Reklama

Olek zawrócił mi w głowie od pierwszej chwili. Spojrzałam na niego i już wiedziałam, że to ten jedyny. To z nim chciałam spędzić resztę życia, choć z początku obserwowałam go tylko z daleka i robiłam na jego temat obszerny research. Wychodziło mi z niego, że jest prawdziwym ideałem. Niczym w tych wszystkich filmach romantycznych, które namiętnie oglądała moja młodsza siostra. Ja oczywiście nie sądziłam wówczas, że znalezienie takiego nierzeczywistego faceta jest w ogóle możliwe. A jednak pojawił się na mojej drodze.

Pierwsze spotkanie zaaranżowałam sama. Wtedy tak tego nie odbierałam, ale gdy patrzę na to teraz, przez pryzmat czasu, mam świadomość, że nie było w tym żadnej jego zasługi. Wtedy jednak byłam nim oczarowana. Jedna randka za drugą i naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Chodziliśmy ze sobą i wszyscy wokół zazdrościli nam „pięknej, trwałej relacji”. A ja… no cóż, nie posiadałam się z dumy.

Cieszyłam się, gdy mi się oświadczył

Trochę na to musiałam poczekać, ale rodzice uspokajali mnie, że to zwykle trochę trwa i to po prostu ja jestem przesadnie niecierpliwa.

Nie ma co się spieszyć – przekonywała mama. – Im dłużej się znacie, tym większa szansa, że to będzie poważny związek i żadnemu z was się nie odwidzi.

– Mama dobrze mówi – poparł ją natychmiast tata. – Z niego dobry chłopak jest, to i myśli o tomie od dłuższego czasu. A jak będzie gotowy, to zaproponuje ci ślub.

No i zaproponował, a ja totalnie wsiąkłam we wszelkie przygotowania. Pomagała mi nie tylko siostra, ale i najbliższe przyjaciółki, które twierdziły, że zazdroszczą mi szczęścia. I ja właśnie taka się wtedy czułam – szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Nie zastanawiałam się nad tym, co będzie dalej, bo przecież nie mogło być źle. Nie z moim idealnym Olkiem.

Lata mijały, a my byliśmy razem. Oboje zgodnie postanowiliśmy, że nie będziemy mieć dzieci. On za nimi nie przepadał, ja z kolei nie znajdowałam w sobie za grosz matczynego instynktu. Rodzina nie do końca to rozumiała, ale z czasem odpuścili trucie i mogliśmy żyć dokładnie tak, jak chcieliśmy.

Chwaliłam się wszystkim

Cieszyłam się wspaniałym życiem. Niejednokrotnie słuchałam o rozwodach znajomych, którzy byli niedopasowani i czułam ulgę na myśl, że my z Olkiem jesteśmy dla siebie stworzeni.

Wciąż czuję się jak świeżo zakochana – przekonywałam przyjaciółki, gdy pytały, jak mi się układa z Olkiem. – Doskonale się rozumiemy, wciąż chodzimy w wiele fajnych miejsc i upływ czasu nie ma w ogóle żadnego znaczenia. Tak jakby nie istniał.

– Niektórym to się po prostu udaje – westchnęła jedna z moich przyjaciółek, Ula. – Trafiło ci się naprawdę z tym ślubem.

– No, Olek to świetny facet – poparła ją Agata. – Teraz to ze świecą takich szukać. Albo się lenią, albo łażą ciągle z kumplami, albo zdradzają.

– My nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieć takich problemów – stwierdziłam z przekonaniem. – Jesteśmy… wiecie, trochę jak przyjaciele, na dobre i na złe. Nie ma się więc co martwić.

Dziewczyny oczywiście potakiwały, dalej rozpływając się nad moim małżeństwem. Gdyby tylko wiedziały, z jak wielkim oszustem miałyśmy do czynienia…

Znalazłam drugi telefon

Oczywiście, dalej żyłam w przeświadczeniu, że Olek jest najlepszym w życiu, co mi się przytrafiło. Zwłaszcza że wciąż dbał o jakieś drobiazgi – kupował mi prezenty bez okazji, przynajmniej raz w miesiącu zapraszał na obiad do restauracji, często wychodziliśmy też razem do kina. Przy nim wciąż czułam, że żyję i chciało mi się wracać do domu z pracy, choć swoje obowiązki zawodowe też przecież lubiłam.

Wszystko trwałoby pewnie niezmiennie jak dotąd, gdybym któregoś dnia nie weszła do jego gabinetu po jakieś papiery. Jego najbliższy przyjaciel przyjechał po nie, bo podobno Olek zapomniał mu je przekazać. Wiedziałam, że ostatnio pracował u siebie, więc postanowiłam zajrzeć tam w pierwszej kolejności.

Kiedy otworzyłam szufladę biurka, zauważyłam tam telefon, którego nigdy dotąd nie widziałam. Zdziwiłam się trochę, bo Olek nic mi nie wspominał, żeby miał jakiś dodatkowy służbowy aparat, a my przecież mówiliśmy sobie o wszystkim. Nie wiem, co mnie wtedy tknęło, ale wzięłam komórkę do ręki i odblokowałam. Na szczęście nie miała żadnego dodatkowego hasła.

Mąż mnie zdradzał

Na wyświetlaczu zobaczyłam jakąś kobietę. Była uśmiechnięta i posyłała całusa w stronę obiektywu. To trochę mnie zaniepokoiło. Jakieś przeczucie nakazało mi wejść w galerię zdjęć, a tam zobaczyłam coś, co niemal zwaliło mnie z nóg. Patrzyłam na te zdjęcia i nie wierzyłam. To naprawdę był mój Olek! Z jakąś kobietą, której nawet nie znałam! W życiu nie podejrzewałabym, że będę kiedyś oglądać go z inną uwieszoną na jego szyi! I to jeszcze w miejscu publicznym! Przecież wszyscy mogli to zobaczyć!

Więc miał kogoś. Kobietę poza mną. Tyle był wart. Tyle znaczyła dla niego wierność. A ja… ja miałam go za ideał. Za prawdziwy skarb. W tamtej chwili jeszcze nic z tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam, po co w ogóle były mu te fotografie. Po co robił z nią sobie selfie i miał je na drugim telefonie. Wiedziałam jednak na pewno, że nasze cudowne małżeństwo było tylko mrzonką.

Nie wiem, co teraz będzie

Minął tydzień, odkąd znalazłam te zdjęcia. Nie powiedziałam o niczym Olkowi i biję się z myślami, co zrobić. Z jednej strony jestem wściekła i czuję się oszukana, z drugiej… wciąż go kocham. Pytanie tylko, czy on czuje jeszcze cokolwiek do mnie. Jak się dowiedziałam od jednego z jego usłużnych znajomych, fotografie robił po to, by chwalić się swoją „modeleczką”, jak nazywał zjawiskową kochankę, młodszą ode mnie o blisko dziesięć lat.

Obecnie nie umiem nawet powiedzieć o wszystkim przyjaciółkom. Chyba boję się tego „a nie mówiłam?” i szeregu oceniających spojrzeń. Nagle okazało się, że moje życie nie ma żadnego sensu, a ja nie wiem kompletnie, co z tym zrobić. Czy próbować czegoś nowego? A może usiłować ratować to, co jeszcze zostało z tej obecnej farsy? Wiem, że czeka mnie rozmowa z mężem. Tylko jeszcze nie dziś. Najpierw muszę się do niej po prostu dobrze przygotować.

Marianna, 37 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama