„Myślałam, że mój mąż zdradził mnie tylko raz i mu wybaczyłam. Szybko udowodnił, że nie zasługuje na drugą szansę”
„Po tamtym lecie wszystko na zewnątrz wyglądało jak dawniej. Chodziliśmy razem na zakupy, gotowaliśmy obiady, jeździliśmy do teściów w niedzielę. Krzysiek był bardziej zaangażowany, częściej się przytulał, kupował kwiaty bez okazji. Czasem myślałam: może ta zdrada naprawdę była mu potrzebna, żeby zrozumiał, co ma”.

- Redakcja
Zdrada boli. Nawet jeśli wybaczysz, nawet jeśli próbujesz zapomnieć – to uczucie nie znika. Wciąż gdzieś w środku czujesz, że coś się skończyło, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Tak właśnie było ze mną. Gdy dowiedziałam się o pierwszej zdradzie mojego męża, świat mi się zawalił. A mimo to... dałam mu drugą szansę. Chciałam wierzyć, że to był tylko jeden raz, że każdy może się potknąć. Że warto walczyć o rodzinę. Ale szybko przekonałam się, że nie każdy potrafi dobrze wykorzystać zaufanie, które dostaje ponownie.
Trudno było mu wybaczyć
Było lato. Pamiętam, bo dzieci wyjechały wtedy na kolonie, a my mieliśmy ten tydzień tylko dla siebie. Planowaliśmy kino, wspólne kolacje, może krótki wypad nad jezioro. Zamiast tego, ja spędziłam dwa dni płacząc na podłodze w łazience, a on – tłumacząc się i przysięgając, że to był tylko jeden raz.
– Iza, proszę cię... To nic nie znaczyło. To był moment słabości, głupoty... – mówił, trzymając mnie za ręce, jakby to miało cokolwiek naprawić.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć, że to właśnie mój mąż. Człowiek, z którym dzieliłam życie, z którym miałam dzieci, kredyt i wspólne święta. Wszystko runęło, bo nie potrafił powiedzieć „nie” jakiejś obcej kobiecie. Zdradził mnie z koleżanką z pracy. Podobno było to po firmowej integracji. Wino, hotel, chwila zapomnienia. A potem kilka tygodni kłamstw, aż w końcu sama znalazłam wiadomości w jego telefonie.
– I co teraz? – spytałam wtedy, trzymając telefon z dowodami w dłoni. – Co teraz, Krzysiek?
Płakał. Prosił. Mówił, że nas kocha, że tego żałuje, że był idiotą. I ja... mu wybaczyłam. Bo wierzyłam, że to naprawdę był tylko ten jeden raz. Chciałam wierzyć, że jeszcze da się to posklejać. Miałam nadzieję, że wyciągnął wnioski. Że zrozumiał. I że teraz będzie inaczej. Nie wiedziałam, że to dopiero początek.
Szczęście na pozór
Po tamtym lecie wszystko na zewnątrz wyglądało jak dawniej. Chodziliśmy razem na zakupy, gotowaliśmy obiady, jeździliśmy do teściów w niedzielę. Krzysiek był bardziej zaangażowany, częściej się przytulał, kupował kwiaty bez okazji. Czasem myślałam: może ta zdrada naprawdę była mu potrzebna, żeby zrozumiał, co ma.
Ale coś we mnie już się nie kleiło. Uśmiechałam się do ludzi, do dzieci, do niego – ale nie ufałam. Gdy wracał późno z pracy, nie umiałam spokojnie zasnąć, dopóki nie usłyszałam klucza w zamku. Gdy odbierał telefon i wychodził do drugiego pokoju, udawałam, że tego nie zauważam. Ale zauważałam. Wszystko.
– Kochanie, czemu jesteś taka spięta? Przecież już o tym rozmawialiśmy – mówił czasem z wyraźnym zmęczeniem w głosie.
