„Myślałam, że wnuczek potrzebuje pomocy, a to był zwykły oszust. Straciłam coś więcej niż wszystkie oszczędności”
„Ten głos w słuchawce, ten chłopak pod klatką – to nie był nikt z policji, to nie był mój wnuczek. To był ktoś, kto dobrze wiedział, jak brzmi jego głos. Zatkało mnie. Świat zawirował. Przez moment nie wiedziałam, co się dzieje”.

- Redakcja
Byłam sama w domu, kiedy zadzwonił telefon. Numer nieznany, ale coś mnie tknęło, żeby odebrać. I wtedy usłyszałam głos... tak dobrze mi znany. Albo raczej: tak dobrze mi się wydawało, że jest mi znany.
– Babciu, pomóż mi, proszę... – jęknął do słuchawki chłopak.
Serce podeszło mi do gardła. W pierwszej chwili nie miałam wątpliwości – to był głos mojego wnuczka. A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Michaś? Co się dzieje, kochanie?! – zapytałam zmartwiona.
A potem... potem wszystko potoczyło się tak szybko. Ale to nie koniec. Bo tak naprawdę najgorsze przyszło później. I nie chodzi tylko o stracone pieniądze.
Krew odpłynęła mi z twarzy
– Tak, to ja… babciu, miałem wypadek. Straszny wypadek… – głos drżał, był zachrypnięty, jakby chłopak płakał.
– O Boże, co się stało?! Żyjesz? Wszystko dobrze?
– Żyję, ale… potrąciłem kobietę. Niechcący! Wyskoczyła mi pod koła. Nie wiem, co robić. Jestem na komisariacie… i potrzebuję pieniędzy na kaucję. Proszę, nie dzwoń do nikogo, nie mów mamie, bo się załamie. Babciu, tylko ty możesz mi pomóc…
Zamilkłam na chwilę. Krew odpłynęła mi z twarzy. Miałam ochotę płakać razem z nim.
– Ile trzeba, Michaś? – zapytałam, ściskając mocno słuchawkę.
– Policjant ci wszystko wytłumaczy, zaraz ci go dam, dobrze? – szepnął.
– Dobrze, kochanie. Będzie dobrze, jestem z tobą – powiedziałam, głosem drżącym od emocji.
Po chwili do słuchawki odezwał się mężczyzna o niskim, stanowczym głosie:
– Dzień dobry, aspirant Marek Nowacki. Pani wnuczek potrącił kobietę na przejściu. Żeby uniknąć aresztu, potrzebna jest kaucja w wysokości 38 tysięcy złotych. Proszę przygotować pieniądze i nie informować nikogo, sprawa jest delikatna. Zaraz przyjedzie po nie funkcjonariusz cywilny. Zgoda?
– Tak… tak, dobrze. Tylko proszę, nie zamykajcie go… – wyszeptałam, nie wiedząc, że właśnie dałam się złapać jak dziecko.
Zrobiłam to dla wnusia
Dłonie mi się trzęsły, kiedy wchodziłam do sypialni. W szufladzie pod bielizną trzymałam wszystko, co udało mi się odłożyć przez lata: trochę po śmierci męża, trochę z renty. Na czarną godzinę. Może to dziś właśnie była ta czarna godzina, prawda?
– Babciu, jesteś? – znowu usłyszałam głos Michała. – Tam jest policjant pod domem. Taki w cywilnym ubraniu, ale ma odznakę. Dasz mu pieniądze i wszystko będzie dobrze, obiecuję. Ja ci to wszystko oddam, tylko mnie stąd zabierz…
– Dobrze, dziecko, już… już idę. Tylko się trzymaj – głos mi się łamał, ale starałam się być silna.
Związałam pieniądze gumką i włożyłam do płóciennej torby. Zbiegłam po schodach szybciej, niż powinnam, nogi się pode mną uginały. Przed klatką stał młody chłopak w czarnej kurtce i z jakąś teczką w ręku. Podszedł pewnym krokiem.
