zaczął, to ja mam prawo odebrać mu coś w zamian. Tyle że nie przewidziałam, że nie da się precyzyjnie wymierzyć zemsty, że nie uderza tylko tam, gdzie chcemy. Ona rani po omacku.
Syn się ode mnie odsunął. Przez jakiś czas nawet ze mną nie rozmawiał. Nie potrafił udźwignąć wszystkiego. Widziałam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam – nie złość, nie wyrzuty. Zawiedzenie. W nas obojgu.
Sytuacja z Karoliną jest… skomplikowana. Próbowali tworzyć coś na siłę. Mówili, że dla dobra dziecka. Wiem, że to nieprawda. Z takiego bałaganu nie rodzi się szczęście. To, co ich połączyło, to nie była miłość, tylko zgliszcza po naszej rodzinie.
Andrzej teraz żyje sam. Podobno wynajął mieszkanie gdzieś na południu. Czasem słyszę, że coś mi przekazuje przez naszego syna. Wciąż mnie oskarża, że wszystko to moja wina. Niech tak będzie. Dla mnie on skończył być dla mnie kimkolwiek ważnym, gdy przestał być mi wierny.
Sama sobie nie potrafię wybaczyć. Nie jego zdrady – to zostawiłam za sobą. Tylko tego, że pociągnęłam za sobą syna. Pozwoliłam, by wszedł w bagno, którego nie potrafił przejść suchą stopą. Winię Andrzeja. To on wszystko zaczął. Wiem, że winna jestem też ja. Zemsta nic nie naprawia. Zemsta niszczy wszystko, także tych, którzy mieli przetrwać. Chciałabym tylko, by mój syn kiedyś mi wybaczył i żeby umiał być dobrym ojcem. Lepszym niż jego ojciec i niż ja byłam matką.
Joanna, 55 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ukrywałem przed żoną swój największy sekret. Po 10 latach wszystko wydało się, gdy ktoś zapukał do naszych drzwi”
- „W Wigilię teściowa wytykała mi zupę grzybową z proszku. Już przy karpiu wiedziałam, że to ostatnie święta z tą jędzą”
- „Miałam ojczyma za złego człowieka. Dopiero po jego śmierci odkryłam, jak wiele mu zawdzięczam”