Nie miałam siły tłumaczyć, że pewnych rzeczy nie da się tak po prostu przegadać. Że zdrada to nie rozlana kawa, którą wystarczy wytrzeć. Minęło kilka miesięcy. Dzieci wróciły do szkoły, ja do pracy. Krzysiek znów miał swoje wyjazdy służbowe, konferencje, nagłe spotkania. Powtarzałam sobie, że nie mogę być paranoiczką, że trzeba mu zaufać, bo inaczej to wszystko nie ma sensu.
A potem zobaczyłam, jak wychodzi z pracy i... od razu wsiada do auta z jakąś kobietą. Nie zauważyli mnie. Odjechali. Nie zrobiłam wtedy nic. Wróciłam do domu, ugotowałam makaron i podałam dzieciom obiad. A w środku miałam już pewność, że to wcale nie koniec.
Znaków było wiele
Zaczęłam obserwować. Nie jak detektyw – bardziej jak kobieta, która już raz została oszukana i nie chce dać się zrobić w balona po raz drugi. Krzysiek mówił, że spotkanie się przedłużyło, a ja widziałam, że jego koszula była rozpięta o jeden guzik za dużo. Że zapach jego wody kolońskiej był świeży, jakby się nią psiknął tuż przed wejściem do domu.
– Wyglądasz jakbyś mi nie wierzyła – rzucił kiedyś, patrząc na mnie z wyrzutem.
– Bo coraz częściej naprawdę ci nie wierzę – odpowiedziałam spokojnie.
Zamilkł. Odwrócił się i wyszedł z kuchni, jakby to ja zrobiła coś złego. Jakbym ja była tą, która coś psuje. Wrócił dopiero po godzinie, udając, że nic się nie stało. Potem przyszła sobota. Krzysiek miał iść do pracy, ale telefon zadzwonił koło ósmej. Usłyszałam, jak mówi:
– No nie dzisiaj, przecież mówiłem!
Potem cisza. Gdy wrócił do kuchni, był blady.
– Muszę jechać, szef mnie wzywa – mruknął.
Nie odpowiedziałam. Tylko spojrzałam na niego długo. Zawahał się przez chwilę, po czym wyszedł. Tego dnia wzięłam jego stary laptop, który leżał w szafie od miesięcy. Włączyłam go. Hasło było nadal to samo. Poczta, Facebook, jakieś foldery... Znalazłam więcej, niż chciałam. Zdjęcia. Wiadomości. Całą historię.
Wyszło szydło z worka
Przez dwie godziny czytałam wszystko, co zostawił po sobie na tym komputerze. Miał tam zsynchronizowaną pocztę, stare czaty, zdjęcia, których nawet nie próbował ukryć. Dziewczyna z pracy. Ta sama, z którą widziałam go wtedy w aucie. Młodsza ode mnie, długie blond włosy, uśmiechnięta. Nie wyglądała jak femme fatale. Raczej jak ktoś, komu się wydaje, że wygrał los na loterii.
Wiedziałam wszystko: gdzie się spotykali, jak nazywała się jej suczka, co jadła na lunch. On pisał do niej z czułością, której już dawno nie słyszałam w naszym domu.
– Wiesz, Iza się domyśla. Ale nie ma dowodów. Będę ostrożniejszy – napisał do niej dwa tygodnie wcześniej.
Tego wieczoru nie czekałam na jego powrót. Położyłam dzieci spać, spakowałam torbę i pojechałam do mamy. Nie zostawiłam karteczki. Nie pisałam SMS-a. Po prostu zniknęłam z jego życia tak cicho, jak on wyprowadził się z naszego serca. Dopiero następnego dnia zadzwonił.
– Iza, gdzie ty jesteś? Co się dzieje?
– Wiesz doskonale – powiedziałam. – Znalazłam wszystko.
– Poczekaj, ja ci wszystko wyjaśnię…
– Nic już nie musisz wyjaśniać. To się nie wydarzyło raz. To nie był błąd. Ty po prostu jesteś taki. I wiesz co? Żałuję, że dałam ci drugą szansę. Bo zmarnowałeś ją dokładnie tak samo, jak pierwszą.