– Dzień dobry, pani Maria? Przysyła mnie komisariat. Pieniądze mamy?
Skinęłam głową i podałam mu torbę. Nawet nie zapytał o dowód, nie wyjął żadnej odznaki. Ja też nie zapytałam. Tylko patrzyłam, jak odchodzi, i modliłam się w duchu, żeby wszystko się skończyło. Kiedy wróciłam do mieszkania, zadzwoniłam na komórkę Michała. Odebrała automatyczna sekretarka. Próbowałam jeszcze raz. I jeszcze. I wtedy poczułam, jak całe moje ciało sztywnieje.
Zostałam oszukana
Siedziałam na sofie z telefonem w ręku, wpatrzona w ekran. Dzwoniłam do Michała chyba już dziesiąty raz. Za każdym razem ten sam komunikat: „Wybrany numer jest niedostępny”. W końcu zdobyłam się na odwagę i wybrałam numer jego mamy, mojej córki, Kasi. Odebrała niemal natychmiast.
– Cześć, mamo! Coś się stało?
– Michał jest w domu? – zapytałam, udając, że pytam ot tak, z ciekawości.
– No tak, przecież mówiłam ci, że ma dziś wolne. Czemu pytasz?
Zamarłam. Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Wolne? On… nie był dziś na komisariacie?
– Komisariacie? Mamo, o czym ty mówisz? Michał śpi w pokoju, przed chwilą się dopiero zwlókł z łóżka… Halo, mamo?!
– Kasiu… ja… – nie umiałam mówić. – Oddzwonię za chwilkę.
Rozłączyłam się i nagle wszystko zrozumiałam. Zostałam oszukana. Ten głos w słuchawce, ten chłopak pod klatką – to nie był nikt z policji, to nie był mój wnuczek. To był ktoś, kto dobrze wiedział, jak brzmi jego głos. Jak mówi do mnie. Jakich słów używa. Zatkało mnie. Świat zawirował. Przez moment nie wiedziałam, co się dzieje – jakby rzeczywistość nagle się rozsypała. Zadzwoniłam do Kasi ponownie.
– Mamo, co się dzieje? – zapytała natychmiast.
– Zabrali mi wszystko… Myślałam, że Michał potrzebuje pomocy… Oddałam im całą gotówkę… – i wtedy głos mi się załamał. – A to był zwykły oszust…
Łzy napłynęły mi do oczu
Jeszcze tego samego dnia Kasia zawiozła mnie na komisariat. Milczałyśmy w aucie. Tylko raz spojrzałam na nią kątem oka – miała zaciśnięte usta, a dłonie trzymała mocno na kierownicy.
– Nie jesteś na mnie zła? – spytałam cicho, prawie szeptem.
– Mamo… nie mogę być zła. Jestem wściekła. Ale nie na ciebie – odpowiedziała. – Na tych drani, którzy to zrobili. To wszystko jest tak podłe…
Na komisariacie przyjęła nas młoda policjantka. Usiadłam na krześle, wyciągnęła jakiś formularz.
– Proszę opisać wszystko, krok po kroku. Co pani usłyszała, jak wyglądał ten mężczyzna, kiedy i gdzie przekazała mu pieniądze.
– Zadzwonił… powiedział, że to Michaś. Że miał wypadek… Potem odezwał się policjant. Kaucja… 38 tysięcy. Przyszedł chłopak, młody, schludny, powiedział, że jest z komisariatu… Dałam mu torbę z pieniędzmi. Nawet nie spojrzałam na dokumenty. Bo po co? To przecież był policjant – mówiłam łamiącym się głosem.
Policjantka spoglądała na mnie z czymś na kształt współczucia. Pokiwała głową.
– Niestety, to bardzo częsty schemat. Oszuści są coraz sprytniejsi. Korzystają z internetu, podszywają się pod głosy, znają nazwiska… Starsze osoby są szczególnie narażone.
– Przecież nie jestem głupia… – szepnęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Nie jestem…
Kasia mocno chwyciła mnie za dłoń.
