„Myślałam, że po śmierci męża już nic mnie nie złamie. Wtedy odkryłam jego drugi telefon i największą tajemnicę”
„– To nie była moja wina – zaczęła w końcu. – Wiedziałam o tobie, ale nie przyszłam tu się tłumaczyć. Chciałaś prawdy, więc ci ją powiem. – Dziesięć lat – przerwałam jej. – Spał ze mną, wychowywał naszą córkę, a potem jechał do ciebie?”.

- Redakcja
Nie wierzyłam, że można naprawdę czuć fizyczny ból z tęsknoty. A jednak – po śmierci Pawła moje ciało drżało, serce nie chciało bić, a świat zniknął pod warstwą ciemności. Przez pierwsze tygodnie po pogrzebie nie opuszczałam łóżka. Tylko nasza córka Zosia trzymała mnie przy życiu – jej ciche "mamo, musisz jeść", "mamo, wyjdźmy na chwilę" było jak lina, którą wyciągała mnie z dna.
Z Pawłem byliśmy razem od studiów. Ponad dwadzieścia lat. Mój pierwszy, jedyny mężczyzna. Nikt nie umiał mnie tak rozśmieszyć, nikt nie znał moich lęków tak jak on. Wakacje nad jeziorem, wspólne gotowanie w sobotnie wieczory, długie rozmowy przy winie, kiedy Zosia już spała – to wszystko wciąż kręciło się w mojej głowie jak film, którego nie mogłam wyłączyć.
Mówią, że czas leczy rany. Kłamią. Czas tylko pozwala nauczyć się oddychać mimo bólu. Po dwóch miesiącach zaczęłam wstawać, myć włosy, chodzić do sklepu. Czułam, że może jeszcze kiedyś będzie normalnie. Ale wtedy... wtedy znalazłam ten drugi telefon.
Byłam w szoku
Układałam dokumenty w szufladzie, której nie otwierałam od pogrzebu. Segregator z polisą, notatnik z hasłami, zmięta kartka z listą zakupów… wszystko pachniało Pawłem. Usiadłam na podłodze, przytrzymując dłonią serce, które znowu zaczęło walić jak szalone. I wtedy, w kącie, pod kopertami, zobaczyłam go. Mały, czarny telefon. Inny niż ten, z którego dzwonił codziennie do mnie i Zosi.
– Co to za model? – mruknęłam, obracając go w dłoniach. Nie miał hasła. Ekran rozświetlił się bez oporu.
Na początku myślałam, że to służbowy. Paweł często mówił o „klientach, co dzwonią po godzinach”. Ale wystarczyły dwa kliknięcia, bym wiedziała, że to nie klienci.
– "Tęsknię za tobą, misiek" – przeczytałam, a świat jakby się zatrzymał.
Zdjęcie. Kobieta w czerwonej bieliźnie, uśmiechnięta. Kolejna wiadomość: "Maks pyta, kiedy znowu pojedziemy do domku".
– Nie… nie, to nie on – szepnęłam. – To musi być pomyłka.
Ale potem były kolejne: zdjęcia z plaży, urodzinowe torty, wiadomości głosowe z dziecięcym śmiechem. Zadrżały mi ręce. Telefon wypadł na podłogę. W tej samej chwili do pokoju weszła Zosia.
– Mamo, wszystko w porządku? Bo wyglądasz… jesteś blada jak ściana.
Zacisnęłam usta. Co miałam powiedzieć?
– Trochę się zakręciłam. To tylko… zdjęcia taty. – Skłamałam.
Uśmiechnęła się smutno, nie podejrzewając niczego. A ja poczułam, że wszystko, co wiedziałam o Pawle, zaczęło się kruszyć.
Musiałam poznać prawdę
W nocy nie spałam ani minuty. Przekładałam telefon z ręki do ręki, jakby miał mi sam wszystko wytłumaczyć. O drugiej nad ranem w końcu napisałam: „Kim jesteś? I skąd znasz Pawła?”
Odpowiedź przyszła rano. Jedno słowo: „Wiedziałam, że kiedyś się odezwiesz.”
Patrzyłam na ekran, niepewna, czy powinnam ciągnąć to dalej. Ale przecież nie mogłam już się wycofać.
„To jakiś żart? Bo jeśli tak, to bardzo głupi.”
„Nie żartuję. Wiem, kim jesteś, Aneto. Wiedziałam o tobie od początku.”
Zatkało mnie. Serce waliło jak młot. Wreszcie zadzwoniłam.
– Dzień dobry, tu Aneta… żona Pawła.
– Dzień dobry – odpowiedziała spokojny, kobiecy głos. – Karolina. Partnerka Pawła...
– Co to ma znaczyć? – wybuchłam. – Partnerka?! Przez ile? Dwa miesiące? Co on ci nagadał?
– Dziesięć lat. – Jej ton był bez cienia emocji. – Od dziesięciu lat byliśmy razem. Mamy syna. Ma na imię Maks. Ma osiem lat.
– Nie… – głos mi się załamał.
– Nie chciałam się odzywać. Ale skoro już wiesz… chyba powinnaś usłyszeć resztę.
Milczałam. Chciałam krzyczeć, rzucić telefonem. Ale zamiast tego zapytałam:
– Spotkaj się ze mną. Twarzą w twarz.
– Dobrze – odpowiedziała. – Jutro, kawiarnia „Na Rogu”. Godzina siedemnasta.
Rozłączyła się. Patrzyłam na ekran. W uszach wciąż brzmiały jej słowa: mamy syna.