Rozłączyłam się. I wtedy pierwszy raz od dawna poczułam spokój.
Wybaczyłam ostatni raz
Po tamtej rozmowie nie wróciłam do domu przez trzy tygodnie. Mama przyjęła mnie z otwartymi ramionami, choć widziałam w jej oczach pytanie, które bała się zadać: czy znów mu wybaczysz? Krzysiek dzwonił codziennie. Pisał, błagał, że to się już skończyło, że był głupi, że nie wiedział, co traci. Że zrozumiał dopiero wtedy, gdy mnie naprawdę stracił.
– Przyjdź, pogadajmy – napisał któregoś dnia.
Zgodziłam się. Nie dlatego, że chciałam wracać. Ale potrzebowałam tej rozmowy, żeby zakończyć wszystko w sobie. Spotkaliśmy się w parku, jak kiedyś. On usiadł obok mnie, zgarbiony, jakby coś go naprawdę bolało.
– Iza, ja naprawdę cię kocham. Nie wiem, co się ze mną stało. Ta dziewczyna... To nie miało znaczenia.
– Dla mnie miało. Bo znów zniszczyłeś to, co udało się poskładać. I zrobiłeś to z pełną świadomością – spojrzałam mu prosto w oczy. – Ale wiesz co? Wybaczam ci.
Zamarł.
– Naprawdę?
– Tak. Ale to nie znaczy, że do ciebie wracam. Wybaczam ci nie dla ciebie – tylko dla siebie. Żebym mogła iść dalej i nie nosić w sobie tej złości, bólu, pogardy.
Złapał mnie za rękę. Odsunęłam się.
– To już ostatni raz. Nie będziesz miał trzeciej szansy. A tak naprawdę... drugiej też nie wykorzystałeś.
Wstałam. I poszłam przed siebie. Bez płaczu, bez słów. Tylko z jednym uczuciem – że jestem gotowa zacząć wszystko od nowa. Sama.
Nowa ja, bez niego
Wróciłam do naszego domu, ale już nie jako żona. Weszłam, zapakowałam resztę rzeczy, porozmawiałam z dziećmi i bez zbędnych tłumaczeń powiedziałam, że będziemy teraz mieszkać u babci. Żadne z nich nie płakało. Może czuły, że ta cisza między mną a Krzyśkiem już dawno była głośniejsza niż jakiekolwiek kłótnie. On nie protestował. Patrzył tylko, jak wynoszę walizki. Nawet nie próbował zatrzymać. I dobrze. Bo niczego więcej od niego nie chciałam.
Dzisiaj mija pół roku od tamtego dnia. Znów jestem spokojna. Nie dlatego, że życie nagle stało się łatwe. Ale dlatego, że nie muszę już nikogo podejrzewać, udawać, że wszystko jest dobrze, uśmiechać się przez łzy. Zaczęłam terapię. Odważyłam się na nową pracę. Nie jestem jeszcze całkiem „po drugiej stronie”, ale z każdym dniem czuję, że odzyskuję siebie. Nie tę kobietę sprzed zdrady – bo ona była naiwna, ufna, za bardzo wyrozumiała. Odzyskuję nową wersję siebie. Taką, która zna swoją wartość.
Krzysiek czasem dzwoni. Mówi, że tęskni, że jest sam, że nikt go tak nie rozumiał jak ja. Ale ja już nie jestem tą, która rzuca się z serwetką, by ocierać jego łzy. Każdy sam ponosi konsekwencje swoich decyzji. Druga szansa to przywilej, nie obowiązek. A on tego nie zrozumiał. Więc teraz ja wybieram życie – bez niego.
Iza, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mam dosyć bycia służącą mojego męża i dzieci. Coraz częściej mam ochotę wyjść i nigdy nie wracać”
- „Mój mąż rwał się do sąsiadki jak do zbierania śliwek. Z boku patrzyłam jak robi z siebie pajaca”
- „Mam męża, ale czuję się jak singielka. Jego wyjazd z kolegami w góry wyczerpał moją cierpliwość”