– Mamo, nikt tak nie myśli. Ty po prostu… jesteś dobra. I ci, co to zrobili, doskonale o tym wiedzieli.
A ja wtedy zrozumiałam, że nie straciłam tylko pieniędzy. Straciłam coś znacznie cenniejszego – spokój.
Uśmiechnęłam się smutno
Minęły dwa tygodnie. Z Kasią byliśmy już po trzech rozmowach z policją, ale nic nowego się nie wydarzyło. Powiedzieli, że sprawa jest w toku. Któregoś dnia przyszła do mnie sąsiadka z góry. Przyniosła domowy sernik.
– Ludzie mówią, że cię okradli… To prawda?
– Nie okradli, Basiu. Sama dałam im pieniądze. Bo myślałam, że Michaś wpadł w kłopoty – odpowiedziałam spokojnie.
– Jak to możliwe? Ty taka zawsze rozsądna… Ty się nawet na promocje w markecie nie dajesz nabrać!
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam siły tego już nikomu tłumaczyć.
– Bo to nie o pieniądze chodziło. Naprawdę myślałam, że wnuczek mnie potrzebuje. Że tylko ja mogę mu pomóc. Rozumiesz?
Basia spuściła wzrok.
– I co… Michał się odezwał?
– Przyszedł dzień po wszystkim. Z bukietem tulipanów. Stał w progu i płakał.
– A ty?
– A ja mu powiedziałam, że to nie jego wina. I że już nie wiem, komu wierzyć, jak nawet jego głos można dziś podrobić.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Oj… – Basia położyła mi dłoń na ramieniu. – Najważniejsze, że ty jesteś cała. Bo wiesz, serce babci – to najcenniejsze, co mają wnuki. Nawet jeśli czasem tego nie rozumieją.
Popłakałam się wtedy pierwszy raz naprawdę. Nie z żalu do siebie. Z żalu, że żyjemy w świecie, gdzie dobroć to słabość.
Straciłam coś więcej
Od tamtego dnia minęło kilka miesięcy. Nie odzyskałam pieniędzy. Policja przysłała jedno lakoniczne pismo, że „prowadzone są czynności”. Michał przychodził częściej. Przynosił ciastka, sam robił herbatę, nawet raz wyciągnął mnie do parku na spacer. Jednak między nami było już coś, czego wcześniej nie było – ostrożność. Jakbyśmy oboje bali się, że znowu coś się wydarzy.
– Babciu, ty naprawdę mi wybaczyłaś? – zapytał któregoś popołudnia, siedząc przy stole i kręcąc łyżeczką w herbacie.
– A co mam ci wybaczać, Michaś? To nie ty mnie okradłeś.
– Ale… przez to wszystko boisz się teraz świata. Nawet drzwi nie otwierasz obcym. Zamykałaś się przecież tylko na noc, a teraz i w dzień masz zasuwy.
Westchnęłam. Miał rację.
– Boję się. Ale nie ludzi, Michaś. Boję się swojej własnej naiwności. Tego, że przez chwilę chciałam być tą „niezastąpioną babcią”. I wiesz co? Może już nie chcę być niezastąpiona. Chcę tylko być… twoją babcią. Bez dramatów.
Podszedł i objął mnie mocno.
– Jesteś. Zawsze będziesz.
Nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam te pieniądze. Ale zaczynam odzyskiwać coś cenniejszego – spokój i zaufanie do tych, którzy naprawdę są moją rodziną. A dla tych, co chcą wykorzystywać czyjąś dobroć... mam tylko ciszę i zaciśniętą zasuwę w drzwiach.
Maria, 8o lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mam swoją rodzinę, ale mamusia zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Mąż się piekli, ale mam to gdzieś”
- „Rodzice chcieli ślubu, którego pozazdroszczą mi wszystkie sąsiadki. Szkoda, że nie dołożyli złamanego grosza”
- „Po wyjeździe z Warszawy znalazłam pracę i faceta marzeń. Tylko 1 szczegół dzielił mnie od sielanki na prowincji”