Spotkałam się z nią
Przyszłam wcześniej. Siedziałam przy oknie z dłońmi zaciśniętymi na filiżance herbaty, której nawet nie tknęłam. Kiedy Karolina weszła, od razu wiedziałam, że to ona. Smukła, z prostymi włosami, ubrana zwyczajnie, ale z gustem. Miała w sobie pewność siebie. Jakby nie miała się czego wstydzić.
– Aneta? – zapytała cicho.
Skinęłam głową. Usiadła naprzeciwko. Przez chwilę milczałyśmy.
– To nie była moja wina – zaczęła w końcu. – Wiedziałam o tobie, ale nie przyszłam tu się tłumaczyć. Chciałaś prawdy, więc ci ją powiem.
– Dziesięć lat – przerwałam jej. – Spał ze mną, wychowywał naszą córkę, a potem jechał do ciebie?
– Nie zawsze. Spotykaliśmy się głównie w weekendy, kiedy mówił, że jest w delegacji. Mieliśmy „nasz” domek pod Kazimierzem. Tam był z nami. Ze mną i Maksem.
Wyjęła z torebki gruby plik zdjęć. Paweł, uśmiechnięty, trzymający chłopca za rękę. Paweł nad jeziorem. Paweł z tortem.
– To urodziny Maksa. – Podsunęła mi jedno zdjęcie. – Siódme. Paweł sam piekł tort.
Zamarłam. Przez gardło nie przeszło mi ani słowo.
– On był z tobą wtedy… – szepnęłam. – Tego dnia miał być na szkoleniu.
– Nigdy ci nie powiedział? – Karolina popatrzyła na mnie jak na dziecko, które jeszcze wierzy w bajki. – Paweł był mistrzem w dzieleniu życia. Umiał być cudownym ojcem i kochankiem. Tylko nie potrafił wybrać.
– Wybrał – powiedziałam z goryczą. – Zginął, wracając do domu. Do mnie.
Miałam mętlik w głowie
Nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Wszystko było jak przez mgłę. Drzwi się otworzyły, buty spadły gdzieś przy progu, płaszcz zsunął się na podłogę. Usiadłam na kanapie, z twarzą w dłoniach. Łzy nie leciały. Nie było ich. Była tylko pustka. Bezkresna, zimna, przerażająca pustka.
– Mamo? – Zosia stała w drzwiach pokoju. – Ty płakałaś?
Pokręciłam głową. Chciałam skłamać, zbyć ją, ale… nie dałam rady.
– Muszę ci coś powiedzieć – szepnęłam.
Usiadła obok, zaniepokojona. Wzięła mnie za rękę.
– Chodzi o tatę, prawda?
Skinęłam głową.
– On miał drugą rodzinę. Kobietę. I… dziecko. Chłopca. Ma na imię Maks. Ma osiem lat.
Zosia zamarła. Patrzyła na mnie, jakby nie rozumiała słów, które wypowiadam.
– Co ty mówisz? – zapytała cicho. – Przecież… tata?
– Przez dziesięć lat – powiedziałam, głos mi drżał – był z nią. I ze mną. Dzielił życie na pół.
Zosia milczała. W końcu wstała, podeszła do okna.
– Wiesz, co jest najgorsze? – odezwała się. – Że ja go nadal kocham. I nie wiem, co z tym zrobić.
– Ja też – wyszeptałam. – Ale już nie wiem, kogo kochałam.
Chciałam poznać syna męża
Zgodziłam się. Chciałam go zobaczyć. Tego chłopca, który był synem mojego męża. Nie wiem, czego się spodziewałam – że go znienawidzę? Że poczuję do niego litość? Że ucieknę?
Weszłam do kawiarni. Karolina już tam była, Maks siedział przy stoliku, bujał nogami i popijał kakao. Gdy podniosłam na niego wzrok… coś mnie ścięło. Te oczy. Takie same jak Pawła. Te same brwi, ten sam lekko przekorny uśmiech, kiedy zauważył mnie i schował buzię za kubkiem.
– Maks, to jest pani Aneta – powiedziała spokojnie Karolina.
Maks uśmiechnął się niepewnie.
– Dzień dobry.
– Cześć – odpowiedziałam i usiadłam.
Rozmawialiśmy o książkach. O szkole. O Lego. Był miły, mądry, grzeczny. Dziecko. Nie potwór. Nie zagrożenie. A ja… czułam, jak rozrywa mnie na pół. Bo nie potrafiłam go znienawidzić. Ale nie umiałam go też pokochać.
Gdy Maks poszedł do toalety, spojrzałam na Karolinę.
– Wiedziałaś, że Paweł mnie oszukuje. I nadal z nim byłaś.
– Wiedziałam. I każdego dnia miałam nadzieję, że mnie wybierze. Ale… nigdy tego nie zrobił. Po prostu dzielił siebie, jakby to było normalne.
– A jednak zostałaś – powiedziałam.
– Bo go kochałam. Głupio, naiwnie. Wiesz, może my obie byłyśmy tylko połową jego życia.
Zamilkłyśmy. A ja pomyślałam: może on nigdy nikogo nie kochał naprawdę.
Aneta, 46 lat
Czytaj także:
- „Po ślubie mąż zażądał, żebym zrezygnowała z pracy. Dla niego kobieta ma wartość tylko wtedy, kiedy stoi przy garach”
- „Na spotkaniach klasowych udawałam bogatą bizneswoman. Pieniądze kocham, ale niestety bez wzajemności”
- „Myślałam, że po mężu została mi tylko żałoba. Jednak w tajemniczej kopercie kryło się o wiele więcej”

